wtorek, 29 marca 2011

Uroki idolatrii - ja też chcę być superfly!



Bardzo mi się spodobała kampania Nike superfly z udziałem m.in. Ozila. Obecność w niej Mesuta potwierdza tylko status, jakiego dorobił się w tym sezonie w Realu i - co za tym idzie - w całym piłkarskim świecie. Na początku roku, na blogu Realu Madryt na TheOffside.com, jeden z madridistas poprosił resztę o radę, którego piłkarza koszulkę meczową sobie wybrać. Wziąłbym Ozila - pisał - ale nie wiadomo, z jakim numerem będzie grał w przyszłym sezonie.

Ja też nie od dziś widzę w Mesucie nowego idola Bernabeu i mojego własnego. Jego stoicyzm i beznamiętność, wyraźnie widoczne także w filmiku, odróżniają go od pozostałych gwiazd piłkarskiej popkultury. Jest on rzadkim przykładem geniusza, który prostotę zagrań łączy z ich nieoczywistością, ale unika jałowych sztuczek dla zyskania poklasku. I jako taki właśnie, zaskarbił sobie moje uwielbienie.

Superfly to błyskawicznie podejmowanie decyzji, obecność w samym sercu akcji, genialne podania i maksymalne przyspieszenie. Ja jestem superfly - mówi Ozil i rzuca wyzwanie - kto jeszcze? Właściwie to mówi, że jest 'zupafly' - niestety, po niemiecku nie wszystkie nazwy wzięte z angielskiego brzmią równie efektownie. Ale mniejsza o drobiazgi! Ja też chcę być superfly! Oto historia o tym, że czasem korzyści z posiadania idoli są dość wymierne.

W drodze na boisko w ostatni weekend stanąłem przed koniecznością załatwienia sobie nowych butów do gry. Stare były zbyt dziurawe i na twardszych nawierzchniach boleśnie ścierałem sobie skórę z lewej stopy. Poprzedniego dnia spędziłem już trochę czasu szukając nowej pary obuwia, ale znalazłszy tylko modele albo bardzo drogie (bo najnowsze firmowe) albo paskudne i dziadowskie (zatem w bardziej przystępnej cenie) ostatni ze sklepów opuściłem z pustymi rękami. Zresztą, i tak zapomniałem pieniędzy... Tymczasem do meczu została godzina, a ja ciągle nie miałem co na nogi włożyć. Sprawa była nagląca. Potrzebowałem maksymalnego przyspieszenia.

Wiedziałem, że po drodze mam centrum handlowe na krakowskim Kazimierzu, moje centrum akcji. Jak wiatr przemykałem przez kolejne sklepy, które choć nie miały mi nic do zaoferowania, próbowały skraść parę cennych sekund mojego czasu i odwrócić moją uwagę od celu. Zatrzymałem się na moment tylko przy reklamie którejś marki ubrań, ukazującej faceta ciągnącego zębami spódnicę roześmianej dziewczyny. Krótki uśmiech, przelotna fantazja i biegnę dalej. Wreszcie, dotarłem do stoiska Nike i znalazłem parę czarnych przecenionych butów. Idealnie!

Chwytam prawy but. Rzut oka na wkładkę z rozmiarem - za mały. Potrzebuję trochę większego. Gość za kasą mówi, że to ostatnia para, ale radzi przymierzyć - brakuje jej tylko pół rozmiaru. Mierzę, but wydaje się dobry. Trochę ciasny, ale poluzuje się sznurówki, prawda? Szukałem potwierdzenia u sprzedawcy, ale tak naprawdę decyzję już podjąłem. To był moment, nie było czasu na wahanie. Płacę, ekspedient podaje mi pudełko - precyzyjnie, ale trochę zbyt wolno. Wybiegam na ulicę z poczuciem dumy: wzorowo to rozegrałem.

Dziś, dwa dni później, stopy bolą mnie nawet kiedy spaceruję w luźnych butach. Korki okazały się jednak wyraźnie za małe i podczas gry były niczym ultra lekkie imadła zaciśnięte na moich kościach. Ale po obejrzeniu reklamy z Ozilem, moje obolałe stopy bolą trochę mniej. A ponieważ te buty to mimo wszystko inwestycja długoterminowa, będę musiał filmik z Mesutem oglądać jeszcze nie raz, nie dwa i nie trzy.

Producenci sportowego sprzętu wykorzystują naszych idoli, żeby sprzedawać nam więcej droższych towarów. Przyznaję, że gdybym był bogatszy, dzięki kampaniom takim jak ta ostatnia trochę by na mnie zarobili. Tymczasem przechytrzyłem ich. Kupiłem od Nike buty zanim dowiedziałem się o ich nowej, drogiej serii reklam, ha! Mają za swoje! I co z tego, że moje stopy będą maltretowane jednak przez starszy model korków, że nie jestem superfly. Ważne, że Ozil jest. I tak jak moje buty, jest Mesut długoterminową inwestycją dla Realu Madryt i jego kibiców. Ale on nie zostawia nas obolałych po każdym meczu. On otwiera przed nami nową, zwycięską erę... Prawda?

Ps. Dla tych, co w czasie przerwy reprezentacyjnej zdążyli stęsknić się za grą Ozila, filmik z jego występu przeciw Kazachstanowi, w którym zanotował dwie asysty. Enjoy:)


Czytaj dalej ...

poniedziałek, 28 marca 2011

Comic relief, czyli Mourinho kontra dziennikarze na boisku

Jose Mourinho słynie nie tylko z tego, że jest znakomitym trenerem, ale też ze swoich konferencji prasowych na których często kłóci się z dziennikarzami. Dzisiaj postanowił zaprosić dziennikarzy na boisko by zmierzyć się z nimi piłkarsko. Jak powiedział przed meczem Sid Lowe w podcaście Guardiana: Mourinho będzie miał okazje przekonać się jakimi hipokrytami są dziennikarze i jak beznadziejni są na boisku – oczywiście żartobliwie odniósł się do słów Jose, który niedawno nazwał dziennikarzy hipokrytami, ale szybko ich przeprosił.

Dziennikarze stworzyli jedną drużynę, a Mourinho stanął na bramce swojej drużyny złożonej z zawodników rezerwowych Realu. Było dużo zabawy i chciałoby się więcej takich przedsięwzięć ze strony Jose, bo od słuchania jego tyrad robi się już niedobrze, a przecież w gruncie rzeczy Mourinho to bardzo sympatyczny człowiek.

 

Czytaj dalej ...

niedziela, 27 marca 2011

Reprezentacyjny raport Barcelony.

Nasi zawodnicy grają w swoich reprezentacjach więc warto by przybliżyć kto, gdzie i jak zagrał, a jest się czym chwalić. Zacznijmy od piątku i meczów kwalifikacyjnych do Euro 2012.

Węgry – Holandia 0-4

Afellay zagrał 63 minuty w tym meczu i był jedną z najjaśniejszych postaci w drużynie Pomarańczowych. Jego szybkość i technika od razu rzucają się w oczy, a co najważniejsze wykorzystuje swój talent z pożytkiem dla zespołu. Holandia wygrała 0-4 a Ibrahim strzelił gola na 0-2 po ładnej akcji van der Wiela. 

Hiszpania – Czechy 2-1

Pełne 90 minut zagrali nasi wszyscy reprezentanci (prócz Valdesa, którego nawet zabrakło na ławce)., czyli: Pique, Busquets, Xavi, Iniesta i Villa. I to głównie za sprawą Iniesty i El Guaje Hiszpanie zdołali pokonać Czechów. Villa strzelił dwa gole zapewniając zwycięstwo Hiszpanom, do tego wyprzedzając Raula w klasyfikacji najlepszych strzelców. David strzelił do tej pory 46 goli w 72 występach co tylko świadczy o jego wielkiej klasie sportowej. Iniesta miał dwie asysty i był inicjatorem praktycznie wszystkich ataków gospodarzy. Z kolei Xavi rozegrał swój 100 mecz w reprezentacji, co także było wielkim wydarzeniem tego meczu.

Tyle jeśli chodzi o mecze o punkty, teraz przejdźmy do sparingów. Argentyna wybrała się do USA żeby rozegrać dwa mecze towarzyskie – jeden z USA, drugi z Kostaryką. Wczoraj, a raczej dziś kilka minut po północy Argentyna zremisowała z USA 1-1 po dość ciekawym meczu, choć tempo nie było zabójcze. W Argentynie całe 90 minut rozegrali Milito, Mascherano i Messi. Mecz tak naprawdę bez większej historii: Messi grał na drugim biegu, od czasu do czasu robiąc jakiś rajd po którym wszyscy otwierali usta ze zdumienia, Mascherano rządził w środku pola, a Milito dzielnie radził sobie na środku obrony.

A niedawno zakończyło się spotkanie Szkocji z Brazylią, które oczywiście wygrała Brazylia 0-2. Mecz był rozgrywany w Londynie na Emirates Stadium i atmosfera na trybunach była mocno piknikowa. Ludzie się bawili, a Neymar strzelał gole. Dani Alves zagrał pełne 90 minut siejąc postrach na prawej stronie, ale jak już napisałem, bohaterem był Neymar. Chłopak  nie wygląda zbyt dobrze, ale grać potrafi: jest szybki, skuteczny i ciężko jest mu zabrać piłkę. Ponoć interesuje się nim Barcelona, jeśli tak, to chętnie bym go zobaczył w przyszłym sezonie obok Pedro, Messiego, czy Villi – oczywiście pod warunkiem, że nie kosztowałby 40 mln. Kolejnym zawodnikiem, który się wyróżnił był Lucas (ale nie ten z Liverpoolu, tylko z Sao Paulo), który mimo 19 lat dobrze czuł się pomiędzy rosłymi Szkotami, mijając ich raz po raz wypracowując podania swoim kolegom, którzy następnie je notorycznie marnowali. Trzeba mieć na niego oko, bo widać ogromny talent w tym chłopaku.

We wtorek czekają nas kolejne mecze z naszymi zawodnikami, oto one:

Eliminacje Euro 2012: Litwa – Hiszpania (godzina 20.30)

Eliminacje Euro 2012: Holandia – Węgry (godzina 20.30)

Sparing: Kostaryka – Argentyna (nie znam godziny, ale pewnie jakoś o północy)

Potem wszyscy szybko wracają do Barcelony i szykują się na mecz z Villarrealem, który odbędzie się 2 lub 3 kwietnia w zależności od tego jak ustalą działacze federacji. Miejmy nadzieję, że wszyscy wrócą zdrowi i będą gotowi do gry na 100 procent.

Czytaj dalej ...

środa, 23 marca 2011

Comic relief, czyli niesamowita historia pewnej drużyny.

TMB (Thai Military Bank) rozpoczął nową kampanię reklamową pt: "Make THE Difference", która ma zainspirować ludzi do myślenia inaczej, kreatywniej. Pierwszy film przedstawia prawdziwą historię młodych ludzi z Tajlandii, którzy kochali oglądać piłkę nożną, ale nie mieli gdzie w nią grać. Oto jak poradzili sobie z tym problemem:

Naprawdę inspirujące!

Czytaj dalej ...

Dani Alves 2015!

Tak, tak, tak (albo yes, yes, yesjakby powiedział mąż znanej poetki Izabeli) – Dani Alves w końcu doszedł do porozumienia z władzami klubu odnośnie przedłużenia kontraktu i lada moment podpisze nowy kontrakt, który  zwiąże go z Barceloną do 2015 roku. To fantastyczna informacja dla wszystkich cules, bo nie dość, że nie będziemy musieli słuchać kolejnych plotek na temat ewentualnego transferu, to jeszcze zatrzymujemy w klubie najlepszego prawego obrońcę na świecie. Słońce świeci, świat jest piękny, a Dani zostaje na Camp Nou.

Nie wiadomo jaka będzie wysokość zarobków Alvesa, ale mówi się, że w grę wchodzi 5-6 mln euro za sezon, plus nowy kontrakt na buty z Adidasem, który ostatnio podpisał, a klub nie robił mu w tym żadnych problemów (Barcę sponsoruje Nike), a nawet mu w tym pomógł. Tak więc sprawdziły się przewidywania które mówiły o tym, że klub nie chciał zaburzać hierarchii płac więc powiązał kontrakt z umowami sponsorskimi.

Dani mógł z łatwością znaleźć klub, który dałby mu więcej pieniędzy, ale wolał zostać w Barcelonie. To zawsze jest miłe, kiedy zawodnik daje do zrozumienia, że nie tylko chodzi o pieniądze - bo wiadomo, że każdy chce zarobić jak najwięcej – ale, że czasem też w grę wchodzą prawdziwe emocje, które są tak ważne dla nas, kibiców.

Dani potrafi się cieszyć:

Cieszmy się i my. Teraz klub chce przedłużyć kontrakty z Pinto i Abidalem. Dziś też kataloński Sport podał, że w letnim okienku transferowym Barca będzie chciała kupić napastnika, dwóch środkowych obrońców i prawego obrońcę – podaję tę informację w ramach ciekawostki i nie przywiązywałbym do niej wielkiej uwagi, bo Sport, El Mundo Deportivo są tak samo wiarygodne jak Fakt, ale zwróćcie uwagę, że nie ma mowy o środkowym pomocniku, a przecież to głównie hiszpańskie media chcą powrotu Fabregasa do klubu.

Czytaj dalej ...

wtorek, 22 marca 2011

Przegląd praso-blogowy, czyli co warto przeczytać, a czego nie.

dadas

Postanowiłem wprowadzić nowy cykl na naszego bloga i co tydzień będę robił przegląd prasy i blogów. Będę prezentował ciekawe artykuły głównie dotyczące Realu i Barcelony, La Ligi, a czasem dotyczące innych lig. Nie zawsze będą to artykuły w języku polskim (a raczej będą w mniejszości, bo na palcach jednej ręki można by policzyć dobrych blogerów, czy dziennikarzy sportowych w naszym kraju), ale mam nadzieję, że zawsze znajdziecie coś dla siebie.

Skoro niedługo zbliżają się mecze reprezentacji, to gorąco polecam wywiad z Xavim, który ukazał się wczoraj w El Pais. Xavi ma na swoim koncie 99 występów w drużynie narodowej i już  w piątek (jeśli zagra z Czechami, rzecz jasna) dołączy do elitarnego grona 100, a są w nim Zubizzareta (126 w.), Casillaas (117 w.) i Raul (102 w.). Na pytanie jakie to uczucie zdobyć Mistrzostwo Świata, Xavi odpowiada:

Czuję się szczęśliwy i spełniony. Teraz nie muszę już myśleć o tym, że “musimy udowadniać, że możemy wygrywać”. Nie, nie, teraz gram by się bawić, bo jesteśmy mistrzami świata. Nie myślę o tym dużo, ale właśnie tak jest. (tłum. johnny)

Cały wywiad znajdziecie tu: http://www.elpais.com/articulo/deportes/Soy/Roja/elpepudep/20110321elpepidep_12/Tes

W tej samej gazecie ukazał się także interesujący felieton, o którym mówiłem we wczorajszym podcaście – Ramon Besa opisuje napięte relacje między Barcą a Realem. Pokazuje zarazem jak oba kluby prowadzą (bądź nie prowadzą) politykę historyczną i jak mogą potoczyć się losy obu klubów jeśli nic się nie zmieni. Na koniec Besa zauważa, że:

Nic nie może być gorszego dla Madrytu od tego, by sukcesy drużyny przypisywano klubowym działaczom. Poziom piłkarski drużyny (Realu) jest na tyle dobry, że nie powinien wzbudzać podejrzeń, tak samo jak gra Barcelony jest na tyle piękna i jasna, że powinna uniknąć oczerniania. (tłum. johnny)

Cały felieton Ramona Besy znajdziecie tu:

http://www.elpais.com/articulo/deportes/pelota/mancha/elpepidep/20110321elpepidep_1/Tes

Sid Lowe w swoim cotygodniowym felietonie dla Guardiana pisze o przemianie Benzemy, który z zawodnika niechcianego, stał się graczem pierwszoplanowym, ale - jak zauważa Sid - tak naprawdę nic się w grze Francuza nie zmieniło:

Except that in truth there has been no huge change in Benzema's game. What there has been is continuity, certainty. That has brought confidence and commitment. Not so much because Mourinho has developed it - Mourinho's cheerleaders are crediting him with a success that is not really his – but because playing has. Higuaín's injury and Adebayor's arrival has brought tranquillity and minutes. And with every goal, it is harder to leave him out; with every goal, he grows.

I przytacza słowa Benzemy, którego jeszcze na początku grudnia Mourinho przyrównał do kota z którym jest zmuszony iść na polowanie, a jak wiadomo lepiej poluje się z psami:

"I'm not," said Benzema, "a cat any more. Now, I'm a lion." And big cats can hunt. Better even than dogs.

Zobaczymy czy lew-Benzema będzie potrafił upolować jakąś większą zwierzynę, bo na razie gustuje w małych i raczej niegroźnych zwierzątkach.

Cały artykuł:

http://www.guardian.co.uk/football/blog/2011/mar/21/karim-benzema-kitten-of-war

Dariusz Wołowski na swoim blogu zastanawia się czy dojdzie do Gran Derbi w Lidze Mistrzów. Notka jest niezbyt ciekawa, ale jak ktoś ma ochotę to podaje linka:

http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2051788

Leszek Orłowski, który pisze co tydzień, krótkie felietoniki pt: Hiszpańskie much (już przy czytaniu tego tytuły zapala się czerwona lampka) ostatnio zgłębił tajemnicę sukcesu trenera Mourinho przy pomocy wypowiedzi Granero:

Szczególnie zaintrygowała mnie wypowiedź Estebana Granero, rzadko ale dobrze grającego pomocnika Królewskich. Stwierdził on mianowicie: - Mourinho nie da się oszukać. Zauważy każdy niepokojący szczegół w twojej grze bądź sposobie, w jaki trenujesz. Dlatego jeśli nie grasz, to musisz przede wszystkim patrzeć na siebie, a nie na trenera.

Co odkrywa redaktor Orłowski? Ano to, że Mourinho jest fenomenem, bo przecież sam nie był piłkarzem, a tak dobrze zna się na piłce nożnej!

Ciekawe jest w tym to, że przecież Jose Mourinho nigdy nie był zawodowym piłkarzem. A trenerami, którzy mają tego typu autorytet wśród futbolistów, są zazwyczaj ci, którzy dobrze znają zapach stajni [stajni?! to chyba jakiś slang, który znany jest tylko redaktorowi przyp. johnny]. Widocznie Mou jest fenomenem także pod tym względem.

Jeśli ktoś dalej ma ochotę na przeczytanie tekstu Pana Leszka, to zapraszam tu:

http://pilkanozna.pl/index.php/Leszek-Or%C5%82owski/Hiszpa%C5%84skie-muchy/qhiszpaskie-muchyq-cz107.html

Żeby nie było, że nie ma w Polsce o czym czytać, to zawsze z pomocą przychodzi blog Michała Okońskiego, który moim zdaniem jest najlepszym blogiem o piłce nożnej w naszym kraju. Fakt, że Pan Michał Okoński nie jest dziennikarzem sportowym działa w tym wypadku na plus, bo pisze z pasją, ale również ma ogromną wiedzę. Więc jeśli kogoś interesuje piłka angielska (Tottenham w szczególności) to serdecznie polecam! Każde słowo jest warte przeczytania.

http://okonski.blog.onet.pl/

Na dziś to tyle. Jeśli macie jakieś ciekawe artykuły czy felietony, które warto przeczytać, to dajcie znać w komentarzach.

Czytaj dalej ...

poniedziałek, 21 marca 2011

Real Madryt - początek

Madrid FC - 1902

To pierwsza część historii Królewskich. Kolejne będą się pojawiać sukcesywnie. Być może grand derbi w półfinale LM będą okazją do przyjrzenia się początków wrogości między MFC a FCB.

Real Madryt to klub, który z ciekawości futbolu i w pędzie do doskonalenia swojej gry szybko wykroczył poza granice własnego podwórka, by zgłębiać kultury piłkarskie innych regionów i krajów. W pogoni za sportowym ideałem w kilku różnych epokach zdołał stworzyć drużyny, które przez lata dominowały w rozgrywkach lokalnych i międzynarodowych. A z jego pasji i oddania dla najwspanialszego sportu na świecie, zrodziły się projekty rozgrywek piłkarskich, którymi dziś emocjonuje się niemal każdy kibic. Nie jest więc Real największym klubem XX wieku tylko dzięki wygranym meczom i zdobytym trofeom, ale także dzięki inicjatywom jego działaczy, którym, swoje istnienie zawdzięczają niektóre z najlpopularniejszych dziś rozgrywek piłkarskich.

Korzenie madryckiego giganta leżą w ziemi Wysp Brytyjskich, co być może jest dla niektórych zaskoczeniem. Jego założycielami byli Hiszpanie absolwenci prestiżowych angielskich uczelni, którzy wróciwszy do ojczyzny, prócz wykształcenia, przywieźli fascynację futbolem. Zaczęli od założenia F.C. Sky, który przerodził się we - wciąż jeszcze z angielska nazwany - Madrid Foot-Ball Club. Formalnie, nowy klub został zarejestrowany w 1902, a pierwszym prezesem wybrano Juana Pardosa. Angielskie inspiracje ojców założycieli uwidoczniły się też w doborze oficjalnych barw i strojów, wzorowanych na Londyńskiej drużynie Corinthians. Prócz białych koszulek i spodenek, pierwsi Los Blancos nosili też niebieskie getry i kaszkiety.

Trzy dni od oficjalnego powstania klubu, jego drużyna rozegrała swój pierwszy mecz z... jego drugą drużyną. Dla rozróżnienia, jedni nazwali się 'Niebieskimi', drudzy 'Czerwonymi'. Wygrali ci pierwsi (2:1), z prezesem Pardosem w składzie. Siedzibą Madrid FC były wtedy pomieszczenia na zapleczu sklepu należącego do rodziny prezesa klubu, a za szatnię zawodnikom służyła tawerna La Taurina, z której wychodzili na piaszczyste boisko. Żeby chaotycznej – choć pełnej entuzjazmu – grze drużyny nadać rys organizacji, madridistas zatrudnili Mr. Arthura Johnsona – pierwszego trenera w historii klubu, i pierwszego, ale nie ostatniego Brytyjczyka na tym stanowisku. Teraz drużyna była gotowa na większe wyzwania.

Narodziny Pucharu Króla, MFC zdobywa trofeum na własność. Pierwszy pojedynek z Barceloną i pierwszy 'Figo'

Wobec braku oficjalnych zawodów piłkarskich, zarząd MFC postanowił takowe zorganizować, a stosowną ku temu okazją okazała się ceremonia koronacji króla Alfonsa XIII. Udział w pucharze wzięły cztery drużyny, więc pierwszą fazą trunieju były półfinał. Wtedy właśnie doszło do pierwszych Gran Derbi. Barcelona odniosła zwycięstwo (3:1) siłami aż sześciu obcokrajowców. W drugim meczu, Espanoyl nie sprostał Vizcaya Bilbao (złożonemu z piłkarzy Athleticu i Bilbao FC), późniejszemu zdobywcy pucharu. Puchar Koronacji, bo tak nazwano ten turniej, okazał się na tyle udany, że w kolejnych latach, także w Madrycie, odbyły się kolejne edycje. Do czasu powstania rozgrywek ligowych ponad dwadzieścia lat później, zwycięzca Pucharu uznawany był za najlepszą drużynę w kraju.

Swoisty odwet na Katalonczykach wzięli Los Blancos raptem dziesięć dni po porażce, odbierając im jednego z podstawowych piłkarzy. Swego rodzaju precedens dla głośnego trensferu Luisa Figo z Barcelony do Madrytu ustanowił bowiem niejaki Alfonso Albeniz Jordana. Oficjalna strona Realu przytacza cytat z jednej z ówczesnych gazet, opisującej ten transfer w tonie nonszalanckim wobec tego, co nie dotyczy niesnasek madrycko-barcelońskich. Trochę to przypomina dzisiejszą Marcę czy Asa:

Dowiedzieliśmy się, że pan Albeniz, dotąd znany i oddany gracz Barcelony, dołączył do zespołu Madrid Foot-Ball Club wraz z innymi graczami, których nazwisk niestety nie pamiętamy, ale które będziemy zamieszczać w kolejnych raportach meczowych.”

Jak widać, skupienie sportowej prasy na wątkach madrycko-barcelońskich kosztem pozostałych tematów ma historię równie długą co sama rywalizacja.

W kolejnej edycji krajowego Pucharu, MFC znów przegrał z Baskami z Bilbao, tym razem z Athletikiem. I jeśli ktoś przeklina pochopne decyzje kolejnych zarządów w ostatnich latach o zwalnianiu Schustera, Pellegriniego i innych trenerów, warto zauważyć, że niecierpliwość wobec porażki cechowała Los Blancos już w niemowlęcych latach klubu. Oto bowiem ówczesny kapitan drużyny, J. Giralt, zaraz po końcowym gwizdku przegranego finału, zażądał rewanżu od kapitana Athleticu. Mecz miałby się odbyć już nazajutrz. Ten emocjonalny gest na niewiele jednak się zdał i na kolejną szansę walki o mistrzostwo, kapitan i jego drużyna musieli poczekać całe dwa lata.

Sezon 1904/05 to pracowity, ale owocny czas dla El Madrid. Władze klubu, szukając kolejnych okazji do potyczek bardziej prestiżowych niż tylko towarzyskie, inincjują powstanie lokalnego Czempionatu Madryckiego, z którego dziewięciu edycji MFC miał wygrać pięć. Także w tym sezonie Los Blancos odnoszą upragniony triumf w krajowym pucharze, w fianle rewanżując się Athleticowi. Klub zdobył tym samym swój pierwszy oficjalny tytuł, który w dodatku obronił w dwóch kolejnych latach. W nagrodę za trzy zwycięstwa z rzędu, Madrid FC dostał trofeum na własność jako pierwsza drużyna w historii. Wreszcie, w tym samym roku została powołana do życia FIFA, a ponieważ Hiszpania nie miała wtedy jeszcze krajowej federacji piłkarskiej, prezes MCF był sygnotariuszem po stronie hiszpańskiej.

Tak narodził się największy klub XX wieku, a wkrótce potem, także dzięki niemu, powstał zalążek rozgrywek obejmujących dziś cały świat.

Czytaj dalej ...

Podcast vol. 19

Zapraszamy do odsłuchania 19. podcastu, w którym rozmawiamy o:

  • derbach Madrytu
  • o kontuzji Cristiano Ronaldo
  • relacji na linii CR – Mourinho
  • meczu Barcelony z Getafe
  • braku skuteczności Blaugrany i Davida Villi
  • napiętych stosunkach między Madrytem a Barceloną
  • na koniec krótko o zbliżających się meczach reprezentacji

Zapraszamy do słuchania i komentowania.

Czytaj dalej ...

niedziela, 20 marca 2011

Barca vs Getafe 2-1, czyli “nie wszystko złoto, co się świeci”

O 22 było po wszystkim. Zawodnicy mogli się cieszyć, jeszcze raz zademonstrować wsparcie dla leżącego w szpitalu Abidala, a kibice mogli ze spokojem wracać do domów. Nic się nie zmieniło: Barcelona wygrała, jest na pierwszym miejscu w lidze, wciąż ma 5 punktów przewagi na IZ i spokojnie zmierza po kolejne mistrzostwo. Więc czemu mam niedosyt? Albo inaczej: czemu nie jestem zadowolony? Postaram się znaleźć odpowiedź na to pytanie w tym podsumowaniu.

Zacznijmy od rzeczy przyjemnych. Po pierwsze atmosfera przed, jak i pomeczowa była podniosła i dosyć wzruszająca. Przed meczem na telebimie puszczono specjalnie przygotowany film dedykowany Ericowi, a zawodnicy wyszli na boisko w koszulkach wyrażających wsparcie dla Francuza. W 22. minucie meczu cały stadion zgotował dla Niego owację (22 to numer koszulki naszego Obrońcy). Po meczu cały zespół przez kilka minut stał na boisku i wraz z kibicami zadedykował mu zwycięstwo. Tak więc było miło.

A sam mecz? Ano właśnie, z tym mam największy problem, bo Barcelona nie grała źle. Naprawdę. Guardiola wystawił silny skład tj. Valdes, Dani, Adriano, Pique, Milito, Mascherano, Xavi, Iniesta, Villa, Bojan, Messi. Zaskoczeniem był Mascherano w podstawowym składzie, który zastąpił Busquetsa. Zapewne Pep nie chciał ryzykować żółtej kartki, bo by to oznaczało, że Sergio nie zagrałby w meczu z Villarrealem. Na środku obrony zagrał Milito, a w ataku Bojan i wszystko wyglądało dobrze.

Mecz rozpoczęliśmy spokojnie, utrzymując się przy piłce przez pierwsze 5 minut, kontrolowaliśmy przebieg gry. Getafe broniło się całkiem nieźle, ale nie tak dobrze jak choćby Sevilla. Ataki Barcelony nabierały tempa i rozmachu za sprawą Messiego, który chciał zdobyć gola wszelkimi sposobami. Więc kiedy Xavi posłał wysoką piłkę za plecy obrońców, Leo przyjął ją na klatkę i uderzył z przewrotki. Niestety tuż za nim stał bramkarz Getafe i piłka trafiła prosto w niego. Potem Villa miał swoje okazje, ale jakoś mu nie wychodziło.

W końcu w 17 minucie obrona gości została przerwana. Dosłownie. Parejo niedokładnie wybił piłkę przed pole karne i nikt z zawodników Getafe nie próbował do niej dobiec, więc Dani Alves zdecydował, że to jest jego chwila prawdy. Piłka ledwo co się odbiła od murawy, kiedy Brazylijczyk huknął z prawej nogi NIE-DO-OBRONY! Gol sezonu? Na pewno jeden z głównych kandydatów do tego miana. Zresztą sami zobaczcie:

Cały sezon piszę o tym, żeby Dani częściej strzelał, ale najczęściej chodzi mi o sytuację sam na sam z bramkarzem. Wczoraj Alves długo się nie zastanawiał i po prostu uderzył i wszystko wyszło: technika, siła i precyzja były doskonałe, więc to nie mogło się nie udać! Co za golazo.

Po tym golu Barca trochę odetchnęła i grała to, co najlepiej potrafi, czyli długo utrzymywała się przy piłce stwarzając sobie okazję do podwyższenia wyniku. Ale niewykorzystane sytuacje (a było ich sporo) mogą się mścić i gdyby nie kiepski strzał Casquero i dobra interwencja Valdesa, to schodzilibyśmy do szatni z wynikiem 1-1.  Na szczęście to była jedyna akcja Getafe w pierwszej połowie .

Druga połowa zaczęła się tak samo jak pierwsza tylko, że tym razem szybciej strzeliliśmy gola. Messi dobrze podał do Bojana, który przełożył sobie piłkę na lewą nogę i strzelił, piłka odbiła się jeszcze od obrońcy i wpadła do bramki. Było 2-0 i w praktyce było po meczu. Getafe było za słabe, żeby zagrozić Barcelonie.

Pozory mylą? Właśnie z tego jestem niezadowolony, bo taki mecz powinniśmy wygrać pięć, może sześć do zera strzelając cztery gole do przerwy. Jeszcze w listopadzie tak by było, ale niestety teraz Villa zapadł w sen zimowy, a co gorsza cały zespół stara się go z tego snu wybudzić, posyłając do niego tyle piłek ile można, robiąc mu miejsce i tworząc akcje o jakich wszyscy napastnicy na świecie marzą. Ta taktyka we wczorajszym meczu nie przyniosła efektu. Villa zmarnował wszystkie sytuacje, a niektóre były tak proste, że nawet Benzema by to strzelił, nie wspominając Adebayora.  Być może wpływ na postawę Guaje  miały dwa karne, których sędzia nie podyktował w pierwszej połowie  (jak jeszcze raz usłyszę, że to Barcelonie sprzyjają sędziowie, to nie wytrzymam), ale tak doświadczony zawodnik nie powinien się tym przejmować. Sytuacje były, ok powinny być karne, ale gramy dalej, nie załamujemy rąk, to nie Real Madryt, tu się gra w piłkę. Niestety Villa wczoraj zagrał fatalnie i to mi się nie podobało przede wszystkim.

Wygraliśmy 2-1 w końcówce tracąc gola, który dał nadzieję gościom, na szczęście nic złego już się nie stało i mogliśmy się cieszyć z trzech punktów. Guardiola po meczu przyznał, że marnujemy za dużo sytuacji i że wcześniej wygralibyśmy taki mecz różnicą kilku goli, ale zaznaczył, że wszystko idzie w dobrym kierunku. I pewnie ma rację, przecież to on wygrał sześć pucharów z rzędu, nawet Mou tego nie dokonał.

Zespół: 7. Trochę za leniwie, nie wiem czy Abidal nie usnął oglądając wczorajszy mecz. Szczególnie martwi brak skuteczności, bo reszta wyglądała dosyć dobrze, było wiele czystych okazji, ale niestety brakowało wykończenia. Czekam na powrót do obrony Puyola, oby był dostępny już z Villarrealem.

Guardiola: 8. Dobry skład, słusznie wystawił Mascherano, który jest w znakomitej formie, jedyne co mógł zrobić to zmienić Milito, ale skąd miał wiedzieć?

Valdes: 7. Dobry mecz, szkoda, że nie udało się zachować czystego konta, bo niewiele brakowało. Przy golu nie miał szans, więc żal jeszcze większy.

Dani Alves: 9. Znakomite spotkanie, ale to żadna nowość, bo ostatnio Dani jest w fenomenalnej formie i czasem to on ciągnie całą drużynę. Do tego ten gol! Cudo.

Adriano: 7. Kilka dobrych akcji w ataku i solidnie w obronie. Widać, że jest najbardziej uzdolnionym ofensywnie lewym obrońcą w zespole i lubi to pokazywać. Jeszcze brakuje mu ogrania, ale może być naprawdę niezłym zastępstwem na lewej flance.

Waka-Waka: 7. Pierwsza połowa taka sobie, jego zła interwencja mogła kosztować nas gola, ale za to w drugiej połowie zagrał dobrze. Było widać przebłyski starego, dobrego Pique, jeśli miałoby to oznaczać zwiastun dobrej formy, to byłbym wniebowzięty.

Milito: 5. Całkiem nieźle w pierwszej połowie, ale w drugiej słabo. Szczególnie w końcówce kiedy Getafe przycisnęło, Gaby nie bardzo wiedział co robić. Jest zdecydowanie za wolny jak na ten poziom. Gol Getafe można zapisać na jego konto, bo to on nie pokrył Manu. Jeśli nie wróci Puyol, to wolałbym widzieć Fontasa w pierwszym składzie.

Mascherano: 9. Kapitalny mecz Javiera. 21 przechwytów niech mówi samo za siebie. Był nie do przejścia, totalnie zapanował środkiem pola. Dobrze, że Pep przekonuje się do Argentyńczyka, bo to naprawdę bardzo wartościowy zawodnik.

Xavi: 8 . Kolejny dobry mecz, kilka fantastycznych podań, poza tym fizycznie wyglądał rewelacyjnie, był świeży, szybki, częściej zapuszczał się w pole karne rywala. Szkoda tylko tej żółtej kartki, bo to oznacza, że nie zagra w przyszłym meczu. To był jego 5 kartka z czego 4 były za dyskusje z sędzią, a 1 (wczorajsza) za kopnięcie piłki po gwizdku – coś tu jest nie tak.

Iniesta: 8. W pierwszej połowie nie mógł znaleźć rytmu, ciągle ktoś go kopał po nogach, ale w drugiej był bardziej agresywny i to przyniosło efekt. Nie do zatrzymania.

Bojan: 4. Strzelił gola, ale poza tym niezbyt się wyróżniał. Trochę za mało aktywny bez piłki i ciągle nie mogę pojąć dlaczego tak łatwo jest go przewrócić? Przecież rozegrał już 100 meczów w cztery lata, więc  nie jest już dzieckiem. Może dodatkowe treningi na siłowni coś by tu pomogły?

Villa: 2. Szkoda słów. Gdyby trafił choć raz nie było by kartki dla Xaviego, nie byłoby tylu nerwów w końcówce i ja byłbym zadowolony, a tak lipa.

Messi: 9. Fenomenalny. Odpoczął przez tydzień i to było widać. Miał mniej strat, podejmował lepsze decyzje, wypracował kilkanaście akcji kolegom, nikt nie był w stanie zabrać mu piłki. Fantastyczny.

Zmiany:

Keita (za Bojana): 7. Grał dwadzieścia minut, ale pokazał się z dobrej strony.

Afellay (za Iniestę): za krótko.

Jeffren (za El Guaje): za krótko.

Teraz przerwa na reprezentacje i trzeba się modlić, żeby wszyscy wrócili zdrowi i w dobrej formie do klubu. 3-go kwietnia gramy kolejny mecz ligowy z Villarrealem i ten mecz może rozstrzygać sprawę tytułu. Już wiadomo, że nie zagra Xavi, reszta składu powinna być gotowa do gry. Zobaczymy jak to się wszystko potoczy.

Jeśli ktoś się interesuje losami Polskiej reprezentacji, to zapraszam na blog Tomka, który dokładnie opisuje co się tam dzieje.

Czytaj dalej ...

'Cuarto derbi, cuarta victoria'. Atletico 1-2 Real Madryt

Króciutkie podsumowanie meczu z Atleti, bo jestem a wakacjach. A jako sumienny wczasowicz chcę dobrze wypełnić obowiązek relaksowania się.

Zwycięstwo 2-1 na Vicente Calderon było czwartym odniesionym przez nas w derbowym meczu w tym sezonie (dwa w CdR). To pierwszy taki przypadek w historii. Kontynuujemy zatem serię bez porażki z Rojiblancos, która liczy sobie już prawie 12 lat. W sobotę Atletico miało więcej strzałów, więcej przechwytów, więcej celnych podań i dłużej miało piłkę. Jak powiedział po meczu Iker, 'kiedyś muszą z nami wygrać'. Na szczęście jeszcze nie tym razem.

Ustawienie Mourinho zaskoczyło niektórych, ale jeśli ktoś śledził Real przez cały sezon, wiedział, że po krótkim odpoczynku przed ciężkim meczem Mou lubi wystawić trivote. Pod bramką De Gei widzieliśmy więc często Lassa i Khedirę, którzy pełnili rolę bardziej ofensywną niż Xabi. Sami zaliczył asystę i chwała mu za to, ale na moje oko, on lepiej czuje się bliżej środka boiska, kiedy może podać do najbliższego kolegi i nie musi podejmować trudnych decyzji, co zrobić z piłką.

Benzema idzie jak burza, każdą kolejną bramkę strzela szybciej i z większą łatwością. Wczoraj, wykończenie podania Khediry było genialne. Marcelo też podtrzymał wysoką formę i zaliczył imponującą asystę przy golu Ozila. Pomyśleć tylko, że na drugim skrzydle Maicon mógłby robić to samo co Marceli. Brazylijskie tsunami...

A jednak naszym bohaterem został Iker, który po raz pierwszy od dawna mógł sobie naprawdę pobronić. Chwała mu, że zawsze był tam gdzie powinien i praktycznie zdołał odebrać Atletico nadzieję na punkty. Te parę minut po golu Aguero okazało się zbyt krótkie by Colchoneros mogli wyrównać. Kun jak zwykle zrobił swoje, reszta jak zwykle nie zrobiła nic. Trener Sanchez Flores narzekał na sędziego po meczu, ale wiadomo, że to nie arbitrzy są tak naprawdę problemem drużyny. Trochę go też sprowokował Mourinho, który sędziego obwołał bohaterem meczu obok Ikera. Klasyka. W każdym razie, wracając do Atletico, Benitez wciąż nie ma pracy. Tak tylko mówię...

Wspaniale, że nie straciliśmy punktów. Kto oglądał mecz, ten wie jak zmęczona była nasza drużyna. W pierwszym składzie zagrał Ronaldo, co uważam za niepotrzebne ryzyko. Mam nadzieję, że lekarze wiedzą co robią (tak twierdzi Mou), w końcu teraz przed Cristiano dwa mecze w reprezentacji. Dla pozostałych Królewskich zresztą też. Zawodnicy nie będą więc mieli kiedy złapać oddechu. My mamy od klubowej piłki krótki odpoczynek, żeby lepiej nastroić się na kwiecień. To będzie szalony miesiąc.


Czytaj dalej ...

sobota, 19 marca 2011

Barca vs. Getafe, czyli wygrać dla Abidala.

FC Barcelona – Getafe, sobota 19 marca, godzina 20, Canal Plus Sport 2

Co za tydzień, jakby powiedział Olivier. Najpierw madryckie media wywołały “aferę dopingową” – co bardziej śmieszyło, niż martwiło – później przyszła smutna wiadomość o chorobie Abidala, który w czwartek przeszedł operację i teraz spokojnie wraca do zdrowia. Do tego wczoraj odbyło się losowanie Ligi Mistrzów, które także wywołało trochę emocji. I po takim tygodniu dziś przyjdzie nam się zmierzyć z Getafe.

Po zeszłotygodniowym meczu z Sevillą aż pięciu naszych zawodników narzekało na kontuzję: Pedro, Maxwell, Messi, Adriano, Alves, do tego ciągle kontuzjowany jest Puyol (który ponoć ma się lepiej i ma wrócić za 10 dni!), no i oczywiście Abidal. Z całej tej gromady oprócz naszego Kapitana i Erica dziś nie zagrają Pedro i Maxwell, którzy nie zdążyli się wykurować – reszta jest w pełni sił.

Do składu dołączył Fontas, który ma być zastępcą Abidala do końca sezonu. Kontuzje pozbawiły nas dwóch najlepszych obrońców i do dyspozycji Pepa zostali tylko Milito z Pique, co nie może cieszyć (nawet jeśli obydwaj byliby w doskonałej formie, dwóch środkowych obrońców to trochę za mało). Andreu już pokazał w tym sezonie, że grać potrafi i chętnie bym go dzisiaj zobaczył od pierwszej minuty. Choć znając Pepa większe szansę na grę ma Milito, bądź Busquets zostanie przesunięty na obronę. Bojan powinien zastąpić Pedro, bo w meczu z Sevillą grał dobrze i należy zrobić wszystko żeby dobrą formę utrzymał. Guardiola ostatnio zabrał głos w sprawie Bojana i stwierdził, że gol z Sevillą dał Krkicowi więcej pewności siebie a tego najbardziej potrzebował. Ponoć na treningach wyglądał dużo lepiej niż przez ostatnie miesiące. Jeśli tak, to powinien dziś zagrać.

Tak więc nasza jedenastka powinna wyglądać tak: Valdes, Alves, Adriano, Pique, Fontas, Busquets, Xavi, Iniesta, Villa, Bojan, Messi. “Powinna” nie znaczy, że będzie, bo tak jak pisałem wcześniej Pep może wystawić zupełnie inny skład i nikogo to nie zdziwi.

Zespół jest gotowy do wyzwań i kolejnych meczów głównie za sprawą Abidala, który przed operacją odwiedził ośrodek treningowy i dodał sił zawodnikom. Xavi powiedział, że teraz każde zwycięstwo będzie dedykowane Francuzowi i że Eric jest najsilniejszy z nich wszystkich, więc teraz drużyna będzie chciała mu się odwdzięczyć. W podobnym tonie wypowiadali się inni zawodnicy, a także Guardiola, co może oznaczyć tylko jedno – motywacji nam nie zabraknie.

A właśnie głównie z motywacją mamy problemy w tym sezonie mierząc się ze słabszymi zespołami, takimi jak Getafe, które przyjeżdża na Camp Nou osłabione i w wyraźnym dołku formy. Ostatni raz wygrali 5 lutego z Deportivo, od tamtej pory notują bilans: zero zwycięstw, dwa remisy i cztery porażki. Na wyjeździe nie wygrali od 19 grudnia, kiedy to pokonali Almerię 2-3. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że zespół prowadzony przez Michela jest w kiepskiej formie, a do tego zawieszony za kartki jest Boateng, a kontuzje leczą: Ustari, Mario, Mane, Colungi, Rafy i Gavilana. To na pewno dobrze na Getafe nie wpłynie.

Nie spodziewał bym się po zespole z Madrytu takiej gry jak Sevilla, ale na pewno potrafią się bronić. Ostatnie ich mecze to przeplatanka wyników 0-1, 1-1 i zapewne gdyby ktoś im zaoferował taki wynik w dzisiejszym spotkaniu, to wzięli by go w ciemno. Ale tak łatwo nie ma, bo Barcelona musi ten mecz wygrać, najlepiej by było żeby wygrała wysoko, żeby uspokoiła wszystkich fanów, ale zwycięstwo 2-0 mnie zadowoli.

Musimy uważać na kartki, bo 4 żółte karki mają:Valdes, Busquets, Mascherano, Xavi i Messi, co oznacza, że każda kolejna kartka to zwieszenie w następnym meczu, czyli z Villarrealem na wyjeździe. Mam nadzieję, że nikt z rodziny Messiego nie ma urodzin.

Ostatni mecz wygraliśmy 1-3 głównie dzięki znakomitej grze Leo, więc fajnie by było gdyby Messiah przypomniał sobie jak dobrze potrafi grać i właśnie tak zagrał.

Obstawiam 3-0 dla Barcelony, liczę na lepszą skuteczność niż w ostatnich tygodniach. I niech tak się stanie.

Czytaj dalej ...

piątek, 18 marca 2011

Zaczynamy kończyć! Atletico vs Real Madryt


Kości zostaną rzucone w sobotę o 22. na Vicente Calderon. 'Wyjazd' do Atletico będzie bardzo trudny zważywszy jak mało czasu mieli Królewscy na odpoczynek po Lidze Mistrzów. Ale kolejne łatwiejsze nie będą. Athletic, Valencia, Sevilla, Villarreal, po drodze gran derbi na Bernabeu... I tak już do końca sezonu. Kiedy wpleść w to jeszcze mecze w Europie, sytuacja robi się jeszcze trudniejsza. Ale nasi piłkarze muszą jakoś znaleźć energię, żeby szczęśliwie przez te trudy przebrnąć. Mamy paru sprawdzonych rezerwowych, zwłaszcza w defensywie. Ale przecież i Benzema odpoczywał przez pierwszą część sezonu, podobnie jak Adebayor. A Pedro Leona Mou nie puścił na wypożyczenie właśnie, by mieć go pod ręką w końcowej fazie sezonu. Dodatkową motywacją powinien być fakt gry o wszystkie trzy trofea, ale czy tak faktycznie będzie, przekonamy się już w sobotni wieczór.

O naszą formę jestem spokojny, strzelamy dużo bramek, tracimy ilość minimalną. Nasz bilans z pięciu ostatnich meczów ligowych to 14-1, ale 'tylko' 13 punktów. To przez remis w La Corunii. Od tamtego czasu jednak Mou chyba nauczył się trochę odważniej nastawiać zespół, ale i tak Atletico nie będzie przeciw nam murować bramki. Z paru powodów.

Colchoneros wciąż jeszcze marzą o Lidze Mistrzów. Do czwartego miejsca tracą trzynaście punktów i nawet jeśli mają podstawy liczyć na potknięcia Villarrealu (gra ciągle w Europie), to sami muszą już wygrać wszystko. Mało tego, nawet ich występ w Pucharze Europy w przyszłym sezonie stoi pod znakiem zapytania. Dlatego bardzo potrzebują punktów.

Po drugie, grają przed własną publicznością ze znienawidzonym rywalem. Co prawda dość powszechne są głosy, że Atleti w ogóle nie walczy w meczach z nami i zawsze tanio sprzedaje skórę, zatem i tym razem czeka nas spacerek. Jak lekką ręką odrzuca się wysiłek włożony przez Królewskich przez te ostatnie jedenaście lat bez derbowej porażki! Ale tak poważnie, nie ma możliwości, żeby piłkarze Floresa cokolwiek nam ułatwili. W ostatnich meczach u siebie gościli trudnych rywali i za każdym razem pokazywali ogromną wolę zwycięstwa i odważną grę do przodu. Tak samo będzie i teraz.

Atleti ma swoje problemy. Skandaliczne wahania formy, demotywacja i konflikt Forlana z resztą drużyny są chyba znane wszystkim. Ale nie mają przynajmniej kadrowych zmartwień przed tym meczem. Brak Raula Garcii z trudem można by tak określić, bo trener do dyspozycji ma Paulo Assuncao, Tiago i Mario Suareza. Dla nas najgroźniejsi będą Kun Aguero i Reyes, chyba już tradycyjnie. Forlan zawsze może strzelić gola, ale jego wpływ na grę i koncentracja pod bramką rywala w tym sezonie gdzieś wyparowały.

Ciekawe, kim Flores uzupełni czwórkę atakujących. Ma do dyspozycji sprowadzonego z Brazylii Eliasa, który pomału adaptuje się do gry w Europie, ale w meczu pod takim ciśnieniem może jeszcze pęknąć. W derbowych pojedynkach w Copa del Rey był pierwszym do zmiany. Bardziej niż jego obawiałbym się Koke, który jako wychowanek jest ulubieńcem Vicente Calderon. Ten młodzian gra odważnie i nawet jeśli dwie akcje mu nie wyjdą, nie spuści głowy, tylko spróbuje trzeciej. Miał całkiem niezłe występy przeciw Sevilli i Villarrealowi.

Nasza sytuacja kadrowa też nie jest zła. Ronaldo po kontuzji chce grać, ale Mou boi się ryzykować. Jeżeli Cris faktycznie czuje się na siłach i nie jest tak, że ambicja przesłania mu zdrowy rozsądek, powinien ewentualnie wejść z ławki. Sedno sprawy tkwi bowiem w tym, że bez niego drużynie niczego nie brakowało i nie w pełni formy po prostu nie przynosi nam tyle korzyści ile być może myśli, że przynosi. Dlatego mówię: C-ron opcją rezerwową. Wszyscy inni najważniejsi są zdrowi (poza Higuą, rzecz jasna). Spodziewam się, że nasza obrona będzie wyglądać tak samo jak z Lyonem. W środku pola Khedirę może zastąpić Lass. Sami dopiero wrócił po kontuzji, a Mały Diarra będzie postrachem drugiej linii. W ataku do Benzemy powinien dołączyć Adebayor.

Inną opcją, dotąd jeszcze nieprzetestowaną, jest ustawienie w diamencie, tylko zamiast zmęczonego być może Di Marii Granero (obok Lassa i Xabiego). W dużym natężeniu meczów Mou może coraz częściej decydować się na ustawienie zasieków w środku pola, by zmęczyć rywala i zaatakować w końcówce. Lass w takim ustawieniu byłby po prostu bestią!

Przewiduję:

Real: Iker - Ramos, Pepe, Carvalho, Marcelo - Xabi, Lass, Khedira - Ozil, Benzema, Adebayor

Atleti: De Gea - Ujfausi, Godin, Dominguez, Filipe - Elias, Assuncao, Tiago, Reyes - Forlan, Kun

Niezależnie od ustawienia, musimy zaatakować agresywnie już na połowie Atletico. Ich napastnicy mogą być bardzo utalentowani, ale jeżeli nie dostaną piłki, nie będą groźni. A środek pola Colchoneros mają mało kreatywny. Idealnie było by strzelić gola szybko, tak jak w meczu na Bernabeu jesienią, a potem tylko kontrolować grę. Ponieważ po piłkarzach Floresa też spodziewam się gry pressingiem, możemy być świadkami otwartego, szybkiego spotkania. Przynajmniej póki nie wyjdziemy na prowadzenie. Pamiętajmy jednak, że tym razem od stylu ważniejsze są trzy punkty.

Hala Madrid!

Czytaj dalej ...

Real vs Tottenham i Barca vs Szachtar, czyli reakcje po losowaniu Ligi Mistrzów

Real Madryt vs Tottenham Hotspur

Wylosowaliśmy Tottenham, czyli mam co chciałem. A jednak czuję nutkę niedosytu, że nie przypadł nam udział w jakimś klasyku. W końcu po to jest Liga Mistrzów, żeby rozpalała wyobraźnię...

Okej, przyjrzyjmy się Tottsom. Od początku sezonu w Europie śledziłem ich losy z sympatią. Oni jako jedyni wśród angielskiej pierwszej piątki mają angielskiego trenera, który mówi z akcentem cockney i który twierdzi, że w futbolu przecenia się rolę taktyki. Oczywiście 'Arry na taktyce zna się całkiem nieźle, nawet jeśli nie jest jej teoretykiem, ale trzeba przyznać, że to swobodne podejście przyniosło jego drużynie w tym sezonie parę zadziwiających i spektakularnych zwycięstw, takich jak te z Interem czy Arsenalem.

Rajdy Bale'a każdy widział wiele razy. Walijczyk doczekał się nawet animacji swojej gry. Modrić to jeden z najlepszych rozgrywających, kiedy nie ma kontuzji. Lennon jest szybki jak wiatr i to jego akcja dała drużynie awans z 1/8. I jest jeszcze oczywiście Van der Vaart, który - o ile będzie zdrowy - będzie liczył na odegranie się a Floro Perezie i Mourinho za dość niesmaczne pozbycie się go w ostatniej minucie okienka transferowego.

Jakkolwiek Tottenham jest drużyną nieobliczalną i grającą radosny futbol, pokazał też, że ponad widowisko, potrafi przedłożyć wynik. W meczach z Milanem piłkarze Redknappa grali bardzo ostrożnie z tyłu, licząc na kontry. Faktem jest, że na tym etapie grają bez żadnej presji i tak samo będzie 5. kwietnia. Z każdą minutą korzystnego wyniku,mogą nabierać wiary we własne siły. Real, jeśli nie strzeli gola w miarę szybko, może zacząć się denerwować. Źle dla nas, że pierwszy mecz gramy w Madrycie bo presja, by nie stracić gola, będzie tym większa. Zapowiada się więc większe wyzwanie niż dwumecz z Lyonem. Rywal zwłaszcza w ataku powinien być jednak mocniejszy.

Ale Spursi to wciąż nie jest drużyna z europejskiego topu. Ambicja i wola walki niezależnie od przeciwności to atuty, które w ćwierćfinałach są podstawą, ale tylko one do sukcesu nie wystarczą. Redknapp wciąż ma dość nierówny skład. Brakuje mu klasowego prawego obrońcy czy napastnika, na którego mógłby liczyć regularnie przez cały sezon. Zobaczymy też, czy jego intuicja wystarczy, by przechytrzyć Mourinho. Albo raczej, czy jego tyleż odważne, co proste podejście do taktyki weźmie górę nad kombinacjami The Special One.

Ja, mimo wszystko, z naszego losowania jestem zadowolony.

PS. Real i Barcelona mogą spotkać się w półfinale.

FC Barcelona vs. Szachtar Donieck

Szachtar! Nie będę narzekał, bo mogliśmy wylosować gorzej, ale nie można lekceważyć zespołu z Doniecka. Po pierwsze dlatego, że w tym sezonie grają naprawdę wyśmienicie, z grupy wyszli z pierwszego miejsca przegrywając zaledwie jeden mecz ( z Arsenalem 5-1 na wyjeździe). W kolejnej rundzie pokonali AS Romę 2-3 w Rzymie i 3-0 w Doniecku, a teraz trafili na Barcelonę. Trudno jest ich pokonać w Doniecku gdzie jeszcze nie przegrali.

W swoim składzie Szachtar ma aż 6 Brazylijczyków, którzy stanowią o sile zespołu. Na szczególnie wyróżnienie zasługują: William, Luiz Adriano i Douglas Costa – wszyscy są młodzi, zdolni i utalentowani. Costa jest piekielnie szybkim i silnym pomocnikiem i już możemy sobie ostrzyć zęby na pojedynek z Danim Alvesem. Kolejny Brazylijczyk, który nadaje ton drużynie to Jadson, który już taki młody nie jest, ale za to dzięki swojemu doświadczeniu potrafi zapanować w środku pola. Bez niego nie byłoby tak ofensywnie grającego Szachtaru.W zespole z Doniecka na obronie gra Dymytro Czygrynski, który niedawno był jeszcze zawodnikiem Barcelony i ciekawie będzie zobaczyć w jakiej jest formie.

Jeszcze przyjdzie czas na porządną analizę taktyczną Szachtaru, na razie wypada stwierdzić, że nie będą to łatwe mecze, szczególnie mecz w Doniecku. Na Ukrainie Barca nie gra zbyt dobrze (ostatnio przegraliśmy z Szachtarem 2-0). Poza tym długa podróż do Doniecka może dużo nas kosztować, więc nie dziwię się, że Pep przed losowanie nie chciał trafić na Szachtar. Ale los lubi płatać figle więc pierwszy mecz odbędzie się 6 kwietnia we środę na Camp Nou a drugi we wtorek 12 kwietnia w Doniecku.

Nie jest źle, mogło być lepiej (szczęściarze ten Inter!), ale równie dobrze mogliśmy trafić na Chelsea, więc się cieszę. Garry Lineker (kiedyś Tottenham i Barca), który losował pary ćwierćfinałowe, przyznał po ceremonii, że chciałby zagrać w obecnej Barcelonie, ale nie załapałby się do pierwszego składu. Zawsze miło jest usłyszeć takie słowa od tak znakomitego napastnika!

Jak napisał Cichonio w półfinale możemy spotkać się z kimś z pary Real-Tottenham i już się szykuję na mecze z Tottenhamem w półfinale!

Czytaj dalej ...

Comic relief: Balotelli nie umie założyć kamizelki

Z komentarzem autorstwa samego Robbiego Savage'a

Czytaj dalej ...

czwartek, 17 marca 2011

Abidal już po operacji!

Klub wydał przed chwilą oświadczenie o tym, że operacja naszego Wielkiego Obrońcy zakończyła się pomyślnie! Sama operacja trwała 3 godziny i wszystko poszło zgodnie z planem, guz został całkowicie usunięty i jeśli nic złego się nie stanie,  Eric będzie mógł opuścić szpital już za tydzień! Ze względu na uszanowanie prywatności Erica, klub wydał tylko krótkie oświadczenie i na tym poprzestanie.

To fantastyczna informacja dla wszystkich kibiców i dla samego Abidala. Dobrze, że już mamy to za sobą. Miejmy nadzieję, że dalej wszystko będzie dobrze i że Eric będzie szybko zdrowiał. Ufff kamień spadł mi z serca.

Oto pełna treść oświadczenia:

Operację w celu usunięcia guza z wątroby, przeprowadził zespół lekarzy pod kierownictwem doktora Josep Fuster Obregón.

W trakcie zabiegu, który trwał około trzech godzin i został przeprowadzony metodą laparoskopową, guz został całkowicie usunięty bez żadnych komplikacji.

W zależności od stanu zdrowia, zawodnik będzie mógł być zwolniony ze szpitala w przeciągu tygodnia.

Na życzenie zawodnika, Klub prosi o najwyższe poszanowanie dla prawa do prywatności i poufności.

www.fcbarcelona.cat


Anims Abidal!!

Czytaj dalej ...

Podcast vol. 18

Zapraszamy do kolejnego podcastu, w którym rozmawiamy o:

  • wygranej Realu z Lyonem i awansie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów po raz pierwszy od 7 lat.
  • o tym dlaczego Marcelo przypomina Roberto Carlosa i w jaki sposób stał się ważnym ogniwem Królewskich
  • o kolejnym golu Benzemy i jego dobrej formie
  • głupocie UEFA
  • o Abidalu
  • a także zapowiadamy kolejną ligową kolejkę, w której Barca zmierzy się z Getafe a Real z Atletico Madryt

Zapraszamy do słuchania i komentowania!

Czytaj dalej ...

Benvingut, Andreu Fontas!

Josep Bartomeu (wice-prezydent ds. sportowych) powiedział dziś w radiu RAC1, że klub nie planuje żadnego nagłego transferu w związku z chorobą naszego dzielnego Francuza, ale za to do pierwszego zespołu zostanie powołany Andreu Fontas. Abidal ma by dziś operowany i jeśli wierzyć doniesieniom Guillem Balague’a, który powołuje się na klubowych lekarzy, może wrócić do treningów za 4-6 tygodni. Oby tak było. W całej tej przykrej i lekko dramatycznej sytuacji jaka zaistniała powołanie Fontasa do pierwszej drużyny jest miłą i dobrą wiadomością.

Tak więc, witaj Andreu! Moim zdaniem, to powołanie powinno nastąpić wcześniej, ale jak to mówią: lepiej późno, niż wcale. Fontas jest gotowy do gry na najwyższym poziomie i jest to dobry czas na sprawdzenie jego umiejętności. Dla przypomnienia: Andreu ma 21 lat i jest środkowym obrońcą, który potrafi świetnie się ustawiać, dobrze podaje i bardzo dobrze porusza się po boisku. Przypomina trochę Pique (tego sprzed Shakiry), ma 186 wzrostu, a zaczynał swoją przygodę na pozycji defensywnego pomocnika – stąd te dobre podania i poruszanie się po boisku. Poza tym to kolejny Katalończyk w składzie, co zawsze cieszy.

Fontas na pewno będzie miał szansę na grę, nie wiem ile minut dostanie, ale nie zdziwiłbym się gdyby z Getafe wyszedł w pierwszym składzie. W pierwszej drużynie Andreu debiutował już w 2009 roku przeciw Sportingowi Gijon. W tym sezonie zagrał w dwóch meczach: 0-8 z Almerią i 2-0 z Rubinem i za każdym razem grał bardzo dobrze. Z Almerią zaliczył nawet asystę, o jakiej zawsze marzy Pique kiedy decyduje się na dłuuugie podania.

Życzmy mu dużo szczęścia, bo wchodzi do zespołu w trudnej sytuacji i w ważnym momencie.

Tu próbka jego umiejętności:

*Benvingut – w języku katalońskim znaczy “Witaj”.

Czytaj dalej ...

środa, 16 marca 2011

Brazylialne zwycięstwo! Real Madryt 3-0(4-1) Olympique Lyon


Przecież to tak powinno wyglądać przez te wszystkie lata! Real wygrał z Lyonem nie pozostawiając żadnych wątpliwości kto jest lepszy. Nawiązując do kulinarnych upodobań naszych gości z Francji, można powiedzieć, że Królewscy zamiast z trudem przełknąć żabę, wystawili na Bernabeu prawdziwą ucztę. Mourinho w swoim 22. meczu w Madrycie wygrał po raz 22. Bilans bramek w tych meczach: 75-8!

Ale to nie te statystyki są dziś najważniejsze, bo wreszcie przerwaliśmy ponurą serię 7 lat bez ćwierćfinału! I to w jakim stylu! Nie spodziewałem się, że pójdzie tak gładko. Początek meczu był trochę nerwowy, bo z naszych energicznych ataków niewiele wynikało. Za szybko chcieliśmy zadać cios zamiast przetrzymać piłkę i cierpliwiej poszukać swojej szansy. Po dwudziestu minutach Lyon zaczął przejmować inicjatywę, może nawet miał lekką przewagę. Ale wtedy właśnie został powalony na deski i już do końca meczu miał się nie otrząsnąć.

Akcja Ronaldo z Marcelo była po prostu brazylialna! Błysnął przede wszystkim ten drugi, kiedy wbiegł w pole karne, położył dwóch obrońców i po rękach Llorisa trafił do siatki. El Loco, jak Marca nazwała niedawno naszego obrońcę, już wiele razy w tym sezonie próbował szarż w pole karne, ale rzadko wynikało z tego bezpośrednie zagrożenie bramki rywala. Z Espanyolem wreszcie trafił do siatki, przeciw Herculesowi już przedryblował całą obronę, by ostatecznie chybić, ale dziś był bezbłędny! Jeszcze ciut za wcześnie na definitywne stwierdzenia, ale jeszcze parę takich wejść i Marcelo zostanie 'nowym Roberto Carlosem'. I to w momencie, gdy już wszyscy zapomnieli, że do Madrytu Brazylijczyk przychodził właśnie z taką etykietką.

Lyon początkowo nie zamierzał się odkrywać. Mimo że bronić nie miał czego, liczył raczej na kontrataki. Teraz może żałować, że nie ruszył do przodu, póki gra była bardziej otwarta. Real, prowokowany przez prezesa Francuzów do gry ofensywnej, po pierwszej bramce poszedł za ciosem i wypunktował piłkarzy Puela bezlitośnie. Wychodząc na drugą połowę Xabi nastroił kolegów: "Nawalamy od początku. Dużo ruchu, wysokie tempo. Biegamy do upadłego!"(cyt. za Grahamem Hunterem) I nasza gra tak właśnie wyglądała, co w mniej parlamentarnych słowach potwierdził mi też smsem Tomek, który przecież jest cule.

Poza świetnym stylem, drużyna potwierdziła, że Ronaldo nie ciągnie Madryckiego wózka w pojedynkę. Ronny zanotował asystę przy pierwszym, kluczowym golu, ale razem z nim, w jednym rzędzie pierś do orderu wypinać dziś mogą przynajmniej Marcelo, Ozil, Beznema i Di Maria, o ile tylko oni. Poza autorami pierwszej bramki, Mesut zaliczył półtorej asysty (ta połówka to starcie z Reveillerem przy drugiej bramce). Benz naturalnie nie mógł dziś nie strzelić gola, mając za sobą tak imponującą serię strzelecką, ale zrobił dla drużyny więcej niż tylko skuteczne wykończenie jednej akcji. Angel przy swoim golu pokazał się ze swojej najlepszej, błyskotliwej strony, a wcześniej - i potem też - napędzał wiele naszych posunięć.

Szczerze mówiąc, trudno znaleźć poważniejszy feler w naszej grze tego wieczora. Pepe miał trochę szczęścia, że nie wyleciał za drugą żółtą kartkę, tyle razy skopał w powietrzu Lisandro. Iker mimo paru świetnych interwencji nie zawsze był opoką, ale kiedy patrzę na wynik, naprawdę trudno mi teraz coś im wypominać.

Jeśli Mourinho miał być tym, który przywróci Królewskim świetność, to właśnie zrobił pierwszy krok ku spełnieniu tych oczekiwań. Oczywiście samo przejście 1/8 LM nie zagwarantuje mu posady w kolejnym sezonie, ale gołym okiem widać, że ruszył z posad bryłę zastaną w miejscu przez ostatnie kilka długich lat. Ostatni raz w rundzie pucharowej Ligi Mistrzów Real wygrał różnicą trzech bramek w 2001 roku z Galatasarayem! Ale wszyscy byśmy sobie jeszcze mocniej życzyli, powtórki innego sukcesu. Otóż do tej pory, Los Blancos wyrzucali z turnieju o puchar Europy drużynę z Francji czterokrotnie i za każdym razem okazywali się niepokonani do samego końca.

Dziś jest jeszcze jednak za wcześnie, by rezerwować bilety do Londynu, na finał na Wembley. Na razie warto ochłonąć i poczekać do piątku, kiedy poznamy kolejnego rywala. Ja już się niecierpliwię czekając na losowanie. Rzadko kiedy myśl o podstarzałych mężczyznach miętoszących kulki powoduje u mnie gęsią skórkę. Pamiętacie jeszcze te emocje? Od ostatniego razu parę lat minęło...

PS. UEFA nie zgodziła się, by piłkarze obu drużyn przed meczem zaprezentowali koszulki z pozdrowieniami dla Abidala (byłego gracz Lyonu). Na szczęście udało się obejść zawstydzająco drobiazgową decyzję biurokratów i planowany gest nastąpił po końcowym gwizdku. Szczęśliwie, ostatnie doniesienia mówią, że przypadek raka u obrońcy Barcelony jest względnie niegroźny. Być może Francuz wróci nawet na boisko jeszcze w tym sezonie. Oby. Co to za satysfakcja pokonać Blaugrana osłabionych? :p

Tak się złożyło, że fotograf zmieścił w obiektywie tylko piłkarzy Realu (nie jestem cyniczny, to przecież czysty przypadek).

Czytaj dalej ...

wtorek, 15 marca 2011

Mou! Daj nam ten ćwierćfinał! Real Madryt vs Lyon

UPDATE: Jak podaje As, Ronaldo przeszedł próbę sprawności przed meczem, ale jego występ będzie niepewny do momentu podania oficjalnych składów. Wygląda więc na to, że CR7 jednak zagra, a zwłoka z ogłoszeniem jego występu ma tylko skonfundować Puela. Występ Cristiano jest ważny nie tylko dla Mourinho, który na nim opiera swój atak w ogromnym stopniu, ale też dla samego Ronny'ego. Co by to było, gdyby się okazało, że bez niego na boisku jest w stanie osiągnąć największy sukces od 7 lat w LM? Hierarchia w drużynie mocno by się zachwiała.


Oto nadszedł wreszcie sądny dzień dla Jose Mourinho, jego piłkarzy i dla całego Realu Madryt. To punkt zwrotny dla całego sezonu, a pewnie też dla pobytu Portugalczyka w Madrycie. Właśnie w rozgrywkach europejskiego czempionatu Mou zaistniał na szczytach klubowego futbolu. To tam pokazał, a potem potwierdził bezkompromisowość w dążeniu do zwycięstwa. I nawet jeżeli sięgał po środki kontrowersyjne, jak choćby ultra-obronna gra przeciw Barcelonie, jego skuteczność zrobiła wrażenie na wszystkich.

Nie był wyjątkiem Florentino Perez. Decyzja o zatrudnieniu Jose pociągnęła za sobą nieuchronnie wprowadzenie nowego porządku w klubie i nawet jeżeli oznacza to tolerowanie awanturnictwa i nietaktów portugalskiego trenera, wszystkim madridistas przyświeca w tych dniach jeden cel - zwycięstwo.

Im mniej Mourinho pasuje do 'dżentelmeńskiego' Realu, im więcej władzy uda mu się na Bernabeu wywalczyć, im brzydszą i bardziej wyrachowaną piłkę grają niekiedy Los Merengues, tym bardziej los trenera zależy od występu w tym właśnie turnieju. Portugalczyk po prostu musi pokonać barierę 1/8 finału Ligi Mistrzów. Na szczęście w przeszłości pokazał już, że akurat od tych rozgrywek jest specem wybitnym.

Wszyscy oczywiście wierzymy, że 'tym razem się uda', choć podobne przekonanie wielu kibiców żywiło już przed rokiem. A jednak nie da się ukryć, że drużyna Realu wreszcie wygląda lepiej niż w poprzednich edycjach europejskich pucharów. Imponujące wyniki z fazy grupowej i konsekwentna gra nawet do ostatniego meczu o pietruszkę to przystawki pozwalające wierzyć, że serwujący je kucharz nie zawiedzie przy daniu głównym i także tu wysmaży coś specjalnego.

Także w pierwszym pojedynku Królewskich z Lyonem, przed trzema tygodniami, udało im się osiągnąć mały przełom. Nie tylko po raz pierwszy zdołali oni strzelić gola w wyjazdowej odsłonie tego pojedynku, ale potrafili też nie przegrać. Tak więc mimo straty gola i prowadzenia w końcowych minutach, wynik wciąż faworyzuje Los Blancos.

W tym dwumeczu, tak jak bardzo często w Lidze Mistrzów, o awansie mogą decydować szczegóły. Jeden szczęśliwy strzał między nogami bramkarza może oznaczać przełamanie o wiele, wiele za długiej złej passy Realu Madryt na tym etapie rozgrywek, ale też moment nieuwagi obrońcy kryjącego rywala przy stałym fragmencie może pozbawić Mourinho pracy, a kibiców wpędzić w czarną otchłań beznadziei.

Na środowy wieczór madridistas czekają jednak z optymizmem. Nawet bez Cristiano Ronaldo drużyna potrafi grać efektownie i prezentować zupełnie zadowalającą skuteczność. Benzema stał się w ostatnim czasie głównym specjalistą od przesądzania meczów i tym, od którego zależy gra ofensywy. Jego niedawny rozkwit może symbolizować odrodzenie się potęgi Realu Madryt, ale jeżeli Karim nie potwierdzi dobrej formy w rewanżu przeciw swojemu macierzystemu klubowi, dotychczasowe gole mogą nie wystarczyć na jego obronę. Czy Królewscy wykonają wreszcie krok w przód, zostawiając ostatecznie za sobą okres frustracji i niemocy? Przyjrzyjmy się sytuacji kadrowej w obu drużynach.

Real Madryt

Okoliczności sprawiły, że Jose Mourinho nie musi się szczególnie silić na ukrywanie swojego pomysłu na ten mecz. Być może sam The Special One nie wiedział jeszcze na dobę przed pierwszym gwizdkiem czy wystawi swojego asa, czy jednak będzie musiał go oszczędzić przez wzgląd na kontuzję. Lepszej zagrywki psychologicznej nie dało by się wymyślić.

Jeśli Crisitano zagra, Królewscy zagrają w taktyce dobrze nam znanej przez cały sezon, a także z pierwszego meczu. CR7, Di Maria i Ozil to pewniacy, a ostatnio pewnie dołączył do nich Benzema. Wątpliwe, żeby Mourinho posadził na ławce piłkarza, który w ostatnich ligowych meczach dał mu tyle punktów i - co równie ważne - remis we Francji. Nawet jeżeli warunki fizyczne i gra tyłem do bramki podpowiadałyby wystawienie w pierwszym składzie Adebayora, wszystko wskazuje na to, że to Togijczyk tym razem usiądzie na ławce.

Obok Xabiego Alonso, kolejnego pewniaka, zobaczymy pewnie Lassa. Mały Diarra jak mało kto w składzie Madrytu jest w stanie podjąć ostrą walkę z Toulalanem i Kallstromem. Dodatkowo, faworyt Mou, Khedira po wyleczeniu kontuzji zagrał tylko pół godziny z Herculesem i dla niego gra od początku w tak trudnym i kluczowym meczu może być skokiem na zbyt głęboką wodę.

Wreszcie w obronie nie powinno być niespodzianek, bo obaj nasi najlepsi stoperzy ostatnio odpoczywali. Obok Carvalho i Pepego powinniśmy więc zobaczyć Sergio Ramosa i Marcelo.

Iker - Ramos, Pepe, Carvalho, Marcelo - Lass, Xabi - Di Maria, Ozil, CR7 - Benzema

Warto zwrócić uwagę na pewien detal w grze Di Marii. Mourinho lubi wykorzystywać pracowitość Angela i używać go jako pomocnika grającego na wysokości środkowej linii raczej niż skrzydłowego, zwłaszcza kiedy drużyna się broni. Dzięki takiej opcji nie tylko Sergio Ramos zyskuje wsparcie, ale też dzięki szybkości Kluska i jego świetnemu ostatniemu podaniu, drużyna może groźniej kontratakować. Dlatego też w ostatnich meczach, kiedy graliśmy czwórką w pomocy, Di Maria pełnił rolę jednego ze środkowych pomocników. Przykład wspomnianych wyżej kontrataków to drugi gol Benzemy z Racingiem.

A co jeśli Cristiano jednak nie będzie gotów zacząć od pierwszej minuty? Dobrym rozwiązaniem będzie cofnąć na jego miejsce Karima, a Adebayora wystawić na szpicy. Benzema gra ostatnio tak dobrze również dzięki temu, że ma przed sobą Ade.

Lyon

W pierwszym meczu Claude Puel wystawił przeciw nam niemal najsilniejszy skład, w którym brakowało tylko Lisandro Lopeza (niedorzeczna kontuzja po odkopnięciu piłki ze złości). Tym razem zawieszony za żółte kartki jest Bastos, ale Lisandro już wraca do drużyny. Podobnie zresztą jak Cris i Gourcuff, którzy z kontuzjami zmagali się całkiem niedawno. Pod znakiem zapytania stoi występ Aly'ego Cissokho, którego może zastąpić Timothee Kolodziejczak. Do Madrytu przyjedzie zatem silny Lyon, w stosunku do zeszłego roku wzmocniony paroma solidnymi zawodnikami.

W bramce zobaczymy zatem Llorisa, zaliczanego od paru lat do szeroko rozumianej czołówki europejskich bramkarzy. Do ścisłego topu trochę mu jednak brakuje. Z powszechnych swego czasu plotek o zainteresowaniu Lloriserm Arsenalu niewiele już zostało i dziś wyobraźnie piłkarskiego świata bardziej rozbudzają De Gea czy nawet Szczęsny.

Na obronie, nawet jeśli nie zagra Cissokho, zobaczymy zdyscyplinowany i twardy kwartet dowodzony przez kapitana Crisa. W środku partnerować mu powinien Chorwat Lovren, który mimo zaledwie 21 lat w pierwszym meczu wypadł imponująco. Trzeba jednak zauważyć, że w paru bardzo wątpliwych sytuacjach sędzia szczęśliwie dla niego odgwizdywał faule w ataku Adebayora. Sędziowanie odegra ważną rolę w środowym meczu, bo przy tak wyrównanym stanie rywalizacji i przy siłowym stylu prezentowanym przez Francuzów, ostrej gry nie powinno zabraknąć.

Druga linia to, po defensywie, jeszcze więcej siły fizycznej i regularności w postaciach Toulalana i Kallstroma - niezmordowanych piwotów, którzy będą nieustannie nękać naszych rozgrywających Ten drugi nie rozegrał w pierwszym spotkaniu z Królewskimi najlepszego meczu, Szwed jest dość toporny z piłką przy nodze i nie bardzo zwrotny. Ale jeżeli będzie miał wystarczająco dużo miejsca i czasu, jego potężne strzały nawet z dużej odległości mogą być naprawdę groźne. Kallstrom nie jest jedynym w drużynie, który potrafi uderzyć, ale jest najlepszym przykładem na siłę Lyonu w tym elemencie gry. Przed rokiem gola w pierwszym meczu straciliśmy właśnie po bombie Makouna, którego jednak już we Francji nie ma.

Jeżeli Toulalan i Kallstrom są nogami francuskiego klubu (choć tak po prawdzie, to tam wszyscy piłkarze ciężko harują), to mózgiem jest Gourcuff. To na jego transfer prezes Jean-Michel Aulas wydał w tym sezonie najwięcej i to on właśnie wnosi do ataków swojej drużyny element nieprzewidywalności i kreatywności. Gourcuff lubi sobie szukać miejsca za plecami napastnika, między obroną a pomocą rywala. Trochę podobnie do Ozila, od którego jest co prawda silniejszy, za to mniej błyskotliwy.

Na skrzydłach w środę zagra dwóch z trójki: Lopez, Delgado, Briand i stawiam jednak na pierwszych dwóch. Lisandro to wyborowy strzelec i na pewno warto go mieć w polu karnym. W zeszłym roku to jego wystawiał na szpicy Puel, ale w tym sezonie trener chyba przekonany jest do Gomisa, który nie tylko całkiem nieźle zastępował Argentyńczyka podczas nieobecności, ale potrafił też współpracować z Lopezem po jego powrocie. W ostatnim meczu ligowym Lisandro strzelił gola z asysty Gomisa właśnie. Skoro więc obaj napastnicy mogą występować jednocześnie, dlaczego z tego nie korzystać? Mało kto daje drużynie taką obecność w polu karnym jak potężny Gomis. A że potrafi on też trafić do siatki, widzieliśmy już w pierwszym meczu w Lyonie. Delgado spodziewam się zamiast Brianda ze względu na jego większą ruchliwość i chyba jednak lepszy drybling. Grał przeciw Sergio Ramosowi w pierwszej części meczu sprzed trzech tygodni i sprawił mu sporo problemów.

Lloris - Reveillere, Cris, Lovren, Kolodziejczak - Toulalan, Kallstrom - Delgado, Gourcuff, Lisandro - Gomis

Nie zapominajmy też, że w odwodzie trener Francuzów ma jeszcze Pjanica - naturalnego zastępcy Gourcuffa - którego gol wyrzucił Real Pellegriniego z ostatniej edycji Champions League.

Klucz do zwycięstwa

...to przede wszystkim agresywny pressing. Z tym elementem gry Królewscy miewali w przeciągu sezonu problemy, mecz z Herculesem niech będzie najświeższym z przykładów. Zwłaszcza w pierwszej połowie goście z Alicante skutecznie przeszkadzali Ozilowi i spółce w prowadzeniu gry, bo mieli czas, żeby się przy piłce utrzymywać. Kiedy jednak Real rzuca się do rywala już na jego połowie, zwykle oglądamy świetne widowisko, a nieraz i goleady. Także w meczu na Stade de Gerland to gospodarze prezentowali się lepiej i mieli więcej z gry, póki Mourinho nie zmotywował swojej drużyny do bardziej energicznego pressingu. Stąd też wzięła się bramka Benzemy, którą poprzedził przechwyt wspólnymi siłami Karima i Ozila. Lyon nie jest drużyną, która swobodnie czuje się szybko grając piłką na własnej połowie. Jego obrońcy to raczej drągale niż wirtuozi i pod presją, zdarza im się pogubić.

Drugim ważnym czynnikiem do sukcesu będzie konsekwencja i dyscyplina. Real, przyzwyczajony do swojej wyższości nad niemal całą Primera Division nieraz prowadząc rozluźnia się i na zbyt wiele pozwala rywalowi. Tak było całkiem niedawno w Santander, ale też w Getafe na początku roku. Także Lyon zdobył wyrównanie w końcówce meczu, który wygrywaliśmy. Nie łatwo pewnie jest wykorzenić wielomiesięczny nawyki, ale Liga Mistrzów wymaga absolutnej koncentracji po ostatnią minutę dwumeczu. Stąd też pewnie akcja piłkarzy i wypowiedzi Mou zachęcające kibiców do żywiołowego dopingu. Królewscy mimo wszystko nie są bardzo doświadczeni w meczach pucharowych i będą wsparcia Bernabeu potrzebować, by wyeliminować momenty przestoju w swojej grze.

Na szczęście wydaje się, że mogą na nie liczyć. Nawet niezależnie od tego jak głośno fani będą krzyczeć i śpiewać, statystyki Realu w meczach u siebie są bardzo obiecujące. W Madrycie Mourinho nie zdarzyło mu się dotąd stracić choćby punktu. Co prawda rywala tej klasy co ten środowy chyba jeszcze nie gościliśmy, ale warto pamiętać, że Lyon nigdy nie pokonał Królewskich na wyjeździe.

Musimy więc ograć drużynę doświadczoną na europejskiej arenie i pewną swoich możliwości, ale też drużynę, dla której półfinał LM to historyczny sukces, na który raczej w tym roku nie liczą. Przewaga jakości, a także przewaga wyniku, wciąż jest po stronie Los Blancos. W swoich rękach trzymają oni możliwość przełamania klątwy 1/8 Champions League i otwarcia wrót do - kto wie - być może nawet historycznego sukcesu, jakim była by la decima! Do ćwierćfinału na pewno. Po raz pierwszy od siedmiu lat.

Hala Madrid!

EDIT: Oczywiście dołączam się do życzeń szybkiego wydobrzenia Abidala! Oby szybko wrócił do zdrowia i do gry.

Czytaj dalej ...

Anims Abidal! UPDATE

UPDATE:

Dziś (tj. we środę) klub wydal kolejne oświadczenie, które mówi o przesunięciu operacji na czwartek na godzinę 16. BarnaClinic zdecydowało się na reorganizację kolejności operacji i Abidal będzie operowany wcześniej niż zapowiadano. Dobrze, że klub i klinika robią wszystko by jak najszybciej pomóc Ericowi.

Oficjalna strona klubu wydała dziś wieczorem oświadczenie, w którym informuje nas o tym, że u naszego wspaniałego obrońcy Króla Erica został zdiagnozowany guz wątroby. Na piątek planowana jest operacja usunięcia guza i ze względu na prywatność zawodnika więcej informacji nie ma

Pomijając wszystkie aspekty sportowe, jest to po prostu dramat człowieka i wszystkie te błahe sprawy należy odłożyć na bok. Eric to nie tylko doskonały piłkarz, ale przede wszystkim bardzo porządny człowiek  o którym wszyscy wypowiadają się z szacunkiem i respektem. Mam tylko nadzieję, że to nie jest tak poważne jak wygląda i że wszystko będzie dobrze. Ta informacja jest szokiem, ale też pokazuje, że nie wolno zapominać o tym, że zawodnicy to zwykli ludzie i należy tak do nich podchodzić. Proszę kierujcie swoje myśli teraz w kierunku Erica, bo to na pewno mu pomoże.

Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia!

Czytaj dalej ...