'W co u licha oni grają w tym Valdebebas?!' pisał wczoraj wściekły Sid Lowe o konferencji prasowej sztabu trenerskiego Realu Madryt. Jose Mourinho zastosował zagrywkę, jakiej w jego długiej historii przygód z mediami jeszcze nie widzieliśmy. Przyszedł na spotkanie z dziennikarzami i przez cały czas siedział z nimi twarzą w twarz. Przynajmniej z tymi, którzy zostali. Bowiem przedstawiciele niemal wszystkich hiszpańskich mediów oraz dziennikarze z Włoch i Francji demonstracyjnie opuścili salę, bo... trener Królewskich odmówił odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie. Zamiast niego wypowiadał się Aitor Karanka, jego asystent. Nie dowiedzieliśmy się więc w jakim składzie i ustawieniu zagrają gospodarze, właściwie o drużynie nie dowiedzieliśmy się nic. Tak jakby już dotąd wokół drużyny gospodarzy i wokół pierwszego meczu z serii czterech nie było wystarczająco dużo niewiadomych.
Real w ostatnich meczach grał dobrze lub bardzo dobrze. Nie uniknął co prawda wpadki ze Sportingiem, i to bardzo kosztownej, ale to był mecz nie wystający poza szarzyznę ligową, z drużyną, nad którą zwycięstwo nie przynosi szczególnego uznania i splendoru w futbolowym świecie. W dużych meczach, jak te w Lidze Mistrzów, imponował (4-0 z Tottenhamem, 3-0 z Lyonem), a przynajmniej nie zawodził (1-0 w Londynie, 1-1 w Lyonie). Tym razem, zaś, drużynę czeka pojedynek tak prestiżowy, że na niego właśnie będą zwrócone oczy kibiców na całym świecie. A takie właśnie mecze są najważniejsze dla Moruinho, który na nich buduje swoją legendę. Prawda?
Tak mogło by się wydawać, ale jeśli Mou ceni coś wyżej niż prestiż, to są to trofea. A sobotni mecz żadengo trofeum mu nie przyniesie. Nawet w przypadku zwycięstwa, Real tylko zmniejszy stratę do Barcelony. O odrobieniu jej nie ma na razie mowy i biorąc pod uwagę rywali czekających obie drużyny w lidze, raczej już nie będzie. Co innego mecze z nr 2, 3 i 4 z serii. To w nich rozstrzygną się losy dwóch pucharów dla Madrytu i Barcelony i to one będą dla Mourinho najważniejsze. Logiczne więc z jego strony było by nie odkrywać wszystkich kart już teraz i zachować taktyczną broń największego kalibru na bardziej godne okazje.
Probelm jednak tkwi w tym, że odpuszczając pierwszy mecz nawet w niewielkim stopniu, Portugalczyk igrałby z ogniem. Od roku nikt nie pokonał Barcelony w (dwu-)meczu o dużą stawkę. To wciąż drużyna normalnie poza zasięgiem całej reszty i by z nią wygrać, nie tylko trzeba dać z siebie absolutnie wszystko, ale też umieć ją zaskoczyć. No i mieć trochę szczęścia. Zachowując jakiś atut na kolejne starcia albo nie motywując piłkarzy do granic, Mourinho minimalizowałby i tak mniejsze niż zwykle szanse na korzystny wynik. A jak ważne jest dla mentalności jego podopiecznych uzyskać takowy już na początku kwietniowego maratonu świadczy kryzys pewności siebie Realu po porażce na Camp Nou w listopadzie. Kolejna porażka, i to u siebie, mogłaby odcisnąć na młodej drużynie Madrytu piętno na kolejne mecze, a może nawet na kolejny sezon. Tak więc jeśli Mou będzie zbyt oszczędnie gospodarował potencjałem drużyny, może stracić coś daleko cenniejszego niż przewagę pojedynczych taktycznych zagrywek.
Argument pewności siebie działa zresztą w obie strony. Oczywiście Barcelona nie spanikuje po jednym nieudanym meczu, za zwycięstwo w którym jeśli Real nie musi umierać, to ona tym bardziej. Ale potem przyjdzie jej się mierzyć z uskrzydlonym, nieobliczalnym rywalem w jednynym meczu o Copa del Rey, w którym kto wie, co mogło by się zdarzyć. A po serii minimalnych, czasem wymęczonych zwycięstw z rywalami nie zawsze wysokiej klasy, dwie kolejne porażki i przegrany Puchar Króla na pewno uruchomią alarm w sztabie Guardioli. Czeka nas więc mecz o pozornie niewielką stawkę, ale w którym porażka może mieć konsekwencje większe niż się wydaje. Dlatego tak interesujace jest jak obaj trenerzy do niego podejdą i dlatego też tak irytujące jest milczenie Mourinho na przedmeczowej konferencji.
Na tym jednak pytania się nie kończą, bo co prawda Królewscy rezultaty osiągają dobre, ale podobnie było przed Gran Derbi jesienią. Kiedy jednak przyszło do meczu, w ogóle nie pokazali, że umieją grać w piłkę. Stąd, forma, jaką zaprezentują przeciw arcyrywalowi wciąż pozostaje dużą niewiadomą. W pojedynku w pierwszej rundzie JM próbował zaszczepić w swoich piłkarzach zadziorność i pewność siebie. Robił optymistyczne wrażenie, a przed samym meczem wyraził nadzieję, że obie drużyny po prostu zagrają dobry mecz. Tym razem, jego demonstracyjne milczenie trudno zinterpretować. Czy chciał ukryć obawę przed rywalem czy raczej spokojny o swoich podopiecznych nie chciał zdradzać sekretów swojego planu? Tak naprawdę nie ma to jednak znaczenia. Liczy się to, że nieliczne relacje z konferencji przywołują tylko słowa Karanki o tym, dlaczego pierwszy trener nie raczył zabrać głosu. O samej drużynie i piłkarzach ani słowa. Choć wciąż nie wiemy czy Real tym razem zagra lepiej, pewne jest, że presja na zespół ze strony mediów jest mniejsza.
Tymczasem w drużynie, mimo ograniczonych informacji, daje się odczuć zmianę nastrojów w porównaniu z jesienią. Wtedy, Cristiano Ronaldo wyzywał Barcelonę, by spróbowała – tak jak Almerii – strzelić osiem bramek. Teraz, wymienia tylko Blaugranę jako – obok Królewskich – najlepszą drużynę na świecie. Nieco kontrowersji mogła wzbudzić wypowiedź Mourinho po rewanżu z Tottenhamem, kiedy żalił się, że gdy gra przeciw Katalończykom, sędzia zawsze wyrzuca któregoś z jego piłkarzy. Komentatorzy przeszli jednak nad tymi słowami do porządku dziennego. Wcześniej słyszeli je już bowiem nie raz. Ale ta wypowiedź to, oprócz czynnika presji wywieranej na sędziów, to także bodziec dla swojej drużyny, by w razie 'niesprawiedliwych' działań podejmowanych przeciw niej, tym mocniej zwarli szyki. Motyw oblężonej twierdzy to ulubiona strategia The Special One i takie rozumienie jego słów dobrze do niej pasuje. Pamietajmy też, że by w gruncie rzeczy zadowolony kiedy jego Inter stracił Mottę przed rokiem, bo grająca w dziesiątke drużyna przestała zupełnie kłopotać się konstruowaniem akcji. Także po meczu z Espanyolem na początku tego roku ('czerwo' Casillasa), niektórzy komentatorzy zauważyli, że w tych warunkach Real czuł się komfortowo. Zakładając jednak, że przynajmniej większą część meczu Królewscy spędzą w komplecie, co mogą zrobić, by zatrzymać Blaugrana?
TAKTYKA
1. Pepe jako libero. Po meczach z Athletikiem i Tottenhamem wydaje się, że Mourinho testuje przynajmniej dwie nowinki w obronie. Pierwszy to Pepe w roli libero - dodatkowego obrońcy/pomocnika, który miałby swobodę pilnowania Messiego nawet z dala od bramki Casillasa, w ustawieniu przypominającym 4-1-4-1. Wtedy przed sobą miałby tylko dwóch środkowych pomocników, a za nasze ataki odpowiadaliby skrzydłowi i napastnik. Pomsył to dobry, bo Leo najgroźniejszy jest kiedy ma miejsce, by się rozpędzić i nabiec na stojacych obrońców, majac na wstępie przewagę szybości. Pepe jako 'plaster' przeszkadzałby Krasnalowi w nabraniu rozpędu i opóźniał jego akcje. W tym czasie komplet czterech obrońców wciąż blokowałby dostęp do naszego pola karnego, więc uniknęlibyśmy tworzenia luk, w które wbiegać mogliby grający szerzej Villa i Pedro. Ale to dopiero pierwszy krok.
Nasi defensywni pomocnicy muszą ograniczać pole działania Xaviemu i Inieście, którzy umożliwiają Messiemu rozgranie piłki na jeden kontakt i ominięcie kryjących go obrońców. W pierwszych Gran Derbi w tym sezonie nasz pressing był praktycznie nieobecny: wolny i nieskoordynowany, wobec czego nie mieliśmy żadnych szans na skuteczny odbiór piłki. Teraz Cała drużyna musi zagrać jako jeden organizm. Obrońcy muszą jasno znać podział zadań, by naciskając Barcelonę w jednym miejscu nie odkrywać lekkomyślnie przestrzeni gdzie indziej i nie pozwolić, by ruchliwość rywali pomieszała nasze szyki.
W ostatnich meczach Ligi Mistrzów potrafiliśmy całkiem skutecznie zdominować środek pola i zdusić w samym zarodku rozegranie wrogich akcji. Ale ani Tottenham ani Lyon to nie są tytani ataku pozycyjnego i tym razem poprzeczka wisi o kilka szczebli wyżej. Do tego dochodzi inny styl gry. Xabi Alonso i Sami Khedira lepiej czują się w pojedynkach siłowych niż szybkościowych, w Londynie byli jednymi z naszych najlepszych piłkarzy. Ale w listopadzie na Camp Nou zupełnie nie nadążali za pomocnikami FCB. Dlatego musimy grać agresywnie i zdecydowania. Ważnym czynnikiem może okazać się sędzia. Jeżeli pozwoli na ostrzejszą grę (nie mówię o grze brutalnej), Real jest w stanie wybić Barcelonę z uderzenia.
2. Marcelo jako pomocnik. Mourinho wystawił Marcelo jako skrzydłowego, a Arbeloę na lewej obronie ostatnio w Londynie, a wcześniej Brazylijczyk grał tak m.in. w ostatnich dwóch Gran Derbi w Madrycie i nie sprawdził się ani raz. Alvaro zdecydowanie lepiej czuje się na swojej naturalnej prawej stronie, a Marcelo jako skrzydłowy jest bezużyteczny. W przestrzeni nie ograniczonej linią boczną będzie się gubił i tracił wszystkie piłki zanim zdąży zdecydować, jak rozegrać akcję. Zatem Brazyliczyk powinien zagrać na swojej normalnej pozycji, lewej obronie.
Co do reszty naszej defensywy, jej skład zależy od roli Pepego. Jeśli faktycznie będzie on 'libero', za jego plecami chciałbym zobaczyć – obok Carvlaho – Sergio Ramosa, a na prawej stronie Arbeloę. Zwykle pierwszym rezerwowym stoperem jest Albiol, ale on już swoich sił przeciw Messiemu próbował przed rokiem i wyglądał jakby miał problemy z błędnikiem. Niewiele lepiej było w rewanżu z Tottenhamem, więc wolę by jego miejsce zająć Sergio, który nie jest idealnym prawym obrońcą, ale na środku obrony spisywał się dotąd znakomicie.
Szkoda, że przez kontuzję ze składu wypadł Lass. Mourinho musi maksymalnie zabezpieczyć drugą linię i nie miałbym nic przeciwko trzem piwotom w ustawieniu 4-3-3, z Pepem na swojej zwyczajowej pozycji. Mały Diarra – ostatnio w świetnej formie – mógłby swobodnie maltretować Busquetsa, Xaviego i Iniestę, ubezpieczany przez bardziej statycznych Xabiego i Khedirę. Pod nieobecność jego i zawieszonego Granero, nie mamy jednak trzeciego pomocnika.
Mój skład: Casillas – Arbeloa, Ramos, Carvalho, Marcelo – Pepe, Xabi, Khedira – Ozil, CR7 Benzema
3. Atak. Mou miał komfort powołania wszsytkich trzech napstników, ale występ od pierwszej minuty Higuaina, nieobecnego przez ostatnie miesiące możemy wykluczyć. Po lekkim urazie mięśnia ostatnio do gry wrócił także Benzema, ale on w przeciwieństwie do Pipity wyglądał całkiem dobrze i stawiam, że dostanie szanse od pierwszej minuty. On dużo lepiej nadaje się do gry z kontrataku niż Adebayor, którego pewnie zobaczymy, jeśli wynik będzie niekorzystny. Wreszcie, pozostaje pytanie kto uzupełni nasz skład prócz pewniaka Ronaldo.
W grę wchodzą praktycznie tylko Ozil i Di Maria i choć jestem fanem tego pierwszego, nie wiem który z nich tym razem byłby lepszym wyborem. Forma Mesuta ostatnio dołuje, a w tym meczu bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy przebojowości, szybkości i mocnego wykończenia – cech, w których Angel go przewyższa. Ale też bardzo na potrzeba kogoś, kto będzie potrafił rozegrać piłkę, kiedy ją już przejmiemy, a Di Maria – choć potrafi genialnie podać za plecy obrońców – w środku pola traci jednak na znaczeniu. Z tego względu stawiam jednak na Ozila.
Przewidywany skład Mourinho: Casillas – Ramos, Albiol, Carvalho, Marcelo – Pepe, Xabi, Khedira – Ozil, CR7 - Benzema
Jeśliby zmierzyć siły obu drużyn, faworytem byłaby Barcelona. To jej piłkarze grają ze sobą od lat i zdążyli swój pomysłowy system wyćwiczyć do perfekcji. Real, będąc drużyną młodą i bez trofeów, gra o odebranie Mistrzowi przynajmniej części terenu w piłkarskiej Hiszpanii, a może i Europie. Swojej szansy może upatrywać m.in. w sile Santiago Bernabeu. Niezależnie od postawy kibiców, na których nie zawsze mogą liczyć, Królewscy na własnym boisku grają wyraźnie lepiej i – osiągają takież rezultaty – niż poza nim. Wystarczy przypomnieć przywołane przeze mnie na początku wyniki w LM bądź świetną serię kompletu zwycięstw w Madrycie przerwaną ostatnio przez Sporting. W ankiecie Marki kibice dali minimalnie więcej szans FCB (50,6%) i myślę, że ten wynik nieźle oddaje rozkład sił: równowagę ze wskazaniem na Blaugrana. Ale myślę też, że nadszedł dobry moment na początek końca dominacji Barcelony.
Im bliżej pierwszego gwizdka pana Undiano Mallenco tym mniej istotne będą stawać się pytania i wątpliwości, a coraz silniej odczuwalne będą emocje i proste doświadczenie wydarzeń tego niezwykłego wieczoru. Jak skwitował zapowiedzi przed dzisiejszym meczem Fabio Capello, 'to wszystko są tylko słowa. Ostatecznie liczy się tylko wynik'.
3 komentarze:
Tam w mediach polskich widziałem jakies komentarze z Realu manipulacjyjne.
Ze niby Real pokazał charakter odrabiając - lolx100
ze niby kartka sie nalezala - lekkie lol
i ze niby czerwona dla Alvesa za karny - lol
i ze sędziowanie było dla Barcelony - przecież ten karny dla Realu to właśnie ten charakter co pokazali - lol x100
Może następne mecze będą bardziej wyrównane.
za komentarze innych odpowiedzialności nie biorę, ale wspomniane przez Ciebie sprawy widzę tak:
Real wyrównał w 10, przeciw FCB, która utrzymuje się przy piłce najlepiej na świecie i grając w 10 okazji miał więcej niż tylko ten karny. Albo więc pokazał charakter albo Barca to frajerzy. innych opcji nie widzę.
Nie wiem o którą konkretnie kartkę chodzi. Może o Messiego, bo on powinien żółtą dostać na pewno. Jeśli jakieś zachowanie możemy uznać za niesportowe, to nabijanie kibiców piłką z parunastu metrów. złej woli Messiemu nie przypisuję, ale na upomnienie zasłużył bez wątpliwości.
Czerwona kartka Alvesowi na pewno się nie należała, bo nawet jeśli uznać, że był faul (a raczej nie było), to nie była to aż tak czysta sytuacja Marcelo. Najwyżej żółta dla Daniego
Co do sędziego, przed meczem się obawiałem jego drobiazgowości, ale poza tym naciąganym karnym, uważam, że gwizdał rzetelnie
pozdrawiam
ps. uciekło mi, że żółta dla Alvesa w tej sytuacji oznaczałaby czerwoną za dwie żółte. Cóż, jeżeli sędzia zagwizdał ten faul, to spokojnie mógł dołożyć i drugą żółtą kartkę. Możliwe jednak, że sam nie był pewien tej decyzji na tyle, żeby w dodatku wyrzucać ALvesa
Prześlij komentarz