poniedziałek, 31 października 2011

Podcast s02e13

Witajcie,
kolejny odcinek naszego podcastu przed Wami, a w nim:

- Real Madryt wygrywa w Sociedad 1-0 i zostaje liderem La Liga. Rozmawiamy o tym, czy Baskowie dobrze dobrali taktykę do przeciwnika i o tym kto wyróżnił się w zespole z Madrytu i dlaczego Marcelo nie jest (Janek) / jest (Cichonio) dobrym obrońcą.

- Barcelona miażdży u siebie Mallorcę 5-0, a Messi strzela trzy gole. Dyskutujemy o formie Katalończyków (w szczególności El Guaje), a także o dobrym występie młodego Cuenci.

- Oczywiście nie mogliśmy pominąć tematu Levante i ich sensacyjnej porażki z Osasuną. Kto zawinił? Tego dowiecie się słuchając naszego podcastu.

- Na koniec zapowiadamy mecze Ligi Mistrzów z udziałem hiszpańskich drużyn

Zapraszamy do słuchania i zachęcamy do komentowania!

Czytaj dalej ...

piątek, 28 października 2011

Podcast s02e12, czyli El Levante es líder de La Liga Española!

Przed nami kolejna ligowa kolejka, mnóstwo meczów i jeszcze więcej emocji, ale żeby dobrze wejść w ten piłkarski weekend posłuchajcie kolejnego odcinka jedynego podcastu o lidze hiszpańskiej w Polsce!

Dziś zajmujemy się:
-Barceloną i jej formą,
- kontuzją Pedro i debiucie Cuenci,
- nastrojami kibiców Blaugrany,
- Realem i jego dobrą formą,
- kłopotem  bogactwa w przednich formacjach RM,
- niespodziewanym liderem, czyli LEVANtEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!
- a także dobrą formą drużyny z Bilbao i jej przyszłości,

Zapraszamy do komentowanie, zgłaszania życzeń i zażaleń. Chcemy wiedzieć co Wam się podoba, a co nie, czego oczekujecie po naszym podcascie? Piszcie, komentujcie, ślijcie majle!



Czytaj dalej ...

wtorek, 25 października 2011

Podcast s02e11!

Witajcie po krótkiej przerwie! Mamy dla Was kolejny odcinek jedynego w Polsce podcastu o lidze hiszpańskiej. Dziś omawiamy weekendową kolejkę La Liga i zapowiadamy najbliższą (zaczyna się dziś, kończy we czwartek). Mówimy o remisie Barcelony, o (nie)ziemskim Messim, formie Blaugrany, a także o Realu, który z formą nie ma problemów i radzi sobie bardzo dobrze. Nie omieszkaliśmy pomówić o liderze, czyli Levante, które zadziwia nas jak i cały świat.

Zapraszamy do słuchania i komentowania!


Czytaj dalej ...

środa, 19 października 2011

Moc Ligi Mistrzów


Demonstracji siły Realu Madryt ciąg dalszy. Podczas meczu z Lyonem na ławce "Królewskich" usiedli m.in. strzelający ostatnio jak pistolet maszynowy Higuaín i ten, który w ostatnich meczach przyćmił Özila, czyli Kaká.
Przyjemność gry od początku przypadła w udziale Di Maríi, który z Betisem dał genialną zmianę oraz Benzemie, powszechnie już znanego jako specjalista od Ligi Mistrzów. Właściwie każdy wybór personalny Mourinho dało by się uzasadnić, w tak dobrej formie są obecnie wszyscy nasi atakujący, ale skład Realu na mecz z Lyonem wydawał się wynikać z taktyki, jaką "Królewscy" w Lidze Mistrzów stosują.
Jeżeli bowiem Mou zakłada grę pressingiem przez dziewięćdziesiąt minut, to potrzebuje odpowiednich ludzi. Stąd obecność Di Maríi, który wydaje się w obronie biegać z równym entuzjazmem co w ataku. Ale jego obecność oznacza większa tendencję do gry bezpośredniej. Więcej dryblingów, strzałów z dystansu i długich piłek ponad formacjami.
Stąd, z kolei, obecność Benzemy, który cofa się do drugiej linii i swoją umiejętnością gry kombinacyjnej nadrabia braki Di Maríi w tym aspekcie. Mniej narzucający się pozostaje tylko wybór Özila zamiast Kaki. W tej chwili jego jedynym sensownym wytłumaczeniem wydaje się osobista preferencja Mourinho, który ceni Mesuta za poprzedni sezon i wciąż widzi w nim głównego reżysera naszej gry.
Przechodząc do naszych rywali, trzeba powiedzieć jasno, że Olympique wcale nie jest drużyną słabszą od Betisu, choć wynik i statystyki (1 celny strzał!) mogłyby o tym świadczyć. To nastawienie, agresja i konsekwencja Los Blancos sprawiła, że piłkarze Gadre'a wyglądali jak drużyna z niższej ligi.
Real praktycznie nie opuszczał połowy Olympique'u. Nie grał tak, jak ostatnio z Ajaxem, zmieniając rytm gry, raz cofając się głębiej, innym razem naciskając wysoko. We wtorek byliśmy świadkami demolki. Mourinho dał sygnał do ataku i Real odpalił ze wszystkich dział.
Di María co chwila sprintował to z piłką na francuskich obrońców, to bez niej, goniąc za Cissokho czy Bastosem. Arbeloa nie zostawiał na swoim skrzydle ani metra wolnego miejsca i gdy Lyon przejmował piłkę, Álvaro od razu blokował kontrę. Nasi stoperzy dzięki swojej szybkości mogli sobie pozwolić na grę w okolicach środka boiska, dodatkowo skracając pole gry. Lyon nie miał ani miejsca i czasu ani by dłużej utrzymać się przy piłce, ani by przygotować precyzyjne podanie za plecy Pepego i Ramosa.
Francuzi nie mieli też swoich szeregach piłkarzy potrafiących rozegrać akcję z głębi pola i swoje ataki opierali przede wszystkim na współpracy Cissokho i Bastosa na lewym skrzydle. Jako cała drużyna, wydaje się, że Lyon stracił nieco na sile w stosunku do zeszłego sezonu, ale nieznacznie, i wciąż pozostaje zespołem solidnym.
Tyle że to za mało, kiedy przyjeżdżasz na Santiago Bernabéu na mecz Ligi Mistrzów. Te rozgrywki wydają się wyciągać to, co najlepsze z drużyny prowadzonej przez Mourinho. Porównajcie mecze z Levante, Racingiem czy te zeszłoroczne, przegrane ze Sportingiem czy Saragossą do tego z Lyonem, z Ajaxem, czy to z tej edycji Champions League czy z minionej.
"Królewscy" w meczach o Puchar Europy rozegranych u siebie od września ubiegłego roku stracili dokładnie dwie bramki. Z Barceloną. W żadnym spotkaniu Ligi Mistrzów ostatnich dwóch sezonów zwykli śmiertelnicy nie zdobyli naszej bramki na Bernabéu. W obecnych rozgrywkach po trzech meczach mamy komplet punktów i bilans bramkowy 8-0 i perspektywa stuprocentowej skuteczności do końca meczów grupowych nie wydaje się bardzo odległa.
Podsumowując jednym zdaniem, kiedy Florentino Pérez zatrudniał Mourinho, by ten przywrócił nam świetność w Champions League i poprowadził do La Decima, nie mylił się.
Na koniec nie mogę nie wspomnieć o cichym bohaterze wtorkowego wieczoru. Sami Khedira strzelił bowiem swoją pierwszą bramkę jako piłkarz Realu Madryt. Długo kazał nam na to czekać i kiedy w zeszłym sezonie do siatki rywali trafiali Arbeloa, Ramos, Pepe, Carvalho, nawet Lass, Khedira wciąż nie potrafił wpisać się na listę strzelców.
Dlatego z taką ciekawością czekałem na jego 'cieszynkę'. Sami, po pokonaniu Llorisa, zwolnił bieg, rozłożył nieco ręce i nawrócił w stronę Benzemy, który mu piłkę na strzał wyłożył. Miałem wrażenie, że to bombowiec ląduje na murawie, wysuwa klapy, odwraca ciąg, hamuje i wyłącza silniki. Zadanie wykonane. Chłodny, skromy gest, bez żadnego efekciarstwa. Jak cały Khedira.

Czytaj dalej ...

poniedziałek, 3 października 2011

Podcast s02e10!

Dziś kolejny odcinek (jubileuszowy, dziesiąty! ha:) naszego podcastu, w którym razem z Tomkiem i Bunikiem rozmawiamy o:

- nagrodach przyznawanych przez madrycką gazetę Marca
- grillu zorganizowanego przez Mourinho i kiełbaskach prawdziwego Ronaldo
-o meczu z Espanyolem też mówimy :)
- zwycięstwie Barcelony ze Sportingiem
- słabszej formie Pedro
- kontuzjach
- i zbawiennej przerwie na reprezentacje
- a na koniec dyskutujemy o szansach Levante i o grze dzielnych Basków z Bilbao

Zapraszamy do słuchania i komentowania!

Czytaj dalej ...

Korzyści jedzenia smażonych kiełbasek


Każdy fan ma swoją wizję zespołu. Każdy fan ma też swojego ulubionego piłkarza. Te dwie rzeczy często się łączą i ulubiona wizja zależy od roli, którą ma odgrywać pupil. Jeżeli ten piłkarz nie gra w pierwszym składzie, gdy nadchodzą gorsze wyniki, to odpowiedzialna za nie jest właśnie zła wizja, bo nie uwzględnia tego, kogo uwzględniać powinna.
Kiedy Benzema nie trafia do pustej bramki, kibice domagają się Higuaín. Kiedy Higuaín marnuje dwie 'setki' w meczu, zaczyna brakować Benzemy. Problemem naszej drugiej linii jest brak kreatywności, więc potrzebujemy Granero, albo też chwiejność w grze defensywnej, więc trzeba nam Lassa, by zaprowadził porządek. Kiedy nie wiadomo, co szwankuje, winny jest Khedira, bo i co on właściwie robi na boisku? W obronie, gdy tracimy gole, Carvalho jest za stary, więc lepiej żeby grał Varane, ewentualnie Ramos buja w obłokach, więc trzeba go zastąpić lepiej skoncentrowanym Arbeloą.
Po niedzielnym meczu jednak żaden fan nie może narzekać i to nie tylko dlatego, że tłuste 4:0 odegnało resztkę nieśmiałych myśli o kryzysie. Po tym meczu można powiedzieć, że w Madrycie grają właściwie wszyscy. To znaczy wszsycy liczący się dla kibiców piłkarze "Królewskich", którzy nie są kontuzjowani (jakby ktoś pytał, to tak, Altintopa z pełną świadomością z tej grupy wyłączam).
Mourinho zaskoczył, bo w składzie na Espanyol oprócz wymuszonych zmian, przeprowadził także takie, które niezbędne nie były. Para stoperów Varane-Albiol już całkiem nieźle sprawdziła się przeciw Rayo, Sergio Ramosa można było więc zostawić na jego tradycyjnej prawej stornie. Khedira wydawał się być brakującym ogniwem naszej drugiej linii, nadając jej solidność, więc pojawienie się w pierwszym składzie Lassa przyprawiło pewnie wielu madridistas o szybsze bicie serca, i to bynajmniej nie z ekscytacji.
Czy zatem logika i dotychczasowy sposób selekcji Moruinho uległy chęci poprawienia atmosfery w drużynie? "Wieczni rezerwowi" Granero i Callejón coraz głośniej marudzili po kątach, że nie mają po co nawet się rozgrzewać podczas meczów? Czy wsparła ich reszta "grupy hiszpańskiej", poirytowana coraz mocniej zaznaczającą się obecnością "grupy portugalskiej"? Powołanie wszystkich zawodników, włącznie z kontuzjowanymi, na wyjazd do Santander wydawało się jeszcze zabiegiem mającym zmylić trop prasie węszącej rozłamy w szatni, ale czwartkowy gril dużo bardziej chyba pełnił rolę integrującą całą drużynę. Decyzje presonalne w meczu z Espanyolem były kolejnym, logicznym krokiem.
Ale mnie po gładkim zwycięstwie nad Espanyolem najbardziej narzuca się co innego. Spory o indywidualności w składzie "Królewskich" nie mają w tej chwili większego sensu niż sama przyjemność spierania się. Bo co z tego, że tym razem zagrał Albiol? Gdyby był Varane też byśmy nie stracili gola. Higuain ustrzelił hat-trick, ale Benzema na jego miejscu też by coś strzelił, albo pomógł by strzelić innym. Khedira zrobiłby dokładnie tyle, co Lass, najwyżej nie dostałby żółtej kartki. Owszem, być może gdyby zabrakło Ronaldo było by nam trudniej, ale o jego obecność bądź nieobecność nikt się przecież nie spiera.
Zmiany personalne, nawet w większej ilości, nie mają znacznego wpływu na naszą grę pod warunkiem, że forma całej drużyny zwyżkuje, a atmosfera w szatni jest dobra. Informatyk rzekłby, że zebraliśmy w Madrycie hardware takiej jakości, że teraz trzeba tylko dobrać odpowiednie oprogramowanie. Z dobrej atmosfery wynika dobra forma drużyny, z dobrej formy drużynowej trzynaście bramek i dziewięć punktów w trzech meczach. O ile więc naszemu software'owi uda się uniknąć wirusa (z tym FIFA włącznie), przez najbliższe tygodnie nazwiska w Realu Madryt mogą się zmieniać, ale wyniki powinny pozostać budująco stałe. Aż do meczu z Barceloną. Bo wtedy Mourinho znów wystawi tylko najsilniejszą jedenastkę.

Czytaj dalej ...