Frustrujący okazał się start La liga dla kibiców blancos. Po średnio ciekawym meczu, mimo kilku doskonałych okazji, z Majorki do Madrytu zabieramy tylko punkt. Wobec gładkiego zwycięstwa Barcelony nad Santander, mój przedsezonowy optymizm został wystawiony na próbę zarówno przez rezultat, jak i styl gry. Zaczęliśmy takim ustawieniem:
Ważnym dla Mou czynnikiem przy selekcji był stopień zintegrowania z drużyną, co wprost zależało od tego jak długo dany zawodnik pod okiem The Special One trenuje.
Stąd obecność m.in. Canalesa. Podobnie tłumaczę brak Khediry w powyższym zestawieniu, w końcu zagrał Niemiec raptem w jakichś dwóch sparingach. Cieszy mnie natomiast, że Lass ma dość mocną pozycję w zespole (przynajmniej mocniejszą niż sądziłem), a Mourinho chwali jego rozwój od czasu kiedu obaj pracowali w Chelsea. Wydaje się, że w przodzie pozycje nie były sztywno przypisane, co dziwi zwłaszcza, że nasz treneiro był niezadowolony z efektów takiej swobody naszych atakujacych w meczu z Herculesem. Możliwe więc, że taki sposób gry wziął się z problemów drużyny i napastników, który instynktownie szukali jak najlepszych rozwiązań, bowiem przebiegu meczu nie był całkiem dla madritistas pomyślny.
Zaczęliśmy mecz spokojnie, po paru minutach gry w środku pola zaczęliśmy przejmować inicjatywę i coraz dłużej wymieniać podania. Niestety, wobec wycofania się Majorki na swoją połowę i niezłego presingu, nie potrafilismy się przedostać pod bramkę Aouate'a. Canales próbwał rozgrywac piłkę, ale graliśmy trochę za daleko od siebie, więć nie bardzo miał z kim rozegrać klepki wyprzedzającej obrońców. Mimo tego miał jedno genialne podanie do Pipity, po którym ten wyszedł sam na sam, ale przytrzymywany przez obrońców stracił piłkę na rzecz bramkarza.
W sytuacji, kiedy środek był zagęszczony, trochę nam brakowało akcji skrzydłami, bo i C-ron i Di Maria grali po "nie swoich" stronach, więc częściej dryblowali do środka niż do linii końcowej. Lepiej mimo wszystko wyglądało skrzydło prawe, ale to dzięki Arbeloi, który był w ataku dość aktywny.
W pierszych trzydziestu minutach oddaliśmy tylko jeden celny strzał, nogą CR7. Wcześniej uderzał minimlanie niecelnie. Później Real, jakby trochę zrezygnowany, oddał inicjatywę gospodarzom, co trwało w zasadzie do końca pierwszej połowy. W samej końcówce drużyna Laudrupa miała dwie groźne sytuacje, ale trochę szczęśliwie, zachowaliśmy czyste konto do przerwy.
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaLass rozegrał dziś cały mecz, ale skończył go z urazem łydki... (foto: Getty Images)
Druga połowa była już zdecydowanie dla nas, mimo że piłki do siatki nie wpakowaliśmy. Naciskaliśmy niemal nieustannie, a Majorka potrafiła zrobić tylko parę kontr, choć niektóre były naprawdę groźne. Najlepszą sytuację, zmarnował Enrich, który z niewielkiej odlegołości, mając dużo miejsca przeniósł wolej ponad bramką Ikera.
Na przeciwną bramkę, sytuacje partolili przed wszystkim Ronaldo i Higuain (zwłaszcza ten drugi), którzy nie wykorzystali paru sytuacji sam na sam. Z ławki pojawili się na boisku Oezil (za Canalesa) i Benzi (za Di Marię) a także Khedira (za Arbeloę). Ale mimo przyzwoitych występów, zaden nie odmienił losów meczu. Oto statystyki z soccernet.espn.go.com:
MATCH STATS
Mallorca Real Madrid
Strzały (celne) 7(2) 16(5)
Kosy 16 15
Rogi 1 4
Spalone 5 9
Posiadanie piłki 36% 64%
Żółte 2 2
Czerwone 0 0
Obrony bramkarzy 5 2
Jak widać, w przekroju całego meczu, przewagę mieliśmy sporą i takie też było moje wrażenie jako widza. Mourinho powiedział, że te 5-6 sytuacji, które stworzyliśmy powinny wystarczyć do wygrania meczu i zgadzam się z tym całkowicie. Bylismy naprawdę bardzo nieskuteczni. Co - poza strzelaniem - można było zrobić lepiej?
Z pomeczowej perspektywy, na minus oceniam decyzję o wystawieniu Lassa zamiast Khediry. Francuz nie grał źle, miał parę ważnych odbiorów, ale kiedy Khedira zmienił go na środku pomocy (Lass przeszedł na prawą obronę), od razu zyskaliśmy w ataku. Sami potrafił dojść do główki w polu karnym Majorki, raz nawet prawie strzelił gola, choć sędzia odgwizdał jego faul, o który można się spierać. Grunt, że jego obecność na boisku daje nam jeszcze jedną opcję w ataku, a to jest bardzo ważne, kiedy gramy tylko jednym napastnikiem i nasza obecność przed samą bramką rywala jest ograniczona.
I tak wg mnie powinnismy grać od początku, bo rywal nie był aż tak silny (a do tego skupiony na obronie), żeby Khedira sobie z zadaniami obronnymi nie poradził, nawet po krótkim czasie z zespołem. Wydaje się, że Mou niepotrzebnie asekuracyjnie dobrał skład. Jako asekurację tyłów interpretuję też przesunięcie małego Diarry na miejsce Arbeloi. Szkoda, że to nie Alvaro został na placu gry.
Reszta obrony wypadła nieźle, zdecydowanie najlepiej Carvalho. W pojedynkę zatrzymał kilka groźnych kontr, w tym raz kapitalnym ryzykownym wślizgiem. W ogóle mi nie przeszkadza jego "wyjaśnianie" sytuacji, kiedy wali piłkę bezmyślnie na aut, byle oddalić zagrożenie. Niech to robi, jeśli tylko rzesztę swoich zadań będzie wykonywał tak fantastycznie.
Zerowy bilans wypracował Marcelo, który w końcowej części spotkania aktywnie włączał się do ataku, ale w tyłach powtarzał stare błędy. W jednej sytuacji dał się przeskoczyć dokładnie tak, jak rok temu w Sewilli, tyle że tym razem nie przegraliśmy przez to meczu. W tym okienku już chyba nie, ale może na święta Floro Perez podaruje trenerowi i drużnie nowego lewego obrońcę. Póki co, możemy na szczęście liczyć na Ikera, który utrzymuje wysoką formę także po mundialu.
...a CR7 odnowiła się kontuzja kostki (foto: Paul Hanna/Reuters )
Nie mogę nie wspomnieć jeszcze o prawym skrzydle i tym, którego tam dziś zabrakło. Pedro Leon to mój faworyt, bo przyszedł z Getafe, tak jak nasi canteranos: Granero i De la Red, i trochę mi też oszczędnym, a skutecznym stylem gry ich przypomina. Nie macha bezproduktywnie nogami nad piłką kiedy drybluje, bazuje raczej na przyśpieszeniu, inteligencji i prezycji zagrań. Co ważne, ponieważ jest prawonożny, dałby nam dziś więcej szerokości niż Di Maria, ciągnąc akcje częściej do linii końcowej. Lepiej od Argentyńczyka nadaje się też do ataku pozycyjnego, bo potrzebuje mniej miejsca dla swoich manewrów i celniej wrzuca piłkę. Angela za to chętnie bym zobaczył wchodzącego w 60min., tak jak w spraingach. Mogłby grać tak jak lubi, wyprzedzając obrońców na większej przestrzeni i gnając jak wicher na bramkę.
Z perspektywy wyścigu po tytuł, zwracamy dziś uwagę raczej na stracone dwa punkty, niż jeden zyskany. Trudno liczyć, że Barca zgubi dużo punktów w meczach ze średniakami. Ale mimo to, pewne trudności na Majorce były do przewidzenia. Trzeba ciągle pamiętać, że drużyna trenuje
Mou dostał dziś żółtą kartkę. Na razie od tylko od sędziego (foto. Marca)
w komplecie mniej niż miesiąc, a nowy trener buduję ją od początku. Trudno oczekiwać na tym etapie płynnej gry przeciw zmasowanej obronie i pełnego zaufania piłkarzy do siebie nawzajem. Tym bardziej, że druzyna Realu - nawet jeśli nie wszyscy obecni zawodnicy osobiście - dzwiga świadomość porażki w kilku ostatnich latach na krajowym i europejskim podwórku. W takiej sytuacji, nic dziwnego, że może jej brakować pewności. Real Pellerginiego lepiej zaczął rozgrywki, ale tamta drużyna bardziej opierała się na grze indywidualnej gwiazd niż Mou by sobie życzył. W efekcie, zeszłoroczny Real przestał się w pewnym momencie rozwijać i w kluczowych meczach nie wznosił się ponad swój zwykły poziom. Bardziej kolektywna gra zawiera większy potencjał, ale też wymaga więcej pracy. Niecierpliwym chciałbym przypomineć naszą najnowszą historię.
Capello potrafił zadbać o morale drużyny i wykrzesać z niej maksimum. W dramatycznych okolicznosciach zdobył mistrzostwo. Jego następca Schuster, przejął mistrzowską druzynę, uzupełnił kilkoma klasowymi zawodnikami i obronił tytuł. W następnym roku było już trudniej, bo nie potrafił tchnąć nowej energii w zawodników. W efekcie, szybko został zastąpiony Juande Ramosem, który już samym przyjściem pobudził nieco piłkarzy, ale tylko na tyle, by odnieśli oni mnóstwo małych zwycięstw i parę sromotnych klęsk.
Kolejny trener, Pellegrini, budował drużynę już od początku, po przegranym sezonie. Zostało mu kupionych - niezależnie od jego zdania - kilka gwiazd, kilka - takoż - zabranych. Od początku jednak pracował pod ogromną presją i nie cieszył się przesadnym zaufaniem władz klubu (ledwie dwuletni kotrakt). Wyniki jakie osiągnął, przypominały bardzo te jego poprzednika, bo de facto, obaj pracowali w podobnych warunkach: musieli zrobić wynik od razu.
Sytuacja, jaką zastał Mourinho w Realu nie była normalna. Częściowo z własnego wyboru - ale Pellegrini też nic trwałego po sobie nie zostawił - na nowo buduje drużynę od początku. To jednak wymaga czasu, pracy i cierpliwości. Zwyczajnie trzeba się liczyć z tym, że możemy nie wygrać tytułu w tym roku. Żeby doczekać się powrotu drużyny na europejski szczyt, musimy przyjąć perspektywę dłuższą niż jeden sezon. Kto wie, czy nie łatwiej nam będzie walczyć w tym sezonie o Puchar Mistrzów niż o mistrzostwo ligi. Wyjście z grupy możemy osiągnąć nawet nie do końca uformowaną drużyną, a ewentualne straty punktów nie mają znaczenia w fazie pucharowej. Wtedy będziemy mieć pół roku na szlifowanie naszego stylu. Czas gra na naszą korzyść.
To powiedziawszy, wciąż z pewnym optymizmem czekam na dalszy rozwój wypadków w lidze hiszpańskiej. Nadal wierzę w Mourinho, a w nowej drużynie upatruję ogromny potencjał: kiedy rozbłyśnie na dobre czarodziej Di Maria, kiedy Canales znajdzie wspólny język z CR7 i Higuainem, kiedy Khedira zacznie strzelać gole podłączając się z drugiej linii. Na pewno czeka nas dużo magicznych wieczorów,a najbliższa na to szansa będzie 12. września. Bernabeu na pewno będzie dla piłkarzy dodatkową motywacją na kolejnym etapie wyścigu po mistrzostwo. Wyścigu, który dopiero się zaczyna.
0 komentarze:
Prześlij komentarz