niedziela, 30 stycznia 2011

7 punktów przewagi!

Tak, tak to nie żarty RM przegrał 1-0 (i to najmniejszy wymiar kary) i Barca ma w tym momencie 7 punktów przewagi.

Co na to Mourinho?

A Iker jak zawsze udaje świętego:

Czytaj dalej ...

sobota, 29 stycznia 2011

Hercules vs. Barca, czyli czas na REWANŻ.

Koniec stycznia, początek lutego – czas egzaminów i pisania prac zaliczeniowych, dlatego z góry przepraszam za mniej wpisów z mojej strony ostatnio (potrwa to pewnie jeszcze z półtora tygodnia, ale będę się starał bloga nie zaniedbywać). Koniec stycznia to także czas na REWANŻ – oj tak, pisane z wielkich liter, bo już dziś o 20 dojdzie do spotkania z naszymi największymi rywalami w tym sezonie: Herculesem (nie, nie z RM). Wszyscy pamiętamy 0:2 na Camp Nou z początku tego sezonu i dobrze, że pamiętamy. Mówcie co chcecie, ale ja czekam na ten mecz i liczę na zemstę. Wiem, że “zemsta” nie kojarzy się dobrze, ani, że generalnie zemsta nie jest dobra, ale w tym przypadku: zemsta będzie słodka.

Przechodząc do sedna: Dani Alves powraca do składu, co jest dobrą wiadomością, bo Adriano – napiszę dyplomatycznie – potrzebuje więcej czasu. Dani jest zdrowy, wypoczęty i głodny gry: bestia powraca. Fajnie by było gdyby przy okazji przedłużył kontrakt… Tak więc z Alvesem nasz skład na Hercules wygląda tak:

Valdés, Pinto, Alves, Adriano, Piqué, Milito, Fontàs, Abidal, Maxwell, Mascherano, Busquets, Keita, Xavi, Iniesta, Afellay, Messi, Villa, Pedro, Nolito.

Nie ma Bojana, bo boli go brzuch, a dokładniej “ma problemy z brzuchem” i to jest termin medyczny (nie śmiejcie się). Puyol wciąż leczy kontuzję nogi, ale jak sam twierdzi wszystko idzie w dobrym kierunku. Guardiola i sztab medyczny postanowili, że w przypadku Puyola będą postępowali tak samo jak w przypadku Xaviego, czyli spokojne, powolne wprowadzanie do zespołu. Ostrożności nigdy za wiele, a wszyscy wiemy jak ważnym zawodnikiem jest Carles. Z Barcy B do składu zostali powołani Fontas i Nolito i  zapewne usiądą na trybunach żeby nas dopingować.

Nie wiem kogo wystawi Pep na środku obrony, ale myślę, że Pique z Milito poradziliby sobie z Trezeguetem, a Abidal przeniósłby się na skrzydło, bo Maxwell nie zachwyca. Ale jeśli Abidal zagra na środku, to nie mam z tym problemów.

Pierwsza XI? Valdes, DAni, Pique, Milito, Abidal, Busi, Xavi, Iniestazo, Pedro, Villa, Messiah.

Nie wiem ilu z Was regularnie czytuje El Mundo Deportivo, gazetę, która – jak wszystkie hiszpańskie sportowe gazety – jest wzorem do naśladowania dla całego świata, ale nie o tym. Ostatnio pojawiła się tam artykuł porównujący Messiego do Magica Johnsona i Michaela Jordana, głupie? Chwila, przecież MJ i Magic też podawali i też strzelali (ok rzucali). Czyli całkiem rozsądny artykuł. I im naprawdę płacą za napisanie czegoś takiego? To gdzie są moje pieniądze?

Hercules ma 22 punkty i potrzebuje punktów – zabawne, bo my mamy55 i też potrzebujemy punktów. Wracając do Herculesa -  u siebie grają całkiem nieźle 5-1-3 (19-12 w golach), ale jak do tej pory nie pokonali nikogo powyżej 7 miejsca, co nie wróży dobrze, bo dziś spotkają się zespołem, który nie stracił choćby punktu na wyjeździe.

Właśnie tak, Barca na wyjeździe ma bilans 9-0-0 (33-4 w golach) i zamierza przedłużyć zwycięską passę w lidze do piętnastu. To dużo zwycięstw, prawda? Prawda. Czas powiększyć przewagę w tabeli, czas wygrać z Herculesem, zabrać im 3 punkty i wrócić do domu.

Kolejna manita? Byłoby miło, ale wystarczy  skromne zwycięstwo i 3 punkty.

Czytaj dalej ...

Iniesta, czyli pełna kontrola.

Nowa reklama Nike z Andresem Iniestą. Czysta przyjemność, oglądajcie.

Czytaj dalej ...

czwartek, 27 stycznia 2011

Pół finału już mamy. Adebayor obudził Benzemę


Wiedział Benzema kiedy się obudzić. W ciągu paru dni, w czasie których klub negocjował wypożyczenie Adebayora, Benz zapewnił nam zwycięstwa w dwóch ważnych meczach. Byłem przekonany, że Ade będzie 'gotowcem' do pierwszego składu, bo Mourinho nie ma czasu na patyczkowanie się z wprowadzaniem go do zespołu. W końcu zabawi w Madrycie pewnie cztery miesiące, a wszystkie rozgrywki są już mocno zaawansowane, jeżeli zatem nowy nabytek ma poznać drużynę, to niech to robi w biegu. Zwłaszcza, że jego forma fizyczna podczas badań okazała się znakomita. Czy jednak Karim, który drzemał przez całą poprzednią rundę, nie wgramolił się właśnie w hierarchii The Special One na jeden szczebel ponad Adebayora? W końcu czy Mou odważy się zmienić napastnika, który zapewnia mu punkty? Oczywiście, że tak. Przeciw Benzemie przemawia nie tylko dotychczasowa słaba forma, ale też inna charakterystyka wymagana od napastnika w systemie, który Mourinho stosuje. Adebayor gra plecami do bramki lepiej nie tylko od Benzemy, ale też od Higuaina. Może więc być tym graczem, o którym Mou marzył już latem. Ponieważ więc dwa ostatnie mecze Benza to na przestrzeni całego sezonu jednak bardzo mało, możemy się chyba spodziewać, że wkrótce zostanie jednak odesłany na ławkę. Jego ostatnie gole mogą najwyżej ten proces przeciągnąć w czasie i sprawić, że Adebayor zacznie od kilkunastominutowych epizodów.


(sprowadziliśmy Kickassa:)

'Baby Kanu' został dziś oficjalnie zaprezentowany na Bernabeu. Na zdjęciach, na jego koszulce nie dopatrzyłem się numeru, ale w szatni skorzystał z szafki Mateosa. Jedna ciekawa liczba z nim związana jest taka, że został najstarszym obecnie naszym napastnikiem. Benz i Higua mają po 23 lata, a Ron 25. Adebayor jest od CR7 rok starszy. Podczas konferencji prasowej, nowoprzybyły mocno okadził zgromadzonych dziennikarzy zapewniając, że ten transfer (na raptem pół roku) to spełnienie jego marzeń i zamierza pomóc jak to tylko możliwe, nie marudząc i grając tam, gdzie wystawi go trener. O perspektywie siedzenia na ławce zbyt dużo nie mówił, ale miał wiele słów uznania dla Benzemy, z którym wolałby grać na boisku niż rywalizować. Czyli pierwsze wrażenie zrobił odpowiednie, przyjdzie czas potwierdzić je podczas gry. Może tylko trochę przesadził z kurtuazją wyznając, że będąc jeszcze w Arsenalu odrzucił ofertę Barcelony, bo zawsze chciał grać dla Realu. Jeżeli w treningi będzie wkładał tyle samo wysiłku, by się przypodobać co na tej konferencji, będziemy mieli z niego pożytek.

Ale wróćmy do środowego półfinału CdR z Sevillą. Żeby mieć to z głowy, odnotuję tylko, że wroga postawa kibiców gospodarzy wobec naszych piłkarzy miała miejsce zgodnie z przewidywaniami. Głównie to było buczenie, przyśpiewki ('La puta Madrid') i okrzyki ('nadepnąć go!' - to o Ronnym), ale po końcowym gwizdku jeden z kibiców, w przypływie frustracji, trafił Ikera w głowę butelką z wodą.
Casillas, jako kapitan Realu, kapitan reprezentacji, świeżo upieczony Ambasador Dobrej Woli ONZ, i generalnie święty człowiek, nie zrobił wokół incydentu większego zamieszania, powstrzymał się od uogólnień i obarczania głupotą jednego reszty kibiców. Klasa. Za to Del Nido, którego klub jeszcze tuż przed meczem, na stadionie wyświetlił filmik 'motywujący' kibiców przeciw Mourinho, nagle się zezłościł i zapowiedział ukaranie winnego. Zobaczymy, jak zareaguje Federacja.

Sam mecz ułożył się dla nas bardzo dobrze. Cieszyć powinniśmy się tym bardziej, że przed meczem wiele zapowiadało wyjątkowo trudną przeprawę, od naszej obniżki formy, po pełnię sił Sevilli. Pamiętaliśmy przecież, jak bardzo męczyliśmy się z bardzo ich bardzo osłabionym składem w grudniu na Bernabeu. Okazuje się jednak po raz kolejny, że gra z kontry pasuje drużynie Mourinho. Trójka pomocników zapewniła nam względny spokój pod własną bramką, a genialna akcja Ozila z Benzemą wystarczyła, żeby wywieźć z Ramon Sanchez Pizjuan cenną zaliczkę. Cieniem na tym sukcesie kładzie się gol-widmo Luisa Fabiano. Na moje oko, większość powtórek sugeruje, że piłka jednak przekroczyła linię, ale niektóre ujęcia budzą co do tego duże wątpliwości.
Sukces w Pucharze Króla, jakim będzie nasz prawdopodobny awans do finału powinien dodać drużynie pewności siebie i zdjąć z niej chociaż część presji. Łatwo to przeoczyć w gorączce ligowej rywalizacji, ale piłkarze bardzo potrzebują namacalnego potwierdzenia swoich umiejętności i rozgrywki pucharowe dają takowe w większym stopniu niż rozkładające się na wiele tygodni rozstrzygnięcie o mistrzostwie.

Mourinho też ponoć bardzo się CdR emocjonuje. Miał więc w środę powody do radości w dzień swoich 48. urodzin: zwycięstwo na wyjeździe, gol Benzemy i sprowadzenie Adebayora. Piękne prezenty. Nawet Valdano poszedł mu na rękę i stwierdził (po tym jak Mou zakazał mu wstępu do szatni i na treningi), że jeśli trener potrzebuje większej swobody, to ją dostanie. Możemy się więc przyzwyczajać do wiadomości o wyjazdach drużyny bez udziału dyrektora generalnego. Jose w wojnie z Jorge zdobywa coraz więcej terenu. Pytanie brzmi, czy prezes wyznaczył sobie granicę, poza którą Mourinho nie ustąpi, czy jednak JM uda się postawić na swoim i zmarginalizuje Valdano do tego stopnia, że Argentyńczyk straci rację bytu w klubie.
Tymczasem, Feliz Cumpleanos a...


Czytaj dalej ...

środa, 26 stycznia 2011

Burzliwy tydzień w Madrycie


Dzisiejsza, pierwsza odsłona półfinału CdR z Sevillą zapowiada się naprawdę gorąco. Real znajduje się w samym środku niesłychanie intensywnej serii meczów. W styczniu w sumie rozegramy dziewięć gier, a licząc od spotkania z Villarrealem między kolejnymi ośmioma meczami z rzędu odpoczywamy tylko trzy-cztery dni. Koniec tego kieratu nastąpi dopiero drugiego lutego po rewanżu z Sevillą. Trudy przeładowanego terminarza widać po grze ludzi Mourinho, nieskutecznej w ataku i niepewnej w obronie, czego konsekwencją była strata punktów w Almerii.

W tym niełatwym momencie przychodzi nam się mierzyć z rywalem, który zawsze w ostatnich latach wielokrotnie łoił nam skórę, zwłaszcza na Ramon Sanchez Pizjuan. W ostatnich dziesięciu meczach obu drużyn, każda zanotowała po pięć zwycięstw, remisów nie było. Pomijając pucharową formułę dwumeczu, i tak żadna ze stron nie byłaby zadowolona z remisu. My dlatego, że mierzymy w trofea i ten mecz ma być krokiem w kierunku ich zdobycia, nie celem samym w sobie, a oni dlatego, że bardzo nas nie lubią.

To nie tak, że relacje obu klubów wcześniej przebiegały w sielskiej atmosferze, ale grudniowy pojedynek w Madrycie, z mnóstwem fauli, czerwonymi kartkami dla Carvalho i Dabo, i przepychanką sztabów szkoleniowych bardziej niż kiedykolwiek zaognił ich stosunki. A jednak, zamiast, w imię kultury, zdrowego rozsądku i być może nawet troski o bezpieczeństwo piłkarzy kibiców tamować wzrost niezdrowych emocji, strona sewilska wypuściła powyższy filmik, a prezes Del Nido przyznał, że dał awans 'geniuszowi', który to dziełko spłodził. Del Nido uważa, że to bardzo skuteczna promocja klubu oraz motywacja dla kibiców, którzy są sfrustrowani brakiem sukcesów drużyny.

Mój problem w tej sytuacji jest taki, że ten wideoklip ma mocno negatywne przesłanie i pobudza raczej do agresji wobec Realu niż do wspierania swojego klubu dla dobra jego samego. Pomijam to, że filmik, choć ładnie zmontowany, wcale genialny nie jest, a spłodziła go ta prymitywna część osobowości kibica, który podnieca się tym, że jego pupile prowokują i obrażają przeciwników. Puentą klipu nie jest bowiem 'Sevilla jest wielka', tylko '[Mourinho], pozbawimy cię tytułu'. Jestem zaskoczony, że w tej akcji godnej ultrasów, biorą udział sami piłkarze, a prezes dodatkowo ją wychwala i firmuje (¡Bienvenido a La Liga!).

To bardzo ryzykowna gra z ich strony, bo kiedy gilotyna już stanęła, tłum chce, by jej użyto. Więc jeśli po meczu nie uda im się podać kibicom głowy Mourinho na tacy, ktoś inny będzie musiał nadstawić swoją. Sevilla swoją grą w tym sezonie już budziła wściekłość swoich fanów i podziwiam pewność, z jaką sama na siebie nakłada teraz dodatkową presję. Del Nido postępuje albo zbyt emocjonalnie albo cynicznie. W każdym wypadku - krótkowzrocznie.

Z naszej strony tej afery, trzeba powiedzieć, że Mourinho dopiął swego po raz kolejny. Nie było jeszcze w Primera Division p r z e d meczem tak agresywnych i zorganizowanych manifestacji przeciw niemu. Czy w ostatecznych rozrachunku prowokacje Mou, bójki jego świty ze sztabem Sevilli, prezentowanie wykazu błędów sędziowskich po meczu na Bernabeu wyjdą na dobre klubowi, będziemy dziś mieli dobrą okazję się przekonać. Jeśli Realowi uda się skupić tylko na swojej grze i jeśli będzie miał na tyle siły, żeby nie dać się gospodarzom z tą ekstra-motywacją zdominować, to osiągnie on dobry wynik (remis byłby dobrym wynikiem). Ale jeżeli Królewskim nie starczy pewności siebie, która przełoży się na pełną koncentrację i konsekwentną realizację przedmeczowych założeń, awans do finału może się wymknąć.

Teraz przejdźmy już do spraw czysto piłkarskich, czyli najważniejszych. Dla Sevilli styczniowy terminarz nie był wcale łaskawszy niż dla nas. Od początku roku rozegrali dokładnie tyle samo meczów co my, osiągając bardzo podobne wyniki. W lidze punkty stracili tylko raz, przegrywając u siebie z Espanyolem, a w Pucharze poradzili sobie z Villarrealem, rywalem nie łatwiejszym niż Atletico. Różnica między nami, a nimi polega jednak na tym, że o ile oni mogą ostatnie tygodnie uznać za budujące - osiągnęli względnie stabilną formę i awansowali do pierwszej ósemki w tabeli, o tyle my powiększyliśmy stratę do FCB i zaczynamy się niepokoić o wytrzymałość piłkarzy w najbliższych meczach. Tak to już jest, dla pretendenta do tytułu jeden remis na przestrzeni miesięcy jest problemem, dla drużyny środka tabeli jedna porażka w ciągu paru tygodni to drobiazg.

Trener Manzano w porównaniu do składu z naszej grudniowej potyczki ligowej odzyskał Kanoute, Navasa i Perottiego. Jego podopieczni strzelili w pięciu ostatnich meczach czternaście goli i zwłaszcza napastnicy błyszczą skutecznością. Freddy i Negredo zaliczyli w styczniu po trzy trafienia, a Luis Fabiano cztery. Nasi obrońcy mają więc powody do obaw, zwłaszcza, że forma ich samych ostatnio spadła.

Ponieważ więc to dopiero pierwszy mecz, i to jeszcze na nieprzyjaznym terenie, myślę, że powinniśmy zagrać bezpiecznym ustawieniem, trzema DM-ami, a obok Xabiego i Lassa najchętniej zobaczyłbym Diarrę. I nie tylko ze względu na jego rozmiary i siłę fizyczną, w końcu Kheidra pod tym względem niewiele Mahamadou ustępuje. Po prostu Malijczyk nie ma sobie równych pod względem ustawiania się i utrzymywania swojej pozycji w trakcie gry. Jego spokój i konsekwencja bardzo by nam się przydały w meczu, który zapowiada się na raczej szalony. Ale zdaję sobie sprawę, że nie ma na to wielkich szans i jeśli Sami doszedł całkiem do siebie po kontuzji sprzed tygodnia, to on wybiegnie na boisko od pierwszej minuty. Nie ma tragedii.

Marca i As awizują właśnie trivote, a także obecność Arbeloi na lewym skrzydle jako opcja 'anty-navasowa'. Ja bym na tę pozycję wystawił Garaya i zabronił mu oddalać się od pola karnego na więcej niż 15 metrów, ale ponieważ podobnie jak w przypadku Diarry nie ma na to szans, pozostaje mi powiedzieć: byle nie Marcelo. Przy całej sympatii dla niego, wyraźnie obniżył loty w ostatnich tygodniach i trudno liczyć, że tym razem poradzi sobie z mocno nakręconym Navasem.

Dalsze przewidywania dzienników, też są uderzająco zgodne i mówią o Benzemie na szpicy, Ronaldo - rzecz jasna - oraz Ozilu zamiast Di Marii. Dla mnie lekkim zaskoczeniem jest tylko obecność w składzie tego ostatniego. Klusek jest wszak szybszy i być może lepiej mógłby eksploatować ewentualną przestrzeń za linią obrony gospodarzy, ale gra w tym sezonie więcej niż Mesut i jego forma zdaje się cierpieć od zmęczenia. A pamiętajmy, że Ozila Mourinho specjalnie oszczędzał w ostatniej kolejce przez całą pierwszą połowę. Zatem składy obu drużyn mogą wyglądać następująco:

Sevilla: Palop - Dabo, Caceres, Escude, Navarro - Navas, Romaric, Zokora, Perotti - Kanoute, Fabiano

Real: Ikar - Ramos, Albiol, Carvalho, Arbeloa - Xabi, Khedira, Lass - Ozil, CR7, Benz

Przy składzie Sevilli zabawiłem się w zgadywanie, bo nie śledziłem ostatnio ich losów, a z ostatnich meczów trudno wywnioskować jakieś prawidłowości, bo Manzano bez przerwy coś zmieniał. Skład obrony opieram na meczu z nami, myślę, że tym razem defensywa będzie taka sama. Stawiam na Perottiego zamiast Capela, bo ten pierwszy gra, a ten ostatni nie. Proste rozumowanie. Capel ma talent, ale jest bardzo jednowymiarowy, brak mu trochę piłkarskiej inteligencji, a przede wszystkim brak mu prawej nogi. Perotti jest od niego bardziej kreatywny i wydaje się, że zyskał zaufanie trenera. Podejrzewam, że Sevilla zagra dwoma napastnikami, bo muszą zaatakować. Kanoute może się cofać i rozgrywać z głębi pola, czego nie umie Negredo. Stąd stawiam na tego ostatniego jako opcję rezerwową, zwłaszcza mając w pamięci jego kiepski występ na Bernabeu. Skład Realu, dla odmiany, wydaje się dość pewny.

Do Sewilli z zespołem nie poleciał Valdano, którego Mourinho na stałe wyrzucił z szatni i z treningowego ośrodka Valdebebas. Wojna Mou z Jorge wybuchła więc na dobre i wszystko wskazuje na to, że skończy się dopiero wraz z odejściem jednego z nich z klubu. Podczas meczu z Mallorcą kibice wywiesili transparent wyrażający ich oddanie The Special One i chociaż pierwotnym dla niego kontekstem były wrogie przyśpiewki kibiców rywali pod adresem Jose, ciekawe, że jednym z zadań ochrony stadionu było podczas meczu niedopuszczenie do wywieszenia przez kibiców haseł skierowanych przeciw Valdano. Nie wykluczone więc, że fani także w tym przypadku stawią się za swoim trenerem.

Zobaczymy, co na to piłkarze, w miarę, jak o konflikcie będzie coraz głośniej. Pamiętajmy, że choć Ronaldo jest najcenniejszym skarbem Pereza, to łączy go z Mourinho nie tylko narodowość i język, ale też agent, Jorge Mendez. Może zatem dojść do sytuacji, w której stronę Valdano trzymać będzie tylko sam Floro. Prezes będzie musiał wtedy podjąć decyzję, czy pozbyć się człowieka, bez którego jeszcze nigdy nie prowadził Realu Madryt i o którego pomoc tak bardzo zabiegał na początku swojej drugiej kadencji, czy wstawić się za nim, ryzykując zwrócenie wszystkich przeciw sobie. To byłby dla niego wielki dylemat: zrezygnować ze swojej wizji i swojego modelu prowadzenia klubu po w sumie ośmiu latach prezesury, czy pozbawić drużynę rodzącej się tożsamości, której brak był moim zdaniem główną przyczyną niepowodzeń w ostatnich latach. To pytanie o to, czy dla Florentino ważniejszy jest klub czy sam Florentino.

W załagodzeniu konfliktu dyrektora generalnego z trenerem nie pomogło sprowadzenie na półroczne wypożyczenie Adebayora. Najważniejsze jednak, że powinno ono pomóc drużynie zyskać na jakości w najbardziej osłabionej formacji. Naszą największą bolączką jest w ostatnim czasie brak skutecznego napastnika, a od czasu odejścia Ruuda i Raula, nie mamy strzelca potwierdzonego w meczach na najwyższym szczeblu.

A tak można chyba określić Adebayora, którego same piłkarskie atuty nie ulegają mojej wątpliwości, to czołowy wysunięty napastnik świata. Jego problemem od dawna jest utrzymanie wysokiej motywacji przez dłuższy czas i powstrzymanie się od okładania pięściami kolegów z drużyny podczas treningów. Ponieważ jednak przychodzi do nas tylko na pół roku, mamy szansę uniknąć konsekwencji jego przywar i zyskać na jego zaletach. Emanuel zrezygnował z części pensji (150-175 tyś. funtów tygodniowo!), żeby móc przyjść do Madrytu. Rozumie więc, że to dla niego niepowtarzalna szansa na uratowanie kariery.

Finansowe szczegóły operacji różnią się w zależności od źródeł. Za pobyt Adebayora w Realu klub zapłaci 2-4 miliony euro, a wykupienie go latem ma kosztować około 15 milionów funtów bądź euro. Ta ostatnia suma nie jest aż tak ważna, bo priorytetem Pereza pozostaje Llorente. Ale gdyby Adebayor wygrał nam Ligę Mistrzów, a Valdano odszedł z klubu, być może Floro zmieniłby perspektywę.

Wobec jawnej niechęci dla Realu demonstrowanej przez Sevillę oraz zupełnie już nieskrywanej niechęci naszego trenera dla dyrektora generalnego (być może też odwzajemnionej), transfer upragnionej przez Mou 'dziewiątki' to jedyny pozytywny akcent ostatnich dni. Ale to też akcent bardzo mocny, który może sprawić, że zespół wzniesie się na wyższy poziom i wygrać coś w tym sezonie. Tylko, żeby tak się stało, w klubie musi panować jedność. Na razie jest zgoda, że za burtę Pucharu Króla trzeba wyrzucić Sevillę. Pozostaje pytanie, jak zażegnać sporów na własnym pokładzie, żeby wszyscy wiosłowali w jednym kierunku...

Czytaj dalej ...

niedziela, 23 stycznia 2011

Barca vs. Racing 3-0, czyli wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Po środowej porażce z Betisem, która zakończyła naszą serię 28 meczów bez porażki, na Camp Nou przyjechał Racing Santander. Porażka w Sevilli wprowadziła trochę ożywienia w naszym zespole, sam Guardiola mówił, że dwumecz z Betisem okazał się pożyteczną lekcją z której wyciągnie konsekwencje. Wiele osób zaczęło w międzyczasie wątpić w dobra formę Barcelony, w jakość jej rezerw itd. itd. Pep stwierdził przed meczem, że Racing jest tak samo groźny jak Betis i że drużyna jest w pełni zmobilizowana bla, bla, bla. Wszyscy wiemy, że Racing aż tak dobry nie jest, nawet jeśli gra w La Lidze, a Betis nie.

90 sekund – dokładnie tyle zajęło naszym zawodnikom rozwianie wszelkich wątpliwości dotyczących ich formy (ja takich wątpliwości nie miałem). Wspaniały Tercet, Wielka Trójka – czyli Messi/Pedritto/Villa rozmontowała całą obronę gości i było po meczu.

Nie mogło być inaczej, bo Pep wystawił bardzo mocną jedenastkę: Valdes, Adriano, Maxwell, Puyol, Abidal, Sergio, Xavi, Iniesta, Pedro, Villa, Messi. Obrona w nieco eksperymentalnym składzie, ale wystawienie Abidala na środku świadczyło o tym, że Pep obawiał się kontr ze strony Racingu. Szybkość i siła Abidala miały być murem przez który goście nie będą mogli się przebić. Trzeba powiedzieć, że plan się powiódł, Abidal zagrał kolejny bardzo dobry mecz w tym sezonie, a Valdes zachował czyste konto.

Muszę przyznać, że dla mnie nasz wielki Francuz jest najlepszym obrońcą w tym sezonie nie tylko w Barcelonie, ale w całej Lidze. Garść statystyk: zagrał w 15 meczach (14 w pierwszej XI) odzyskał 142 piłki przy tylko 14 faulach! Przyznacie, że jak na obrońcę to statystyki niesamowite. Poza tym w tym sezonie Eric zaczął strzelać gole (ok, strzelił jednego, ale kto wie może to dopiero początek?) i ma sporo asyst (z tego co podaje fcbarcelona.com ma ich 7, ale wydaje mi się, że ma ich troszkę mniej). Jego szybkość i taktyczna solidność sprawia, że wiele groźnych i bardzo ryzykownych zagrań kończy się właśnie na nim, bo potrafi zaasekurować każdą akcję.

Być może Eric nie jest doceniany tak jak powinien, ale dla mnie jego gra jest na najwyższym światowym poziomie. Jest najlepszy.

Pierwszego gola już opisałem, tak? No może nie zupełnie, ale co tam. Gol niby zwyczajny, ale nie wiem czy zwróciliście uwagę, że w czasie gdy Villa z Messim rozgrywali piłkę w polu karnym było aż 9 zawodników Racingu! A mimo to Messi zdołał podać do Pedro, który wepchnął piłkę do bramki. A wszystko to działo się w bardzo szybkim tempie, tak szybkim, że aż nieosiągalnym dla zwykłych ludzi. Zapędziłem się? Może trochę.

Drugi gol i powiedz, że nie miałeś chwili zwątpienia? Że gdy Leo podchodził do karnego nie pomyślałeś: może jednak Villa by strzelił? Ale od początku. Villa próbuje przechwycić piłkę na środku boiska, ale mu się nie udaje, jednak zawodnicy Racingu tracą ją zaraz i Sergio świetnie podaje do El Guaje, który wchodzi w pole karne, a tam spotyka niejakiego Henrique. Zatrzymajmy się chwilę przy tym zawodniku, bo to przecież nasz zawodnik. Henrique jest wypożyczony do Racingu i ponoć sam twierdzi, że jest już gotów do gry na naprawdę wysokim poziomie. Może i tak jest, ale David zrobił z nim co chciał i jak chciał, Brazylijczyk nie wytrzymał i sfaulował. Na pocieszenie Henrique napiszę to, że niewielu zawodników na świecie ma takie umiejętności jak nasz Villa.

Messi w prawy róg i 2:0, to już jest koniec, nie ma już nic – zaczęli śpiewać w sowich głowach zawodnicy z Santander. I potrzebowali do tego drugiego gola? Phi.

Trzeci gol to piękna akcja, która zakończyła się Iniestazo! Messi podał do Villi, który wbiegł w pole karne, rozejrzał się i podał do wbiegającego Pedro, który odegrał piętką do Iniesty – i było po wszystkim. Iniesta jest zdrowy i pokazuje pełnię swoich umiejętności. Pep miał znakomitą wypowiedź w tym tygodniu mówiąc, że najlepszym transferem tego sezonu jest Andres. Oczywiście chodziło o to, że Iniesta wyzdrowiał i wrócił do formy, która jest do nieosiągnięcia dla wszystkich prócz Messiego. Andres jest chyba najlepiej grającym zawodnikiem z pierwszej piłki na świecie, piłka parzy? Nie Iniestę. Iniesta jest wielki.

Teraz czeka nas mecz z Almerią w półfinale Copa del Rey na Camp Nou i na tym należy się skoncentrować. Dziś zdałem sobie sprawę, że jeżeli spotkamy się z RM w finale, to rozegramy z nimi trzy mecze z rzędu. Świat zwariuje, a pozostałe drużyny odwołają swoje mecze, bo kto będzie chciał je oglądać? Tak czy inaczej powinniśmy awansować do finału, reszta jest w rękach Sevilli.

Z innych wieści: Puyol doznał kontuzji ścięgna w lewej nodze i jutro przejdzie szczegółowe badania, nie wiadomo jak poważna jest ta kontuzja, ale w środę nie zagra. Teraz będzie miał jeszcze więcej czasu na zabawy na twitterze. Tak tylko mówię.

Czytaj dalej ...

Real Madryt 2011 cz. 2.

Lada chwila zacznie się nasz mecz z Mallorcą, której mamy okazję zrewanżować się za bezbramkowy remis w wyjazdowym meczu inaugurującym sezon. Kiedy przypomnieć sobie jak wielką niewiadomą - zwłaszcza z przodu - była drużyna Los Blancos przed tamtym meczem, łatwiej wyciągnąć wnioski z dopiero zakończonej rundy.


Co ciekawe, poza nieobecnością Canalesa, który zaczął sezon tak kiepsko, że Mourinho musiał natychmiast zastąpić go niezaaklimatyzowanym jeszcze Ozilem, z tamtego składu tylko Higuaina braknie w dzisiejszym meczu (wtedy zagraliśmy tak: Iker - Arbeloa, Ramos, Carvalho, Marcelo - Lass, Xabi - Di Maria, Canales, CR7 - Pipita), a gdyby Pipita był zdrowy, na pewno by zagrał. Gdyby jednak Mou miał do dyspozycji wszystkich, różnic było by więcej.

Skład obrony wielką niewiadomą nigdy nie był. Ramos i Marcelo nie mają na swoich pozycjach wielkiej konkurencji, i mimo że Sergio w pewnym momencie zdawał się spaść w hierarchii niżej Arbeloi, to kontuzje i zawieszenia pozwoliły mu zachować miejsce w składzie i wrócić do dobrej formy. Pepe i Carvalho stworzyli bardzo solidny duet. Pierwszy z nich zaliczył jedną z lepszych rund od czasu przyjścia do Madrytu, unikając rażących wpadek, za to imponując w wielu meczach szybkością i skutecznością w odbiorze. Gdyby agent Mendes (szara eminencja zespołu dostanie osobną notkę na swój temat) nie mieszał mu w głowie, pewnie doszedłby już do porozumienia z klubem w sprawie przedłużenia kontraktu. Drugi z naszych stoperów okazał się prawdziwą ostoją obrony i oazą spokoju w wielu krytycznych momentach. Ricardo niezawodnie asekurował kolegów i jako ostatni obrońca ustrzegł nas od utraty kilku goli, a czasem nawet wyręczał napastników. Jak Jose przytomnie zauważył, Carvalho strzelił w lidze więcej goli niż Benzema! Dla mnie jeden z dwóch naszych najlepszych transferów sezonu i zarazem jeden z bohaterów całej drużyny. Wreszcie Marcelo, który jako jedyny w drużynie nie ma praktycznie konkurenta na swojej pozycji, zrobił wyraźny postęp w grze obronnej, przydając się jednocześnie jako wsparcie lewego skrzydła. Po porażce w Gran Derbi, podobnie jak cały zespół, stracił gdzieś równą formę i niezależnie od jego występów na wiosnę, chciałbym latem zobaczyć w klubie kogoś, kto będzie Marcelego naciskał, nawet jeśli nie wygryzie go ze składu.

Regularną obecność Khediry w pierwszym składzie można było przewidzieć równie łatwo co skład defensywy. Gdyby Lass cieszył się zaufaniem Mourinho, transferu Samiego w ogóle by nie było, bo DM-ów u nas bez liku. To, że dla Jose Khedira jest ważnym elementem układanki świadczy też fakt, że Niemiec wrócił ostatnio do pierwszej jedenastki po tym, jak jego uraz dał szansę wykazania się Lassowi w kilku meczach. Teraz ta sytuacja się powtórzy, bo Samiego w Pucharze Króla skutecznie wyciął Juanfran (powinien wylecieć za drugą żółtą kartkę) i z Mallorcą znów zagra mały Diarra. Ale to znów tylko chwilowa zmiana. Niestety, nie oznacza to, że w Khedirze znaleźliśmy już idealnego partnera dla Alonso. Sami zdecydowanie za mało angażuje się w konstruowanie akcji. Mimo że to Xabi jest tym, który trzyma się z tyłu, by mieć lepszy przegląd pola i więcej miejsca na rozgrywanie z głębi, Khedira do przodu zapuszcza się rzadko. W efekcie zbyt często drużynie brakuje nam łącznika drugiej linii z atakiem, a napastnikom kogoś, komu mogą odegrać piłkę pod presją kryjących obrońców. Odniosłem wrażenie, że w swoich ostatnich występach Sami stara się być aktywniejszy, ale wciąż wyraźnie brakuje mu pewności siebie. Powinien robić zdecydowanie lepszy użytek zarówno ze swoich warunków fizycznych, jak i gry piłką. W jego przypadku problem wyraźnie tkwi w psychice, poza tym niczego mu nie brakuje.

Uznawszy sytuację Xabiego za dość oczywistą, przechodzę do formacji ofensywnej. Nasz atak miał do przodu ciągnąć Ronaldo i po początkowych trudnościach z - nazwijmy to - podejmowaniem decyzji, z oczekiwań się wywiązał. 32 gole we wszystkich rozgrywkach to tylko o jedno trafienie mniej niż w całym poprzednim sezonie. Pojawiają się nawet głosy, że drużyna zależy od jego trafień w zbyt dużym stopniu i chociaż daleki jestem od paniki, to muszę przyznać, że to trochę niepokojące, zwłaszcza pod nieobecność Higuaina. Na szczęście Ronny wypracował tak znakomitą formę fizyczną, że nawet gdy przytrafi mu się uraz, jego organizm w ekspresowym tempie wraca do zdrowia.

Nie mamy co prawda jednego piłkarza zdolnego w tej chwili zastąpić CR7, ale jeśli ktoś zdołał odcisnąć swoje piętno na naszej grze, biorąc na swoje barki ciężar jej prowadzenia, to na pewno jest to Ozil. Dziesięć asyst i siedem goli we wszystkich rozgrywkach to jak na pół debiutanckiego sezonu świetny rezultat. Na początku trochę się obawiałem o jego aklimatyzację, ale też pokładałem nadzieje w stoickim - żeby nie powiedzieć flegmatycznym - rysie jego charakteru, który nie pozwoli mu ani zachłysnąć się pochwałami, ani załamać trudnościami w nowym, większym klubie. Mesut jest faworytem Mourinho, który będzie w dalszym ciągu opierał na nim zespół. Mnie najbardziej cieszy, że po Gran Derbi (nieuchronnie stanowią one punkt odniesienia dla oceny drużyny w minionej rundzie) jego gra stała się agresywniejsza. Śmielej angażuje się w pojedynki fizyczne z obrońcami i, co równie ważne, stara się zawsze brać udział w atakach, nie kryje się po kątach, jak chwilami na początku sezonu. Biorąc pod uwagę jego młody wiek i brak wcześniejszego doświadczenia w czołowym klubie czołowej ligi, Ozil może się jeszcze bardzo rozwinąć. Obok Carvalho to nasz najlepszy transfer tego lata.

Niektórzy wspomniane miano woleliby może przydzielić Di Marii, który w pojedynkę rozstrzygnął na naszą korzyść parę meczów i którego pracowitości i w ataku i w obronie trudno dorównać większości kolegów z drużyny. Ja, doceniając jego wkład, jestem trochę krytyczny odnośnie jego decyzji - zbyt często idzie na strzał zamiast podawać, zbyt często podaje kiedy nikt nie wychodzi na pozycję - a już zupełnie z równowagi wyprowadza mnie jego symulowanie. I nie obchodzi mnie ile karnych w ten sposób wywalczył. Jeśliby się tyle nie przewracał, miałby szanse skutecznie wykończyć więcej akcji, a wrażenie estetyczne pozostawiłby o niebo lepsze. Życzę Kluskowi, żeby na wiosnę mocniej trzymał pion.

Sprawę napastnika omówiłem właściwie w notce poprzedniej. Teraz dodam tylko, że ze zdrowym Higuainem naszemu atakowi właściwie nic nie brakuje, o ile Mourinho uznałby Moratę za trzeciego napastnika. Tymczasem latem możemy się spodziewać dużego transferu na tę pozycję, który powinien wypełnić z naddatkiem wszelkie luki. Niestety, ten naddatek najpewniej zamknie drogę wspomnianemu Moracie do pierwszego składu. Może jakieś wypożyczenie...:(

Jeśli chodzi o rezerwowych, rozczarował mnie Pedro Leon, po którym chyba wszyscy spodziewali się więcej. Nie jestem pewien czy afera z odsunięciem go od składu zaszkodziła jego samoocenie, bo Pedro nie zanotował żadnego porywającego występu także przed nią. W tej chwili nie jest już nawet pierwszym rezerwowym do wejścia, jak to początkowo było. W podobnym kierunku potoczyła się kariera Canalesa, który również ani raz nie zagrał na miarę swojego talentu. Nie bardzo rozumiem, czemu Mou nie zgodził się na jego wypożyczenie, w jego wieku, Sergio potrzebuje gry bardziej niż treningów pod okiem choćby największego z trenerów. Przeciwnie do Pedro i Canalesa, Granero przybliżył się do pierwszego składu, zacząwszy sezon bez szans na grę. Tak jak Albiol i Arbeloa, Pirata zaimponował Jose pracowitością i dyscypliną i chyba znalazł na stałe swoje miejsce w zespole jako ofensywna wersja Xabiego Alonso bądź defensywna Ozila. Ja szczególnie cenię jego umiejętność utrzymania się przy piłce i strzał z pierwszej piłki. Diarra, Gago i Garay odegrali małą bądź żadną rolę w zeszłej rundzie, jedni przez kontuzje, inni przez brak uznania w oczach Mou.

Na koniec personaliów zostawiłem Kakę, bo to osobny przypadek - wielka siła drużyny, ale dotąd wyłącznie potencjalnie. Nie mam wątpliwości, że pożytek z niego będziemy mieli duży. Na razie jednak pierwszym problemem jest jego brak ogrania, a drugim niedopasowanie do taktyki zespołu. Obie trudności są nie do uniknięcia, ale też obie powinny być przejściowe. Ja jestem ciekaw jaki Mou ma pomysł na wykorzystanie Kakinho. Najbardziej oczywiste wydaje mi się traktowanie go jako alternatywy dla Ozila, który nie wygląda na tytana wytrzymałości, a eksploatowany jest w każdym meczu. Ale nawet przy tak mało inwazyjnym wprowadzeniu Kaki, drużyna musiałaby się umieć przestawić na grę w systemie z nim, a bez Mesuta. Ozil gra bardziej z przodu, wchodząc w miejsce skrzydłowych, często grając w linii z ostatnim obrońcą. On operuje głównie w poprzek boiska, zwłaszcza w ataku pozycyjnym. Kaka z kolei lubi cofać się trochę głębiej po piłkę, żeby znaleźć miejsce na znalezienie rozpędu i rozpoczęcie rajdu w pole karne, gra raczej wzdłuż pola gry. Predysponują go do tego też warunki fizyczne, bo jak na swoją pozycję jest dość wysoki i silny, łatwiej jest mu więc operować na gęściej zaludnionym obszarze. Dlatego też Kaka może być bardzo pomocny w transportowaniu piłki z pomocy do ataku, z czym często mamy problemy.

Na razie jednak, Mourinho jest skłonny wystawiać obu naszych mediapunta obok siebie. Jest to zasadne o tyle, że dzięki temu Kaka dźwiga mniejszą odpowiedzialność za rozgrywanie (bo może ją dzielić z Ozilem), a jednocześnie jest na boisku i nabiera ogrania. Poza tym, Jose na pewno chciał sprawdzić taktykę gry bez napastnika, kiedy to CR7 może schodzić do środka zostawiając Kace lewe skrzydło. Niestety, takie ustawienie nie pomaga panu 'I belong to Jesus' (a propos, czy sprawa przynależności do JC jest nadal aktualna wobec odejścia Ricardo i jego żony z ich dotychczasowego kościoła?) rozwinąć skrzydeł. I on i Ozil szukają na boisku wolnych stref, więc gdy obaj grają obok siebie, nawzajem zabierają sobie przestrzeń. Poza tym, C-ron środkowym napastnikiem nie jest i często opuszcza miejsce nominalnej 'dziewiątki', nie absorbując stoperów, którzy mogą swobodniej i wyżej atakować operujących między liniami rozgrywających. M.in. dla tych powodów Kaka w dotychczasowych meczach grał poniżej oczekiwań. Innym powodem jest oczywiście jego słaba forma, z którą musimy się na razie oswoić. Jeśli Ricardo będzie stanowił wzmocnienie drużyny (nawet z ławki) w meczach z Lyonem, to już będzie dużo. Ja nie mam wątpliwości, że to tylko kwestia czasu. Przegląd pola i kończące podania pokazał już podczas tych kliku epizodów po kontuzji (nawet strzelił gola!). Nie wydaje się też niedomagać siłowo, więc będziemy pewnie mogli liczyć na jego utrzymywanie się przy piłce. Nawet jeśli nigdy już nie zobaczymy Kaki w formie sprzed trzech, czterech lat, jego doświadczenie i talent playmakera będą drużynie bardzo przydatne.

Wreszcie, pozostało mi powiedzieć parę zdań o grze drużyny jako całości (refleksje o Mourinho to będzie osobny wpis). Pierwszą połowę sezonu należy ocenić pozytywnie. Zwłaszcza w obu pucharach nasza sytuacja wygląda dobrze. Półfinał CdR to najlepsze osiągnięcie bodaj od ośmiu lat, a na pewno progres w stosunku do ostatnich sezonów. W Lidze Mistrzów wygraliśmy grupę, co też nie tak często nam się ostatnio zdarzało. Ocena sytuacji w lidze nie jest już tak jednoznaczna, bo nawet jeśli przełknąć 0-5 w Gran Derbi (wyjątkowo duża żaba) to pozostają cztery punkty straty do pierwszego miejsca, a kiedy wziąć pod uwagę bilans bramkowy, faktycznie musimy odrobić pięć 'oczek' żeby Iker mógł pod aureolę świętego, którym jest, mógł wsunąć też koronę mistrzowską. Team Mourinho stracił co prawda mniej punktów niż ten Pellego przed rokiem, ale dla mnie to niewielkie pocieszenie. Szanse na mistrzostwo oceniam obecnie nisko i zdobycie jakiegokolwiek trofeum w tym roku uznam za duży sukces. W końcu nawet triumf w Pucharze Króla oznaczałby przecież pokonanie FCB w bezpośrednim pojedynku.

Ale nie mniej od strat punktowych rozczarowuje mnie styl naszej gry. W przeważającej liczbie meczów graliśmy bowiem zachowawczo, atakując i prowadząc grę najwyżej niedługimi okresami. Rozumiem, że w przejściu z obrony do ataku Mourinho upatruje największej możliwości rozstrzygania meczów we współczesnym futbolu, ale drużyna aspirująca do trofeów nie może swojej gry opierać wyłącznie na kontratakach, nawet założywszy ich perfekcyjne opanowanie. Widzieliśmy jak to działa podczas Gran Derbi.

Poza tym właściwie przez całą rundę nie widziałem po zespole autentycznej radości z atakowania. Obrona jest dla nas oczywiście priorytetem, bo przy potencjale naszych napastników, kiedy zadbamy o czyste konto z tyłu, jest duża szansa, że z przodu jakoś przynajmniej jeden gol padnie. I tak nasza gra wygląda, jakby Mou atakiem się nie zajmował. Brakuje płynności, wychodzenia na pozycje, wsparcia dla zawodnika z piłką. W jedynym meczu, w którym kazał piłkarzom wygrać jak najwyżej strzeliliśmy osiem goli, a na naszą agresywną grę przez cały mecz aż miło było patrzeć. Moim zdaniem - przynajmniej z gorszymi rywalami - takie podejście jest bezpieczniejsze niż jedno-zeryzm, bo nie dość, że dzięki pressingowi trzymamy piłkę z dala od własnej bramki, to prowadzenie kilkubramkowe wyklucza stratę punktów po przypadkowej stracie gola. To oczywiste, ale widać nie dla Jose, który takiego pozytywnego podejścia nigdy nie prezentował.

Ale najgorsze jest to, że mimo skupienia się na obronie, wcale nie wyglądamy w tym elemencie imponująco. Zbyt często moim zdaniem pozwalamy średniakom rozgrywać piłkę tuż przed naszym polem karnym albo wręcz w nim. Czwórka z przodu na ogół jest za bardzo oddalona od reszty zespołu, żeby całą drużyna mogła rywala skutecznie naciskać. Jeżeli to wynika z założeń trenera i ma ułatwić wyprowadzanie kontr, to moim zdaniem stanowi zbyt duże ryzyko. Sześciu defensorów to za mało zwłaszcza na silniejsze drużyny.

Jest więc nad czym pracować. Bardzo ważne dla rozwoju drużyny będą mecze z Lyonem, bo jeśli chcemy wrócić do europejskiej czołówki, musimy z tą czołówką częściej się potykać. Awans do ćwierćfinału LM jest koniecznością, choć walka będzie trudna.

Latem powinniśmy sprowadzić napastnika z najwyższej półki, przynajmniej jednego bocznego obrońcę (wraca temat Maicona) i pewnie środkowego pomocnika. Chyba, że Khedira nagle rozkwitnie. Niestety, nie zanosi się, żeby młodzież z Castilli miała być wprowadzana do pierwszego składu, choć Sarabia i Morata wydają się gotowi. Pozostaje liczyć, że wraz ze spodziewanym powrotem Realu na należne mu miejsce i odrobiną stabilności osiągniętej przez niezwalnianie trenera co rok, przyjdzie też czas poświęcić więcej uwagi wychowankom. Mou odejdzie z Madrytu po góra trzech-czterech latach i nasza młodzież wciąż jeszcze będzie wtedy młoda.

AKTUALNOŚCI:

Castilla wygrała 2-0 na wyjeździe z Celtą B i traci już tylko 3pkt. do miejsca barażowego. W najbliższych trzech kolejkach będzie grać z maruderami, więc jest szansa wskoczyć do czwórki. To by dopiero było, jakbyśmy jeszcze mieli małe Gran Derbi w Segunda Division. Tak jakby rywalizacja z FCB nie dominowała wystarczająco wielu aspektów funkcjonowania klubu.

Sprawa Van Gola się przeciąga. Hamburg dostał ultimatum i w ciągu najbliższej doby podejmie decyzję, czy sprzedaje Ruuda za 2mln euro, czy Mou będzie się jednak musiał obejść bez napastnika.

Wreszcie, na koniec, odcinek Special 1 tv, który mi wcześniej umknął, a są w nim smakowite fragmenty, zwłaszcza przesadne świętowanie 4. bramki z Villarrealem i negocjacje Maradony z Blackburn, lol. Miłego :)



Czytaj dalej ...

sobota, 22 stycznia 2011

Dani Alves i co dalej?

Dziś gramy z Racingiem, ale tematem numer 1 w Barcelonie jest sprawa przedłużenia kontraktu z Alvesem. Sprawa nie jest prosta, bo jak na razie nie słychać o postępach w negocjacjach, a jeśli o nich nie słychać, znaczy, że jesteśmy w kropce.

Co wiemy? Albo raczej: co zakładamy, że wiem?

Wiemy, że obie strony chcą przedłużenia kontraktu. I to jest bardzo dobra wiadomość, bo jeśli obu stronom zależy, to możemy założyć, że zrobią wszystko by ten kontrakt przedłużyć, ale… Jest jedno “ale”, bo o ile zakładamy, że obie strony chcą umowę przedłużyć, to nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak bardzo chcą. Z tego co widzimy, obie strony mają określone żądania i żadna ze stron nie chce z nich zrezygnować. Jakie to żądania/wymogi?

Z tego co donosi prasa Alves chce by jego pensja była na poziomie Xaviego i Iniesty, czyli  około 7 mln za sezon. Klub jest w stanie zgodzić się na 6 mln, co stawiałoby Daniego między Pique i Puyola a XavIniestę, całkiem nieźle prawda? Prawda, więc czemu jeszcze nie podpisał tej umowy?

Po pierwsze, klub ma określoną strukturę zarobków: jest poziom 1 gdzie jest Messi, jest poziom 2 gdzie są Xavi z Andresem, jest i poziom 3 gdzie są Puyol i Pique itd. Alves chce być na 2 poziomie, czyli chce żeby klub potwierdził jego wartość w drużynie pieniędzmi. Ale czy faktycznie Alves jest tak samo ważny dla drużyny jak Xavi z Iniestą? To bardzo ważne pytanie na które nie sposób odpowiedzieć pozytywnie. XavIniesta to kluczowi zawodnicy bez których nie byłoby tej Barcy i nie byłoby zwycięstw. Przypomnijcie sobie jak w tamtym roku Iniesta miał kontuzję i przegraliśmy z Interem. Jestem pewien, że gdyby zagrał na Camp Nou to byśmy wygrali. Przypomnijcie też sobie finał Ligi Mistrzów z Manchesterm, w którym zagraliśmy bez Alvesa i Abidala i wygraliśmy spokojnie.

Oczywiście to są pojedyncze przykłady, ale pokazują, że są ważniejsi piłkarze niż on. Piłkarz ma prawo żądać tyle ile uważa, ale tak samo klub ma prawo oceniać wartość zawodnika. Klub wycenia Alvesa na 6 mln, a Alves mówi 7, dlaczego nie może stanąć na 6,5? Oczywiście dokładnie nie wiemy czy o takie kwoty chodzi, ale klub wypuszcza przecieki do prasy co kilka godzin, więc możemy zakładać, że różnica między obiema stronami to jakiś milion euro.

Żeby było jasne: nie podoba mi się to co robi klub w tej sytuacji. Przecieki do prasy to brudna zagrywka, która ma na celu pokazać jaki to Alves jest chciwy i że gdyby mu zależało to zgodziłby się na propozycje klubu, a w razie sprzedaży Daniego RoSell będzie mógł wyjść i powiedzieć: “cóż, musieliśmy go sprzedać żeby ratować budżet, nie stać nas było na taką podwyżkę”. Po czym w  wakacje da 50mln za zawodnika z nr 4 z DNA Barcelony. Klub nie powinien się tak zachowywać, choćby dlatego, że nie chcemy być jak RM.

Nie jestem za tym żeby dawać Alvesowi taką samą pensję jaką mają Xavi z Iniestą, ale jestem za przedłużeniem z nim umowy. Dani nie jest dobry zawodnikiem – jest bardzo dobrym, którego ciężko będzie zastąpić. To nie jest typowy obrońca, bo równie dobrze można nazwać go skrzydłowym Nie będę się rozpisywać o jego umiejętnościach, bo ZonalMarking zrobiło to za mnie i nie ma sensu bym to powtarzał. Ważne jest to, że Dani pasuje do naszego systemu i ten system pasuje jemu – to dzięki grze w tej drużynie i w tym systemie stał się światową gwiazdą, czy gdzieś byłoby mu lepiej? Nie sądzę.

Ważne także w tym wszystkim jest zdanie Guardioli, który jest za przedłużeniem umowy z Alvesem i jak się wyraził: “przedłużenie nastąpi w odpowiednim czasie”, co wnosi dużo optymizmu w całą sprawę. Jeśli Pep jest pewien, że obie strony się dogadają, to pewnie tak będzie – czas pokaże z jakim skutkami.

Podniesie pensji Alvesa w takim stopniu jakim on chce, może spowodować niemałe zamieszanie w drużynie. Bo gdy tylko Alves wyjdzie z wysokim kontraktem, to już pod biurem prezydenta będzie stała kolejka agentów żądających podwyżek dla swoich zawodników. To jest najgorszy scenariusz całej tej sytuacji i chyba tego najbardziej obawia się zarząd.

Dani ma pełne prawo do swoich żądań i nie mam zamiaru pisać, że jest chciwy, czy zapatrzony w pieniądze, bo myślę, że nie o to tu chodzi (albo nie tylko o to). Dani chce mieć taki sam status w drużynie co Iniesta i Xavi, ale nie rozumie jednej rzeczy, że nigdy takiego statusu nie będzie miał. Po pierwsza dlatego, że to ci dwaj zawodnicy są jednymi z trzech najlepszych na świecie. Po drugie dlatego, że oni w tym klubie się wychowali, a klub to promuje. Dani jest genialnym zawodnikiem, ale dla tej drużyny nie jest aż tak ważny jak Iniesta czy Xavi.

Nie wiem jak to wszystko się rozstrzygnie wiem, że nie ma sensu spekulować. Pep mówi, że niedługo dojdzie do podpisania kontraktu i ja mu wierzę. Jeśli nie, to trzeba będzie pożegnać się z Alvesem (czego bym nie chciał).

Przepraszam za dość chaotyczną notkę, ale zebrało się dużo myśli, które trzeba było napisać. A jakie są Wasze przemyślenia? Dać mu tyle ile chce? Czy się z nim pożegnać? Co sądzicie?

Czytaj dalej ...

piątek, 21 stycznia 2011

Real Madryt 2011 cz. 1.

Jesteśmy dokładnie na półmetku sezonu ligowego. Mimo że terminarz jest napięty, gramy co trzy dni przez kilka tygodniu z rzędu, to dobry moment na rzut oka także z szerszej perspektywy i wnioski ogólniejszej natury.

Najpierw jednak sprawy ostatnich tygodni. Styczeń do tej pory należało by uznać za udany, gdyby nie wpadka w Almerii. Awansowaliśmy do półfinału CdR dwa razy ogrywając Atleti, poradziliśmy sobie z Villarrealem, pieczętując komplet zwycięstw z szeroko pojętą czołówką ligi (wyłączywszy porażkę z FCB oczywiście). Do tego, do składu wrócił Kaka i zdążył nawet strzelić gola w swoim drugim występie w sezonie.

Niestety, wobec obecnego stanu rzeczy w La Liga, jeden remis może zepsuć dobre wrażenie z kilku meczów. Wyścig o mistrzostwo jest na tyle zacięty, że dwa punkty to 'być albo nie być' mistrzem. Jasne, że nic jeszcze nie jest rozstrzygnięte, ale na razie nie widzę sygnałów, że Barcelona zacznie tracić punkty. My tymczasem straciliśmy kolejne dwa. Nie sądzę, żeby FCB dociągnęła do końca sezonu z kompletem punktów w rundzie rewanżowej, ale mają teraz bardzo bezpieczny zapas, który wystarczy im nawet w razie porażki w bezpośrednim starciu z Realem na Bernabeu, o co przecież też łatwo nie będzie.

Sam mecz z Almerią był jednym z najgorszych w naszym wykonaniu w całym sezonie (sądząc po obszernych fragmentach, które widziałem). W ogóle nasza gra nie wygląda ostatnio imponująco, szczególnie martwi łatwość i ilość traconych bramek. W trzech ligowych meczach w nowym roku Casillas był pokonany aż pięć razy. Kolejne pięć straciliśmy w Gran Derbi, ale w pozostałych 15 kolejkach nasze konto obciąża tylko 7 goli!

Myślę, że część winy można zwalić zwyczajnie na moment pewnego rozprzężenia i spadku formy w środku sezonu i po świątecznej przerwie. Szczelność naszej defensywy osłabiły też przetasowania personalne, Pepe jest kontuzjowany, w pierwszym składzie brakowało też Carvalho. Pozostaje mieć nadzieję, że ku wiośnie, wraz ze wzrostem temperatury wzrośnie też forma Los Blancos i nie tylko unikniemy kolejnych wpadek, ale będziemy gotowi na lutowe mecze z Lyonem.

Wojna ojcem i królem wszechrzeczy? - Nie tym razem.


Remis z Almerią miał swoją wagę nie tylko dla sytuacji w tabeli. Był też bezpośrednim bodźcem do zaostrzenia sporu między Mourinho i nie trawionym przez niego Valdano. Po tym jak Jorge zasugerował po meczu z Almerią, że trenera sprawa sprowadzenia napastnika najwidoczniej za bardzo rozprasza, JM stracił cierpliwość i według ostatnich doniesień zaczyna stawiać sprawę na ostrzu noża i próbuje przeciągnąć drużynę na swoją stronę, przeciw dyrektorowi generalnemu.

Josego oprócz braku zgody zarządu na spełnienie jego żądań zdenerwowała krytyka za pośrednictwem prasy, co akurat rozumiem. Perez & co. mają mocno dyplomatyczny styl sprawowania władzy i o ile przynosi to pewne korzyści wizerunkowi klubu, niekoniecznie sprzyja dobrym relacjom z trenerami, z którymi pewne rzeczy wręcz trzeba wyjaśniać twarzą w twarz. Podobnie było m.in. z Pellegrinim, z którym Floro w ogóle nie rozmawiał i który z rozbrajającą otwartością przyznawał, że o swojej sytuacji w klubie wiedział nie więcej niż dziennikarze.

W każdym razie Mou miał przed meczem z Atletico powiedzieć zawodnikom, że sytuacja, w której nie ma decydującego głosu w sprawach zespołu jest dla niego trudna do zniesienia, i że będzie się starał pełnię władzy wywalczyć u prezesa. Było by to równoznaczne z pozbyciem się Valdano, a pomóc w tym mogą sami piłkarze, wygrywając w tym sezonie jakieś trofeum. Takie to rewelacje podało radio Cadena Ser.

Fakty są takie, że Valdano jednak mocno nad sprowadzeniem napastnika pracuje, konkretnie chodzi o Van Nistelrooya, który jeszcze wczoraj zagrał w Hamburgu przeciw Eintrachtowi. W tej chwili transfer wydaje się wielce prawdopodobny, po zwolnieniu dyrektora sportowego Hamburgera SV, który był głównym przeciwnikiem odejścia Vanniego. Zatem jeden powód do narzekań Mourinho był odpadł.

Nie jestem też pewien, czy Mou faktycznie wierzy w możliwość wygryzienia Valdano, który przecież jest prawą ręką Pereza. Ja takiej opcji nie widzę nawet gdybyśmy zdobyli nie wiadomo jakie trofea. Mou jest komandosem, który został zatrudniony do wykonania określonej misji i Floro nie pozwoli mu swobodnie decydować do długofalowej polityce klubu. Problem polega na tym, że Jose jest w swoim podejściu do pracy radykalny i być może jest gotowy położyć na szali swoją posadę i spróbować sięgnąć po pełnię władzy. W taki razie moglibyśmy się spodziewać jego odejścia po tym sezonie.

Takie spekulacje są chyba jednak zbyt daleko idące. Mam nadzieję, że transfer Ruuda poprawi atmosferę w biurach Bernabeu, Jose tę kandydaturę zaaprobował. Dalsze zaostrzenie sporu między trenerem a dyrektorem generalnym nikomu nie przyniesie korzyści.

Real ma dwóch napastników, Mourinho - żadnego.

Poza zadowoleniem Josego, przyjście Vanniego ma też gorszą stronę. I nie chodzi mi o samą jakość Ruuda, która wobec związanej z zaawansowanym wiekiem utraty atrybutów fizycznych jest już niestety coraz mniejsza. Bardziej mnie martwi, że po tym transferze zniknie cień szansy dla Moraty na awans do pierwszego zespołu.

Alvaro od czasu debiutu przeciw Saragossie i powrotu do Castilli, krótko mówiąc, rządzi w Segunda B. Nawet jeśli nie jest w pełni gotowy do rywalizacji na poziomie Ligi czy Ligi Mistrzów, to na pewno sam talent predysponuje go do występów przez 10-15 minut w meczach już rozstrzygniętych - jak np. rewanż z Levante, końcówka rewanżu z Atletico. Kto wie, może nawet w Almerii pomógłby wywalczyć komplet punktów dzięki swojemu wzrostowi i dynamice. Tymczasem Mourinho zdaje się nawet nie brać tego pod uwagę.

Do tej pory nie przekonał się też do Benzemy, co częściowo jest uzasadnione, bo Benzey ciągle bramek nie strzela, ale sposób, w jaki Mou go traktuje (choćby porównując go do kota na polowaniu) na pewno nie dodaje mu pewności, a zatem nie pomaga drużynie. Uważam, że Karim nie gra aż tak źle, żeby odmawiać mu jakiejkolwiek przydatności dla drużyny. To on wypracował gola Granero w Almerii i to jego brak wśród stoperów rywala jest wyraźnie widoczny za każdym razem kiedy Kaka czy Ozil chcą w ataku podawać do przodu. Mourinho zdaje się to w jakimś stopniu przyznawać, bo wystawianie w wyjściowym składzie Kaki i Ozila kosztem 'dziewiątki' poczytuję za opcję taktyczną, w której nie rzucamy od razu wszystkich armat do boju, trzymając Benzemę jako rozstrzygający atut w razie braku powodzenia. Tak właśnie wyglądała nasza strategia w ostatnim meczu ligowym. Ale też nie mogę się oprzeć wrażeniu, że trzymanie Benzemy na ławce może być po części demonstracją dla zarządu, który ma w ten sposób braku napastnika na własne oczy doświadczyć.

Szkoda, że Mourinho brakuje skłonności do większego ryzyka i bardziej pozytywnego podejścia do składu, którym już teraz może dysponować. To Morata mógłby pełnić rolę ostatniej deski ratunku i wchodzić do gry kiedy opcja z Benzemą nie zdawałaby egzaminu. Alvaro w swoim debiucie na pewno nie rozczarował, skoro więc był na tyle dobry, by dostać szansę, to zasługuje też, żeby sprawdzić, ile może dać drużynie w momencie braków kadrowych.

Tyle o konflikcie w klubie i sprawie ataku Królewskich. W dalszym ciągu - który niebawem - będę gadał m.in. o tym, czego spodziewam się po Kace i o tym, na kogo powinniśmy liczyć w dalszej części sezonu i w kolejnych latach, a na kogo niekoniecznie. C.D.N.

Czytaj dalej ...

czwartek, 20 stycznia 2011

Betis vs. Barca 3-1 (3-6), czyli dobry czas na zimny prysznic.

Lepiej teraz, niż później – tak mógłbym podsumować wczorajszy mecz z Betisem. Przegraliśmy 3-1 po bardzo słabej grze, ale mimo to awansowaliśmy do półfinału Pucharu Króla, gdzie czeka na nas Almeria. I skoro już przegraliśmy, to dobrze, że właśnie wczoraj.

Po pierwsze, przegraliśmy, ale wygraliśmy (tak też się da) dzięki temu, że w pierwszym meczu było 5-0. Tak więc żadnych złych skutków w postaci odpadnięcia z Copa del Rey, nie ma. Jest awans do półfinału i tylko głupiec mógłby sądzić, że nie znajdziemy się w finale, w który spotkamy się z Atletico (żartuję, chociaż w sumie dlaczego nie?).

Po drugie, przegraliśmy i zakończyliśmy serię 28 meczów bez porażki w momencie kiedy nie ma to żadnego znaczenia. Oczywiście każda porażka boli, jeszcze po słabej grze i to z drugoligowcem, ale też nie ma co przesadzać. Graliśmy słabo – fakt, ale duża w tym zasługa Betisu, który grał bardzo dobrze i już nie mogę doczekać się ich w Lidze. Betis jest liderem drugiej ligi i z pewnością ją wygra, to jak wczoraj zagrali miało ogromny wpływ na to jak zagrała Barca. Ich pressing, szybkie tempo gry i solidna defensywa nie pozwoliło na nic więcej ze strony naszych zawodników. Taka porażka może tylko dobrze nam zrobić, bo…

Po trzecie, był to zimny prysznic dla naszych zawodników. Nie zawsze będziemy wygrywać i nie zawsze będziemy mogli grać rezerwowym składem bez obaw. I znowu: to jest najlepszy moment na zimny prysznic, bo jest środek sezonu i to jeszcze nie jest decydująca faza rozgrywek więc możemy wyciągnąć wnioski, a znając Guardiolę – z pewnością to zrobi. Tak więc kibice Barcelony możecie odetchnąć z ulgą, wczoraj nic się nie stało.

Zagraliśmy słabo jako zespół więc nie ma co wymieniać pojedynczych zawodników, dlatego nie wymienię Milito, Adriano czy Maxwella jako tych najgorszych. Chcę tylko napisać słowo o Bojanie, który powinien znaleźć się pośród w/w zawodników, bo zagrał słabo. Nie wiem co pił, jadł po meczu, ale on sam stwierdził na konferencji, że “jest zadowolony ze swojej gry”. Hej! Bojan! Wiesz, że wszyscy cię lubimy i chcielibyśmy żebyś zaczął dobrze grać, ale skoro ty sam nie widzisz swoich błędów, to może trzeba ci to powiedzieć prosto w oczy: grasz źle, słabo i lepiej weź się w garść, bo Pep kupi kolejnego napastnika.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że to są właśnie mecze, w których Krkic powinien się sprawdzać i powinien udowadniać swoją wartość. A on robi zupełnie coś odwrotnego! Co z tego, że pracuje w obronie? Jeśli nie strzela goli, nie stwarza sytuacji, nie asystuje. Naprawdę fajnie, że dużo biega i walczy w obronie, ale skoro tak to może powinien się przekwalifikować na obrońcę? Myślę, że Pep powoli traci do niego cierpliwość i że niedługo zacznie myśleć o nowym napastniku. Szkoda mi Bojana, bo ma talent, którego nie potrafi (bądź nie chce) wykorzystać. Przydałby się nam taki zawodnik, zmiennik dla Villi, z duszą snajpera, ale jeśli Bojan nie weźmie się w garść w niedługim czasie będziemy go mogli oglądać poza Camp Nou.

Z pozytywów (tak były i takie) oczywiście Afellay. Dobrze widzieć kogoś kto potrafi grać na kilku pozycjach na raz i nie ma z tym problemu. Kilka jego zagrań było naprawdę fenomenalnych (rajd wzdłuż linii końcowej, mocne dośrodkowanie, do którego nikt nie raczył ruszyć i jeszcze kilka innych). Fajne jest to, że Ibi jest z nami zaledwie trzy tygodnie, zapłaciliśmy za niego zaledwie trzy miliony, a wszedł do drużyny tak jakby zawsze w niej był. Dobry transfer.

Napisałbym jeszcze o Mascherano, ale pewnie wszystkich już to nudzi więc sobie daruję. O, Keita grał całkiem dobrze. No i Messi okazał się być człowiekiem (dziwne jest to, że przed karnym czułem, że nie trafi, a jeszcze dziwniejsze jest to, że wiele osób tak miało – wiem, bo pisali o tym na twitterze).

To chyba tyle. W sobotę czeka nas mecz z Racingiem i powinno być lepiej. Jeszcze raz brawa dla Betisu i do zobaczenia za rok.

Czytaj dalej ...

wtorek, 18 stycznia 2011

Pech El Guaje

Świetna kompilacja ukazująca jakiego pecha ma David Villa w tym sezonie. Odkąd przyszedł do Barcelony 10 razy trafiał w słupki/poprzeczki, a 4 razy w reprezentacji. Biedny Guaje.

Czytaj dalej ...

Barca vs. Malaga 4-1, czyli 4 punkty przewagi.

Wiem, wiem, powinienem był napisać to już w niedzielę, najpóźniej wczoraj, ale co się odwlecze itd. Więc zabieram się do pisania, bo jest o czym pisać! W końcu (ufffff). Jak pisałem w zapowiedzi, którą możecie znaleźć tuż pod tą notką, mecz z Malaga miał obfitować w grad bramek i co? i co? I obfitował. Padło 5 goli – do czego powinniśmy się powoli przyzwyczajać oglądając Barcelonę – z czego 4 strzeliła Barcelona. Klub szejka przyjechał, zobaczył i wyjechał z workiem goli i tylko z tym! Piszę tylko, bo były informacje o tym, że do Malagi przejdzie Milito, ale zgadnijcie co się stało? Gabi po tym jak Malaga przegrała postanowił zostać w drużynie zwycięzców. Dobry wybór. Tyle tytułem wstępu. Aha byłbym zapomniał RM zremisował z Almerią 1:1.

Guardiola wystawił najsilniejszy skład i oczekiwał od swoich zawodników szybkiej, agresywnej gry od początku spotkania i tak też się stało. Wysoki pressing, dominacja w posiadaniu piłki, można by powiedzieć: “jak zawsze”i nie było by w tym przesady, jednak mnie zawsze to zaskakuje. Wszyscy widzą jak gra Barcelona w ataku, jak konstruuje swoje akcje, z jaką pieczołowitością operuje piłką, każde podanie wydaje się być dziełem sztuki, ale nie wszyscy dostrzegają kunszt gry w obronie Barcelony. Po stracie piłki natychmiast ruszamy po jej odbiór i wtedy nie ma podziału na formacje obrony i ataku – wszyscy starają się ją odebrać. Nieoceniony jest wysiłek Pedro, Villi czy Messiego właśnie w obronie. Naprawdę za każdym razem mnie to zdumiewa, że gdy jest stracona piłka, to wszyscy myślą o jej odebraniu. Dzięki temu tak dobrze gra Barcelona i dzięki temu jest tak trudno z nią wygrać.

Nie będę opisywał goli po kolei, bo niżej umieszczę skrót meczu, ale warto wyróżnić paru zawodników. Na początek Iniesta i jego Iniestazo. To już 6 gol Andresa w tym sezonie i w chwili obecnej jest drugim najlepszym piłkarzem na świecie (dla mnie). Wiele razy pisałem tu o jego umiejętnościach technicznych więc nie będę się powtarzał, ale Iniesta w obecnej formie i w swoim stylu gry przypomina mi trochę Zizu. Nie wiem jakie są Wasze odczucia, ale Ghostface jest w takiej formie, że chyba nie ma takiego obrońcy, który byłby w stanie go zatrzymać.

David Villa z kolei strzelił dwa gole i były to takie gole na jakie liczyłem (i dalej liczę) od początku sezonu, czyli wykończenia klasycznego snajpera. Jeśli wierzyć statystykom David jest  dopiero drugim zawodnikiem w historii, który strzeli ł co najmniej 14 goli  w ośmiu kolejnych sezonach. W ostatnich 11 ligowych spotkaniach , strzelił 11 goli, a połowa jego wszystkich goli padła po asystach Messiego. Może tyle o statystykach, bo to był moim zdaniem najlepszy mecz Villi w barwach Barcelony. Tak wiem Gran Derbi były wyjątkowe i też strzelił 2 gole, ale w niedzielnym meczu było wszystko to czego oczekuję od Davida: zgranie, zrozumienie, dobre ustawianie się i skuteczność. Nie mam zastrzeżeń. Mam nadzieję, że to nie był jeden wyskok, bo przecież ostatnio grał słabo i że teraz będzie mu już łatwiej. Ważne, że się odblokował i zaczął strzelać gole.

Messi? Nie zdobył gola HA, HA, HA. No może nie do końca, bo Messi po raz kolejny udowodnił dlaczego jest najlepszym piłkarzem na świecie i dlaczego chciałby go mieć każdy trener. Radzę obejrzeć ten mecz tym wszystkim, którzy uważają, że niejaki CR7 jest bardziej kompletnym zawodnikiem niż Leo. PHI! Nie, no bez jaj, kto tak uważa? Ty? Poważnie?! Idź i obejrzyj sobie mecz z Malagą (albo jakikolwiek z tego sezonu), już? No właśnie.

Jednym przykrym momentem tego spotkania, tego weekendu była kontuzja Daniela Alvesa, na szczęście to nic poważnego i  za 13 dni Dani wróci do treningów. To najlepszy okres na lekką kontuzję, bo jest wystarczająco czasu by się wykurować na najważniejsze mecze, a w przypadku Daniego:  to czas kiedy będzie mógł spokojnie przedłużyć kontrakt. Oby.

Czy wspominałem już, że Real zremisował z Almerią 1:1?

A jeszcze jedno słowo o Afellayu. Boże, ten chłopak to czysty talent, który kosztował nas ledwie 3 mln. Mam nadzieje, że już doceniacie jego talent jeśli nie, to się nie znacie. Żartuję, ale poważnie ten chłopak ma wielki talent i jego wejście do tej drużyny jest tak naturalne, że aż dziwne, że Ibi nie wychował się w La Masia.

Z innych dobrych wieści: Thiago od przyszłego sezonu będzie włączony do pierwszej drużyny na stałe, co oznacz automatyczne przedłużenie kontraktu do 2012 roku. Pep dziś na konferencji powiedział, że teraz Thiago zostanie zesłany do Barcy B żeby mógł się ogrywać, bo w tym wieku najważniejsze jest to by grać, a nie siedzieć na ławce. Lepiej żeby grał w drugiej lidze, niż obserwował mecze z trybun. Brawa dla Pepa.

Co do Guardioli to: STO LAT, STO LAT! Dziś kończy 40 lat i mam nadzieję, że następne 40  będzie w FC Barcelonie.

I tak zakończyła się pierwsza runda Ligi, po 19 kolejkach mamy 52 punkty, zdobyliśmy 61 goli, a straciliśmy 11 goli, przy tym pobiliśmy kilkanaście rekordów, o których nie będę wspominał. To na razie tylko pierwsza część sezonu i jeszcze nic nie wygraliśmy, ale to było najlepsze pół sezonu jakie widziałem, więc mam nadzieję, że skończy się to jakimiś trofeami, co myślicie?

Jutro gramy z Betisem i pewnie zobaczymy Milito w pierwszym składzie, bo nie zagra nasz Kapitan. Może również zobaczymy innych zmienników, bo mamy sporą zaliczkę, ale Pep dziś mówił, że zagramy o zwycięstwo i nie będzie lekceważenia przeciwnika. Jeśli tak, to zagra Mascherano i choćby dlatego warto oglądać ten mecz.

Chyba tyle. Mamy 4 punkty przewagi i spokój.

A tu bramki z meczu:

Czytaj dalej ...

sobota, 15 stycznia 2011

Barca vs. Malaga, czyli worek goli dla szejka.

Barcelona vs. Malaga, godz. 21, Canal Plus Sport

Barca zaczyna serię dwóch meczów u siebie – jakby na to nie patrzeć: dwa mecze, to też seria, a zaczyna ją meczem z Malagą. Klub jakiegoś szejka, który ma ambicje awansu do Ligi Mistrzów, a być może i mistrzostwa Hiszpanii, obecnie zajmuje 17 miejsce w tabeli i zmierzy się z Barceloną, która nie przegrała od 27 spotkań. Wygląda na to, że jeśli jutro nie przegra, to pobije klubowy rekord meczów bez porażki, byłby to kolejny rekord pobity przez drużynę Guardioli (ciekawe czy ktoś to liczy?).

Powinno być ciekawie, bo Malaga to zabawna drużyna, która traci mnóstwo goli, a czasem też dużo strzela, ich bilans bramek to 23-37 w 18 spotkaniach. Manuel Pellegrinii wie, że defensywa, obrona,  to słowa, które nie istnieją dla jego podopiecznych, dlatego stara się to zmienić kupując graczy defensywnych. Sprowadził już Demichelisa, Camacho, Maresce i bramkarza Asenjo, a zapewne dołączy do nich także nasz Milito, dodając do tego Julio Baptistę, który zna Ligę jak mało kto, skład Malagi wydaje się ciekawy. Na pewno jest zdolny zająć miejsce w środku tabeli.

Ciężko jest napisać cokolwiek o taktyce Malagi, bo takowej chyba Pellegrinii jeszcze nie wprowadził, ale jak tylko się pojawi to dam znać. Malaga gra – jakby powiedział J.W. Engel – “futbol na tak”, gra tak bardzo “na tak”, że nawet Engel nie sądził, że tak można. Co to oznacza dla nas?

Ano oznacza to, że jutro zobaczymy grad bramek. Myślę, że jakby zagrał Bojan to strzeliłby co najmniej dwa gole, ale Bojan nie zagra, chociaż kto wie? Barcelona po zwycięstwie z Depor i Betisem wydaje się być w dobrej formie i mecz z Malagą powinien być dobrą okazją do potwierdzenia tej formy. Jeżeli tylko nasza obrona będzie dobrze funkcjonować, to nie powinno być problemów, bo Messi jest gorący. Fajnie by było zobaczyć Mascherano w pierwszej jedenastce, nie obraziłbym się na Afellaya wtedy Villa mógłby sobie odpocząć.

Wygrana na pewno byłaby dobrym prezentem dla Victora Valdesa, który w piątek obchodził 29 urodziny i Guardioli, który we wtorek skończy 40 lat – wszystkiego najlepszego i mam nadzieję, że chłopaki dobrze się spiszą.

Oglądałem dziś mecz West Hamu z Arsenalem i naprawdę nie wiem dlaczego Nasri jest wyceniany o 20-30 milionów mniej od Fabregasa, widocznie DNA Barcelony dużo kosztuje. W lutym przekonamy się na własne oczy, który jest bardziej wartościowy, choć w sumie w tym sezonie chyba nikt nie ma wątpliwości, że jest to Francuz. Gdybym miał wybierać, to do Barcelony ściągnąłbym Nasriego, ale RoSell jest chyba bardzo zapatrzony w Cesca. To taki offtopic.

Czytaj dalej ...

czwartek, 13 stycznia 2011

Kolejna manita, Messi ma dziewczynę, a Milito odchodzi do Malagi.

Kolejny Real, kolejna manita – to takie proste, prawda? Nie do końca, choć wygląda na to, że “Real” w nazwie działa na zawodników Barcelony jak płachta na byka. Był to 10 mecz w tym sezonie, w którym Barca strzeliła 4 lub więcej goli: 2 razy4 gole,  7 (!) razy5 goli i  raz 8 goli – imponujące. Prawie tak samo jak imponujący był wczorajszy mecz. Długo mi zajęło zebranie się i napisanie w końcu tej notki, ale to nie znaczy, że mecz nie był interesujący, bo był.

Jakoś w ostatnich dniach rozmawiałem z Cichym (który niedługo wróci!) i mówiłem, że czekam na mecz z Betisem, bo będzie to okazja do cieszenia się futbolem. Nie lekceważyłem Betisu, ale ze względu na zaciętą rywalizację w lidze nie zawsze jest przyjemność z oglądania meczu: za dużo emocji i napięcia. W Pucharze Króla chodzi o przyjemność. Oglądając Puchar Króla nie skupiam się na wyniku tak bardzo, bardziej skupiam się na delektowaniu się meczem.

I Betis mnie nie zawiódł. Z wypowiedzi przedmeczowych było jasne, że zawodnicy gości zdają sobie sprawę z kim przyjdzie im zagrać i że nie są faworytami, ale to nie splątało im nóg. Betis wyszedł na boisko by grać w piłkę, by grać jak Barca, by zwrócić na siebie uwagę i zmusić nas do większego wysiłku. Gdyby mieliby trochę więcej szczęścia to wynik mógłby wyglądać 5:2, albo nawet 5:3.

To był świetny mecz i ciągle jestem pod wrażeniem. Wiadomo, że “granie jak Barca” przeciwko prawdziwej Barcelonie musiało się tak skończyć, ale jak dużo frajdy w tym było! Tak, frajdy, czyli czegoś co wywołuje uśmiech na twarzy. W Lidze ciężko o ten uśmiech, bo przede wszystkim myślimy o punktach (choć i tak nasi zawodnicy dają nam duuuuużo powodów do radości!), o tym by nie dać się przegonić, czasem trzeba zacisnąć zęby. W Pucharze Króla jest luz.

Na jednym z blogów przeczytałem, że powinniśmy podziękować Betisowi za to jak wczoraj zagrał i podzielam tę opinię. Zagrali naprawdę dobrze, mojej Żonie było ich żal, bo dobrze grali, mi może żal ich nie było, ale potrafię docenić ich grę (to też coś, prawda?).

Co do nas? Messi strzelił hat-tricka i zamknął usta krytykom.  Był fenomenalny, w gruncie rzeczy powinien strzelić dwa więcej, ale zmarnował dwie znakomite okazje. Bestia.

Iniesta był niesamowity. To jak panuje nad piłką, jak dużo widzi zawsze mnie zdumiewa. Był taki moment w 11 minucie mecz kiedy na środku boiska Iniesta dopadł do piłki, zmylił balansem ciała jednego czy dwóch zawodników, trzeci złapał go za koszulkę, ciągnął, a Andres ustał obrócił się podał do Xaviego, który natychmiast ją mu oddał. Albo ten alley-oop do Keity! Jakby powiedział pewien komentator NBA: are you kidding me?!

Xavi miał kilka złych decyzji, po których Betis mógł strzelić gola, ale generalnie zagrał dobrze, tak jak Xavi gra.

Mascherano: czekajcie, on nie zagrał, choć powinien był. Zamiast niego zagrał:

Busquets, który był taki sobie, za dużo zagrań z piętki jak dla mnie.

Kolejny mecz bez gola Davida Villi. Napastnik jest od strzelania goli, tak? Szczególnie napastnik za 40 milionów, więc postaraj się bardziej następnym razem Guaje! Naprawdę jest tyle miejsc w które mógłby trafić, a on ciągle w bramkarza, albo w słupek.

Bojana nie było nawet na ławce. Auć! To powinno dać mu do myślenia.

Tak więc jesteśmy na drodze do półfinału. Kolejny mecz z Betisem to dobry moment dla rezerwowych i namawiam Guardiolę do postawienia na Thiago i Afellaya od pierwszych minut. Ale wszyscy znamy Pepa, równie dobrze możemy zobaczyć pełny skład. Tak przy okazji: Afellay wygląda dobrze w naszej drużynie, dobrze podaje, ustawia, tak jakby wychował się w La Masia.

W weekend gramy z Malagą, jeśli wygramy pobijemy kolejny klubowy rekord: 27 meczów bez porażki (już jest zrównany) z sezonu 1973/74.

Z ostatniej chwili: Messi powiedział, że nie zerwał ze swoją dziewczyną – jeśli to ma jakiekolwiek znaczenie dla Was.. A Gaby Milito ponoć porozumiał się z Malagą w sprawie kontraktu i jutro ma to zostać ogłoszone. Szkoda, że odchodzi, ale życzę mu jak najlepiej gdziekolwiek się nie znajdzie.

Czytaj dalej ...

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Złota Piłka dla Messiego!

Szok. Totalny szok. Nie spodziewałem się tego. Myślałem, że wygra Xavi albo Iniesta i trochę mi ich szkoda, ale spójrzmy prawdzie w oczy: wygrał najlepszy piłkarz na świecie. Leo sam był zaskoczony zwycięstwem, ale dziennikarze, trenerzy i zawodnicy – bo w tym roku to właśnie oni wybierali zwycięzcę – zdecydowali, że Złota Piłka, czyli nagroda dla najlepszego piłkarza na świecie, powędrowała do najlepszego z najlepszych.

Leo Messi, mały Argentyńczyk, który na boisku zmienia się w giganta jest zawodnikiem unikalnym. Zawsze stawia drużynę ponad swoje indywidualne potrzeby, a mimo to jego statystyki są imponujące. W tamtym roku zdobył 58 goli w 53 meczach w FC Barcelonie, w ostatnich 62 meczach strzelił 64. W tym sezonie zdobył już 28 goli i dodał do tego 14 asyst! Najpierw był skrzydłowym, później środkowym napastnikiem, by teraz stać się kimś pomiędzy rozgrywającym/napastnikiem/skrzydłowym.

Oczywiście teraz podniesie się larum, że Messi wygrał tylko La Ligę, ale Drodzy Państwo, jak widać to wystarczyło by trenerzy, zawodnicy i dziennikarze wręczyli mu drugi raz z rzędu Złotą Piłkę. Oczywiście, że Xavi z Iniestą wygrali Mundial i jakby to ode mnie zależało, to dałbym tę nagrodę Xaviemu, ale świat chciał inaczej.

Dla wszystkich kibiców Barcelony to wspaniały wieczór. Visca el Barca!

Czytaj dalej ...

Gala Złotej Piłki na żywo!

Jeśli komuś nie chce się szukać tu daje link:

 

http://veetle.com/v/4d26b8616df1b

Czytaj dalej ...

niedziela, 9 stycznia 2011

El Riazor zdobyte! 0-4 dla SuperBarcy.

El Mundo Deportivo/Eduard Omedes

Są takie mecze, w których przeciwnik przegrywa zanim wyjdzie na boisko – tak mówi jedno z porzekadeł. Jeśli ktoś chciałby udowodnić tę tezę śmiało może powołać się na wczorajszy mecz Derpor-SuperBarca. W tym sezonie często Barca gra przeciwko drużynom, które wychodzą na boisko z myślą: “jak przegrać, to z honorem”, czasem jest to trochę żałosne. Szczególnie kiedy drużyna, z którą grasz ma tak fajną historię i słynie z tego, że na swoim boisku może umrzeć byle tylko wygrać. Z przykrością stwierdzam, że ta drużyna Deportivo takiego charakteru nie ma. Szkoda tych wspaniałych kibiców, którzy wczoraj udowodnili, że są jednymi z najlepszych w Hiszpanii.

Na usprawiedliwienie Depor mogę napisać jedno – ta drużyna Barcelony jest naprawdę wyjątkowa i mam nadzieję, że kibice Blaugrany to wiedzą. Nie zawsze tak było i nie zawsze tak będzie, że będziemy mieli taką drużynę, która gra tak dobrze, dlatego proszę żebyście to doceniali, żebyście czerpali z niej wszystkie wspaniałe momenty, których Wam dostarcza. Nawet ta drużyna nie zawsze gra cudownie, nie zawsze wygrywa, ale zawsze, w każdym meczu daje coś, czego nie da Wam inna ekipa: to styl. Można pisać by o tym godzinami, a i tak nie oddałoby się tego wszystkiego, co dzieje się na boisku gdy gra Barca.

Pep zdecydował, że skoro wszyscy zawodnicy są zdrowi, to da odpocząć Xaviemu, Danielowi i Busiemu, a  w pierwszym składzie zagrali: Valdes, Adriano, Pique, Puyol, Abidaltasar, El Jefe, Keita, Iniesta, Pedro, Villa, Messiah. Bez Xaviego Barca wygrywa 56% meczów i strzela w nich 1,88 gola (dla porównania z Xavim odpowiednio 71%  i 2,57 gola) więc była pewna obawa czy Iniesta jest w stanie zastąpić Pana 550. Jak się okazało jest w stanie. Andres jest zupełnie innym zawodnikiem i lubi grać w przodzie, ale jak trzeba to potrafi dyktować tempo nie gorzej niż Xavi.

Jednak taktyka z Iniestą i Keitą w środku nie sprawdziłaby się tak dobrze gdyby nie Mascherano. O tak! Wczoraj to on rządził na boisku: miał 15 przechwytów i 118 podań! Nie wiem czy pamiętacie jak przed Mundialem Maradona powiedział, że Argentyna to Mascherano plus 10 zawodników – wczoraj Barcą rządził Javier. On po prostu zabiera piłkę. Jasne, że mamy Sergio, który także to robi, ale głównie dzięki ustawianiu się i przewidywaniu. Mieliśmy Toure, który był wielki i potrafił walczyć. Jednak żaden z nich nie robił tego tak jak Javier. Jego pseudonim sMasch oddaje wszytko: on miażdży swoich przeciwników. Czasem zabiera piłkę stojąc, czasem wślizgiem, innym razem wywiera taką presję, że przeciwnicy się gubią, a wtedy on albo ktoś inny przechwytuje piłkę. Poza tym potrafi znakomicie podawać.

Właśnie od niego zaczęła się akcja, po której zdobyliśmy bramkę: El Jefe zobaczył, że Messi stoi osamotniony z boku boiska i nie ma przy nim zawodników Depor, więc poprosił o piłkę Pique  by od razu posłać szybkie podanie do Messiego. Leo biegnąc z piłką wypatrzył Davida, który wychodził zza pleców obrońców, więc podał mu piłkę by ten mógł znaleźć się w sytuacji sam na sam. El Guaje nie zastanawiał się długo i strzelił między nogami bramkarza. 0-1.

Potem drugiego gola strzelił Abidal, jednak był na pozycji spalonej i sędzia słusznie gola nie uznał. Szkoda, bo to był kolejny przykład na geniusz Messiego i świetne wejście w pole karne obrońcy. Abidal zagrał kolejny kapitalny mecz, był nie do przejścia i chyba ten gol z Bilbao go rozochocił, bo częściej widać go było w polu karnym rywali. Oby tak dalej.

Drugi gol padł po wspaniałym uderzeniu Messiego z rzutu wolnego. Najpierw Leo przechwycił piłkę i ruszył z impetem w stronę bramki, ale obrońca wiedział, że nie może do tego dopuścić więc bezceremonialnie złapał za koszulkę i powalił Messiego na ziemię. Nie wiem, ile dokładnie metrów od bramki był faul, ale mniej więcej był to 25 metr, Leo od razu pokazał, że to on będzie strzelał. No i strzelił. Piłka leciała obok muru i wpadła tuż przy słupku. Piękny gol. Bramkarz był bez szans, co najlepiej widać na powtórce, gdy kamera jest za plecami Messiego, bramkarz nie mógł widzieć tej piłki. Genialny strzał, genialnego zawodnika.

Trzeci gol to akcja Iniesty, który biegł wzdłuż linii pola karnego i strzelił w długi róg bramki. To już piąty gol Andresa w tym sezonie, jego rekord to sześć goli, więc zanosi się na to, że w tym sezonie ustanowi nowy. Iniesta kontrolował tempo i rytm naszej gry, ale nie zrezygnował przy tym ze swoich rajdów. Tu jest różnica między Xavim a Andresem, każdy z nich potrafi przetrzymywać piłkę, ale każdy z nich robi to w różny sposób. Xavi lubi stać na środku boiska i dyrygować, tylko jego batutą jest piłka. Iniesta natomiast, lubi z piłką biegać, lubi dryblować, ale przy tym potrafi doskonale wyczuć potrzeby zespołu. Obaj zawodnicy są fenomenalni, tylko każdy w inny sposób. Widać było w tym meczu, że Iniesta to naturalny następca Xaviego.

Czwarty gol padł po akcji chłopaków z La Masia. Bojan odebrał piłkę, Messi ją przejął i chciał minąć wszystkich obrońców, wtedy jeden z nich stanął, Messi odbił się jak od mury, ale zdążył podać do Pedro, który pięknie przelobował bramkarza. 0-4 i było po meczu.

Pep mógł zrobić zmiany wcześniej, jak było 0-2, jednak czekał aż do 80 minuty by wpuścić Afellaya i Thiago. Ibi dotknął w końcu piłkę i widać, że będziemy mieli z niego pożytek. Dobrze się ustawiał, dobrze podawał. Jak na 10 minut pokazał się z bardzo dobrej strony. Teraz wiem, co miał na myśli Pep mówić, że Afeally aklimatyzuje się bardzo dobrze i płynnie wchodzi do drużyny. I to wszystko za 3 mln euro. Piękny jest świat.

Nie wiem czy ktoś z Was dzisiaj oglądał otwarty trening Barcelony, ale Ministadi było wypełnione po brzegi. Jak powiedział Afellay: po takim treningu rozumiem, dlaczego Barca to coś więcej niż klub. Ciekawa była wewnętrzna gierka treningowa i jeśli ktoś oglądał, to widział jak młody Holender dobrze wpasowuje się w nasz zespół. No i Bojan na treningu jest naprawdę dobry, szkoda, że w meczu tego nie pokazuje.

W poniedziałek gala wręczenia Złotej Piłki i zapowiada się piękna uroczystość i dużo radości dla naszego klubu. Wrzucę tu linka żebyście mogli spokojnie obejrzeć całą ceremonię. Guardiola zapowiedział, że poleci do Zurychu, ale podkreśla, że jest to sukces samych piłkarzy, a nie jego. Tu bym się nie zgodził. Pep wykonuje świetną robotę, stworzył drużynę, która już przejdzie do historii, a ma w zanadrzu jeszcze kilka lat porządnego grania. Ba! Na zapleczu widać już następców. A Guardiola potrafi umiejętnie to wszystko ze sobą połączyć. Najlepsze u Guardioli jest to, że on się ciągle uczy i potrafi modyfikować taktykę tak, by była jak najbardziej efektywna. Na początku myślałem, że Pep tego nie potrafi, ale w tym sezonie udowadnia to praktycznie w każdym meczu (już się nie mogę doczekać rewanżu z Herculesem!).

We środę czeka nas mecz z Betisem i tu mam nadzieję na występ Afellaya od pierwszej minuty. Dziś jeszcze liczę na Villarreal i stratę punktów RM, wiem, że grają u siebie, ale Villarreal pokazało już w tym sezonie, że potrafi grać, a to na RM powinno wystarczyć.

Czytaj dalej ...

sobota, 8 stycznia 2011

Xavi 550

W oczekiwaniu na mecz z Deportivo jak i obiecaną notkę o Xavim, zapraszam do obejrzenia dokumentu o naszym bohaterze.

 

 

 

Czytaj dalej ...

Depor vs. Barça, czyli stare czasy są za nami.

Deportivo La Coruña – Barcelona, Sobota godz. 22, Canal Plus Sport

Juan Carlos Valeron, Diego Tristan, Roy Makaay, Molina, Donato, Mauro Silva, Emerson – to kilku piłkarzy z początku XXI wieku, którzy tworzyli SuperDepor. El Riazor był0 wtedy twierdzą nie do zdobycia dla największych zespołów świata, a Deportivo dobrze radziło sobie w Lidze, jak i w europejskich pucharach. Ich stroje w biało-niebieskie paski budziły lęk u przeciwników, a Depor było stawiane na równi z Wielką Dwójką. To były czasy! La Liga miała nie tylko Barcę i Real, ale i Deportivo, Valencię, Betis, Celtę Vigo (sic!), które potrafiły walczyć o tytuł do ostatniej kolejki. W Lidze Mistrzów chętnie kibicowałem SuperDepor, lubiłem oglądać w akcji powolnego Valerona, który swoimi podaniami sprawiał, że Tristan czy Makaay zostawali królami strzelców.

Niestety czasy się zmieniły, świat poszedł do przodu, albo po prostu poszedł w inną stronę i obecnie Deportivo to ligowy średniak, a El Riazor już tak nie straszy. Co prawda jeszcze dziś możemy zobaczyć w La Coruni grającego Valerona, ale to już nie to samo. Drugie co do wielkości miasto w Galicji przeżywa ciężkie czasy, a po drużynie walczącej o najwyższe trofea nie ma śladu. Deportivo zajmuje obecnie 12 miejsce w ligowej tabeli i po początkowym dołku od kliku kolejek gra naprawdę przyzwoicie. Na El Riazor jak dotychczas przegrali zaledwie 1 mecz, 4 zremisowali i 3 wygrali (10 goli strzelonych, 5 straconych). Deportivo traci mało bramek i gdyby nie feralny mecz z RM, w którym stracili sześć goli mieliby drugą defensywę ligi.

Jeśli wziąć pod uwagę mecze po 10 kolejce Deportivo jest czwartą drużyną ligi (zdobyli 14 punktów w 8 meczach) zaraz po Barcelonie (24 ptk), RM (21) i Villarreal (16). Drużyna Lotiny zagra po raz pierwszy w tym sezonie przy pełnych trybunach, co na pewno doda im skrzydeł. Najlepszym strzelcem drużyny jest Adrian Lopez, który strzelił 4 gole w lidze. Chłopak jest w gazie, bo w ostatni weekend strzelił 2 gole Bilbao, a w środku tygodnia ustrzelił hat-tricka w Pucharze Króla – 5 goli w 4 dni, całkiem nieźle, Makaay by się nie powstydził.

Jednak SuperDepor czeka ciężka przeprawa i nawet wypełniony po brzegi stadion może im nie pomóc. Do La Coruni przylatuje bowiem najlepszy zespół ligi, który wygrał ostatnich 10 spotkań na wyjeździe (2 w poprzedni sezonie). Jakby tego było mało przylatuje w najsilniejszym składzie, bo kontuzje wyleczyli Maxwell i  Jeffren.  Guardiola dawno nie miał wszystkich zawodników do dyspozycji i na pewno się z tego cieszy, szczególnie po ciężkim meczu z Bilbao.

W tym sezonie na wyjeździe strzeliliśmy 29 goli tracąc 4, wygraliśmy wszystkie mecze i Pep chce tę passę podtrzymać. Dlatego spodziewam się najmocniejszej jedenastki: Valdes, Dani, Puyol, Pique, Abidal, Busi, Pan 550, Iniesta, Pedro, Villa, Messiah. Oczywiście, że chętnie zobaczyłbym w pierwszym składzie Mascherano, bo forma Sergio z meczu w Bilbao mnie nie zadowala, a i Javier zasługuje na więcej minut. Do La Coruni pojechał Thiago, który wydaje być się bliski promocji do szerokiego składu, ale najpewniej to on i Jeffren bądź Milito usiądą na trybunach. Być może więcej minut dostanie Afellay i może dotknie piłkę, bo we środę mu się nie udało. Fajnie byłoby zobaczyć Holendra w akcji, ale jeśli nie dziś to zapewne z Betisem dostanie swoją szansę.

Ciekaw jestem w jakiej kondycji psychicznej jest Villa, który od dwóch tygodni gra słabo i marnuje sytuacje, których nie powinien marnować. Wiem, że wszystkim napastnikom zdarzają się takie momenty, ale dobrze by było gdyby David się przełamał. Villa nie gra tragicznie, jednak przestawienie się na nasz system nie jest łatwe nawet dla kogoś kto gra w reprezentacji Hiszpanii z Xavim i Iniestą, dlatego jestem cierpliwy. Przyjdzie czas na gole. Oby. Messi dawno nie strzelił gola więc obstawiam, że w tym meczu strzeli kilka.

Co obstawiam?  Zwycięstwo Barcelony różnicą trzech bramek. Niech się spełni. Visca el Barca!

Czytaj dalej ...

czwartek, 6 stycznia 2011

Athletic – Barça 1-1, czyli Rey Abidal otwiera drogę do finału!

Claudio Chaves (MD)

 

Co to był za mecz! San Mames było świadkiem prawdziwej bitwy, w której nikt nie miał zamiaru przegrać. Gospodarze zagrali tak, jakby stawką tego meczu było co najmniej mistrzostwo kraju, szaleni kibice w każdej sekundzie utwierdzali ich w tym przekonaniu. Czasem atmosfera wytworzona przez trenera w połączeniu z dopingiem kibiców sprawia, że zawodnicy biegają odrobinę szybciej, walczą odrobinę mocniej i sił im starcza na odrobinę dłużej. Tak też było w tym przypadku.

Jednak Barcelona nie chciała być gorsza. Guardiola doskonale przewidział sposób gry Bilbao i świetnie dopasował taktykę do przeciwnika. Bilbao grało agresywnie, czasem ostro, ciągłym pressingiem, a kibice wywierali presję na sędziach (co nie jest trudne w Hiszpanii), ale nasi zawodnicy się nie skarżyli, nie utyskiwali, nie wymuszali fauli czy kartek – po prostu wyszli na boisko by awansować do następnej rundy.

A awans zapewnił nam Eric Abidal. Gracz meczu. Kapitalny obrońca, który nie mógł wybrać sobie lepszego momentu na strzelenie swojego pierwszego gola w barwach Barcelony. To był jego 130 mecz i dopiero pierwszy gol. Nie-sa-mo-wi-te! W meczu z Levante Eric miał podobną sytuację i się pogubił, tym razem zrobił wszystko jak należy.

Mecz sam w sobie nie był piękny. Pisałem w zapowiedzi, że San Mames to katedra wśród stadionów, ale wczorajsze spotkanie na pewno nie było mszą, bądź pięknym koncertem, bliżej mu było do walki gladiatorów. Tak czy owak jeśli ktoś powie, że wczoraj z boiska wiało nudą, bądź brakowało emocji, to powinien czym prędzej udać się do najbliższej rzeki i zanurzyć w niej głowę. Choć przez większość meczu brakowało goli i płynnej gry, to obie drużyny sprawiły, że ciężko było oderwać się od monitora.

Guardiola wystawił prawie najmocniejszy skład, a jak na Puchar Króla – bardzo mocny: Pinto, Dani, Pique, ABIDALTASAR, Adriano, Busi, Keita, Xavi, Villa, Pedro, Messi. Na ławce usiedli Puyol, Iniesta i Valdes, co było mądrym posunięciem. Pep od początku wiedział to, czego ja się nie spodziewałem, czyli że gospodarze rzucą się na nas jak Lwy i będą chcieli nas rozszarpać na strzępy, dlatego na boisku zobaczyliśmy Sergio i Keitę. Oni stanowili zaporę w środku pola, dzięki czemu Bilbao rzucało górne piłki na swoich dwóch napastników, którzy z kolei nie mieli do kogo jej odegrać. Keita w całym meczu nie stracił piłki (choć przyznam, że narzekałem na niego przez większość meczu). Sposób w jaki zagrał Athletic Bilbao przypominał grę Kopenhagi i widać, że jest to dobry sposób na nas, ale Guardiola nie śpi i ciągle pracuje nad naszą taktyką. Można powiedzieć, że w tym sezonie Barcelona mężnieje z każdym poważniejszym meczem (jak oni mogli przegrać z Herculesem?). Dlatego tak ciężko się gra z nami, bo jak trzeba to też potrafimy grać twardo. Niedawno jakiś angielski komentator (chyba Andy Gray) powiedział, że Barca nie poradziłaby sobie w lidze angielskiej, ciekawe co powie po wczorajszym meczu?

Gdy w 77 minucie w końcu udało nam się przełamać obronę gospodarzy odetchnąłem z ulgą – wiadomo Król Abidal! Ale trzeba wrócić do początku tej akcji, bo nie można nie docenić podania Xaviego, który swoim ruchem w kierunku pola karnego zrobił miejsce innym zawodnikom. Potem to, co zrobił Messi, piłka mu odskoczyła, jednak on świetnie się zastawił i wysunął ją Francuzowi. Gol! 0-1. Do końca spotkania było trochę ponad 10 minut, a gospodarze potrzebowali dwóch bramek do awansu. Stać ich było jedynie na jedną bramkę Llorente. Żeby nie było tak słodko, to Abidal mógł lepiej się zachować przy straconej bramce, ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że awansowaliśmy po bardzo ciężkim meczu, w którym naszym wybawicielem okazał się skromny Francuz.

Jeśli miałbym wspomnieć jeszcze o jakimś zawodniku to byłby to Villa, który zagrał fatalnie. Doceniam jego wysiłek, to jak pracuje na boisku, ale przede wszystkim Villa jest snajperem, który powinien strzelać gole. Bo sytuacji ma sporo, gdyby tylko wrócił mu instynkt zabójcy, to nie musielibyśmy przeżywać tych wszystkich nerwów w końcówce. Mam nadzieję, że David się nie zaciął, tak jak Ibra rok temu i szybko wróci do swojego rytmu. Bardzo przydałaby się jego dobra forma.

Acha, prawie zapomniałem, że Afellay zadebiutował w naszych barwach. Zagrał jakieś trzy minuty i chyba ani razu nie dotknął piłki, ale debiut jest. Gratulacje dla całego zespołu.

Czytaj dalej ...