piątek, 21 stycznia 2011

Real Madryt 2011 cz. 1.

Jesteśmy dokładnie na półmetku sezonu ligowego. Mimo że terminarz jest napięty, gramy co trzy dni przez kilka tygodniu z rzędu, to dobry moment na rzut oka także z szerszej perspektywy i wnioski ogólniejszej natury.

Najpierw jednak sprawy ostatnich tygodni. Styczeń do tej pory należało by uznać za udany, gdyby nie wpadka w Almerii. Awansowaliśmy do półfinału CdR dwa razy ogrywając Atleti, poradziliśmy sobie z Villarrealem, pieczętując komplet zwycięstw z szeroko pojętą czołówką ligi (wyłączywszy porażkę z FCB oczywiście). Do tego, do składu wrócił Kaka i zdążył nawet strzelić gola w swoim drugim występie w sezonie.

Niestety, wobec obecnego stanu rzeczy w La Liga, jeden remis może zepsuć dobre wrażenie z kilku meczów. Wyścig o mistrzostwo jest na tyle zacięty, że dwa punkty to 'być albo nie być' mistrzem. Jasne, że nic jeszcze nie jest rozstrzygnięte, ale na razie nie widzę sygnałów, że Barcelona zacznie tracić punkty. My tymczasem straciliśmy kolejne dwa. Nie sądzę, żeby FCB dociągnęła do końca sezonu z kompletem punktów w rundzie rewanżowej, ale mają teraz bardzo bezpieczny zapas, który wystarczy im nawet w razie porażki w bezpośrednim starciu z Realem na Bernabeu, o co przecież też łatwo nie będzie.

Sam mecz z Almerią był jednym z najgorszych w naszym wykonaniu w całym sezonie (sądząc po obszernych fragmentach, które widziałem). W ogóle nasza gra nie wygląda ostatnio imponująco, szczególnie martwi łatwość i ilość traconych bramek. W trzech ligowych meczach w nowym roku Casillas był pokonany aż pięć razy. Kolejne pięć straciliśmy w Gran Derbi, ale w pozostałych 15 kolejkach nasze konto obciąża tylko 7 goli!

Myślę, że część winy można zwalić zwyczajnie na moment pewnego rozprzężenia i spadku formy w środku sezonu i po świątecznej przerwie. Szczelność naszej defensywy osłabiły też przetasowania personalne, Pepe jest kontuzjowany, w pierwszym składzie brakowało też Carvalho. Pozostaje mieć nadzieję, że ku wiośnie, wraz ze wzrostem temperatury wzrośnie też forma Los Blancos i nie tylko unikniemy kolejnych wpadek, ale będziemy gotowi na lutowe mecze z Lyonem.

Wojna ojcem i królem wszechrzeczy? - Nie tym razem.


Remis z Almerią miał swoją wagę nie tylko dla sytuacji w tabeli. Był też bezpośrednim bodźcem do zaostrzenia sporu między Mourinho i nie trawionym przez niego Valdano. Po tym jak Jorge zasugerował po meczu z Almerią, że trenera sprawa sprowadzenia napastnika najwidoczniej za bardzo rozprasza, JM stracił cierpliwość i według ostatnich doniesień zaczyna stawiać sprawę na ostrzu noża i próbuje przeciągnąć drużynę na swoją stronę, przeciw dyrektorowi generalnemu.

Josego oprócz braku zgody zarządu na spełnienie jego żądań zdenerwowała krytyka za pośrednictwem prasy, co akurat rozumiem. Perez & co. mają mocno dyplomatyczny styl sprawowania władzy i o ile przynosi to pewne korzyści wizerunkowi klubu, niekoniecznie sprzyja dobrym relacjom z trenerami, z którymi pewne rzeczy wręcz trzeba wyjaśniać twarzą w twarz. Podobnie było m.in. z Pellegrinim, z którym Floro w ogóle nie rozmawiał i który z rozbrajającą otwartością przyznawał, że o swojej sytuacji w klubie wiedział nie więcej niż dziennikarze.

W każdym razie Mou miał przed meczem z Atletico powiedzieć zawodnikom, że sytuacja, w której nie ma decydującego głosu w sprawach zespołu jest dla niego trudna do zniesienia, i że będzie się starał pełnię władzy wywalczyć u prezesa. Było by to równoznaczne z pozbyciem się Valdano, a pomóc w tym mogą sami piłkarze, wygrywając w tym sezonie jakieś trofeum. Takie to rewelacje podało radio Cadena Ser.

Fakty są takie, że Valdano jednak mocno nad sprowadzeniem napastnika pracuje, konkretnie chodzi o Van Nistelrooya, który jeszcze wczoraj zagrał w Hamburgu przeciw Eintrachtowi. W tej chwili transfer wydaje się wielce prawdopodobny, po zwolnieniu dyrektora sportowego Hamburgera SV, który był głównym przeciwnikiem odejścia Vanniego. Zatem jeden powód do narzekań Mourinho był odpadł.

Nie jestem też pewien, czy Mou faktycznie wierzy w możliwość wygryzienia Valdano, który przecież jest prawą ręką Pereza. Ja takiej opcji nie widzę nawet gdybyśmy zdobyli nie wiadomo jakie trofea. Mou jest komandosem, który został zatrudniony do wykonania określonej misji i Floro nie pozwoli mu swobodnie decydować do długofalowej polityce klubu. Problem polega na tym, że Jose jest w swoim podejściu do pracy radykalny i być może jest gotowy położyć na szali swoją posadę i spróbować sięgnąć po pełnię władzy. W taki razie moglibyśmy się spodziewać jego odejścia po tym sezonie.

Takie spekulacje są chyba jednak zbyt daleko idące. Mam nadzieję, że transfer Ruuda poprawi atmosferę w biurach Bernabeu, Jose tę kandydaturę zaaprobował. Dalsze zaostrzenie sporu między trenerem a dyrektorem generalnym nikomu nie przyniesie korzyści.

Real ma dwóch napastników, Mourinho - żadnego.

Poza zadowoleniem Josego, przyjście Vanniego ma też gorszą stronę. I nie chodzi mi o samą jakość Ruuda, która wobec związanej z zaawansowanym wiekiem utraty atrybutów fizycznych jest już niestety coraz mniejsza. Bardziej mnie martwi, że po tym transferze zniknie cień szansy dla Moraty na awans do pierwszego zespołu.

Alvaro od czasu debiutu przeciw Saragossie i powrotu do Castilli, krótko mówiąc, rządzi w Segunda B. Nawet jeśli nie jest w pełni gotowy do rywalizacji na poziomie Ligi czy Ligi Mistrzów, to na pewno sam talent predysponuje go do występów przez 10-15 minut w meczach już rozstrzygniętych - jak np. rewanż z Levante, końcówka rewanżu z Atletico. Kto wie, może nawet w Almerii pomógłby wywalczyć komplet punktów dzięki swojemu wzrostowi i dynamice. Tymczasem Mourinho zdaje się nawet nie brać tego pod uwagę.

Do tej pory nie przekonał się też do Benzemy, co częściowo jest uzasadnione, bo Benzey ciągle bramek nie strzela, ale sposób, w jaki Mou go traktuje (choćby porównując go do kota na polowaniu) na pewno nie dodaje mu pewności, a zatem nie pomaga drużynie. Uważam, że Karim nie gra aż tak źle, żeby odmawiać mu jakiejkolwiek przydatności dla drużyny. To on wypracował gola Granero w Almerii i to jego brak wśród stoperów rywala jest wyraźnie widoczny za każdym razem kiedy Kaka czy Ozil chcą w ataku podawać do przodu. Mourinho zdaje się to w jakimś stopniu przyznawać, bo wystawianie w wyjściowym składzie Kaki i Ozila kosztem 'dziewiątki' poczytuję za opcję taktyczną, w której nie rzucamy od razu wszystkich armat do boju, trzymając Benzemę jako rozstrzygający atut w razie braku powodzenia. Tak właśnie wyglądała nasza strategia w ostatnim meczu ligowym. Ale też nie mogę się oprzeć wrażeniu, że trzymanie Benzemy na ławce może być po części demonstracją dla zarządu, który ma w ten sposób braku napastnika na własne oczy doświadczyć.

Szkoda, że Mourinho brakuje skłonności do większego ryzyka i bardziej pozytywnego podejścia do składu, którym już teraz może dysponować. To Morata mógłby pełnić rolę ostatniej deski ratunku i wchodzić do gry kiedy opcja z Benzemą nie zdawałaby egzaminu. Alvaro w swoim debiucie na pewno nie rozczarował, skoro więc był na tyle dobry, by dostać szansę, to zasługuje też, żeby sprawdzić, ile może dać drużynie w momencie braków kadrowych.

Tyle o konflikcie w klubie i sprawie ataku Królewskich. W dalszym ciągu - który niebawem - będę gadał m.in. o tym, czego spodziewam się po Kace i o tym, na kogo powinniśmy liczyć w dalszej części sezonu i w kolejnych latach, a na kogo niekoniecznie. C.D.N.

2 komentarze:

Kropinho pisze...

Kaka z Almerią wyglądał bardzo słabo i to jego obecność wpłynęła na taką a nie inną grę Realu. Kaka powoduje też, że rzadziej przy piłce jest Ronaldo lub też musi grać jako dziewiątka. Na tej pozycji traci wiele atutów, co często było widoczne w reprezentacji Portugalii. Dopóki Kaka nie wróci do formy będzie on osłabieniem dla Realu.

Anonimowy pisze...

Widać, że trafiły na siebie dwie silne osobowości, a to wróży wojnę.

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails