Już za dwa dni, już w poniedziałek o godzinie 21 dojdzie do zderzenia Jasnej Strony Mocy z Ciemną Stroną Mocy. Dwa największe, najpotężniejsze i najsilniejsze kluby staną naprzeciw siebie by zmierzyć się w 13 kolejce Primera Division. Każdego roku dochodzi do co najmniej dwóch takich starć i co roku mamy do czynienia z olbrzymim napięciem, media tworzą różne historie, wyciągane są fakty sprzed stu lat byle tylko podgrzać - i tak już rozgrzaną do niespotykanych rozmiarów - atmosferę. Czy świat się zatrzyma w poniedziałek? Czy słońce nie wzejdzie we wtorek? Oczywiście nie, ale mogę Was zapewnić, że nic nie będzie takie same jak przedtem. To już nie są Gran Derbi, to są Super Gran Derbi, to już nie jest El Clasico, tylko Super Clasico. Świat zwariował, a my wraz z nim. Trochę to śmieszne, ale hej! przecież to wszystko jest dla nas – kibiców, prawda?
FC Barcelona i Real Madryt – dwie największe drużyny, w tym roku wydają się być jeszcze większe. To trochę tak jak napisał ostatnio Sid Lowe, że te dwie drużyny są jakby stworzone w Championship Managerze, albo w Football Managerze, bo są tak mocne. Trudno znaleźć w nich pozycję na której nie grałby najlepszy zawodnik na świecie, gdyby bardzo się postarać, to może byłaby to lewa obrona (choć i tak Abidalowi bliżej do tego miana niż Marcelo). W Gran Derbi mamy najlepszego bramkarza na świecie, najlepszego prawego obrońcę, najlepszych środkowych obrońców, środkowych pomocników, skrzydłowych i napastników. A do tego dodajmy dwóch najlepszych trenerów ostatnich lat (teraz można krzyknąć: wow!). Guardiola dwa lata temu zdobył wspaniały triplet wygrywając Ligę, Puchar Króla i Ligę Mistrzów (do tego dołożył jeszcze trzy inne trofea). Nie dalej jak rok temu Mourinho zdobył to samo z Interem: wygrał Ligę, Puchar Włoch i Ligę Mistrzów. Teraz staną naprzeciw siebie w Gran Derbi – dwóch najlepszych trenerów na czele dwóch najlepszych drużyn.
Jakby tego było mało w poniedziałek na boisko wybiegnie trzynastu Mistrzów Świata, w tym król strzelców tychże, a do tego Mistrzostw Europy, czyli David Villa. W składach obu drużyn jest czterech ostatnich najlepszych strzelców Ligi Mistrzów (w gruncie rzeczy trzech, ale Messi wygrywał 2 razy do tego Cristiano Ronaldo i kontuzjowany Kaka). Jeśli mówimy o tytułach, to na boisku będzie także ostatnich dwóch zwycięzców Złotej Piłki (Messi i Ronaldo) i duża grupa kandydatów do wygrania jej w tym roku. A przecież trzy lata temu tę nagrodę zgarnął Kaka.
Messi i Cristiano Ronaldo biją wszelkie rekordy o których można tylko pomyśleć, Leo właśnie został najmłodszym zawodnikiem Barcelony, który strzelił 100 bramek, a Cristiano najszybciej w historii Realu strzelił 50 goli. Żeby było ciekawiej C. Ronaldo potrzebował do tego zaledwie 53 meczów. Messi w ostatnich 71 meczach strzelił 70 goli. Tu nie ma mowy o przypadku, to w jakim stopniu obaj zdominowali futbolowy świat musi budzić podziw (nieważne czy jesteś kibicem Realu czy Barcy – musisz to docenić). A zarazem zmusza do debaty czy aby nie mamy do czynienia z pierwszym przypadkiem spotkania na szczycie dwóch bezsprzecznie największych gwiazd światowej piłki? Do tej pory gdy ktoś był najlepszy, to wszyscy o tym wiedzieli i nie było dyskusji: Pele, Maradona, później Ronaldo, Zidane, Ronaldinho. Żaden z nich nie miał konkurencji w postaci równie zdolnego zawodnika. Teraz jest inaczej: na topie jest Messi z C. Ronaldo. Pierwszy raz możemy oglądać pojedynki dwóch najlepszych zawodników na świecie, w najlepszym okresie swojej kariery, w najlepszej formie. Temat do dyskusji.
Jeśli wierzyć doniesieniom, to Real Madryt jest najdroższą drużyną w historii piłki. FC Barcelona z kolei zbiera plony zasiane ponad dwadzieścia lat temu, kiedy do La Masii wkroczył Johan Cruyff. Barca jest jedyną drużyną, która zdobyła sześć Pucharów z rzędu. Mówi się, że mamy przed sobą być może najlepszą drużynę w dziejach Dumy Katalonii, a może i świata. Nic więc dziwnego, że w Hiszpanii trudno znaleźć im konkurencję i coraz głośniej mówi się o bojkocie ligi przez słabsze kluby (głównie chodzi o kontrakty telewizyjne, jeśli ktoś jest tym zainteresowany to odsyłam tutaj).
W tym sezonie dominacja jest równie wielka jak w poprzednim kiedy to Barca wygrała 31 meczów, zremisowała 6 i przegrała zaledwie 1, Real wygrał także 31 meczów, 3 zremisował i 4 przegrał, a dwie z tych czterech porażek były przeciw Barcelonie. Oba kluby pobiły rekord w ilości zdobytych punktów, który utrzymywał się przez około 70 lat – Real zdobył 96 a Barca 99 punktów. Znowu odwołam się do felietonu Sida Lowe, który wyliczył, że Barca i Real wygrały razem 111 z ostatnich 132 meczów, przegrywając zaledwie sześć. Dość powiedzieć, że jeśli spojrzeć na tabelę z poprzedniego sezonu i odrzucić wyniki El Clasico, to Real wygrałby ligę (szansa na kolejne: wow!).
Od początku tego sezonu wszystko zmierzało do tego meczu, wszystko było podporządkowane właśnie temu, by obie drużyny były w najlepszej formie właśnie tego dnia. Nie bez podstaw można powiedzieć, że kto wygra Gran Derbi ten będzie bardzo blisko zdobycia mistrzostwa. To może trochę smutne, ale obecnie w La Lidze liczą się tylko dwa mecze, a resztę można by pominąć. Nikt nie potrafi zatrzymać tych drużyn. Jedynie one wydają się zdolne do zatrzymania siebie nawzajem. Podobno Mourinho ma sposób na Barcelonę, a Barca ma sposób na C. Ronaldo.
Ale to wszystko nie będzie mieć znaczenia w poniedziałek o 21. Wszelkie statystyki, porównania, osiągnięcia nie wybiegną na boisko. Na Camp Nou wybiegną ludzie z krwi i kości ze swoimi zaletami, jak i ze swoimi słabościami. O wyniku może zadecydować przypadek (choć tego chciałbym uniknąć, bo to by oznaczało, że wygra Real), może zadecydować coś innego – wszystko wyjaśni się w poniedziałek koło godziny 23.
Niech to będzie święto piłki. Niech wygra Jasna Strona Mocy.
sobota, 27 listopada 2010
Gorączka poniedziałkowej nocy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz