'Naprawdę zaatakujemy Barcelonę' zapewnia Jose Mourinho przed finałem i zapowiada, że wbrew przewidywaniom prasy wystawi środkowego napastnika. Mecz o Copa del Rey to druga odsłona maratonu Gran Derbi i wszystko wskazuje na to, że będzie ciekawsza i bardziej intensywna niż sobotnie mecz ligowy. Tym razem na remisie się nie skończy.
Poprzedni mecz pozostawił po sobie dziwne wrażenie. Każda ze stron uważała się za zwycięzcę, nawet jeśli tylko moralnego. Każda ze stron miała też poczucie, że stać ją na więcej. Barcelona ustami Xaviego twierdziła, że była lepsza przez cały czas, a Real w ogóle nie chciał grać w piłkę. Królewscy byli dumni z wyrównania podczas gry w osłabieniu, ale żałowali, że nie mogli dokończyć spotkania w komplecie. A jednak odczuli chyba też wyraźną ulgę, że można z mistrzem nawiązać wyrównaną walkę i w kolejnych el clasicos nie stoją wcale na straconej pozycji. Bardziej sfrustrowana była jednak Barcelona z wściekłym Messim nabijającym piłką kibiców.
Blaugrana wyjdzie więc na boisko szczególnie zmotywowana. Xavi słowa o dominacji swojej drużyny wypowiedział też po pierwszym, przegranym meczu z Arsenalem i pamiętamy, że FCB w rewanżu zagrała faktycznie o wiele lepiej. Murawa na Mestalla NIE* będzie zroszona, ale za to krótsza niż na Bernabeu, co ułatwi Katalończykom prowadzenie własnej gry. Ale by faktycznie myśleć o zaaplikowaniu Realowi paru bramek, będą musieli też bardziej zaryzykować. W sobotę Adriano nie przekraczał właściwie linii środkowej, a kiedy do ataków podłączał się Alves, środkowi pomocnicy ubezpieczali jego tyły. Tym razem drużyna Guardioli będzie musiała rzucić do przodu więcej zawodników naraz, co bardziej obnaży defensywę i narazi ją na kontry Madrytu.
Piłkarze Mourinho też będą musieli więc zagrać jeszcze lepiej niż w pierwszym meczu, jeśli faktycznie tak jak mówi Casillas, 'Real Madryt nie może sobie pozwolić na siedemnaście lat bez Pucharu Króla. To zbyt ważne trofeum'. W środku pola patent z Pepem został już przetestowany z pozytywnym rezultatem, ale tym razem linia obrony Madrytu będzie pewnie mieć więcej roboty, zwłaszcza na skrzydłach. Kluczowa też będzie skuteczność pod bramką rywala, żeby wywołać w nim poczucie ciągłego zagrożenia ze strony naszych napastników. A przede wszystkim utrzymać kontakt. Strata dwubramkowa mogła by odebrać nadzieje piłkarzom. A znaczenie tego pojedynku dla ich psychiki jest nie do przecenienia. Jeśli remis w lidze pozwolił odegnać demony manity i nawiązać walkę z Blaugrana, wysoka porażka mogłaby zniweczyć efekty tamtego meczu i pozbawić Królewskich nadziei na sukces w półfinałach Ligi Mistrzów.
Pytanie brzmi, o ile lepiej może zagrać każda z drużyn? Barcelona może grać szybciej, bardziej kombinacyjnie i odważnie do przodu, ale wcale nie jest pewne, że przyniesie jej to oczekiwany skutek. Jej napastnicy prezentują się ostatnio słabo. Pedro od powrotu po kontuzji nie zagrał jeszcze chyba dobrego meczu, w sobotę był zupełnie niewidoczny. Villa od dziesięciu meczów nie trafił do siatki, a na Bernabeu jego wykończenie to była katastrofa. Messi też grał już w tym sezonie dużo, dużo lepiej. A zmienników brak. Problemy Barcelony w obronie też są dobrze znane, choć po powrocie Puyola i Mascherano do składu, sprawa wygląda dla Pepa trochę lepiej. Ale najbardziej symptomatyczne są chyba problemy z koncentracją i motywacją w obozie katalońskim.
Rewanż z Arsenalem uważa się za najlepszy z ważnych meczów FCB w tej rundzie. Ale nawet w tym meczu, mimo przygniatającej przewagi, Barcelona zdołała sama narobić sobie problemów, strzelając samobója, który o mało nie doprowadził do dogrywki. W ostatnich Gran Derbi, także zdarzyło się Katalończykom przysnąć i oddać inicjatywę osłabionemu Realowi. Być może Xavi i spółka grają ostatnio bliżej granicy swoich możliwości niż im się wydaje. Arsenal nie oddał na Camp Nou żadnego strzału, a wyrównanie zdobył. Real w Walencji na pewno swoje szanse będzie miał.
Madryt, by móc powstrzymać lepiej grającą Barcelonę musiałby stosować bardziej zorganizowany pressing całą drużyną, tak jak Inter Mourinho dokładnie rok temu, gdy wygrał 3-1 w półfinale LM. Im wcześniej będziemy przerywać akcje Katalończyków, tym mniej zagrożenia będą z sobą nieść. Im bliżej ich bramki odzyskamy piłkę, tym łatwiej będzie nam groźnie kontratakować. Brzmi nieźle, ale pamiętajmy, że na sukces z Interem Mou potrzebował dwóch lat i Realowi ciężko będzie już teraz wznieść się na taki poziom gry zespołowej. A jednak The Special One przed meczem twierdzi, że tak jak dotąd Real bronił przeciw Barcelonie w siedmiu-ośmiu, tak teraz opór stawiać będzie jedenastka piłkarzy. Co to w praktyce będzie oznaczać, zobaczymy. Faktem jest, że Mou wygląda na pewnego siebie.
Kluczowym czynnikiem dla losów Pucharu może być brak Valdesa w bramce katalońskiej. Guardiola od początku kampanii w Copa del Rey wystawiał zamiast niego Pinto i tak samo uczyni dziś. O ile Pepowi za lojalność i szacunek dla swojego rezerwowego należą się brawa, faktem pozostaje, że tą decyzją osłabia drużynę. Nie tylko dlatego, że Pinto gorzej broni sam-na-sam i nie jest tak błyskawiczny broniąc strzały. Ustępuje młodszemu koledze także gdy trzeba rozprowadzić piłkę, a więc w elemencie kluczowym dla tiki-taka Barcelony i jej utrzymaniu się przy piłce pod wysokim pressingiem.
Przewidywany skład Barcelony: Pinto - Alves, Busquets, Pique, Adriano - Mascherano, Xavi, Iniesta - Villa, Messi, Pedro
Teraz zastanówmy się więc kogo ekscentryczny Pinto będzie musiał powstrzymać. W zgodnej opinii komentatorów, Benzema nie sprawdził się w pierwszym meczu i dziś nie wybiegnie od pierwszej minuty. Z pozostałych napastników to Adebayor wydaje się w tej chwili cieszyć większym zaufaniem trenera. Obecność Adego ułatwiłaby nam grę długimi podaniami, a jego umiejętność przetrzymania piłki pozwoliłaby nam przesunąć pod bramkę większą ilość napastników. Oczywiście obecność Ronaldo jest więcej niż pewna i może on nawet zostać użyty jako środkowy pomocnik zamiast Adebayora z Ozilem i Di Marią za jego plecami.
W meczu sprzed czterech dni, Mourinho początkowo ustawił drużynę na odbiór piłki i błyskawiczny kontratak. Dopiero w końcówce, gdy trzeba było gonić wynik, wejście Ozila pozwoliło nam nacierać bardziej pozycyjnie na nieco cofniętą Barcelonę. Tym razem kolejność może być odwrotna. Jeżeli udało by nam się wyjść na prowadzenie, w końcówce moglibyśmy zamurować bramkę i liczyć na szybkich Di Marię i Benzemę. Jednak niezależnie od nastawienia drużyny, jedno jest pewne. Do ataku się nie rzucimy.
Przewidywany skład Realu: Iker - Arbeloa, Ramos, Carvalho, Marcelo - Pepe, Xabi, Khedira - Di Maria, CR7, Adebayor
To piąte spotkanie obu drużyn w finale Pucharu Króla. Jak dotąd, lepszy bilans ma FCB, która wygrała trzy razy, ostatni raz w 1990 roku, także na Mestalla. Na stadionie Valencii Barcelona zdobyła też swój ostatni puchar, dwa lata temu. Teraz Real Madryt ma szanse wyrównać stan pojedynku.
Ten mecz spośród pozostałych tegorocznych Gran Derbi wyróżniać będzie kontekst polityczny. Madridistas przygotowali specjalne koszulki w połowie w barwach klubowych, w połowie narodowych. Nie powinno też zabraknąć flag Hiszpanii w sektorach madryckich. W 2009, kiedy Barcelona mierzyła się - także na Mestalla - z Athletikiem, hymn państwowy został wygwizdany przez zwolenników niepodległości Baskonii i Katalonii. Stąd mobilizacja sympatyków władzy centralnej. W końcu Puchar Króla to trofeum bardzo 'hiszpańskie'.
Najważniejsze jednak będzie to, co zdarzy się na boisku. Przegrany nie będzie miał tym razem wymówek, nie będzie oszczędzania sił, bo nie będzie też okazji do rewanżu. Mourinho powiedział, że finały to zawsze wyrównane pojedynki, nawet jeśli między walczącymi jest różnica klas. Tym bardziej więc, kiedy spotykają się dwa potężne zespoły. Kto wie, może nawet doczekamy się rzutów karnych. To by dopiero było. Całe napięcie Gran Derbi skondensowane nie tylko w pojedynczym meczu, ale w raptem dziesięciu pojedynczych kopnięciach...
*EDIT z godz. 17.19
0 komentarze:
Prześlij komentarz