25. kolejka była zaskakująco przewidywalna. Gdyby w piątek ktoś pokusił się o wytypowanie jej wyników na podstawie potencjału drużyn, a dodatkowo pomógł sobie 1. Z przebiegu całego sezonu można było zauważyć pewne prawidłowości, ale nie zawsze stały za nimi racjonalne przesłanki, więc też trudno na nich do końca polegać. To, że Barcelona i Real wygrywają zawsze, chyba że grają ze sobą, nikogo specjalnie nie dziwiło. Mourinho ma co prawda drużynę bez porównania mniej zgraną i mniej opierzoną niż Guardiola, ale okazało się, że wystarczał mu Ronaldo z domieszką talentu reszty drużyny, żeby punktować tak samo skutecznie jak przed rokiem Pellegrini. A Pelle dość szybko mógł się przecież skupić tylko na lidze. Przypadki innych drużyn w parze z rozsądkiem idą już mniej chętnie. Atletico, które przed sezonem typowano do szarży na duopol Realu i Barcelony, popadło w zapaść, której do dziś chyba nikt do końca nie rozumie. Quique Sanchez Flores nie tylko nie stracił kluczowych piłkarzy, ale dostał jeszcze dwóch sprawdzonych obronców: Godina i Filipe Luisa. Z nimi czy bez, drużyna grała jednak fatalnie, przegrywając chyba z każdym, z kim się dało. W marszu wstecz, kroku dotrzymała im chyba tylko Sevilla, której blask pomału przygasał, ale jej piłkarski potencjał sugerował przynajmniej walkę o Ligę Mistrzów. Valencia zaskakiwała parę razy. Najpierw wysoką formą pomimo Najciekawszym fenomenem okazała się jednak Tak więc, poza spodziewaną dominacją gigantów, La Liga wyglądała na dość zwariowaną. Do pełni obrazu można dodać jeszcze osiągnięcia Katalończyków z Espanyol czy Basków z Bilbao i Sociedad, którzy rozgrywają w zasadzie dwie osobne ligi: jedną u siebie, drugą na 2. Atletico 2-2 Sevilla W hicie weekendu spotkały się dwa wielkie rozczarowania: Atleti i Sevilla. Być może obie drużyny zwietrzyły szanse na poprawienie wrażenia, jakie w tym sezonie robi ich gra, bo w tym dość prestiżowym meczu zagrały na miarę oczekiwań i stworzyły dobre, emocjonujące widowisko. Gorące wsparcie kibiców na Calderonuskrzydliło szczególnie wychowanka Koke, który dopiero w tym sezonie wchodzi do pierwszej drużyny, ale zdążył już pokazać przebłyski talentu. Quiqe Sanchez Flores - przynajmniej dopóki pozostaje na stanowisku - bardzo potrzebuje skrzydłowego, który umie pociągnąć grę drużyny do przodu. Od pewnego czasu jego pomoc opiera się tylko na jednej nodze - Reyesie - i często zdarza jej się potykać. Po słabej rudznie Simao i jego odejściu do Turcji, Juanfran miał dodać drużynie nowej energii. Trener zdaje mu się jednak nie ufać, więc eksplozja Koke przychodzi w samą porę, by spróbować uratować ten sezon i awansować do europejskich pucharów. Także Sevilla może zapisać sobie ten mecz na plus. W meczach z rywalami równym lub większym potencjałem, Andaluzyjczycy dużo się dotąd 'wycierpieli', jakby napisała hiszpańska prasa. Swój wkład w ten mały sukces miał Rakitić, którego może okazać się dla ekipy Manzano tym, kim Koke dla Floresa. Pomocnik kupiony w styczniu z Schalke to rozgrywający, a na tej pozycji w Sevilli nie mieli nikogo kompetentnego od lat. Ostatnio do pomocy cofał się Kanoute i nawet nieźle tam sobie radził, ale cóż z tego, skoro znów zmogła go kontuzja. Chorwat na razie strzelił dwa gole w czterech ligowych występach. Dla obu drużyn jest więc nadzieja na powrót do jakiej takiej wielkości. Ale też dla obu pozyskanie jednego dobrego zawodnika to dopiero pierwszy krok. Decyzje będą musiały zapaść odnośnie długofalowej strategii, a także obsady ławki trenerskiej. Na razie ani Flores ani Manzano nie mogą spać spokojnie. 3. Na ostatnich trzech miejscach lokują się Almeria, Malaga i Zaragoza. Najdalej od spadku mamy Levante, Deportivo i Herculesa. Pierwsze trzy wymienione kluby zdążyły już zmienić trenera, drugie trzy trwają przy szkoleniowcach z początku sezonu. Pobieżny wniosek jest oczywisty. W czasach zawirowań, lepiej nie wykonywać gwałtownych ruchów. Ta mądrość - o ile to mądrość - niekoniecznie jest dewizą prezesów z Levante, La Corunii, Alicante. Dewizą, której trzymaliby się mimo przeciwności. W ich klubach stałość, kontynuacja, wynikają z konieczności. Cnota wzajemnego zaufania w pewnym sensie wyrosła z biedy bliskiej bankructwu - na zmiany zwyczajnie nie było pieniędzy. 4. Levante 2-1 Osasuna bramki: Ballestros 45', Caicedo 50' - Pandiani 41' I tak, Levante, które ostatnio na własnym 5. Hercules 0-0 Getafe czerwona kartka: Pulhac 90' (Hercules) Pozostałe drużyny, które nie skazały swoich trenerów na ścięcie także poradziły sobie nieźle. Hercules zatrzymał lepiej stojące w tabeli Getafe i z punkciku może się cieszyć. Skład drużyny z Alicante ma podobny przekrój do składu Levante, czyli opiera się na bardzo doświadczonych - złośliwi powiedzą, że starych - piłkarzach, którzy w innej drużynie Primera mogliby nie znaleźć miejsca. Różnica między obu beniaminkami polega na kilku klasowych wzmocnieniach, które dyrektorzy Herculesa zdołali swojej drużynie zapewnić. Podziwiając ich menedżerską obrotność, można było jednocześnie się zastanawiać, skąd stać ich było na takie gwiazdy jak Trezeguet, Valdez czy Drenthe. Dziś już wiemy, że nie było ich stać. Stąd opóźnienia w wypłacie pensji i protesty zawodników pod koniec rundy jesiennej. I jak skończyły się pieniądze, tak też zaczął kończyć się wpływ wielkich nazwisk na grę drużyny. Tylko Trezeguet zagrał przeciw Getafe. Valdez wciąż ma problemy z kontuzjami, a Drenthe najchętniej wróciłby już do Madrytu. Nie wiadomo jednak, po co. Dla Getafe bezbramkowy remis to też nie jest zły wynik. Klub ma minimalne szanse na grę w Lidze Europy i w praktyce nie walczy już o nic. Wciąż mogą być groźni, zwłaszcza u siebie, ale tym razem nie zagrozili poważnie bramce Calataydua. 6. Deportivo 0-0 Real Madryt Idąc dalej, wynik i postawę Deportivo znają wszyscy madridistas i chociaż mogą być rozczarowani stratą punktu Królewskich, nie da się zaprzeczyć, że zespół Lotiny ciężko na remis zapracował. Można mieć sympatię dla tego trenera, który jeszcze po porażce 1-6 w meczu na Bernabeu półżartem wspominał na konferencjach o myślach samobójczych, a jednak zdołał wyciągnąć drużynę z ostatniego miejsca i sprawić, by strzelała gole, choćby to miał robić bramkarz, jak to było przed tygodniem. Deportivo to przykład drużyny, która niezgnębiona nerwowymi ruchami zarządu skorzystała na zmienności fortuny i zaczęła wygrywać mimo braku wzmocnień. 7. Sporting 0-0 Zaragoza W podobnej sytuacji znajduje się Sproting Gijon, również prowadzony przez trenera sympatycznego, choć przezentującego bardziej rubaszne poczucie humoru niż Lotina. Choć niektórym kibicom Realu Preciado wciąż może się kojarzyć przede wszystkim z pyskówkami z Mourinho, to w swoim mieście jest ceniony jak mało który trener. W sobotę z jego drużyną zremisowała Zaragozą, ale wcześniej to samo spotkało Barcelonę i Villarreal. Sporting, w tabeli na równi z Osasuną, pewnie będzie drżał o swój los do samego końca sezonu, ale El Molinon, wraz ze swoimi fanatycznymi kibicami będzie tym trudniejszym terenem do zdobycia. 8. Malaga 3-1 Almeria bramki: Maresca 53', Rondon 79', Juanmi 90' - Fenghouli 9' Malaga, która wśród słabeuszy jest bogaczem, wreszcie zrobiła to, na co czekali jej fani, a czego przestali się już spodziewać bezstronni obserwatorzy. Wygrała. Te trzy punkty są tym cenniejsze, że odebrane sąsiadowi w tabeli, Alemrii. Obie drużyny zamieniły się po tym meczu miejscami. Ale mimo że w poniedziałek w Różanym Ogrodzie gospodarze mogli się cieszyć zwycięstwem po raz pierwszy od dwóch miesięcy, okoliczności nie napawają przesadnym optymizmem. Zaczęło się bowiem jak zwykle, od ataków drużyny Pellegriniego, ładnej gry, szybkiej wymiany piłki i... straty gola. Normalnie, w takiej sytuacji Malaga zbierała się na wysiłek, by wyrównać, po czym znów traciła głupią bramkę. Ten schemat mógł się powtarzać dowolną ilość razy (tak jak w porażce 3-4 z Valecnią), ale w efekcie i tak przegrywała. Czasem, kiedy zdarzyło jej się wyrównać tuż przed końcem, zgarniała jeden punkt, ale nigdy trzy. Tym razem Andaluzyjczycy do swojej konsekwentnej gry do przodu dołożyli nieco szczęścia, bo za dyskusyjny faul na Eliseu z boiska wyleciał Ulloa. Nie znaczy to bynajmniej, że Almeria mimo to nie miała swoich szans. Piatti trafił w słupek, potem to samo zrobił Crusat. Ale Malaga gola nie straciła. Żeby było piękniej, sędzia usunął kolejnego piłkarza gości, Lunę, za zagranie ręką. Teraz było już wiadomo, że ekipa Pellego tego nie zawali. Zwłaszcza, że wygrywali już 2-1. Trzecie trafienie dołożył jeszcze gołowąs Juanito i na stadionie zapanowała euforia. Szczęście wreszcie uśmiechnęło się do Malagi. Czy to będzie oznaczać dla nich odmianę losu w kolejnych meczach, za wcześnie wyrokować. To zwycięstwo było warunkiem koniecznym do utrzymania, ale nie musi być wystarczającym. 9. Mallorca 0-3 Barcelona bramki: Messi 38', Villa 57', Pedro 66' Zaskoczyła także Barcelona. Robiąc to, co robi bez przerwy przez cały sezon, czyli wygrywając. Wielu ekspertów spodziewało się, że pod nieobecność czterech kluczowych ogniw - Valdesa, Xaviego, Daniego Alvesa i Puyola - kolektyw Guardioli przynajmniej ukaże jakieś pęknięcie, o rozpadzie nawet nie wspominając. Kibice Realu też na to mocno liczyli, dopisując sobie zawczasu trzy punkty z La Corunii. Ale Barcelona dała kolejny popis, w którym każdy z tria: Messi, Villa, Pedro zaliczył po jednym trafieniu. Mallorca nie przeszkadzała mistrzom zbytnio, wszyscy chyba spodziewali się po niej więcej, ale niewiele to zmienia. Lider pokazał po raz kolejny, że nie zamierza zwalniać tempa, nawet jeśli rozsądek mówi, że nie da się być bezbłędnym przez tyle tygodni, że kryzys musi w końcu przyjść. Ale nie wykluczone, że Barcelona właśnie jest w kryzysie i z tygodnia na tydzień będzie grać coraz lepiej. 10. Athletic 1-2 Valencia bramki: Llorente 15', - Mata 71', Jonas 81' Wreszcie, ostatnią drużyną, która zrobiła to, czego już pomału przestawano od niej oczekiwać jest Valencia.Los Ches pokonali na wyjeździe Athletic, grający w tym roku kalendarzowym bardzo dobrze. Po bramce Llorente wydawało się, że Nietoperze wyżej już nie wzlecą, a jednak późne trafienia Maty i Jonasa dały im tłuste trzy punkty. Zwycięstwo na trudnym terenie w Bilbao może być sygnałem, że Unai Emery mimo swych nieustających rotacji (a może jednak dzięki nim, kto by to wiedział...) dorobił się na Mestalla drużyny na poziomie europejskim. Jego podopieczni nie przegrali w lidze już od grudnia, co jest osiągnięciem na miarę trzeciej siły w Hiszpanii. Kolejny sprawdzian czeka go już w środę, przeciw Barcelonie, ale najważniejszy będzie i tak rewanż z Schalke w Lidze Mistrzów. W Gelsenkirchen obecna Valencia może zdać maturę - pokazać, że nie tylko ma potencjał, ale też potrafi go maksymalnie wykorzystać kiedy trzeba. Pechowo, na dłużej wypadł ze składu Aduriz, czołowy obok Soldado napastnik Nietoperzy. Kto wie jednak, czy w Bilbao nie objawił się jego godny zastępca. Jonas dołączył do Valencii zimą i do tej pory zagrał ledwie trzydzieści cztery minuty w dwóch meczach. Najwyraźniej nie potrzebuje więcej, być trafiać do siatki. Dużo nastrzelał także w Gremio, skąd przyszedł do Hiszpanii, więc może strata Aduriza nie okaże się aż tak dotkliwa. Pozostałe wyniki: 11. Espanyol 4-1 Real Sociedad bramki: Estrada (sam) 40', S.Garcia 54', Callejon 81', J.Marquez 90' - Estrada 44' 12. Racing 2-2 Villarreal bramki: Nahuelpan 3', Dos Santos 68', - Ruben 66', Nilmar 90' Oto jest więc komplet wyników, które całkiem dobrze oddawaje układ sił w La Liga. Faworyci, jeśli mieli problemy, to na wyjeździe, stąd remisy Realu, Villarrealu, Getafe. Podział punktów miał miejsce też tam, gdzie spotkali się dwaj mocni (Atleti, Sevilla) bądź dwaj słabi rywale (Sporting, Zaragoza). W pierwszym przypadku było dużo bramek i emocji, w drugim nie. Barcelona potwierdziła, że jest poza zasięgiem pozostałych, Valencia potwierdziła, że pozbycie się Villi i Silvy może otworzyć drogę do zbudowania nowego, silniejszego zespołu. Cieszy też, że ogólnie biorąc lepiej wiedzie się tym klubom, które szanują swoich trenerów (a ostateczności, nie stać ich na lepszych) i stawiają raczej na cierpliwą pracę niż ostentacyjne szastanie kasą, na personalną karuzelę. Można odnieść wrażenie, że normalność i porządek istnieją nawet w obłędnej La Liga. - Napisane dla realserwis.pl
wtorek, 1 marca 2011
O 25. kolejce La Liga
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
Ważne zwycięstwo Barcy, choć do strzelenia pierwszej bramki można było się lekko denerwować. Kryzys niby jest, a tak na prawdę w meczu z Mallorcą go nie było, szczególnie po przerwie. Najlepszy mecz Keity w sezonie i wysoka forma Villi: to największe pozytywy. Dziś Valencia, strata punktów przez Real w sobotę cieszy bo nie gramy z nożem na gardle.
Prześlij komentarz