sobota, 30 kwietnia 2011

Odezwa do kibiców Realu Madryt


Madridistas, mamy wojnę! Wrogiem jest oczywiście Barcelona, ale będziemy musieli też mierzyć się z UEFA, jej sędziami, z mediami hiszpańskimi i zagranicznymi, a kto wie, czy też nie ze zdrajcami w naszych własnych szeregach. W tej wojnie walczymy o PRAWDĘ. Prawdę o Realu Madryt, największym, najbogatszym i zarazem najbardziej krzywdzonym i poniewieranym klubem przez ten ohydny piłkarski świat! I pamiętajcie, nie chodzi nam o zwycięstwa na boisku. Wiadomo, że nie możemy wygrać. Nie miejcie więc pretensji do trenera ani piłkarzy, jeśli stojąc na własnej połowie przez cały mecz przegrają go. Oni nie ponoszą ŻADNEJ odpowiedzialności za wynik. Dlatego nie tytuły, ale prawda jest naszym celem.

Don Alfredo Di Stefano jest po naszej stronie, jakby ktoś miał wątpliwości. W ostatnim tygodniu wypowiadał się bowiem o grze naszej drużyny i o metodach naszego trenera w życzliwy sposób, więc wybaczamy mu słowa po ligowym El Clasico. Zresztą, przecież on tak naprawdę tego nie napisał. A jeśli napisał, to na pewno tak nie myślał. Popatrzcie sami, co mówi w swoich ostatnich wystąpieniach medialnych. Śledźcie też gazety pod kątem jego kolejnych wypowiedzi, a nuż znów powie coś, czego naprawdę nie myśli i trzeba będzie szybko sprawę naprostować.

Jeśli chodzi o zdrajców, dwaj sami się już ujawnili. 

Pierwszym jest dobrze nam znany Ramon Calderon. Jakież to smutne, że jednostka tak zasłużona w walce o siłę instytucjonalną Realu Madryt obraca się teraz przeciw swemu klubowi. Calderon, sam swego czasu będący ofiarą zdradzieckiego spisku, nim został podstępnie odsunięty od władzy, w dwa i pół roku wywalił na zbity pysk dwóch trenerów, którzy wygrali dla nas dwa tytuły mistrzowskie. A wiadomo, że my nie możemy wygrać! Musieli to więc być zdrajcy i prezes Calderon wykazał się bohaterstwem, za które 'podziękowaniem' było odsunięcie go od władzy. W dwa lata za zbity pysk dwóch mistrzów! A dziś na usługach wroga zarzuca nam, że klubem rządzi trener, którego konferencja prasowa była 'niedorzeczna' i który szkodzi klubowi! 

A o czym trener miał mówić z dziennikarzami. O decyzjach personalnych? O nastawieniu drużyny? Były prezes zapomniał chyba, że NIE MOŻEMY WYGRAĆ, nie ma więc sensu mówić o grze na boisku. Nie znamy motywów, które skłoniły Ramona Calderona do tego pożałowania godnego wystąpienia, jeśli uda nam się coś ustalić, bezzwłocznie Was powiadomimy. Na razie jedno możemy wykluczyć ponad wszelką wątpliwość. Nie miał na celu osłabienia pozycji obecnego zarządu w celach osobistych. Na pewno nie przeszło mu przez myśl, by w przyszłości samemu ubiegać się ponownie o fotel prezesa, a nawet jeśli, to z całą pewnością nie chciał postawić w lepszym świetle siebie samego, poniżając Florentino Pereza. 

Drugi zdrajca to prezes Hiszpańskiego Komitetu Olimpijskiego, Alejandro Blanco. Jego nazwisko, dotąd równoznaczne z jego moralnie słuszną postawą, od dziś jest tylko ponurą ironią. U tego człowieka nawet białka oczu mają już granatowo-bordowy kolor, co zresztą wydaje się połączeniem estetycznie mało fortunnym. I tenże Alejandro Blanco zarzuca naszemu trenerowi, że jego konferencja prasowa i styl pracy podminowują wartości Realu Madryt! A przecież już wcześniej w tym roku Florentino Perez tłumaczył, że obecny zarząd i sztab szkoleniowy mają w sercach seniorio, etyczny kodeks Santiago Bernabeu. Prezes chyba jasno dał do zrozumienia, że postępowanie zgodne z tym kodeksem oznacza bronienie klubu przed atakami i niesprawiedliwym traktowaniem. Kto chce twierdzić, że Real Madryt ma w tradycji godnie znosić przeciwności od niego niezależne i nie skarżyć się na arbitrów (by dać przykład pierwszy lepszy z brzegu) chyba upadł na głowę na schodach Camp Nou, z którego biur wymykał się ukradkiem. Zresztą, Real Madryt nie wymawia się, tylko broni się przed potężnym spiskiem. Więc o czym my tu w ogóle mówimy!

To na razie dwóch spiskowców. Miejcie oczy i uszy otwarte, bo będzie ich więcej.

Z dobrych wiadomości, a nawet bardzo dobrych, naczelne dowodzenie w naszej walce objął sam prezes Florentino Perez. Początkowo mogło wydawać się, że trener Mourinho w pojedynkę porwał się na bestię spisku. Istniało ryzyko, że zarząd, choć nie odetnie się całkowicie od słów szkoleniowca, okaże pewien dystans wobec jego interpretacji ostatnich wydarzeń. Pozwoliło by to niektórym kibicom, nie dość zaangażowanym we wspieranie klubu tchórzliwym pijawkom, nieskorym do poświęceń, nadal utożsamiać się z polityką Realu Madryt. Ten marny sort 'kibiców' cechowała dotąd pewna ironia wobec bohaterskiej postawy naszego trenera, ironia charakterystyczna dla jednostek z zaburzeniami postrzegania rzeczywistości, nie potrafiących dostrzec knowań sił rządzących światowym futbolem. Na szczęście jednak, nasz kochany zarząd i nasz drogi trener mówią jednym, donośnym głosem o aksamitnej barwie i portugalskim akcencie.

Nasz prezes pozyskał więc na sprzymierzeńców madryckie media, w których na szczęście znalazło się całkiem sporo szlachetnych i odważnych dziennikarzy, mających trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Walczą oni dzielnie z podłymi manipulacjami gazet wrogiego obozu, które bezwstydnie dodają klatki do materiału filmowego, byle tylko wykazać, że Pepe 'faulował' Daniego Alvesa! Tymczasem Pepe nawet nie dotknął nogi Brazylijczyka, a nawet gdyby dotknął, na pewno nie spowodowałby groźnej kontuzji. Co najwyżej rozcięcie skóry. Parę szwów i by się zagoiło. A skoro już mówimy o prawdzie, drodzy Madridistas, wiedzcie, że to Alves faulował Pepego, nie odwrotnie, czego dowodem jest zdjęcie z naszej powitalnej strony naszego portalu internetowego. A jak wiadomo, zdjęcia mówią wszystko. A gdyby jednak komuś nie mówiły, dodaliśmy tam napis 'dlaczego Pepe został wyrzucony?' Albowiem to on był faulowany!

Podczas gdy w sprzymierzonych z nami redakcjach oprogramowanie do edycji materiału wideo i zdjęć rozgrzane jest do czerwoności, nasi prawnicy musieli zmierzyć się z kontratakiem katalońskim. Wróg postanowił pozyskać dla swojej sprawy neutralne(?) dotąd siły federacji europejskiej UEFA i tendencyjnie przedstawił przebieg wydarzeń na Santiago Bernabeu w ostatnią środę. Nie prawdą jest bowiem, że nasz trener wystawił na szwank reputację i honor FC Barcelona. Nieprawda i już! I niech lepiej zamkną te swoje barcelońskie gęby, bo wycelujemy w nie lasery! 

Tendencyjność władz europejskich widać jak na dłoni. W końcu otworzyły one śledztwo przeciw naszemu trenerowi oraz Pepemu nawet zanim Barcelona złożyła doniesienie. Podejrzewamy, że argumentem, który ostatecznie przekabacił UEFA na stronę wroga była deklaracja, że trener Guardiola nigdy by nie wypowiedział się tak brzydko jak trener Mourinho, bo trener Guardiola generalnie jest znany jako człowiek opanowany, serdeczny, nad awanturnictwo przedkładający grę w warcaby w parku wraz ze swoimi piłkarzami. Plotka niesie, że Xavi Hernandez nigdy z nim nie wygrywa, bo nieustannie 'jako jedyny próbuje grać w futbol'. Cóż, tutaj musimy przyznać się do porażki, bo nasi retorzy nie wpadli na tak nieodparty argument.

Ze wstydem przyznajemy się także do porażki na innym polu, niestety na polu leżącym u samego jądra sportu zwanego piłką nożną. Mowa oczywiście o symulowaniu fauli. Katalończycy zapowiadali przed meczem, że swoją wyższość pokażą na boisku i - bolesne to - słowa dotrzymali. Sztuczki Busqetsa i kreatywność Pedro zupełnie zaskoczyły naszych piłkarzy, którzy uświadomili sobie, jak ograniczonym repertuarem zagrań dotąd dysponowali. Samo upadanie bez pomocy rywala, z krzykiem rozdzierającym nawet harmider kompletu publiczności madryckiego osiemdziesięciotysięcznika już na nikim nie robi wrażenia. Dziś, jeśli nie łapiesz się dramatycznie za twarz, nic w futbolu nie ugrasz. Jedynie Di Maria był w stanie jako tako dotrzymać kroku rywalom, wyłudzając jedną żółtą kartkę dla obrońcy. Ale po meczu sam Adebayor przyznał z podziwem, że zawodnicy Guardioli 'padali na murawę i płakali jak dzieci'. Nie często się zdarza, by największy rywal w tak bezpośrednich słowach docenił swojego pogromcę. Zupełne mistrzostwo natomiast zademonstrował Dani Alves, który odegrał postać z filmów Van Damme'a. W pierwszej scenie ciężko obity, z bólu skulony na murawie, po chwili, dzięki dalekowschodnim technikom regeneracji, uporał się z urazem, po którym nie został nawet ślad i wrócił do walki. Publiczność była pod tak dużym wrażeniem jego występu, że aż gwizdnęła z zachwytu. Cóż możemy powiedzieć... Pozostaje jeszcze rewanż na Camp Nou i miejmy nadzieję, że udowodnimy Katalończykom, że też znamy się na futbolu.

Na szczęście, drodzy Madridistas, jak dotąd prezentujecie podziwu godną jedność. Wasza nienawiść do Barcelony i odporność na wredne manipulacje jej obozu jest co najmniej budująca! Po latach gwizdania na swoją drużynę widzicie teraz chyba, że przyjemniej jest nienawidzić obcych, nie swoich. Folgujcie sobie więc! 

Pamiętajcie, że oni NIGDY i W NICZYM nie mają racji! Otwierają buzie tylko po to, by kłamać albo by udawać ból po faulu. Nasza propaganda (która oczywiście nie jest nawet propagandą, tylko kurierem PRAWDY) będzie stawiać zaciekły opór wszelkim wrogim manipulacjom. Zrobimy wszystko, żeby z całą obiektywnością przedstawiać Wam prawdziwy obraz rzeczywistości i postaramy się, by nie przyszło Wam do głowy zadawać pytania merytoryczne na temat rozgrywanych przez nas meczów i postawy drużyny w tychże. Spójrzcie na dziennikarzy, także zagranicznych. Oni o to nie pytają - przynajmniej na razie, w końcu wiadomo, że to wrogowie. Dlaczego więc Wy mielibyście pytać? 

Pamiętajcie też, że wśród naszych sprzymierzeńców mamy całe zastępy zasłużonych dla Realu Madryt, od obecnych w zarządzie członków 'piątki sępa' po goszczący w naszych lożach sztab szkoleniowy reprezentacji Hiszpanii. No i oczywiście pamiętajcie o Don Alfredo, z nami przynajmniej od tygodnia. Słuchajcie go, ale baczcie, czy przypadkiem nie zaczyna mówić od rzeczy. Wtedy go nie słuchajcie.

Tak oto przedstawiają się sprawy. W tej chwili linia frontu rysuje się wyraźnie i przecina futbolowy świat na dwoje BEZ RESZTY. Każdy kto nie jest z nami jest przeciwko nam. Każdy, kto nie głosi światowego spisku jest albo jego pachołkiem albo grzeszy zaniechaniem, o czym uczy nas trener Mourinho. To jest stan wojny, a wojna nie jest dla mięczaków, dla mędrków i dla dzielących włos na czworo. Wojna jest dla żołnierzy, a żołnierz nie ma myśleć, tylko słuchać. Madridismo potrzebuje żołnierzy!

2 komentarze:

kadeem pisze...

Prawie jak Tomas Roncero :)

cichonio pisze...

haha:D ojej

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails