Cóż, Real Sociedad nie sprawił sensacji, na którą miałem nadzieję. Uczciwie mówiąc, obok Sevilli i Realu madryckiego, zagrał najgorzej ze wszystkich drużyna goszących w tym sezonie na Camp Nou. Wschodząca gwiazda Griezmanna jeszcze potrzebuje trochę czasu, żeby zabłysnąć na ligowym firmamencie, a cała drużyna La Real jest chyba trochę za słaba, by poważnie myśleć o pucharach. Tym bardziej, że niedzielny mecz był dla nich dopiero pierwszym z serii spotkań z siłaczami La Liga w końcówce rundy i szóstego miejsca raczej nie obronią.
Johnny zdążył mi już parę razy wypomnieć te śmiałe zapowiedzi przed meczem w Barcelonie, by umocnić swoją teorię o opacznym spełnianiu się przewidywań czynionych - nie tylko przeze mnie - na naszym blogu. Cóż, ja ze swoich spekulacji rezygnować nie zamierzam choć pieniędzy na nie stawiać raczej nie będę. A Sociedad jest w tym sezonie beniaminkiem i ostatnia porażka nie zmienia faktu, że jesień miał całkiem udaną.
Los Merengues swoją rolę w 'ataku na pierwsze miejsce' odegrali satysfakcjonująco, a więc wygrali z Saragossą 3:1. Nie był to jednak z ich strony porywający występ, bo grali bardzo chaotycznie i długimi okresami nie potrafili zdominować ostatnich w tabeli Aragończyków.
Po przetrwaniu fali ataków gospodarzy na początku meczu, Marcelo skopiował swoje podanie do Ronaldo przy bramce na 2:0 w meczu z Auxerre, ale tym razem zagrał do Ozila, który spokojnym strzałem obok Leo Franco rozpoczął swój udany występ.
Mesut był aktywny i bardzo pożyteczny aż do zejścia z boiska. Miałem wrażenie, że bardziej niż zwykle podejmuje walkę fizyczną z obrońcami, a parę razy szarpnął z piłką do przodu z taką werwą, że po prostu zostawił rywali w tyle. Szkoda, że Ronaldo nie dał mu strzelać z wolnego po faulu na Benzemie w drugiej połowie. Bliska odległość i kąt do bramki wydawały się bardzie odpowiadać Mesutowi, niż rakietom Ronny'ego.
Ale wcześniej Ronny rzut wolny wykorzystał i to nie dzięki rykoszetowi czy błędowi bramkarza. Wystarczyło, że odjął nieco z siły i piłka wpadła zaskakującym łukiem tuż pod poprzeczkę, dając nam prowadzenie 2:0.
Trzeci gol to efekt pięknej długiej piłki Xabiego za plecy obrońców do Di Marii, który przytomnym lobem przechytrzył Franco. Dobrze, że 'klusek' wreszcie trafił po raz pierwszy od paru tygodni, ale poza tym jego gra była nie szczególnie produktywna. Od Gran Derbi nie miał naprawdę dobrego meczu.
Nie najlepszy występ dał również Benzey, a na niego przede wszystkim były zwrócone oczy madridistas. Karim grał nieźle w pierwszej połowie, ale po tym jak nie wykorzystał kolejnych dobrych okazji strzeleckich szybko zgasł i został zmieniony jako pierwszy. Mourinho przed meczem porównał jego grę do kota na polowaniu, w porównaniu z 'psem' - Higuainem. Jak widać dobre występy w mało znaczących meczach w Lidze Mistrzów to zdecydowanie za mało, by zrobić wrażenie na 'The Special One'. Karim wciąż nie znalazł się po jasnej stronie mocy, że tak powiem, i wciąż ma coś do udowonienia zanim zostanie uznany godnym pierwszego składu. Czasu zostało mu coraz mniej, bo styczeń już blisko.
Zagrożeniem dla Benzemy nie jest niestety Morata, którego debiut - dość symboliczny - w Saragossie, podobnie jak reszta kibiców, przyjąłem z radością. Choć niewiele da się o nim powiedzieć po trzech minutach gry, zaskoczył mnie swoją szybkością i zwinnością. Jak na swój wzrost jest bardzo żwawy i trudno mi się pogodzić z tym, że prawdopodobnie nie dostanie prędko poważniejszej szansy w oficjalnym meczu, podobnie jak Sarabia, który też pokazał ostatnio przebłyski talentu.
Na tak smutną sytuację naszych wychowanków złożły się różne czynniki i błędy wielu decydentów w ostatnich latach. W paru słowach, uważam, że Mourinho ma zbyt mało czasu na zbudowanie drużyny i robi to pod zbyt dużą presją, by mieć cierpliwość do młodych zawodników. Młodzi mają talent, ale brak im ogrania, dlatego trener boi się im zaufać. Z drugiej strony, utalentowani canteranos, by nadać się do pierwszej drużyny potrzebują już tylko doświadczenia, którego nie zdobędą, bo... trener im nie ufa. Rozumiecie, o czym mówię.
Zastanawiam się, czy fakt, że Juan Carlos od czasu swojego debiutu nawet nie zblizył się do pierwszej drużyny, Sarabia po niezłym wydawało by się występie na kolejny mecz nie został nawet powołany, a Morata wszedł na boisko dopiero, kiedy zwycięstwo było pewne, nie oznacza, że ta polityka względem wychowanków nie jest narzucona Mourinho odgórnie.
Trener daje młodym pograć dla czystej formalności, żeby na klubową stronę można było wrzucić kompilację madryckiej młodzieży na ligowych (i 'ligomistrzowych') boiskach, po czym uznaje, że obowiązek wypełnił i więcej z juniorów nie korzysta. Mam nadzieję, że się mylę, ale hałas, jaki Real ostatnio robi wokół swojej cantery podejrzanie zbiegł się w czasie z hurtowym debiutowaniem w pierwszej drużynie.
Saragossa zagrała przeciw nam bardzo ambitnie, a zmiany Aguirre po stracie trzeciej bramki dodał im animuszu na tyle, że Bertolo zdołał nawet nabrać Carvalho na faul w polu karnym (kontakt był, ale spryciarz zaczął upadać jeszcze zanim zahaczył go Ricardo).
W przeciągu całego meczu nieźle grał też Lafita, ale brakowało mu skuteczności. Zupełnie niewidoczny był za to Sinama-Pongolle. Jeśli chodzi o obronę gospodarzy, zawiodła przede wszystkim jako całość, skłonni do klopsów Jarosik i Franco nie popełnili grubszych błędów indywidualnie.
Zaskoczony byłem młodym wiekiem Andera Herrery, rzadko się widzi 21-latka na pozycji środkowego pomocnika na takim poziomie rozgrywek. Realu nie powstrzymał, ale kiedy myślę, że regularnie gra w pierwszej lidze, podobnie jak np. Dominguez w Atletico, jeszcze bardziej się dziwię, jak mało u nas ufa się wychowankom.
W efekcie wspomnianego wcześniej karnego, Iker w swoim czterysetnym meczu w Primera nie zdołał zachować czystego konta.
Ale taka liczba naszego portero i tak imponuje, bo zakładając jego stuprocentową obecność w składzie (której jednak nie osiągnął), potrzeba na to niemal pełnych jedenastu sezonów, a nasz kapitan ma raptem 29 lat! On faktycznie jest niezniszczalny. Oby dobił do ośmiu setek!
Niestety, gorsze wieści z ostatniego meczu dotyczą Xabiego Alonso i Marcelo, którzy zarobili po piątej w sezonie żółtej kartce i przeciw Sevilli nie zagrają. Mourinho będzie musiał się mocno nagimnastykować, żeby luki po nich załatać, bo o ile Arbeloa na lewej stronie da sobie radę, to Lass się przecież nie rozdwoi, a potrzebujemy go i na prawej obronie i w środku pomocy.
Na koniec o dwóch bardziej ogólnych sprawach. Po pojawieniu się plotek wspomnianych przeze mnie przed meczem z Saragossą, ze zdwojoną uwagą obserwowałem zachowanie Ronaldo, Marcelo i Pepego w trakcie meczu. Ronny po pierwszym golu Ozila (przypominam: wypracowanym przez Marcelo) podbiegł wyściskać Niemca, nie przejmując się nawet tym, że trafienie zaliczył ktoś inny niż on sam. Jeśli zaś chodzi o Pepe, najbardziej zwrócił moją uwagę, gdy wylewnie gratulował Moracie debiutu po końcowym gwizdku. Tak więc, póki co, pogłoski o podziałach w drużynie nie potwierdzają się. Będę jednak kontynuował obserwację.
Wreszcie, parę krytycznych uwag o stylu naszej gry. Wyłączając dogodne sytuacje bramkowe, mecz z trudem dał się oglądać. Nie bardzo podoba mi się, że Mourinho tak mocno trzyma się taktyki kontrataków i nie gra na zdominowanie rywala na całym boisku.
Wygląda to tak, że napastnicy nie cofają się zbyt głęboko, pozostając gotowi do szybiego ataku. Reszta drużyny jest przyczajona przed i we własnym polu karnym, by przejąć piłkę i jak najszybciej zainicjować kontrę. W efekcie, cały zespół jest rozciągnięty na dużej przestrzeni, wymuszając podobne ustawienie u rywala, bo jego obrońcy zostają, by pilnować Di Marii i Benzemy, a reszta naciera na naszą defensywę.
Kiedy my atakujemy, sytuacja się nie zmienia, bo cała nasza obrona zachowuje swoje ustawienie i odpowiednio cofnięta zmniejsza zagrożenie kontrami. Napastnicy i pomoc muszą więć sami wypracowywać sobie sytuacje strzeleckie, często grając w pięciu przeciw całej drużynie przeciwnika.
Taka taktyka jest bardzo skuteczna na słabsze drużyny, ale widzieliśmy, że przeciw Barcelonie nie da się nią grać. Mourinho zresztą nawet tego nie próbował, każąc napastnikom cofać się głęboko na własną połowę. Wiemy już także, jak ważna jest umiejętność szybkiej wymiany podań na małej przestrzeni. Nie nauczymy się tego grając długie piłki do Di Marii w Saragossie.
Czy wobec tego nie powinniśmy już teraz pracować nad sposobem gry, który wykorzystamy na Bernabeu przeciw FCB? W końcu ten mecz najprawdopodobniej rozstrzgnie losy mistrzostwa...
Podobnie sprawa się ma z Ligą Mistrzów. Jeżeli zdarzy się konieczność odrabiania strat przeciw dobrze zorganizowanej defensywie np. Lyonu, będziemy potrzebować lepszego zgrania w ataku i udziału w nim większej ilości zawodników niż przeciw hiszpańskim średniakom.
Na razie sprawę sygnalizuję, bo czasu jeszcze torchę jest, a Mourinho i drużynę będziemy rozliczać w kontekście całych rozgrywek. Plan na grę w meczu z Milanem wypalił, z Barceloną wziął w łeb. Ale w Primera Division na razie skuteczność mamy całkiem dobrą i obyśmy ją kontynuowali do świąt. O nowy roku będziemy myśleć po Nowym Roku.
0 komentarze:
Prześlij komentarz