niedziela, 6 marca 2011

Racing - Real 1-3. Urodziny udane!


Brawo! nie tylko nie straciliśmy punktów na wyjeździe, ale zagraliśmy do przodu, z radością i polotem, a przede wszystkim - agresywnie od samego początku. Obchody 109. urodzin klubu wypadły więc dość okazale.

W pierwszych 20 minutach zacząłem się obawiać, że bez Ronaldo, nie znajdzie się nikt, kto ośmieli się trafić między słupki. Kolejno Benzema, Manolo i Marcelo marnowali idealne sytuacje. Ozil o strzałach nie myślał, tym razem zafiksował się na asystowaniu i cel osiągnął. Dwukrotnie. Najpierw piękna wymiana piłki na jeden kontakt z Benzemą i Adebayorem, wyjście sam na sam i wyłożenie piłki temu ostatniemu, a potem prostopadła piłka między obrońców dla Karima. Mesut szalał.

W drugiej połowie zapłaciliśmy cenę za grę bez defensywnego pomocnika. Lass oczywiście był zawieszony, Khedira kontuzjowany, a Diarra był już od miesiąca w Monaco. Został nam jeszcze Gago, ale on oczywiście sam się kontuzjował, byle przypadkiem nie zagrać pierwszego całego meczu ligowego w sezonie. Tragedia. Jeżeli faktycznie Liverpool go od nas weźmie za te 9 mln, sugeruję im wykupić ubezpieczenie. Będzie drogie, ale się opłaci. Lady Gago jest bardzo regularny jeśli chodzi o robienie sobie krzywdy.

Granero, który z konieczności zagrał obok Xabiego walczył dzielnie i przynajmniej mieliśmy w środku pola dwóch zawodników, którzy nie bali się podawać do przodu. Ale do bronienia wyniku potrzebowaliśmy DM-a z prawdziwego zdarzenia. Tę rolę spełnił Albiol, który wszedł za El Pirata, ale wcześniej straciliśmy gola po kolejnej niefrasobliwości w drugiej linii. Kennedy w sytuacji sam na sam uderzył nie do obrony. Okazuje się, że to była jego 19 taka sytuacja w tym sezonie, a dopiero pierwsza wykorzystana. Cóż, może te poprzednie czegoś go nauczyły, bo strzał był profesjonalny.

Kennedy z resztą potrafi uderzać, zwłaszcza z dystansu i stałych fragmentów. Dziwię się, że nie dali mu wykonywać karnego po tym, jak Xabi zwalił się na Dos Santosa. Pinillos spudłował, podobnie jak czterech jego kolegów przed nim. Z sześciu 'jedenastek' Racing wykorzystał w tym sezonie jedną.

Ale Manolo Adebayor nie był lepszy, kiedy strzelił wprost w Tono. Przynajmniej Di Maria wywalczył karnego, mecz może więc zaliczyć do udanych. Wtedy jednak prowadziliśmy już 3-1, po odpowiedzi Benza na bramkę Kennedy'ego.

Czyżby się Karim wreszcie przebudził na dobre? Już to odtrąbiłem po meczu z Lyonem, potem odszczekiwałem po Deportivo, teraz wolę zachować ostrożność. Bramki co prawda ładne i ważne dla zwycięstwa, ale po powinno ich być więcej. Zbyt wiele razy Benz znów pokazywał swoją ciamajdowatość, m.in. strzelając ponad bramką z 3 metrów... Ale trzeba przyznać, że wypadł lepiej niż Adebayor i raczej miejsca w pierwszym składzie nie straci. Nie chciałbym jednak musieć na niego liczyć w rewanżu z Lyonem, oby magiczne wywary, który popija Ronaldo na swoje bóle pomógł mu wrócić na ten kluczowy mecz.

W Santander na pochwałę zasłużyli, obok wymienionych, Di Maria i Marcelo. Angela piłki za plecy obrońców stają się niezbędnym elementem naszych ataków pozycyjnych. Jego zmysł rozgrywającego wykorzystuje Mourinho, który kazał Kluskowi w drugiej połowie grać w środku pola i wyprowadzać kontry. Jego szybkość, i podanie właśnie, dały nam trzecią bramkę. Marcelo był jak zwykle pożyteczny na swoim skrzydle, akcja z początku to był majstersztyk, aż przyszło mu strzelać. Ale i tak po bramce z Malaga pomału, pomalutku, wyrasta na nowego Roberto Carlosa.

Szansę pokazania się swojej dawnej publiczności dostał Sergio Canales. Przywitały go i gwizdy i oklaski, a jego występ był podobnie niewyraźny jak reakcja fanów.

Co do słabych punktów, nasza obrona wydawała się momentami krucha na tle ruchliwych Dos Santosa, Munitisa i Rosenberga. Ramos kosił równo z trawą, ale na nic ponad żółtko nie zapracował.

Trzeba też zauważyć, że Racing, choć zepchnięty do obrony, starał się jednak ataki wyprowadzać, co ułatwiało nam rozgrywanie na ich połowie. Do przerwy mieliśmy rekordowe 71% posiadania piłki (przez cały mecz 67%) i nie była to do końca zasługa naszej ruchliwości i aktywności bocznych obrońców. Piłkarze Marcelino zostawiali nam po prostu sporo miejsca.

Najważniejsze, jednak, że przejęliśmy inicjatywę i kontrolowaliśmy mecz od samego początku. Nie pozwoliliśmy wymknąć się prowadzeniu i nie zwlekaliśmy na rozstrzygające trafienia aż do nerwowej końcówki. Teraz mamy tydzień na odpoczynek i wylizanie ran. Najważniejszy mecz czeka nas za 10 dni. Tymczasem, możemy świętować tę okrągłą, 109. rocznicę Realu Madryt!

Trochę mniej udanie wypadła dziś Castilla. Bez powołanych na Racing Moraty, Alexa (debiut w 90 minucie), grając już od pierwszej połowy w dziesiątkę, a w drugiej tracąc także trenera Torila (!) zremisowali na wyjeździe z Conquese 2-2. Skończyła się tym samym seria 8 zwycięstw z rzędu. Ale i tak jest bardzo dobrze. Za tydzień gramy u siebie i walczymy dalej o drugie miejsce. Do końca sezonu 10 meczów, tracimy 3 pkt.

Liczby tygodnia:

101 - tyle goli zdobył Real Mourinho w 42 meczach we wszystkich rozgrywkach

600 - tyle bramek stracił Iker jako bramkarz Królewskich

8 - tyle razy w słupki/poprzeczki trafialiśmy w ostatnich 7 meczach!

Hala Madrid!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails