sobota, 23 października 2010

Egzekucja na Bernabeu

Real w spodziewanie łatwym meczu rozstrzelał Racing 6-1 i przedłużył serię kolejnych zwycięstw do pięcu, począwszy od 1-0 z Auxerre, a dla Mourinho to 140. mecz u siebie bez porażki z rzędu. Aż cztery gole zdobył Ronaldo (pierwszy raz w profesjonalnej karierze w jednym meczu), który zaczyna uciekać rywalom w klasyfikacji najlepszych strzelców ligi. To już druga "szóstka" Blancos w tym sezonie, a w ostatnich czterech spotkaniach strzeliliśmy już 18 goli, tracąc 3.

Mówienie o "rozstrzelaniu" Racingu jest o tyle zasadne, że Kantabryjczycy byli bierni wobec ataków "Królewskich", prowadzonych prostymi środkami. Pierwsze dwa gole padły po nieudanych pułapkach ofsajdowych (te, w wykonaniu Racingu, to była katastrofa) i podobnie jak w meczu z Milanem, już po kwadransie nadzieje gości zostały zredukowane do minimum. Racing, zwłaszcza w obronie, wyglądał chyba jeszcze gorzej niż Deportivo przed paroma tygodniami. Na strzelenie wszystkich swoich goli, potrzebowaliśmy ośmiu sytuacji bramkowych i nie były to huraganowe natarcia jak w Lidze Mistrzów we wtorek, ale proste, pojedyncze podania ze skrzydła, na ogół poprzedzone dryblingiem. To właściwie mówi wszystko o nędzy defensywy gości, ale też nieźle świadczy o skuteczności naszych napastników.

W ataku Racingu, Munitis był niewidoczny i nie był w stanie w pojedynkę pociągnąć gry drużyny do przodu. Rosenberg mu nie pomagał, i w pierszych 30 minutach chyba tylko dwa razy dotknął piłkę, w tym raz od razu ją tracąć po fatalnym przyjęciu. Mimo gola Diopa, zodbytego - a jakże by inaczej - strzałem z dystatsnu, po rykoszecie, nie minę się zbytnio z prawdą, jeśli powiem, że Racing przyjechał do Madrytu jak na ezgekucję. Miguel Angel Portugal oczywiście jest sympatyczny, pracował kiedyś w szkółce Realu, teraz też nie robi nam krzywdy, ale nastawienie jego drużyny i jowialność jego samego wobec kolejnych traconych goli każe się zastanawiać, czy jest odpowiednim człowiekiem na trenera pierwszoligowego. To jednak już nie nasz problem.

Po stronie Realu the main man to był oczywiście Cris. Fakt, że wszystkie bramki zdobył po dość łatwych uderzeniach z bliskiej odległości, ale niech by w każdym strzelał tylko takie, byle zawsze tak dużo. Niewiele mam o nim do dodania. Ronnie od paru meczów rośnie wraz z drużyną i znów zaczyna być absolutnym crackiem. Nie ma problemów z podawaniem, jego strzały są przygotowane i wciąż zbyt często się przewraca. Stary dobry C-Ron.

Parę ładnych akcji przeprowadził Ozil, ale kolejny raz nie utrzymał równej dyspozycji przez cały mecz. W sumie to niewielki problem, zwłaszcza jeśli jego zgrania (dziś gol i asysta przy drugim trafieniu CR7) wciąż będą rozstrzygać mecze, ale potencjał do poprawy jest. Ciekawe, na ile na jego postawę na boisku może wpływać kiepska wydolność. Mesut jeszcze nie rozegrał w barwach Realu pełnych dziewięćdziesięciu minut (!) zawsze był zmieniany, albo sam wchodził z ławki. Mimo to, w 11 meczach strzelił 3 gole i miał 6 asyst. Nie mam więcej pytań.


Higuain też dobrze zaczął mecz, wykorzystując z zimną krwią "stuprocentówkę" i zaliczając asystę przy pierwszym golu Ronaldo. W tej drugiej sytuacji Gonzalo zachował się bardzo przytomnie, dostrzegając C-Rona, a chwilę później, taką samą piłkę dograł Ozilowi, ale ten nie zdążył akcji wykończyć. Z czasem, jednak, Higua gasł tym bardziej im bardziej rozkręcał się Cristiano. W końcu, niezachwyconego Pipę zmienił Benz.

Gorszy mecz zagrał Marcelo. Nasz Brasileiro od początku sezonu był wskazywany przez kibiców jako ten, który zrobił największy postęp pod ręką Mourinho, a mecz z Milanem był być może jego najlepszym w ogóle w Realu, jako lewy obrońca (a nie pomocnik). Tym razem jednak chyba trochę się rozprężył. W ataku był mało widoczny, ale nie z korzyścią dla obrony, bo nigdy nie było go przy Kennedym, kiedy Racing atakował prawą stroną. Pod koniec meczu został nawet zmieniony przez Pedro Leona, a ostatnie minuty graliśmy w dziesiątkę, bo wycofanemu na lewą obronę Di Marii skończyło sie paliwo i zszedł z powodu skurczów.


Przedtem jednak nabiegał się Gremlin jak chyba nikt w drużynie, notując lepszy występ niż w ostatnich paru meczach. Miał asystę przy golu Higuaina i trzecim Ronaldo, oddał piękny (choć minimalnie niecelny) strzał przewrotką i nawet przed zejściem Marcelo był bardzo aktywny w obronie, wspierając Arbeloę.

Wreszcie pograli sobie trochę rezerwowi. Z ławki na boisku zameldowała się łatwa do przewidzenia trójka nazwisk: Canales, Benzema i Pedro Leon. Pierwszy miał chaotyczny początek. Przeciw swojej byłej drużynie wyszedł spięty i dostał nawet żółtą kartkę za ciągnięcie za koszulkę. Kiedy jednak się rozluźnił i lepiej przykładał do zagrań, udanie współpracował z C-Ronem na lewym skrzydle i parokrotnie dobrze obsługiwał kolegów w polu karnym. Sam miał też okazję strzelić gola, a jego średnio mocny wolej trafił w stojącego przed nim obrońcę.

Podobnie wypadł Benzema, który miał okazje do strzelenia gola (choć może nie stuprocentowe), ale brakowało mu zdecydowania w kluczowych momentach. Takie mecze jak ten, to dla Karima szansa na potwierdzenie swojej przydatności dla drużyny i zdobycia pewności siebie. Dziś dobrze grał zwłaszcza przed polem karnym, dobrze wychodził na pozycje i skutecznie wykorzystywał swoją siłę w walce o piłkę. Jeśli będzie dostawał więcej takich szans, wkrótce powinien zacząć trafiać. Najblizsza szansa już w tym tygodniu w Copa del Rey.

Pedro Leon zaczął mecz w środku pola, zanim Di Maria zszedł na lewą obronę. Z początku wyglądało to na jakiś eksperyment Mourinho, ale wkrótce nasze ustawienie wróciło do normy. Pedro zagrał dobrze, najlepiej z rezerwowych. Jego dośrodkowania były pysznie precyzyjne, a do tego bardzo dobrze podłączał się do kontrataków. Gdyby miał dziś skuteczniejszych partnerów, mógł zaliczyć co najmniej dwie asysty, a gdyby czasem pomyślał o strzale, nie tylko podaniach (podawał do Ronaldo będąc sam na sam), strzeliłby gola. To on moim zdaniem jest najbliżej pierwszego składu, co nie znaczy, że blisko. Mou z żelazną konsekwencją stawia na ciągle tych samych piłkarzy. Nawet o transferach nie chce słyszeć, podkreślając wagę stabilizacji w budowanej przez niego drużynie.

Przed nami więc kolejny tydzień w wygodnym fotelu lidera. Nie da się zaprzeczyć, że Real jest obecnie najlepiej prezentującą się drużyną Primera, a powinno być jeszcze lepiej. Przed nami spotkanie z Muricą w Pucharze Króla i zobaczymy, jak podejdzie do niego Mou. Z jednej storny, wszyscy pamiętamy blamaż za blamażem w ostatnich latach w tych rozgrywkach, a The Special One chce ustbilizować skład zanim zacznie niezbędne na przestrzeni całego sezonu rotacje. Z drugiej jednak, gramy z trzecioligowcem, a na ławce mamy całkiem sporą grupkę piłkarzy, z których większość zasługuje na więcej minut niż dotąd.

Myślę, że Mou nie zmieni całej jedenastki, zwłaszcza obrona będzie podobna do obecnej (najwyżej zagra Albiol), ale Lass, Benzi, Pedro Leon, może Canales, powinni jednak dostać szanse od pierwszej minuty, z dwóch powodów. Otóż ze względów czysto piłkarskich, oczywiście przewyższają nie tylko każdego trzecio- i drugoligowca, ale też większość graczy Primera. Kluczowym czynnikiem będzię więc odpowiednia mentalność. Tylko że incydenty, z Pedro i Karimem z ostatnich dwóch miesięcy były właśnie efektem tego, że taką właśnie mentalność Mou próbuje w nich zaszczepić. Skoro więc obaj są w składzie i pierwsi wchodzą na boisko z ławki, prawdopodobnie zmienili swoje podejście i odzyskali zaufanie trenera. Powinni więc tez być w stanie zmobilizować się na mecz, nawet ze słabym przeciwnikiem.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

świetny tekst, tylko troche za dlugi

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails