wtorek, 13 września 2011

Jedenastka 3. Kolejki La Liga


Zainspirowany nowym pomysłem na taktykę Pepa Guardioli (w meczu z Villarreal, nie z remisu w ostatniej kolejce), ustawiłem jedenastkę 3. kolejki La Liga w formację 3-4-3. Stąd, obecnosć Xaviego jest dla mnie dużym ułatwieniem, ale moja drużyna jednak wyraźnie różni się od Barcelony stylem gry.
Po pierwsze, nie gram fałszywym środkowym napasntikiem pokroju Messiego czy Fabregasa, tylko potężnym i na ziemi i w powietrzu target-manem w osobie Agirretxe. Po drugie, inaczej funkcjonuje moja skromna liczebnie obrona.
Podczas gdy defensywa Blaugrany trzymała się konsekwentnie swojej połowy i tylko jeden środkowy obrońca wychodził wyżej, by pomagać w rozegraniu, u mnie boczni obrońcy mają większą swobodę atakowania. Mają bowiem solidną asekurację w postaci dwóch cofających się defensywnych pomocników: Medela i Albeldy. Oto jak wygląda mój skład.
W bramce stawiam Cristiana Alvareza z Espanyolu, który dotąd był w klubie rezerwowym i nosił bidony za Kameruńczykiem Kamenim. W tym sezonie jednak Alvarez chyba na stałe zagości w pierwszym składzie, po występie przeciw Athleticowi na pewno powinien.
Argentyński portero wyraźnie zaznacza swoją obecność między słupkami, a to cecha każdego wielkiego bramkarza. Kiedy staje naprzeciw napastników rywali, potrafi zrobić się naprawdę duży. W ten sposób obronił sytuację sam-na-sam z Llorente, który -- wydawało się -- zrobił wszystko jak trzeba i przy strzale przytomnie podciął piłkę. To Alvarez zrobił więcej niż w tej sytuacji można by od przeciętnego bramkarza wymagać.
W drugiej połowie, bramkarz ten pokazał zdumiewającą szybkość w swoich interwencjach, kiedy wybił m.in. strzał w samo okienko Susaety. Bez przesady można stwierdzić, że gdyby nie Alvarez, Espanyol nie zgarnąłby kompletu punktów, może nawet nie ugrałby nic.
Ten wchodzący do pierwszego składu zawodnik swoimi interwencjami i pokrzykiwaniem na kolegów raz po raz dawał im bodziec do dalszej walki. Był sercem swojej drużyny, a ogołocony przez letnie transfery Espanyol innych atutów raczej nie posiada.
Z prawej strony dostępu do bramki broni Portugalczyk Miguel z Valencii. To piłkarz, który w zeszłym sezonie popadł w konflikt z trenerem Emerym, a i w pierwszym meczu sezonu nie zagrał w pierwszym składzie. Ale upodobanie szkoleniowca do ciągły rotacji i zbliżający się mecz w Lidze Mistrzów z Genk sprawiły, że Miguel w sobotę przeciw Atletico dostał szanse.
Na szczęście swoje i całej drużyny. Wśród jego dokonań w tym spotkaniu na czoło wysuwa się oczywiście asysta przy jedynej bramce Soldado, która miała postać idealnie wymierzonego dośrodkowania spod samej linii bocznej, ale to nie wszystko, co Miguel dał drużynie.
Jego pracowitość i dobre warunki fizyczne pozwoliły mu wspomagać ataki prawą stroną kiedy tylko zaistniała ku temu okazja. W dodatku Portugalczyk jest jednym z najlepszych technicznie piłkrzy na swojej pozycji i z piłką przy nodze czuje się naprawdę swobodnie. Przede wszystkim jednak wraz z całą obroną zachował czyste konto przeciw mającemu armaty dużego kalibru Atletico.
Drugie skrzydło obrony powierzam klubowemu koledze Miguela, Francuzowi Mathieu. Mniej uzdolniony technicznie od kolegi, jest równie pracowity i chyba trochę solidniejszy w obronie, dzięki większej sile fizycznej. Mathieu także raz po raz ruszał do przodu lewym skrzydłem, nadając atakom Valencii płynności i stwarzając problemy obrońcom Atleti.
Bardziej odważnie niż w zeszłym sezonie schodził też do środka, jeżeli otwierała się tam wolna przestrzeń. Francuz jest bardzo inteligentnym zawodnikiem i wygląda na to, że ciągle się rozwija. Emery będzie miał z niego jeszcze dużo pożytku.
Między bocznymi obrońcami Los Che umieszczam Sergio Ballestrosa z Levante. Ten bardzo już wiekowy stoper swoją masą mógłby obdzielić dwóch krzepkich obrońców i choć zwrotny jest jak lokomotywa, w swojej grze nadrabia doświadczeniem i zaangażowaniem.
To dobry duch drużyny i w dużej mierze dzięki niemu Levante zachowało czyste konto w Santander, wywożąc z El Sardinero punkt. Trzeba jednak dodać, że ta kolejka nie obfitowała w imponujące występy środkowych obronców, nie miał więc Ballestros szalonej konkurencji.
Tym, który osłania i asekuruje defensywę jest Medel z Sevilli. Ten zaledwie 172 centymetrowy Chilijczyk w meczu z Villarreal mocno się napracował, żeby utrudnić rywalom wymianę misternych podań, z których słyną. Medel jest wulkanem energii, każde jego podanie jest soczyczyste, strzał nigdy za słaby. Wydaje się, ża im trudniej mu się gra, tym bardziej się napędza, ale przede wszystkim on nigdy nie odpuszcza.
W sobotnim meczu Sevilla długimi chwilami oddawała piłkę i inicjatywę Żółtej Łodzi Podwodej. Gdyby nie zadziorność i agresja Medela w odbiorze, zostałaby całkowicie zdominowana i nie wywiozłaby z El Madrigal nawet punktu.
Partnerem Medela ze środka pola czynię Albeldę. To nie samowite, jak długo ten piłkarz-ikona Valencii utrzymuje wysoką formę. Do meczu Los Che z Atleti przystępowałem z przekonaniem, że zobaczę piłkarskiego emeryta, dogorywającego jako kapitan w sezonie, który może okazać się jego ostatnim. Nie mogłem się bardziej pomylić!
Albelda cały czas był w centrum akcji. Nie faulował, notował kolejne odbiory po precyzyjnych wejściach, i natychmiast wyprowadzał szybkie kontry. Przy jego doświadczeniu, wiedział dokładnie jak się ustawiać, jakie decyzje podejmować, żeby być najbardziej wydajnym i nie tracić sił na darmo. Jego grę oglądało się z prawdziwą przyjemnością.
Pora na rozgrywającego, czyli Xaviego Hernandeza (wiadomo skąd). To on jest osią, w okół której kręci się gra Barcelony, tym, który jednym podaniem sprawia, że po cierpliwej wymianie klilkunastu zagrań, napastnicy nagle znajdują się w polu karnym, z bramkarzem jako jedyną przeszkodą. Znamy to aż zbyt dobrze.
W Barcelonie często podkreśla się kolektyw jako główną siłę, ale bez Xaviego, tenże kolektyw nie byłby najsilniejszą drużyną świata. W meczu z Realem Sociedad strzelił gola i zaliczył asystę do Pedro. Xavi skromnością nie grzeszy, od słuchania jego buńczucznych wypowiedzi puchną mi uszy. Na szczęście w czasie meczów nie zajmuje się bynajmniej udzielaniem wywiadów.
Santi Cazorla z Malagi wspomaga w rozegraniu starszego kolegę z reprezentacji. Jego podania są równie precyzyjne, styl podobnie elegancki. Santi nie występuje jednak w drużynie tak zgranej jak Barcelona. Piłkarze Malagi dopiero uczą się nawzajem swojej gry i póki wszystko się nie zazębi, zależą od chirurgicznych strzałów Cazorli.
On potrafi przesądzić o wyniku meczu jednym stałym fragmentem gry: uderzyć bardzo precyzyjnie, jak przy pierwszym golu przeciw Granadzie, albo po prostu przechytrzyć defensywę, jak przy drugim trafieniu. Santi staje się dla drużyny Pellegriniego zawodnikiem, bez udziału którego żadna akcja nie może się odbyć. W poniedziałek zaliczył też asystę przy drugiej bramce Joaquina. Na tym etapie budowania drużyny trudno sobie wyobrazić Los Blanquiazules bez tego rozgrywajacego.
Wreszcie, przechodzimy do zawodników, którzy mają podania kolegów zamieniać na bramki. Pierwszy od prawej jest Karim Benzema. Napastnik Realu Madryt zademonstrował imponującą skuteczność, strzelając Getafe dwie bramki i siejąc popłoch w polu karnym przy niemal każdym zagraniu.
Przy pierwszym golu 'Benz' miał mało miejsca i czasu na przyjęcie piłki i przymierzenie w okienko, ale od kiedy stracił nadwagę i odzyskał bystrość, potrafi robić rzeczy dla większości napastników nieosiągalne. Druga bramka była tylko potwierdzeniem dobrej formy. Kotek z zeszłego sezonu pokazał pazur. Mógł jeszcze zaliczyć dwie asysty, ale koledzy nie dorównali mu skutecznością.
Po lewej stronie ataku biega Giuseppe Rossi z Villarreal. Napastnik, który tego lata miał zostać bohaterem 30-milionowego transferu ostatecznie utkwił na El Madrigal, w drużynie, która na razie nie może odzyskać formu sprzed roku. Rossi chyba jako jedyny nie ma obniżki formy. Gra tak, jakby był zdesperowany, by przekonać wielkie firmy, że jednak warto zaciągną kredyt pod jego kupno.
Przeciw Sevilli, po stracie gola i bramkarza Diego Lopeza, ten Włoch z amerykańskim paszportem praktycznie w pojedynkę utrzymał Villarreal w grze. Bez jego udziału żaden atak nie wyglądał groźnie. Giuseppe w pojedynkę szarżował na całą obronę gości i w ten sposób wywalczył rzut karny, który następnie z zimną krwią zaminił na bramkę.
Rossi nie musi odchodzić z Villarreal, by spełnić się jako piłkarz. Wystarczy, że reszta drużyny dostosuje się do jego poziomu, która będzie wtedy mogła powalczyć o cele nie mniejsze niż w zeszłym sezonie.
Na szpicy wystawiam piłkarza, który od poczatku sezonu chyba najbardziej mi zaimponował. Wychowanek Realu Sociedad Imanol Agirretxe dostał szansę w pierwszym składzie po odejściu Raula Tamudo, między innymi dlatego, że jego klubu nie stać na transfery nowych zawodników. Ale po jego grze zupełnie nie widać ubóstwa klubowego budżetu, bo strzela bramki niczym słynniejszy rodak z Państwa Basków, Fernando Llorente.
Agirretxe zaczął sezon z przytupem, od dubletu przeciw Espanyolowi. Tym razem okazał się zmorą tej słynniejszej z barcelońskich drużyn. Wydaje się, że nie ma dośrodkowania, do którego Bask nie potrafiłby doskoczyć. Nie ma pozycji, z której nie umiałby główkować dostatecznie mocno.
Tak długo, jak w jego kierunku będą posyłane dośrodkowania takie jak w sobotę, La Real nie musi martwić się o ligowy byt. A kto wie, czy w krótce nie podreperuje sobie budżetu sprzedażą Agirretxe do drużyny dużo bardziej zasobnej.
Moja jedenastka kolejki:
Alvarez(ESP) - Miguel(VAL), Ballestros(LEV), Mathieu(VAL) -  Medel(SEV), Albelda(VAL) - Xavi(FCB), Cazorla(MAL) - Benzema(RM), Agirretxe(SOC), Rossi(VIL)

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails