Cztery El Clasico's to idealny moment, żeby przyjrzeć się początkom wrogości między Realem i Barceloną. Kolejna część historii Królewskich, na ten temat właśnie, jest już gotowa, ale ponieważ najbardziej skupia się na kontrowersyjnym dwumeczu obu drużyn w Lidze Mistrzów, poczekam z jego publikacją do momentu, kiedy Tottenham i Szachtar zostaną już wyrzucone za burtę rozgrywek. Tymczasem jej przedsmak postaci epizodu z Alfredo Di Stefano w roli głównej. Zapraszam.
Historia transferu Don Alfredo to kolejny z punktów zapalnych w dziejach rywalizacji Realu i Barcelony. Di Stefano zabłysnął po raz pierwszy w lidze argentyńskiej, kiedy w 1947 roku strzelił dla River Plate 27 goli. Jednak wkrótce potem jego stosunki z klubem i ogólna sytuacja pogorszyły się znacznie, po tym jak doszło do strajku związku zawodowego piłkarzy argentyńskich, który wstrzymał rozgrywki na rok. Di Stefano, by móc dalej grać w piłkę, uciekł do Kolumbii, do klubu Millionarios de Bogota.
Ten krok nie okazał się jednak szczególnie fortunny, bo w tym czasie organizacja klubów kolumbijskich nie była uznawana przez FIFA, w wyniku konfliktu z krajową federacją. To dodatkowo skomplikowało sytuację formalną Argentyńczyka, do którego cześć praw wciąż więc miało River Plate. Po próbach osiągnięcia porozumienia w trójkącie: Federacja Kolumbijska, kluby, światowa Federacja ustalono, że Kolumbijczycy zachowają prawa do piłkarzy (takich jak Di Stefano było więcej), ale tylko do końca 1954 roku. Po tym czasie, Di Stefano miałby wrócić do Buenos Aires.
Tymczasem Don Alfredo w Bogocie zarabiał bardzo dobrze, przynajmniej na papierze. Atmosfera wokół tamtejszej piłki zaczęła się bowiem psuć, a stadiony pustoszały. Pensje piłkarzy przestały terminowo wpływać na ich konta. To doprowadziło do kolejnego buntu Di Stefano, który tym razem uciekł w odwrotnym kierunku – z Kolumbii do Argentyny – nieuprawniony do gry przed 1955 rokiem, kiedy to miał z powrotem stać się zawodnikiem River. I tu zaczyna się wątek hiszpański.
Pierwsza pozyskaniem usług Argentyńczyka zainteresowała się Barcelona, której ówczesny as, Kubala, zaczął mieć problemy zdrowotne. Katalończycy skontaktowali się z River Plate i zapłacili 4 miliony peset za transfer. Ponieważ jednak napastnik jeszcze przez półtora roku był formalnie graczem Millionarios, nie mógł grać dla żadnej innej drużyny. Zarząd Barcy chciał rozwiązać problem z klubem z Bogoty, by zawodnik mógł wrócić do gry natychmiast, ale Kolumbijczycy zarządali sumy zbyt dużej jak na budżet i gust Blaugrana. W efekcie, Donowi Alfredo groził rozbrat z futbolem na cały kolejny sezon.
Z ratunkiem dla niego nadszedł Real Madryt, który zapłacił wymagana przez Kolumbijczyków sumę i to samo chciał zrobić z River Plate, które jednak już sprzedało swoje prawa do gracza Barcelonie. Zatem do 1955 roku, prawa do piłkarza posiadał teraz Real. Argentyńczycy zgodzili się nie brać niczyjej strony w sporze między obu hiszpańskimi klubami. Sporze, którego teraz już nie dało się uniknąć.
Di Stefano działania Krolewskich ucieszyły, bo nie tylko mial wreszcie szanse na powrot do gry, ale tez dostal z góry pensję, która podreperowała nadwątlony budżet jego rodziny. Tymczasem Barcelona, która dotad nie przejmowala się zbytnio interesem samego zawodnika, rozzłoszczona jego wspołpracą z Realem, próbowała sprzedać piłkarza do Juventusu. Turynczyków odstraszyła jednak jego skomplikowana sytuacja formalna.
Spór o Don Alfredo trafił do krajowej federacji, która uznała prawa obu klubów do zawodnika i zaproponowała salomonowe rozwiązanie, wedle którego Di Stefano miał w najbliższych latach reprezentowac na przemian Madryt i Barcelonę, zmieniając barwy po każdym sezonie. W Katalonii uznano takie zakończenie sprawy za krzywdzące. Prezes podał się do dymisji, a w jego miejsce powstała komisja tymczasowo zarządzająca klubem, która zgodziła się odstapić prawa do piłkarza Realowi, w zamian za rekompensatę pieniężną. Dalszy ciąg tej historii to najlepszy okres w historii Królewskich, bo Argentyńczyk poprowadził klub do sześciu triumfów w Pucharze Europy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz