Kilka rzeczy najpierw: co było najgorsze w tej porażce? Już odpowiadam – najgorsze było to, że kolejny raz w tym sezonie komuś bardziej zależało niż Barcelonie. Tak, to jest główny powód środowej porażki – nam aż tak bardzo nie zależało, a powinno! Nie wiem czy Barca zlekceważyła Arsenal, nie wiem czy poczuli się zbyt pewni siebie, wiem natomiast, że tak nie powinno być.
Arsenal zagrał dobre spotkanie i trzeba im to oddać. Podnieśli się z 0-1 i w końcówce pokazali charakter, czyli coś czego wiele osób im odmawiało w ostatnich latach. Chłopcy stali się mężczyznami? Nigdy nie lubiłem tego porównania - może dlatego, że lubię Arsenal – bo uwłacza zawodnikom Kanonierów, ale myślę, że w tym sezonie mają więcej doświadczenia i mogą przełamać serię bez trofeów. Zespół Wengera jest przedstawicielem tej samej filozofii co Barcelona i dlatego należy go podziwiać za odwagę. To chyba jedyny trener na świecie, który nie boi się grać z Barceloną otwartego futbolu. Ma na pewno większe jaja niż niejaki Jose Mourinho, który nie ma o tym pojęcia… Ale czy po dobrym meczu w Londynie, stać będzie Arsenal na jeszcze większe wyzwanie jakim będzie rewanż w Barcelonie? Śmiem twierdzić, że nie. Z prostej przyczyny: Barcelona to najlepszy klub na świecie.
Powiedzmy sobie szczerze porażka 2-1 na wyjeździe, to nie koniec świata, zwłaszcza po tym co wiedzieliśmy we środę. Barcelona mogła (powinna) wygrać ten mecz trzema, lub czterema bramkami i to by rozstrzygnęło dwumecz, ale niestety przegrała ten mecz 2-1 na własne życzenie. Za trzy tygodnie w Barcelonie będziemy świadkami zupełnie innego meczu i jeśli nic złego się nie wydarzy, to możemy obejrzeć kolejną manitę. Zagalopowałem się? Nie sądzę.
Wróćmy na chwilę do środowego meczu: czy Arsenla był aż tak dobry? Nie, to Messi, Pedro, Iniesta zagrali słabo. Okazje były, to czego zabrakło to wykończenia, co wynikało z beznadziejnej gry w/w. Nie z jakiejś przebiegłej taktyki, świetnej obrony, czy pogody w Londynie – nasi najlepsi zawodnicy zagrali słaby mecz. Czy to może zdarzyć się dwa razy? Nie sądzę. Wystarczy, że jeden z nich zagra dobrze i Barcelona wygra. To nie jest mania wielkości z mojej strony, tylko analiza tego co widziałem we środę i na przestrzeni całego sezonu.
Barcelona jest organizmem, który może funkcjonować bez jednego czy dwóch elementów, ale nie czterech i nie przeciw takiemu rywalowi. Na szczęście Guardiola potrafi uczyć się na błędach i szybko wyciągnie wnioski ze swoich nienajlepszych decyzji, bo niestety takie podejmował we środowy wieczór.
Na koniec mała uwaga: Barcelona przegrała i świat się nie skończył, słońce świeciło następnego dnia, ludzie żyli jak dawniej, świat nie zwariował. Arsenal teraz będzie żył na fali tego sukcesu, dziennikarze rozpisują się nad tym zwycięstwem dopisując mu przeróżne znaczenia. Dwumecz się jeszcze nie skończył. Barcelona wciąż żyje.
Visca el Barca!
5 komentarze:
Nie ma to jak dowalić Mourinho przy okazji porażki własnego zespołu... Zgadzam się, że dziennikarze zrobili z tego wyniku sensację, a sami piłkarze zachowują większy spokój i powściągliwość. Ostatecznie, 2-1 to tylko o jedną bramkę lepiej dla Arsenalu niż przed rokiem. Barca zagrała dość słabo, niskie tempo, więcej niedokładności, a mniej ruchliwości widać było już od paru meczów. Przed rewanżem FCB jest faworytem, ale:
1. muszą przez te trzy tygodnie wyjść z dołka formy, który pewnie w jakimś stopniu był spodziewany w tym okresie.
2. musza chuchać i dmuchać na Puyola i Abidala, bo jak któregoś z nich braknie, to mają dziurę w obronie
3. muszą właściwie uważać na wszystkich piłkarzy, bo ten mecz pokazał, że Guardiola zupełnie nie ma zmienników, którzy potrafią odwrócić losy meczu.
Z drugiej strony, Arsenal ma teraz bardzo ciężki terminarz, a wiemy, że piłkarze Wengera są porcelanowi. Na dziś, szanse awansu oceniam na 60-40 dla FCb
Ja tak na dobrą sprawę do dziś nie wierzę, że przegraliśmy. Lekceważyłem Arsenal od samego początku i w sumie, pomimo porażki, dalej ten zespół lekceważę - to silniejsze ode mnie. Zawodnicy chyba myśleli podobnie, zwłaszcza o Szczęsnym, z którego nasze media już zdążyły zrobić bohatera. Jak dla mnie to właśnie komentarz Pełki i towarzystwo wzajemnej adoracji w studiu były najsłabszymi elementami widowiska. Czułem się jakbym oglądał mecz Polska - Anglia, albo Polska - Niemcy, z Arsenalem w roli Biało-czerwonych. Rewanż będę chyba przez net oglądał, bo typów z nSporu nawet na co dzień słuchać nie mogę, aż się boję co mogą wygadywać przy okazji meczu Wojtka - ostatniej nadziei narodu.
Wracając do Barcy, lekki dołek jest widoczny od jakiegoś czasu, rok temu było podobnie w tym okresie, i wydaje się, że taki był plan. Nie da rady utrzymać tak kosmicznej formy jak w listopadzie i grudniu przez 5 miesięcy. Myślę, że do czasu rewanżu sytuacja wróci do normy i na Camp Nou będzie mecz do jednej bramki. Cóż, pokora nigdy nie była moją mocną stroną :)
Z jednym mogę się zgodzić - wygrali ci, którym na zwycięstwie bardziej zależało. Co do reszty.. Rozumiem rozgoryczenie kibiców Barcelony nieprzyzwyczajonych do porażek (jako kibic Arsenalu mam tu ostatnimi czasy zdecydowanie większą praktykę) i trudność jaką im sprawia przyznanie, że ktoś ośmielił się być lepszym od ich ukochanego klubu. Mam tylko nadzieję, że 8.marca piłkarze Barcelony wyjdą na boisko z przekonaniem, że wygrać muszą, bo jako "najlepszemu klubowi na świecie" zwycięstwo się im po prostu należy. Wtedy (o ile oczywiście do tego czasu nie dotknie nas znowu jakaś plaga kontuzji) o wynik będę spokojny.
Porażka z Arsenalem nie sprawiłaby mi problemu jeśli Barcelona wykazałaby taką samą determinację co Kanonierzy.
"Najlepszy klub na świecie" nie jest równoznaczne z tym, że "zwycięstwo nam się należy". Po prostu, to zobowiązuje do lepszej gry, większego zaangażowania, skupienia i właśnie tego oczekuję w rewanżu.
Nie sądzę żeby sytuacja z pierwszego meczu mogła się powtórzyć, jestem pewien, że Pep odpowiednio zmotywuje zawodników (jeśli w ogóle będą potrzebowali dodatkowej motywacji) i mam nadzieję, że Arsenal też będzie w pełni sił.
Lubię Arsenal i naprawdę dobrze im życzę i jeśli mamy z kimś odpaść to właśnie z nimi, bo przynajmniej w finale będą grali u "siebie".
Jeśli w rewanżu Barcelona miałaby zagrać na 100% swoich możliwości a mimo to nie awansować, to spodziewać byśmy się mogli naprawdę niesamowitego meczu. I oby tak było!
Prześlij komentarz