poniedziałek, 7 lutego 2011

Czynnik Kaka'! El Madrid v La Real 4:1

O radości! Opłakawszy styczniową siermięgę i stratę cennych dla walki o tytuł punktów, madridistas nie mogli sobie zażyczyć lepszego początku lutego. No, może gdyby jeszcze Floro przyjął dymisję Valdano, zamiast odkładać decyzję do końca sezonu, na wypadek gdyby jednak Mourinho przegrał cały sezon i miał zostać rzucony publice na pożarcie przez chroniących swoje niekompetentne łby członków zarządu, radość byłaby większa. Ale i tak nie narzekajmy. Po trudach napiętego kalendarza awansowaliśmy do finału CdR, podnieśliśmy głowy wyżej, a teraz w świetnym stylu rozjechaliśmy La Real w meczu - mam nadzieję - będącym oznaką wybudzenia się drużyny z zimowej drzemki i wzrostu formy przed zbliżającymi się kluczowymi meczami w Lidze Mistrzów.


W niedzielę, Mourinho zastosował rotację na do tej pory nieznaną kibicom skalę. Aż pięciu zawodników z niedzielnej pierwszej jedenastki nie wybiegło w środę przeciw Sevilli od pierwszej minuty [Ade, Kaka, Lass, Marceli i Eze(chiel) G(aray)] i przeciw Sociedad drużyna tryskała świeżością. Zwłaszcza w pierwszej połowie nasze ataki były bardzo intensywne i zamiast 2-0 mogliśmy spokojnie prowadzić 4-0. Albo 4-1, gdyby Iker w swoim genialnym stylu nie naprawił swojego klopsa, po którym Tamudo strzelał z pięciu metrów. Każdy z naszych napastników zasłużysz na dużą pochwałę, ale jednego trzeba wyróżnić przed pozostałymi.

Kaka rozegrał zdecydowanie swój najlepszy mecz po kontuzji i być może najlepszy w ogóle w Realu. Brał udział w prawie wszystkich akcjach pierwszej połowy, ciągle wychodził na pozycje, domagał się piłki, a gdy ją dostawał, natychmiast rozpoczynał kolejne natarcie. Mobilizował resztę zespołu do szybkiej gry na jeden kontakt, poganiał, gdy ktoś niepotrzebnie zwalniał akcje, krótko mówiąc, nadawał ton naszej grze ofensywnej. Zanotował strzał w poprzeczkę, asystę przy pierwszym golu C-rona, a przede wszystkim otworzył wynik ładnym, inteligentnym trafieniem.

Być może właśnie jego inteligencja najbardziej rzuca się w oczy, kiedy porównamy go z resztą atakujących. Pomyśleć tylko, jak często Benzema, Cris czy Di Maria walą piłką w las obrońców, kiedy tylko znajdą w polu karnym, czy przed nim, trochę miejsca. Kakinho swoim golem pokazał, że czasem warto podnieść oczy znad piłki, zanim łomotnie się ją byle w kierunku bramki. Oczywiście widać jeszcze po Kace, że daleko mu do pełni formy fizycznej (robi wrażenie autentycznie grubego), tempo gry wytrzymał przez ledwie godzinę. Nie zdziwię się też, jeżeli w następnej kolejce wróci na ławkę. Ważne, że pokazał, że wciąż jest w stanie dać drużynie to, czego jej dotąd najbardziej brakowało: lidera pomocy, charyzmatycznego rozgrywającego.

Ten mecz był świetną okazją dla Ozila, żeby uczyć się, jak grać, żeby drużyna cię słuchała. Przede wszystkim, nie wolno kryć się za obrońcami, tylko szukać gry - pokazywać się w samym centrum akcji , domagając się piłki. Śmielej zaznaczać swoją rolę w zespole, wyraźniej komunikować swoje intencje. Ledwie parę dni temu pisałem, że Ronaldo i spółka powinni zwracać na Mesuta więcej uwagi. Cóż, Mesut powinien też o należyte uznanie walczyć. Na szczęście walczy.

Na razie przy rosłych Cristiano i Kace wygląda trochę jak młodszy brat, 'Ozilek' albo 'Ozilito', ale jego postępy w ciągu tej połowy sezonu rokują znakomicie. Co ważne, zaskarbił sobie przychylność kibiców na Bernabeu i jest faworytem Mourinho ('przekonał do siebie wszystkich [w klubie]') - pod względem minut na ligowych boiskach jest Mesut na piątym miejscu w drużynie (1644 min.), a w dodatku pojawiał się w każdym z 22 meczów bez wyjątku, w przeciwieństwie np. do Marcelo, który w sumie grał więcej, ale dwa spotkania opuścił.

Trzeba tutaj zaznaczyć, że rotacje rotacjami, ale i Ronny i Ozilito bez trudności dotrzymywali kroku teoretycznie mniej zmęczonym rezerwowym. Na pewno warto dać odpocząć Di Marii - zwłaszcza, że na jego pozycji Mestu wypadł świetnie - i Xabiemu, który wydaje się trochę podupadać na formie. Ale CR7 grać może i chyba musi. Inaczej nie będzie strzelał bramek, a to go czyni bardzo nieszczęśliwym. I spiętym. Dobrze, że na swoje 26. urodziny ustrzelił dublet i zrzucił z siebie trochę presji (którą chyba sam sobie nakłada, trzeba zaznaczyć). Cris zakończył tym samym swoją najgorszą serię w Madrycie - czterech (!) kolejnych meczów bez gola. Ma ich już w sumie 50 (na Ziemi, bo na planecie Marca ma 51) w 51 meczach. Rekord (jakby za-twittował OptaJoe). W ramach swojego święta, C-ron wykonał też espaldinhę, dużo lepszą niż przeciw Atleti, a którą serwis 101GreatGoals określił mianem 'outrageous', czyli niech będzie, że 'szokującej'. Oto ona:




Feliz cumpleanos C-ron!

Niestety, okazało się, że był na spalonym:/

Wychwaliwszy Kakę, nie mogę oddać królowi tego, co królewskie. Manolo Adebayor, którego koledzy polubili już na tyle, że nadali mu tę ksywkę, był kapitalny. Jego udział w konstruowaniu ataków daleko, daleko od pola karnego raz po raz mnie zaskakiwał, bo Benzema mnie nauczył, że naszego napastnika trzeba raczej z wysiłkiem wypatrywać. Tymczasem Ade wyrastał jak spod ziemi zawsze tam, gdzie trzeba było pomóc w rozegraniu. Mimo dużego wzrostu, dryblowanie przychodzi mu z łatwością i jest naprawdę szybki. Ponoć kiedy jeszcze grał w Arsenalu, był drugim najszybszym zawodnikiem, za obrońcą Traore. Mam wrażenie, że od tamtego czasu Ade trochę przybrał na wadze, ale nawet jeśli ta historia jest plotką, to przynajmniej widać, z jakiego ziarna prawdy wyrosła.

Tak się szczęśliwie złożyło, że Manolo zadebiutował w pierwszym składzie obok Kaki, bo ich pozytywny wpływ na drużynę był tym silniejszy. Adebayor jak na napastnika gra bardzo zespołowo i dopiero teraz widać, ile może dać drużynie prawdziwa 'dziewiątka'. Co tam Benzema, nawet Higuain wyląduje na ławce, jeśli Manolo zostanie na następny sezon i potwierdzi klasę, którą zapowiadają pierwsze występy. Super, że udało mu się zdobyć w niedzielę gola, bo zasłużył na niego nie tylko samą grą, ale radością i entuzjazmem, który od niego nieprzerwanie bije.

Ale żeby nie było do mdłości różowo, trzeba sobie powiedzieć, że na sza obrona nie wyglądała najpewniej. Parę kontr La Real mogło się skończyć golami, skończyła się jedna. Najbardziej w tej sytuacji zawinił Marcelo, który chyba uznał, że blokowanie dośrodkowań nie jest jego zadaniem, oraz wprowadzony parę minut wcześniej Albiol, który katastrofalnie minął się z piłką w polu karnym. Raul zmienił Carvalho, który cierpi na bóle mięśnia czworogłowego i nie pojechał na zgrupowanie reprezentacji. W każdym razie kolejna stracona bramka martwi! Poza niedawnym 1-0 z Mallorcą, ostatni mecz ligowy, w którym nie straciliśmy gola to ten z Sevillą 10 grudnia. Trochę lepiej jest w CdR, gdzie w czterech ostatnich meczach Ikera pokonał tylko Aguero. Oby do był dobry znak przed- w końcu też pucharoym - dwumeczem z Lyonem.

Kontynuując pompowanie dziegciu do cysterny z miodem, Sociedad zagrał jak na siebie kiepsko. Zwykle 'dzielni Baskowie' grają bardziej zwartą formacją i potrafią nieco skuteczniej utrzymać się przy piłce. Wystarczy przypomnieć sobie nasz mecz z nimi jesienią. Ale cóż, Bernabeu potrafi onieśmielić i lepszych od nich. Może też drużyna Lasarte straciła trochę impet, który często charakteryzuje drużyny beniaminków zaraz po awansie. W niedzielę brakowało im Aranburu, czyli kapitana, ale i Prieto i Griezmann i Zurutuza byli w pełni sił. Żaden nie zachwycił.

Z innych wieści, nasi zawodnicy założyli na rękawy czarne opaski, żeby uczcić pamięć Antonio Mezquity, byłego trenera Castilli, który przepracował z nią 17 lat. Antonio kończył kurs trenerski razem z Del Bosque i pomógł wychować m.in. Casillasa oraz złote pokolenie madryckiej młodzieży z Granero czy De la Redem na czele. Jedna z anegdot mówi, że w rozgrywkach dziecięcej ligi Mezquicie oberwało się od dyrektora szkółki Realu, bo skrzaty Castilli ograły tych z pierwszej drużyny, utrudniając im walkę o tytuł z dzieciakami Atletico. Antonio obiecał więc, że Castilla Atletico też ogra i słowa dotrzymał. Innym razem, kiedy Del Bosque trenował pierwszą drużynę, stawiający w niej pierwsze (i ostatnie) kroki Eto'o spóźnił się z powrotem do Madrytu z podróży. Vicente, niezadowolony, przeglądał akta Samu, kiedy do jego biura w towarzystwie Kameruńczyka wszedł Mezquita, właśnie zwyciężywszy w młodzieżowym turnieju na Majorce i w raz z młodym Samuelem zajadał się przywiezionymi z Balearów ciastkami. Del Bosque, zwykle 'jowialny wąsacz' bardzo się ponoć wkurzył. Krótko potem, Eto'o miał tych ciastek pod dostatkiem, bo wyjechał na stałe na Majorkę, tam strzelać gole.

Dziś Castilla też ma się całkiem dobrze, głównie za sprawą Alberto Torila, który przejął drużynę po Alejandro Menendezie. Od tego czasu, nasza młodzież wygrała pięć meczów na pięć i wspięła się już na trzecie miejsce w I grupie Segunda B, premiowane grą w barażach o drugą ligę. W ostatnim meczu (2-0 z Pontevedera na wyjeździe) Morata nie trafił do siatki, ale wyręczył go Sarabia. Dwukrotnie. O naszych młodzieżowców zaczynają już pytać uznane europejskie firmy, co trochę cieszy, a trochę martwi, bo wolałbym kibicować im grającym na Bernabeu zamiast na Old Trafford. Mou zapowiada, że w następnym sezonie włączy Moratę do pierwszego składu. Oby chociaż sam Mourinho został na następny sezon...

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails