sobota, 26 lutego 2011

Depor v Real, czyli uwaga na numer z pijanym staruszkiem + jeszcze słowo o meczu z Lyonem


Zanim o nadchodzącym meczu z Deportivo, wracam jeszcze do spotkania z Lyonem. Jako wyznacznik tego, w jakim miejscu budowy drużyny znajduje się Mourinho, ten mecz był całkiem ciekawy. Poza Barceloną, nie mierzyliśmy się bowiem w tym sezonie z rywalem na poziomie rundy pucharowej Ligi Mistrzów. Chciałbym się skupić na jednym wniosku z tej potyczki, na elemencie naszego ustawienia, który pojawił się już w naszym wykonaniu jesienią w El Clasico.

Otóż Di Maria nie jest środkowym pomocnikiem, a na takiej pozycji de facto we wtorek zagrał. Ponieważ Mou zrezygnował z koncepcji trzech piwotów, Klusek musiał więcej pracować w obronie. Cofał się częściej i głębiej nie tylko niż Adebayor i CR7, ale także Ozil. Niestety, z jego defensywnej gry wynikało niewiele, bo mimo szczerych chęci, nie potrafi zabierać piłki rywalom. Ilość jego odbiorów w całym meczu - o ile jakieś miał - była zaniedbywalna. Lass grający od początku, Granero czy nawet Gago, każdy z nich byłby istotnym wzmocnieniem naszej siły defensywnej, Di Maria nie był nim w ogóle.

W dodatku, cofnięta pozycja i zadania obronne wyraźnie ograniczały udział Angela w atakach drużyny. Po raz pierwszy po polem karnym Lyonu pojawił się po 24 minutach gry, złapany w pułapkę ofsajdową. Oddał w całym meczu dwa strzały, w tym jeden celny, kiedy z 30 metrów z nieprzygotowanej pozycji uderzył prosto w Llorisa. Był co prawda najczęściej faulowany z piłkarzy Realu (4 razy) i wywalczył nam parę rzutów wolnych w ważnych momentach, ale przede wszystkim w drugiej połowie. Co najmniej równy pożytek mielibyśmy z niego, gdyby wszedł na ostatnie 20 minut, świeży, przeciw zmęczonym obrońcom, tak jak w pierwszym meczu z Auxerre.

Przychodzą mi do głowy dwa powody, dla których Jose zdecydował się na takie ustawienie.

Albo trener liczył na kontrataki, przy których szybkość Kluska jest oczywistym atutem. W takim razie jednak mocno się przeliczył, bo Lyon nas też chciał kontrować, więc grał przycupnięty na własnej połowie. Albo Mou chciał, żeby Angel angażował Bastosa/Delgado do pomocy Cissokho w grze obronnej (na lewym skrzydle Lyonu, a naszym prawym), ograniczając im możliwość ataków naszym skrzydłem. W tym wypadku, to [na początku Delgado, a po kwadransie przesunięty na lewe skrzydło] Bastos raczej wiązał Di Marię defensywnie niż Di Maria jego.

W każdym wypadku, lepiej od Angela w wyjściowym składzie sprawdziłby się któryś z nominalnych środkowych pomocników, którego w razie potrzeby Klusek zmieniłby w drugiej połowie.

Zobaczymy, co Mourinho zrobi dalej z tym oryginalnym pomysłem taktycznym. Okolicznością przemawiającą za tą koncepcją jest pracowitość Di Marii, który dużo bardziej niż Cristiano jest skory do pomocy w defensywie. Problem w tym, że kiedy podczas Gran Derbi grał jako wspomagający Marcelo obrońca przeciw Alvesowi, efekt był równie mizerny jak we wtorek. W dwóch z dwóch najważniejszych rozegranych przez nas dotąd meczów, Di Maria nie sprawdził się jako dodatkowa siła w obronie. Może nie warto więc kombinować.

Deportivo v Real, czyli uwaga na numer z pijanym staruszkiem!

Rola Di Marii w sobotnim spotkaniu z Deportivo będzie jednak dużo bardziej ofensywna. Mimo że gramy na wyjeździe, tym razem będziemy musieli wykazać więcej inicjatywy i mocniej zaangażować się w prowadzenie gry. Depor z remisu w Primera było by jeszcze bardziej zadowolone niż Lyon w LM i nie ruszy na nas z huraganowymi atakami.

Kiedy na początku października 2010 podejmowaliśmy zespół Miguela Angel Lotiny, szorował on siedzeniem po dnie tabeli, po części w efekcie katastrofalnej słabości ataku, wówczas najgorszego w lidze (teraz zresztą też). Nic nie wskazywało, by dla drużyny miał nadejść ratunek. W La Corunii nie ma Szejka (jak w Maladze czy Santander), który lekką ręką zapewniłby wzmocnienia w styczniu. Nawet kibice zaczęli się od swoich ulubieńców odwracać. Sytuacja była tak ponura, że trener Lotina zwierzał się dziennikarzom - pół żartem - z myśli samobójczych, bezsilny wobec nędzy jego drużyny. Tymczasem parę tygodni po laniu na Santiago Bernabeu (6-1) Deportivo nagle przestało przegrywać. Mało tego, wygrało aż cztery z kolejnych pięciu spotkań i choć potem grali już w kratkę, udaje im się utrzymać bufor bezpieczeństwa w postaci trzech punktów przewagi nad strefą spadkową. Tymczasem Almeria, Saragossa i Malaga, które w panice przed groźbą degradacji pozmieniały trenerów, bądź - jak w przypadku tej ostatniej - dokupiły kolejne pół składu,wszystkie znajdują się pod kreską...

Na ich tle, Depor ze swoim depresyjnym trenerem sprawia wrażenie pijanego staruszka z chińskich filmów karate, który zaczepiony przez zuchwałych młokosów okazuje się być mistrzem sztuk walki i rozkłada napastników na łopatki ciągle chwiejąc się na nogach, pociągając z piersiówki między jednym a drugim ciosem.

La Coruna mistrzem naturalnie nie jest i w przewidywalnej przyszłości nie będzie. Ale wydaje się w jakiś szczególny sposób czerpać siłę ze swojej słabości. Wszyscy w klubie wydają się pogodzeni z ciężką dolą i nie napinają muskułów przed opinią publiczną, nie pokrzykują o potrzebie radykalnej zmiany sytuacji.

Taka postawa wydaje się sprawdzać także w innych klubach dołu tabeli, które mimo ciężkiej sytuacji stawiają na ciągłość i unikają nagłych ruchów. Większość z nich dysponuje jednak atutami, których Deportivo nie ma. Hercules zadbał przed sezonem o klasowych piłkarzy, nawet jeśli - jak się okazuje - nie ma pieniędzy na ich usługi. Sporting Gijon ma przynajmniej wsparcie fanatycznych kibiców, regularnie wypełniających El Molinon. Tylko Levante jest równie kiepskie co Depor, a może nawet gorsze, ale ono jest też niżej w tabeli.

I tak, zupełnie niepozorna drużyna z Galicji niecały miesiąc temu powstrzymała Sevillę po dramatycznym meczu (3-3), zdjęła skalp z Villarreal (1-0, jako kolejny już outsider), a ostatnio zremisowała na wyjeździe z Almerią (1-1). Niektóre z tych punktów zdobywała w niecodziennych okolicznościach, a to napastnik, który w kilkunastu występach ledwie raz pokonał bramkarza rywali, nagle ustrzelił urodziwy dublet (Lassad z Sevillą), a to wreszcie w ostatniej sekundzie meczu wyrównującą bramkę - z gry! - zdobył bramkarz Aranzubia (przed tygodniem w Almerii). Warto więc podchodząc do niemal leżącego Depor mieć się na baczności. Zwłaszcza u siebie, potrafią nieraz zrobić coś z niczego.

Na szczęście forma Królewskich zdaje się rosnąć. Piłkarze odzyskali już świeżość po nierównym styczniu i w dobrym stylu ograli Espanyol, Levante, a z Lyonem wywalczyli korzystny remis. Dobre wyniki idą w parze ze wzrostem morale. 'Dla zawodników najlepszą motywacją jest świadomość, że wciąż walczą o wszystkie trzy trofea', powiedział Mou na konferencji prasowej. I dobrze, bo będziemy dziś potrzebować pewności siebie u prawdopodobnych zmienników. Bo też w trzecim kolejnym meczu rozgrywanym w ciągu tygodnia możemy się chyba paru zmienników możemy się spodziewać.

Z jedenastki z Lyonu - optymalnego ustawienia Mou w tym sezonie - na pewno kontuzjowanego Khedirę zastapi Lass. Na lewej obronie powinien zagrać Marcelo, który jest naszą bardziej ofensywną opcją niż Arbeloa, który z kolei może zagrać na prawej obronie kosztem Ramosa. Co do reszty, być może jeden z napastników będzie odpoczywał. Dotąd najczęściej rotowany był Di Maria, ale tym razem to zamiast Ozila może zagrać np. Kaka. Z naszym ustawieniem jest trochę zgadywanki, bo Mou ostatnio zdaje się nabierać zaufania do rezerwowych.

Iker - Ramos, Pepe, Carvalho, Marcelo - Xabi, Lass - CR7, Kaka, Ozil - Ade

Ronaldo miał drobny uraz kostki po tym jak nadepnął go Cris (ten z Lyonu), ale oczywiście już doszedł do siebie.

Co do składu Depor, nie czuję się na siłach by go przepowiadać. Lotina dopiero w dwóch ostatnich meczach zrezygnował z ustawienia piątką obrońców, na rzecz 4-3-1-2, w stylu włoskim. Przeciw Realowi na pewno nie zagra kapitan, 35-letni Manuel Pablo, który determinacją i doświadczeniem nadrabia braki w technice i niedobór talentu. Ten boczny obrońca, pamiętający jeszcze złoty okres Depor z półfinału LM (przeciw Porto Mourinho) często napędzał ataki drużyny biegając niestrudzenie wzdłuż linii i posyłając wrzutki w pole karne. Czy pod jego nieobecność Depor wzmocni tyły, czy raczej spróbuje przenieść grę bliżej pola karnego Casillasa?

Stawiałbym raczej na tę pierwszą opcję, czyli 5-4-1. Ta druga jest po prostu zbyt ryzykowna, bo zostawia bocznych obrońców 1 na 1 z naszymi skrzydłowymi, czyli naszą najgroźniejszą bronią.

Poza Manuelem Pablo, zabraknie Valerona, kolejnego weterana La Corunii, który jednak nie odgrywa w tym sezonie znaczącej roli, także przez ciągłe urazy. Zabrakło go już m.in. w meczu na Bernabeu w tym sezonie. Natomiast wraca do składu Guardado i on jest chyba jedynym prawdziwym talentem w swojej drużynie, jedynym, który potrafi w pojedynkę stworzyć sytuację strzelecką partnerom. Chciałoby się więc napisać, że jeżeli będziemy uważać na niego, reszta nie powinna nam zrobić krzywdy, ale dziwne przypadki Deportivo z poprzednich meczów każą spodziewać się niespodziewanego. Mou powinien na wszelki wypadek wyznaczyć kogoś do przykrycia ich bramkarza. Nie budźmy pijanego dziadka, niech sobie śpi pod pniem bambusa.

Ps. Jednym z bohaterów naszego pierwszego meczu z Depor w tym sezonie był Pipita. Kiedy wróci do zdrowia, będziemy mieć problem bogactwa w ataku. Przynajmniej póki Mou nie pozbędzie się Benzemy...

Bramkarz strzela gola



El Dios asystuje piętką

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails