sobota, 12 marca 2011

Mourinho, teraz dawaj mój ćwierćfinał! Real Madryt 2-0 Hercules

(zdj. RM.com)

Real wygrał dość spokojnie z bardzo osłabionym Herculesem i osiągnął dokładnie cel przed ważnym meczem z Loynem: zarobić trzy punkty najtaniej jak się da.

Sam mecz nie był ciekawy, właśnie ze względu na oszczędnościową politykę Mourinho. Xabi Alonso odpoczywał (początkowo) i od razu było to widać. Mimo diamentu w pomocy, który tak świetnie się sprawdził w Santander, nie potrafiliśmy prowadzić gry w pierwszej połowie i to Hercules miał więcej sytuacji, nawet jeśli to my strzeliliśmy gola. Cóż, to, że Lass rozgrywającym nie jest, widzieliśmy od dawna.

Poza brakiem Xabiego, na początku nie wystarczyło nam też agresji. Jak pisałem w poprzednich postach, nasze 4-4-2 sprawdza się w grze do przodu, pressingiem. Kiedy to rywal ma piłkę, mamy odsłonięte boki. I właśnie skrzydłami najgroźniejsze akcje przeprowadzał Kiko w pierwszej połowie. Po jego wrzutce, Thomert miał najlepszą sytuację Herculesa w meczu, na szczęście obronił Casillas.

W drugiej połowie naciskaliśmy wyżej i to się opłaciło, druga bramka zupełnie rozbiła przyjezdnych. Trochę rozczarowująca była nasza skuteczność, ale skoro to Khedira dochodził do sytuacji strzeleckich...

Cieszą punkty i brak urazów. Smuci trochę minimalizm Mourinho. Wie, że na ligowych średniaków i słabeuszy wystarczy mu już nawet nie Cristiano, ale Benzema wsparty najwyżej Ozilem. Mou nie tylko nie musiał dostosowywać taktyki do przeciwnika - Hercules mądrze bronił wąsko ustawioną linią pomocy - ale nawet nie musiał wyciągać cięższych armat. Zabrakło przecież nie tylko Alonso i CR7, ale też Higuaina. Obaj nasi podstawowi stoperzy odpoczywali przez cały mecz. Jeden na ławce, drugi na trybunach. Ale ten wniosek tylko obciąża go odpowiedzialnością za stratę punktów w Pampelunie czy La Corunii. Tam, najwyraźniej rotacje były nietrafione.

Hercules, bez Trezegueta, Drenthego, nawet bez Valdeza, nie mógł nam zagrozić, więc i nasze braki nie były problemem. Jose na pewno uczy się ligi i jeśli zostanie na następny sezon, łatwiej mu będzie podejmować właściwe decyzje w kluczowych momentach sezonu, być może punktów będziemy tracić mniej. Ale też nie stanie się nagle Emerym, pasjonatem, który z wręcz dziecięcym zapałem czasem zdaje się dokonywać zmian tylko dlatego, że może. Jego Valencia od 5. minuty właśnie przegrywa z Zaragozą. Po 20 minutach Emery zdjął obrońcę i wpuścił Banegę, żeby złamać opór miejscowych. Do przerwy dostał drugą bramkę i jeżeli na 2-0 się skończy, to będzie dobrze. Ale ten mecz ogląda się dużo lepiej niż nasz z Herculesem.

Mourinho to poważny gość. Nie głupoty mu w głowie. Chce wygrywać i wszystko podporządkuje temu celowi, styl zwycięstwa z soboty to dla niego drobnostka. Kibice to przełkną, ja też przełykam, ale za pewną cenę. Mourinho, dawaj mój ćwierćfinał LM!

Liczby tygodnia:

3x2 - To już trzeci z rzędu mecz Benzemy z dubletem. W ostatnich siedmiu latach w La Liga podobne osiągnięcie było udziałem tylko dwóch piłkarzy... Cristiano i Messiego

26 - Tyle lat skończył wczoraj Lass. Feliz Cumple... bla bla bla

0 - Tyle minut rozgrał rezerwowy na mecz z Herculesem Morata. I dobrze. W niedzielę Castilla gra w małych derby z Atletico i Alvaro będzie jej bardziej potrzebny niż byłby pierwszej drużynie

150 - Od tylu meczów Mourinho nie przegrał u siebie w lidze. Liczba imponująca, ale te dwa dodatkowe warunki trochę jednak psują wrażenie. Niech ktoś nie przegra 150 meczów z rzędu w ogóle!

3-0 - W takim stosunku w tym momencie wygrywa Zaragoza z Valencią. Stankievicius wyleciał za drugą żółtą, T. Costa ma szczęście, że nie wyleciał w pierwszej połowie. Emery wygląda jak mały chłopiec, który napsocił i dorośli właśnie się o tym dowiadują.


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails