niedziela, 21 listopada 2010

Real vs Athletic 5-1. Phy...

"Od meczu z Malagą postawiliśmy sobie cel, że wygramy wszystkie mecze i na Camp Nou pojedziemy w roli lidera", powiedział Di Maria po zwycięstwie 5-1 nad rozczarowująco potulnymi 'Lwami' z Bilbao. Nie tylko kibice więc czekali od początku sezonu na Gran Derbi, traktując pozostałe mecze jak rozgrzewkę przed właściwymi zawodami.

To trochę przygnębiające, kiedy to sobie uświadomić, bo rekordów kolekcjonowanych przez nas ostatnio w hurtowych ilościach trudno nie przyjmować z lekkim wzruszeniem ramion. Nie świadczą one bowiem o wcale wyższości obecnej drużyny nad legendarnymi zespołami z Primera wobec tak niskiego poziomu ligi. Prawdziwym sprawdzianem dla teamu Mourinho jako aspirującego do miana 'najlepszego' będą mecze z Barceloną i parę spotkań pucharowej fazy Ligi Mistrzów. Trochę mało jak na cały sezon. Od wczoraj, mamy więcej punktów po dwunastu kolejkach niż jakakolwiek drużyna w historii ligi. Phy...

Ale trzeba oddać chłopakom Mourinho, co im się należy. Pięć jeden to pięć jeden. Na dwa pierwsze gole sumiennie zapracowaliśmy, jeszcze kiedy przeciwnik nie leżał na deskach.

Pierwszego strzelił Higuain, który dostał dobre prostopadłe podanie od Di Marii. Pipita obrócił się z Amorebietą na plecach, przetrzymał atak San Josego i z zimną krwią uderzył przy lewym słupku. Przypomniał krytykom, że potrafi coś więcej niż tylko wpychać piłkę z metra po odbitym strzale Benzemy.

Druga bramka to efekt zabójczo błyskawicznego kontrataku, który stał się już znakiem firmowym Realu Mourinho, i którego obawiają się już prawie wszyscy. Reszta obawiać się powinna. Tym razem Pipita zaczął akcję spod naszego pola karnego, pociągną paręnaście metrów, posłał długie podanie na drugą stronę do Ozila, ten zgrał z pierwszej piłki do wbiegającego Rona, a Ron lewą nogą płasko kopnął precyzyjnie w róg bramki bezradnego Iraizoza.

Nie mogę powiedzieć, że w tym momencie emocje się skończyły, ale tempo meczu, i tak już ślamazarne stopniowo spadało. Obie drużyny grały ostrożnie, atakując paroma zawodnikami i licząc na akcje indywidualne. Po naszej stornie byli to Ronaldo, Ozil, Higuain i Di Maria, który wywalczył karnego na 3-1.

Po stronie Zurigorri groźni byli Llorente i Susaeta. W ogóle Athletic (Uwaga! Nazywanie Basków 'Bilbao' jest dla ich kibiców obraźliwe od czasów Franco, więc 'Athletic Bilbao' - ok, samo 'Bilbao' - nie ok, a najlepiej 'Athletic Club') wziął na cel lewą stronę naszej obrony, przesuwając tam jeszcze Munaina, ale młodzian nie radził sobie mając niewiele miejsca na swoje dryblingi. O biegającym po drugiej stronie Gabilondo z upływem minut w ogóle zapomniałem (przynajmniej do utraty gola:p).

Llorente parę razy dostał piłkę stojąc plecami do Casillasa i poradził sobie z Carvalho i Pepe jeszcze łatwiej niż się spodziewałem. Nasza obrona musiała go powstrzymywać praktycznie w czwórkę. Ale tylko kiedy dostawał piłkę do nogi. Z powietrza, co zaskakujące, zrobił nam niewiele krzywdy. Inna sprawa, że nie dostawał zupełnie wrzutek ze skrzydeł. To wynikało też z ostrożnej gry jego kolegów. Boczni obrońcy Iraola i Aurtenetxe rzadko zapędzali się do przodu, a to oni przede wszystkim odpowiadają za dośrodkowania na blond czuprynę 'dziewiątki' Athleticu.

Tak więc nasza obrona wyszła nie bardzo poraniona ze starcia z 'Lwami'. Na akcję, po której straciliśmy gola ból patrzeć, kiedy pomyśleć w ilu momentach powinniśmy tę piłkę wybić. Klasyczne 'zamieszki', w których najlepiej znalazł się nie kto inny jak Llorente. Wydaje się, że przy dośrodkowaniu Gabilondo był jednak minimalny spalony.

Ale spodziewałem się ze strony przyjezdnych dużo bardziej zaciętej i agresywnej gry. Szczególnie niemrawi byli w drugiej połowie, kiedy przegrywali, a mimo to w ogóle nie chcieli zaryzykować i przycisnąć naszych obrońców, spokojnie wymieniających serie podań na własnej połowie. Stąd też zupełny brak zagrożenia bramki Iker po przerwie.

Wśród naszych, poza Higuainem trzeba wyróżnić Gremlina za dwie asysty i Ronaldo za hattrik. Jeden jego gol padł po grubym błędzie Iraizoza, który przepuścił strzał z 25 metrów w środek bramki, a jeszcze jeden po karnym, którego CR7 musiał wykonywać dwa razy. Pierwszym razem zatrzymał się tuż przed strzałem, myląc bramkarza.

Tym samym, Cristiano dalej ucieka Messiemu w klasyfikacji strzelców. Wczoraj, mimo że tych bramek potrzebował, grał zespołowo, nawet oddał pierwszego karnego Ramosowi. Sergio nie był wcześniej wyznaczony do 'jedenastek', ale czuł się pewnie i chciał przełamać niemoc strzelecką (dwa razy pudłował głową w dobrych sytuacjach). Warto zobaczyć minę Mourinho kiedy zorientował się, że jego podopieczni samowolnie zmienili przedmeczowe założenia.

Dobrą zmianę dał Granero, który nawet wywalczył karnego. El Pirata nie tracił piłek i pomagał posunąć naszą grę do przodu. Styl jego gry może nie pasuje za bardzo przy tych natychmiastowych kontratakach, ale w ataku pozycyjnym jest bardzo przydatny. Oby dostał więcej minut przeciw Ajaxowi. Zasługuje na to.

Mniej widoczny był Benzema, który tym razem nie musiał odmieniać losów meczu. I tak jego sytuację mógłby zmienić teraz tylko występ od pierwszej minuty w ważnym meczu. Myślę, że najwcześniej po Gran Derbi.

Tak więc zamykamy pierwszy ligowy rozdział tego sezonu i szykujemy się pomału do pojedynku jesieni. Mecz z Ajaxem jest w tej chwili niemal oficjalnie na dalszym planie, bo nawet w przypadku porażki wyjdziemy z pierwszego miejsca (w najgorszym razie potrzebujemy punktu z Auxerre). Karanka zapowiedział już zmiany w składzie na wtorkowy mecz, a pierwszym nieobecnym będzie kontuzjowany Khedira.

Jeśli z meczu z Athletikiem mam wyciągnąć jakieś wnioski odnośnie ogólnej formy drużyny, to mimo że tempo gry było ślamazarne, a ogólny poziom niezbyt wysoki, trzeba powiedzieć, że Real w większym stopniu niż np. Barcelona gra tak, jak wymaga tego rywal. W sobotę Blancos zagrali wystarczająco dobrze, żeby wygrać z Baskami wysoko. Poza tym ten mecz wyglądał tak, jak derby z Atletico. Wtedy też emocje opadły dość szybko.

Widać więc wyraźne regularności w grze Realu, nawet jeśli powtarzający się scenariusz nie zachwyca dramaturgią. Szybko strzelony gol, rwane tempo gry i błyskawiczne kontry to obowiązkowe punkty programu na Bernabeu w tym sezonie. I nawet jeśli czasem kibice życzyliby sobie lepszego widowiska, to ta powtarzalność świadczy o tym, że Mourinho i jego drużyna wiedzą co robią.


2 komentarze:

Kropinho pisze...

Meczu nie oglądałem, nie będę się wypowiadał. Po spotkaniu Barcy stwierdziłem, że i tak nic lepszego nie zobaczę.
Cięzko będzie komukolwiek zagrozić Barcie i Realowi dopóki podział pieniędzy za prawa telewizyjne jest jaki jest. Ktoś musiałby mieć prawdziwego geniusza na stanowisku dyrektora sportowego by zmienić to status quo. Trochę brakuję silnych Valencii i Depor. Z drugiej strony, zobaczmy co robi Borussia w Niemczech. Można wyjść z kryzysu, trzeba tylko mieć na to pomysł.

cichonio pisze...

Ciekawe, ja po meczu Barcelony uznałem, że raczej nie zobaczę nic gorszego.
W Primera w tym sezonie poza wielką dwójką nikt się praktycznie nie wzmocnił. Atleti zrobiło uzupełnienia, ale na razie i tak nie ma kto zastąpić Forlana.
Sevilla przestała się rozwijać jakiś czas temu i teraz wydaje się tracić na jakości.
Villarreal ma właściwie tylko 11 dobrych zawodników.
Valencia wygląda bardzo dobrze, ale tylko w kontekście problemów, których się znalazła.
Może rzeczywiście prezesi są do niczego (w Walencji jeszcze do niedawna na pewno). Dobrze, że chociaż Del Nido głośno woła o sprawiedliwość, tylko wydaje się, że mało kto jest gotów iść u jego boku na wojnę o tę kasę od tv.
Borussia to trochę inny przypadek, bo w Bundeslidze jak Bayern ma zły sezon to mistrzostwo może wygrać pół ligi. Sukces BVB to raczej słabość reszty. W Lidze Europejskiej nie szaleją, a i tak to dopiero początek sezonu i jeszcze mogą im się zatrzeć tryby. Błaszczu się ostatnio zatarł spektakularnie...

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails