środa, 11 maja 2011

Hugo Sanchez może zacząć się bać. Real Madryt 4-0 Getafe


Real wygrał z Getafe 4-0, a przynajmniej przez ostatnie pół godziny grał na drugim biegu. Asysty i bramki Ronaldo (pierwsza) i Benzemy były prawdziwymi ozdobami tego meczu, po którym pozostanie nam jednak przede wszystki garść bardziej lub mniej istotnych statystyk.

36 – tyle bramek ma Ronaldo w obecnym sezonie ligowym. Dziś dorzucił już szósty hat-trick (rekord w historii La Liga) i brakuje mu tylko 2 goli, by dorównać Hugo Sanchezowi. Nad Messim ma pięciobramkową przewagę. Najpiękniejsze było pierwsze trafienie. Ozil wrzucił piłkę z 'fałsza' w pole karne, gdzie C-ron przeskoczył obrońców i uderzył głową tuż przy słupku. Drugi gol to znów asysta Ozila, który – podobnie jak reszta drużyny – wyraźnie szukał w polu karnym Cristiano. Ten nie mógł nie trafić do pustej bramki. Wreszcie, po starciu CR7 z Muną sędzia podyktował rzut karny, który Ronnie ze spokojem zamienił na gola. Ja mam tylko jedno zastrzeżenie. Kiepski to byłby rekord Ronaldo, jeśli by go ustanowił wygrywając w Madrycie tylko Puchar Króla. Jeżeli więc faktycznie strzeli te 39 bramek, to niech to będzie rękojmia trofeów drużynowych w następnym sezonie.

80 – tyle bramek Ron Ron strzelił dotąd dla Realu, z czego 50 w tym sezonie, bijąc rekord Puskasa 47 trafień. Jeżeli wziąć pod uwagę tylko mecze ligowe, Ronnie strzelił 62 bramki w 61 występach. Ale dziś najlepsze było to, że wcale nie grał egoistycznie. Szczerze mówiąc, chyba jeszcze nie widziałem go grającego tak drużynowo. Uderzał na bramkę tylko gdy naprawdę nie miał lepszej opcji.Wygląda na to, że bardziej niż przedtem docenia wkład, jaki reszta drużyny wnosi do jego indywidualnych sukcesów. Może zdał sobie sprawę, że dzięki grze zespołowej także indywidualnie będzie prezentować się lepiej. Poza nim i Ozilem błysnęli też Xabi i Benz. Pierwszy posłał kolejne ze swoich chirurgicznie precyzyjnych długich podań, Karim wybiegając zza pleców obrońców zgasił piłkę i ze spokojem posłał lob obok bezradnego Ustariego. W pierwszej akcji po wejściu na boisko.

0 – tyle bramek dziś straciliśmy. To cieszy o tyle, że ostatnio podczas goleady w Sewilli czy Valencii wyraźnie traciliśmy koncentrację, a w konsekwencji także gole. Być może obecność Adana, na którego nasza obrona na pewno podświadomie nie liczy tak jak na Ikera, sprawiła, że byliśmy czujniejsi. Ale trzeba też przyznać, że Getafe, zwłaszcza w drugiej połowie, nie przejawiło większej nadziei na choćby punkt. Parejo był niewidoczny, Arizmendi nie zrobił nic, żeby zrzucić z siebie łatkę nieudacznika, Colunga zaznaczył się jedynie taranując Adana. Drużyna Michela już jutro może spaść pod linię życia (swój mecz gra Saragossa), w czeluści strefy spadkowej.

8 – tylu wychowanków zadebiutowało w Realu Madryt pod ręką Mou, w tym Tomas Mejias dzisiaj. Liczba imponująca, gdyby nie to, że prawie wszystkie te debiuty to wielka ściema i dużo bardziej niż samym zawodnikom służą propagandzie Floro Pereza. Adan zaliczył prawdziwy debiut, musiał zastępować Casillasa i Dudka w nieprzewidzianych sytuacjach. Także dziś od niego zależały ligowe punkty. Ale wśród zawodników z pola tylko Nacho Fernandez faktycznie był drużynie do czegoś potrzebny. Morata dwa razy pojawił się na boisku, w sumie na imponujące 14 minut. Występy reszty to epizody pojedyncze, nieraz ograniczone do wbiegnięcia na boisko w 90. minucie tylko po to, by z niego zejść. Nie tak traktuje się faktycznych graczy pierwszej drużyny i nie ma złudzeń, że żaden z naszych młodzianów nie dorobił się póki co takiego statusu.

753 – tyle dni (wg moich wyliczeń) minęło od incydentu Pepe z Casquero i zawieszenia naszego obrońcy na 10 meczów. Tym razem obyło się bez aktów agresji, obaj panowie byli na boisku i nikt nikogo nie skopał. Sędzia upomniał żółtymi kartkami tylko dwóch piłkarzy Realu: Carvalho i Lassa.

5 – a tyle dni przyjdzie nam czekać na kolejny mecz Królewskich, tym razem z Villarreal na wyjeździe. Tymczasem w Madrycie nastroje po odprawieniu Getafe są względnie dobre, choć świadomość, że wszystkie rozgrywki są już dla nas rozstrzygnięte nadaje atmosferze piknikowość, by tak rzec. Na koniec jednak autentycznie pozytywny akcent. Po jednym ze strzałów Ronaldo w czasie meczu ucierpiał kibic, trafiony piłką w nos. Po końcowym gwizdku Ronnie podszedł do człowieka, przeprosił i wręczył mu swoją koszulkę meczową (chciał mu dać tę zdjętą z pleców, ale z szatni przyniesiono w tym czasie świeży egzemplarz).

Crazy in love

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails