Ricardo Carvalho lubi zaskakiwać. Przede wszystkim, nie wygląda na topowego piłkarza, a już na pewno nie na środkowego obrońcę. Na tej pozycji zwykle prym wiodą wieżowce takie jak Ferdinand, Vidić czy Pique albo bestie w rodzaju Pepego czy Puyola. Carvalho tymczasem ma skromną budowę, kiedy biega, macha kończynami na wszystkie strony, a pośród jego kędzierzawej czupryny połyskuje łysina.
Ten, kto by go zobaczył po raz pierwszy nie powiedziałby, że ten zawodnik w barwach Porto, Chelsea i Realu wygrał niemal wszystko, co możliwe w piłce klubowej, w każdej z tych drużyn będąc niezawodnym filarem defensywy. Ten, kto by po raz pierwszy zobaczył Carvalho dopiero w jego ostatnim, znakomitym sezonie w barwach Królewskich nie powiedziałby, że liczy on sobie trzydzieści trzy lata. Ten, kto śledził ostatnie doniesienia z kadry Portugalii też by tego nie powiedział, tym razem jednak Ricky zaskoczył na minus.
Składając fragmenty informacji o incydencie z Paulo Bento w całość, można odnieść wrażenie, że Carvalho podczas treningu kadry doznał niespodziewanie olśnienia. Zawodnik z wiekiem podupada na formie, ale dzieje się to zawsze stopniowo. Za to świadomość tego procesu nadchodzi nagle i być może to właśnie spotkało tego sympatycznego obrońcę. W panice, nie pisnąwszy słowa do nikogo, jakby chcąc uciec od niewygodnej prawdy, wsiadł w samochód i wyjechał.
Obrażanie się i nagłe opuszczenie kadry bez informowania kogokolwiek to zachowanie godne dziecka, czterokrotnie od Carvalho młodszego. Ale nawet jeśli większości madridistas te humory nie przypadły do gustu, wciąż pozostawały one problemem od nas odległym, zresztą, im mniej piłkarz zostawi zdrowia w reprezentacji, tym więcej zachowa go dla klubu. Ale w miarę jak poznawaliśmy coraz to nowe szczegóły okazało się, że wzburzenie Ricardo spowodował, pośrednio, klubowy kolega Pepe. I tu, nieprzyjemne olśnienie mogło tknąć fanów Królewskich: a co, jeśli wkrótce podobny problem wybuchnie na Bernabeu?
Jak już się rzekło, Carvalho był w zeszłym sezonie rewelacyjny. Biorąc pod uwagę niską cenę był być może nawet naszym najlepszym transferem. Nie dziwne więc, że zarówno kibice, jak i reszta drużyny darzy go wysoką estymą. W trudnym okresie paru minionych dni, ci ostatni pośpieszyli z zapewnieniami, że dla nich, Ricky zawsze będzie 'numerem jeden'. Swoją drogą, ciekawe, czy wśród piłkarzy służących wsparciem był też Pepe... Czas jednak nie stoi w miejscu i zegarek na przegubie Carvalho tyka z nieubłaganie rosnącą częstotliwością.
Dotąd, o konkurencję w klubie właściwie nie musiał się martwić. Albiol nie cieszył się zaufaniem Mourinho i póki Sergio Ramos pozostawał na prawej obronie, portugalski duet stoperów był nietykalny. Przed tym sezonem do składu dołączył jednak Varane, który od razu zaimponował całemu madridismo i wydaje się, że z miejsca stał się trzecim wyborem trenera na swojej pozycji. A w wieku osiemnastu lat możliwości rozwoju ma przecież ogromne.
Jest więc ryzyko, że incydent na zgrupowaniu Portugalii okaże się dla nas bombą z opóźnionym zapłonem. Choć Carvalho ma z Mourinho świetne stosunki, to w ich wspólnych czasach w Chelsea zdarzyło się nieporozumienie, po którym The Special One w słynnej wypowiedzi poddał w wątpliwość zdolności intelektualne podopiecznego. Wtedy także poszło o miejsce w pierwszym składzie.
W inauguracyjnym meczu przeciw Saragossie, Carvalho wypadł przeciętnie. Jako jedyny w swojej drużynie zarobił żółtą kartkę, a po przegranym starciu z Uche, i dwóch nieudanych interwencjach w walce o dośrodkowanie w polu karnym z Da Silvą skórę ratował mu sędzia. Bo, mówiąc uczciwie, nie powinien fauli na Ricardo gwizdać. Nasz najbardziej doświadczony stoper tym razem miał sporo szczęścia. Był o włos od bardzo nieudanej inauguracji sezonu. Ale z tygodnia na tydzień jego łysina będzie się powiększać i tych włosów będzie mieć coraz mniej.
0 komentarze:
Prześlij komentarz