środa, 27 października 2010

0:0 z Murcią. Emeryci mają urlop

Real zremisował bezbramkowo w Murcii w pierwszym meczu Copa del Rey. Oczywiście pojawiły się głosy, że to powtórka koszmaru z ostatnich dwóch lat, kiedy to odpadaliśmy z trzecioligowcami z tych rozgrywek, ale w porównaniu z meczem z Alcorconem, i wynik i sama gra były zupełnie inne. Twierdzę więc, że powodów do niepokoju nie ma.

Mourinho przed meczem groził, że jeśli i tym razem w Pucharze drużyna się skompromituje, wzniesie krzyże i powiesi na nich winowajców. Po meczu odmówił krytykowania swoich piłkarzy, bo wynik - mimo wszystko - nie zmniejszył znacząco szans Realu na awans, a przyczyną braku goli nie był bynajmniej brak zaangażowania.

Sytuacji faktycznie nie brakowało, Granero trafił w poprzeczkę, a Pedro Leon prosto w bramkarza z pięciu metrów. Świetną okazję miał też Albiol (grał wczoraj przeciw swojemu bratu, Miguelowi), który nie atakowany nie trafił w bramkę z dziesięciu metrów. Murcia nie miała żadnej okazji bramkowej i remis udało jej się obronić tylko dzięki zaangażowaniu całej drużyny w desperacką defensywę, a także odrobinie szczęścia. Na Brenabeu było by im dwa razy trudniej, nawet jeśli by Mou wystawił ten sam skład, ale do rozpracowania obrony Murcii wystarczy Ozil, którego mam nadzieję zobaczyć w rewanżu obok rezerwowych. Jego gra między formacjami, schodzenie na skrzydła, przegląd pola i precyzja zagrań zagwarantują, że nawet Benzema coś strzeli.

Wczoraj Karim jednak zawiódł i nie wykorzystał pierwszej z dużych szans na udowodnienie, że jest faktycznie alternatywą dla Higuaina. Inni rezerwowi też nie zachwycili, ale parę udanych zagrań mieli Granero i bardzo aktywny Pedro Leon. Gorzej od nich wypadł Diarra. Miał kilka prostych strat w środku pola i zarobił żółtą kartkę. Sergio Ramos po kontuzji odzyskał już wigor i z Herculesem na pewno zagra.

Na boisku, a nawet na ławce rezerwowych zabrakło Jerzego "Dżerzjego" Dudka. W jego dotychczasowej karierze w Madrycie, mecze w Copa del Rey były dla niego właściwie jedyną okazją do gry o jakąś stawkę, więc także tym razem Jurek liczył na występ. Tymczasem Mourinho w pierwszym składzie wystawił Casillasa, a jako zmiennika, do Murcii zabrał młodego Adana.

O ile tej pierwszej decyzji można się jeszcze było spodziewać, to druga już zdecydowanie jest niespodzianką, a dla samego Dudka także rozczarowaniem. Nigdy nie miał on ambicji ani złudzeń co do wygryzieniu Ikera z pierwszego składu, ale sporadyczne występy w meczach o - choćby stosunkowo niewielką - stawkę, miały świadczyć o jego przydatności dla drużyny i naprawdę byciu jej członkiem. Tego potwierdzenia Dżerzi bardzo potrzebował, bo nigdy w końcu nie był typem obiboka i darmozjada, któremu wysoka pensja rekompensowałaby brak sportowych wyzwań. Ale jak na mistrza, jakim jeszcze parę lat temu był, zadowala(ł) się zaskakująco nędznymi ochłapami.


Tak było już w Liverpoolu, gdzie jako świeżo upieczony bohater finału w Stambule już w następnym sezonie ustąpił miejsca Pepe Reinie i gdzie wytrwał na ławce całe dwa lata do końca kontraktu. Do znoszenia tej sytuacji wystarczyły mu zapewnienia Beniteza o szansie, którą Jerzy miał w końcu dostać, choć po paru miesiącach każdy polski kibic widział, że to mydlenie oczu.

Dudek o swoim rozczarowaniu zaczął mówić głośno dopiero w ostatnich miesiącach swojego pobytu na Anfield, kiedy wiadomo było, że opuści klub już po wygaśnięciu umowy. Miał wtedy propozycje z klubów nieco mniej od The Reds renomowanych, jak np. starego znajomego Feyenoordu, ale zamiast wybrać powrót do regularnej gry, zdecydował się kontynuować grzanie ławy, tym razem w Madrycie. Zamiast w mniejszym klubie reanimować swoją karierę pod względem sportowym, postanowił prestiżowo zrobić krok w przód, przypłacając to swoją karierą na boisku.

Parokrotnie sam Dżerzi przyznawał, że poza czysto piłkarskimi aspektami, w Realu ważne są dla niego status klubu oraz jego organizacja, której mógł się z bliska przyglądać, a także wysoka jakość życia w mieście, do którego jego rodzina zdążyła już przywyknąć. Dudka głównymi zajęciami było wspieranie kolegów z drużyny i tworzenie dobrej atmosfery oraz gra w golfa. Ale jednocześnie wciąż miał ambicje sportowe, jak choćby gra w kadrze, czy nawet odegranie jakiejś roli w Pucharze Króla.

Wydaje się, że po osiągnięciu szczytu, zdobyciu Pucharu Mistrzów, Dudek nigdy nie odnalazł w sobie głodu kolejnych sukcesów, uznawszy być może, że jeżeli nawet przyjdą, to nigdy nie dorównają temu największemu. Jako - formalnie - członek składu Realu mógł liczyć, na dopisanie do cv mistrzostwa Hiszpanii, może nawet kolejnej Ligi Mistrzów. Na boisku mógłby wygrać najwyżej krajowy puchar.

Nie miał jednak szczęścia Jerzy, bo podczas jego obecności Real nie wygrał nic. Teraz zaś, kiedy szanse na sukces są większe niż w ostatnich latach, Mourinho woli w drugorzędnych meczach postawić na Adana.

Dla Mourinho piłkarz, który będąc kiedyś bohaterem na całą Europę godzi się na rolę rezerwowego, jest już emerytem. Taki zawodnik najwyraźniej osiągnął już swój życiowy cel i przypłacił to wieloma wyrzeczeniami, teraz należy mu się od życia więcej. Jeśli zatem nadarza się okazja do paru dni wolnego, nie ma powodu mu ich nie przyznać. Dudek ani nie walczy o miejsce w składzie jak Benzema, czy Granero, ani nie jest perspektywicznym młodzianem, który może być przyszłością drużyny, jak Adan. W Murcii nie zobaczy nic, czego by nie widział na boiskach Premiership, najlepsza więc dla niego będzie sposobność spędzenia czasu z rodziną. Decyzja Mourinho była podyktowana szacunkiem dla Dżerzjego, a nie niedocenianiem go. Dlatego Polak znów będzie w odwodzie w lidze i Lidze Mistrzów, wyzwaniach godnych jego bogatej kariery.

Niefart Dudka polega na różnicy w mentalności jego i jego otoczenia. Z racji swojej sportowej klasy obraca się wśród ludzi mocno zorientowanych na cel, wręcz obsesjonatów, takich jak Benitez czy Ronaldo, którzy poświęcą cały swój czas, a najchętniej też czas swoich bliskich (żona Beniteza), na ciągłe rozwijanie swoich umiejętności, czyli zarazem zwiększanie szans na sukces. Dla Jerzego równie ważne co praca, wydają się koleżeństwo z innymi piłkarzami, pomoc ubogim dzieciom i chill-out na polu golfowym. Dlatego jest lubiany w drużynie, a swoim pozytywnym wpływem na drużynę poza boiskiem przekonał nawet niechętnych mu komentatorów. Oto krótki (ale wyczerpujący) cytat z linkowanego artykułu z TheOffside.com (podsumowanie sezonu 2009/10):

Chociaż nie lubiłem go [Dudka-przyp. cichonio] za to, że był do niczego (wciąż wątpię w jego umiejętności na boisku), zaczynam podziwiać jego pozytywny wpływ na atmosferę w drużynie. Wspaniale potrafi zmotywować i rozweselić resztę drużyny.

Mało kto, jednak, poważnie traktuje jego sportowy wkład do drużyny (patrz m.in.: cytat wyżej), bo i dla niewielu topowych graczy sam fakt b y c i a w wielkim klubie jest zaspokojeniem ambicji.

Szanse na to, by Jerzy mógł swoją sportową klasę udowodnić są minimalne, bo to dla niego ostatni sezon w poważnej piłce, a wiadomo, że Casillas jest niezniszczalny. Z drugiej strony, ma szansę na koniec kariery uczestniczyć (w jakiś sposób) w jeszcze jednym dużym sukcesie swojego klubu, o ile Real faktycznie coś wygra. Na razie, mimo niespodziewanego urlopu, cieszą go słowa Mourinho o zaufaniu Dudka i podziwie dla jego profesjonalizmu. I dobrze, bo będą mu musiały wystarczyć przez najbliższe parę miesięcy spokojnego życia, braku faktycznych wyzwań oraz gry... w golfa.


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails