czwartek, 21 kwietnia 2011

El Madrid! El Rey!!! Barcelona 0-1 Real Madryt w finale Pucharu Króla

(fot. MARCA)

Nie mam pojęcia jak Real to przetrwał. Przez większość drugiej połowy Królewscy wyglądali jakby mieli zacząć seryjnie padać na murawę ze zmęczenia. A jednak dociągnęli do dogrywki i to oni zadali decydujący cios, głową Ronaldo!

Na analizę pewnie jeszcze przyjdzie czas, ale teraz przede wszystkim się cieszę. Cieszę się, bo to nasze pierwsze trofeum od 2008 roku. Puchar Króla zaś, pierwszy od 1993. To też oczywiście pierwszy CdR Ikera, który tym samym wygrał już wszystko, co mógł: Puchar Europy, Mistrzostwo Hiszpanii, Puchar Króla, Mistrzostwo Europy i Świata. We wszystkich tych rozgrywkach rozegrał pięć finałów i w żadnym nie dał się pokonać (przeciw Bayerowi gola puścił Cesar, którego Iker zastąpił). Dziś Jego Świętość uratował nas od porażki w drugiej połowie, kiedy m.in. bronił strzały Pedro i Iniesty. Bohater tego meczu. Ale najbardziej się cieszę z tego, jak wielki postęp zdołała nasza drużyna zrobić w ciągu tego roku. Od 0-5 na Camp Nou, przez remis w ostatnią sobotę, po zwycięstwo 1-0 nad Barceloną, której w tym sezonie tak naprawdę nikt nie potrafił zagrozić. Wrażenia z meczu na Bernabeu, potwierdziły się. Real znalazł sposób, by Barcelonę zatrzymać.

Warto w tej chwili pamiętać o El Siete i Gutim, którzy spędzili w Madrycie wiele lat, udanych bądź mniej udanych, ale nigdy nie zdołali Copa del Rey zdobyć. Na twitterze gratulacje dla madridistas przesłał też Miguel Torres, nasz wychowanek, obecnie grający w Getafe.

Fantastycznie, że swoją rolę w tym zwycięstwie odegrał Granero, po Ikerze i Arbeloi nasz trzeci wychowanek na boisku. El Pirata ciężko pracował od samego powrotu z Getafe, żeby móc przydać się drużynie. Dziś zastąpił Khedirę na czas dogrywki.

Dobrze, że zwycięską bramkę zdobył Cristiano, bo on jej najbardziej pragnął, a wcześniej w tym meczu nie szło mu specjalnie dobrze. Nasza druga linia była wyraźnie zmordowana pojedynkiem z soboty i ani Pepe, ani Khedira, ani Xabi nie mieli sił, by przez dziewięćdziesiąt minut biegać za Xavim, Iniestą i Messim. Ale na wysokości zadania stanęła nasza obrona. Od Marcelo, przez Carvalho, Ramosa po Arbeloę, wszyscy byli niewiarygodni. No na posterunku zawsze był Iker, nasz mąż opatrznościowy!

Oczywiście nie dotrwaliśmy do końca w komplecie! Mou będzie mógł swoją śpiewkę ciągnąć. Ale druga żółta kartka dla Di Marii to w tym kontekście akcent tylko humorystyczny. Parę sekund po zejściu Angela sędzia skończył mecz. A był Klusek kolejnym z naszych bohaterów i zaliczył asystę. Ileż może być warte jedno celne podanie!

A teraz Mourinho! Kochany Mou!



Gdyby nie on, tego sukcesu oczywiście by nie było. Biorąc pod uwagę jak okaleczoną psychicznie miał drużynę jesienią, to co udało mu się osiągnąć już po roku pracy jest imponujące! Zdetronizował -- mowa na razie o jednym skromnym tronie -- Barcelonę, co wydawało się przecież nierealne w tak krótkim czasie.

Jeszcze słówko o pokonanych. Spodziewałem się po Blaugrana więcej, mimo wszystko. W drugiej połowie, w dwóch, trzech sytuacjach, mieli nas na widelcu, ale nie przebili się przez ostatnią barierę, Casillasa. Ale wyraźnie brakowało im motywacji, ruchu, szybkości. Lepiej grali w sobotę. Być może to zmęczenie materiału ludzkiego. Piłkarze Realu grali jednak trochę mniej latem, choć dużo więcej odpoczynku też nie mieli. Ale pamiętajmy, że jesteśmy dopiero w połowie maratonu i jeszcze wiele się może zdarzyć. Choć po dzisiejszym wieczorze, na półfinały możemy czekać z dużym spokojem. Już teraz wiadomo, że tanio skóry nie sprzedamy.

Chłopaki się cieszą


A zaraz ruszają na CIBELES!!!

1 komentarze:

Unknown pisze...

HALA MADRID :) w końcu!

ten mecz udowodnił że nie zawsze wygrywa piękna przemyślana gra i gra klepką przez 90 minut.
a tym razem kontrataki były zabójcze , w tym jeden szczególnie i to było receptą na sukces.
No i Mou doczekał się Trofeum!

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails