Miały być emocjonujące derby Barcelony, a okazało się, że były to jedne z najbardziej spokojnych derbów stolicy Katalonii jakie widziałem. Barca mniej więcej od 6 minuty spotkania przejęła całkowitą kontrolę nad spotkaniem i nie oddała jej do końca. Espanyol starał się coś zrobić, ale z tego starania nic nie wychodziło. Mecz nie przypominał zaciętych derbów: 71%-29% w posiadaniu piłki, 14-6 w strzałach i 13-14 w faulach, wynik? 2-0 dla Barcelony.
Jesteśmy szczęśliwi, to było dobre zwycięstwo nad Espanyolem, derby nigdy nie są łatwe. Jesteśmy już bardzo blisko zwycięstwa w La Liga – z słów Xaviego po meczu najważniejsze jest ostatnie zdanie, resztę można wziąć w nawias. Jesteśmy już o mały krok od zdobycia mistrzostwa. W ostatnich trzech meczach Barca musi zdobyć 1 malutki punkcik, a gdy spojrzymy na terminarz, to zobaczymy: Levante (w), Derpor (d) i Malaga (w). Wszystkie te drużyny są zagrożone spadkiem (Levante zajmuje 10 miejsce i ma tylko 4 punkty przewagi na strefą spadkową!), ale nie sądzę, żeby Guardiola się tym przejmował i już w najbliższą środę przypieczętujemy zwycięstwo w lidze. Hurra!
Co do samego meczu, Pep wystawił skład najlepszy z możliwych, czyli: Valdes, Dani, Fontas, Mascherano, Piquenbauer, Busquets, Xavi, Iniesta, Pedro, Villa, Messi. Puyol zasiadł na trybunach i dlatego w jego miejsce zagrał młody Fontas. Trzeba powiedzieć, że jak na środkowego obrońcę Andreu spisał się całkiem dobrze w roli lewego obrońcy. Jasne, że Espanyol starał się wykorzystać brak doświadczenia naszego wychowanka, ale mimo paru błędów w ustawieniu jestem zadowolony z tego co ten młodzian pokazał (Pep zresztą też).
Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była bardzo dobra, wysoki, agresywny pressing, szybki odbiór piłki i parę naprawdę znakomitych zespołowych akcji, które przy braku Villi odrobinie szczęścia mogłyby zakończyć się golem. Iniesta był bestią i panował na połowie rywala, żaden z obrońców/pomocników nie potrafił mu zabrać piłki. Co przyniosło efekt w 29 minucie kiedy to po złym wybiciu piłki przez obrońców Espanyolu, Iniesta rozpoczął rajd, wbiegł w pole karne, minął jednego obrońcę i strzelił nie-do-obrony. Klasyczne Iniestazo. To był jego 8 gol w tym sezonie (najwięcej w karierze), co przy jego predyspozycjach jest zaskakująco niskim wynikiem, ale jeśli ktoś ogląda grę Barcelony regularnie, to wie jaki wpływ na naszą postawę ma Iniesta. Statystyki wszystkiego nie mówią. Prawda Andres?
Wczorajszy występ Gostface’a zasługuje na miano Zawodnika Meczu i nie ma co do tego wątpliwości. Oczywiście nie należy zapominać o innych graczach. Moim drugim zawodnikiem meczu był Mascherano. To najlepszy transfer Pepa i mój ulubieniec. Jego wartość jest nie do przecenienia, jest znakomitym defensywnym pomocnikiem, a w Barcelonie okazało się, że jest także wyśmienitym środkowym obrońcą. Wczoraj naprawiał błędy i Pique’go i Fontasa i Alvesa i Busquetsa, czy można wymagać więcej od swojego zawodnika? Czekam jeszcze tylko aż zdobędzie gola, bo jak na razie jest jedynym zawodnikiem z pola, który nie zdobył dla Barcelony bramki.
Na oddzielne słowa zasługuje także Messi. Leo zdobył w tym sezonie jakąś nieziemską liczbę goli i dołożył do tego wiele asyst, wczoraj znowu pokazał, że dla niego liczy się przede wszystkim drużyna. Madrycka prasa może się onanizować golami CR, ale nie mam cienia wątpliwości, że gdyby tylko mogli, to wymieniliby pysznego Portugalczyka na boskiego Argentyńczyka. Bo właśnie taka jest między nimi przepaść: pierwszy reprezentuje sobą ziemskie ułomności, a drugi niebiańskie zdolności. El Dios del fútbol – Leo Messi.
Drugiego gola w tym spotkaniu Barca zdobyła po rzucie rożnym, a jeśli po rzucie rożnym to gola mógł strzelić tylko Pique (bo Thiago nie grał) i strzelił. Raul Rodriguez został zablokowany, Gerard spokojnie nabiegł na krótki słupek i strzelił z główki prosto do bramki. Puyol mógł się zacząć cieszyć, wysłać “moc, moc”, na co Pique odpowiedział “o00000hh”. Przyjaźń kwitnie.
I to by było na tyle z emocji i z derbów Barcelony. Blaugrana wygrała zasłużenie, co pewnie już zostało opowiedziane przez Martina Fergusona, który był wczoraj na Camp Nou, swojemu bratu, niejakiemu sir Alexowi. Finał z Manchesterem zapowiada się pasjonująco, dlatego musimy jak najszybciej zdobyć ten brakujący punkt żeby spokojnie się do Wembley przygotować.
Visca el Barca!
P.S.
David Villa – o nim nie mam siły pisać, bo jak można spudłować coś takiego? Byłaby akcja roku, jest klops roku. Szkoda.
0 komentarze:
Prześlij komentarz