Jak pisałem w zapowiedzi, ostatnie wizyty Sevilli na Cam Nou kończyły się wysokimi wygranymi Blaugrany, więc mogę napisać, że nic się nie zmieniło. Barcelona rozegrała swój najlepszy mecz w tym sezonie i pokonała Sevillę 5:0 po bramkach Messiego (dwóch, a nie mówiłem!), Daniego Alvesa i uwaga... El Guaje! (także dwa gole). Ważne są trzy punkty, ale jeszcze ważniejszy był styl w jakim te trzy punkty wywalczyliśmy. Pierwszy raz w tym sezonie Barca zagrała pięknie i skutecznie. Pep może być bardzo zadowolony z postawy swoich zawodników, bo przed wyjazdem do Kopenhagi pokazali, że są w coraz lepszej formie. To była naprawdę piękna noc w Barcelonie.
Muszę przyznać, że jestem zachwycony. Po raz pierwszy w sezonie zobaczyłem Barcę w dobrej formie. Od początku meczu to Barcelona dyktowała tempo gry, piłka przemieszczała się w bardzo szybkim tempie, z czym gracze Sevilli mieli ogromne problemy. Nasi zawodnicy z kolei płynnie poruszali się po boisku, bez zbędnych ruchów, ale tak by nie pozostawić wątpliwości kto jest lepszy i do kogo należy to boisko. Sposób w jaki biegali gracze Barcelony w końcu nawiązywał do tego z poprzedniego sezonu, bądź nawet z przed dwóch sezonów, kiedy to Barca rozjeżdżała swoich rywali z łatwością.
I tak też wyglądał ten mecz. Barcelona rozjechała Sevillę bez mrugnięcia okiem, z zimną krwią, a zarazem z fantazją i polotem godnym największych artystów. Skoro już o artystach mowa, to Pep wystawił dokładnie taki skład jak napisałem w zapowiedzi, czyli: Valdes, Abidal, Pique, Puyol, Dani, Busi, Xavi, Don Andres, Pedritto, El Guaje, Messiah. Pierwszy raz udało mi się trafić ze składem, bo do tej pory Mister zaskakiwał, tym razem postawił na najlepszych. Co przyniosło oczekiwane efekty.
Pierwszy gol padł już w czwartej minucie, kiedy to po akcji Pedritta i zamieszaniu w polu karnym Messi dopadł do piłki i zwyczajnie umieścił ją w siatce. Zapewne zadedykował tego gola swojemu idolowi, który w dzień meczu obchodził urodziny, El Diego dostał miły prezent. Ostatnio pisałem, że Messi powoli odzyskuje formę z poprzedniego sezonu i moje słowa się sprawdzają. Podajże dwa lub trzy przegrane dryblingi w całym meczu, to znaczny postęp w porównaniu do początku sezonu. Poza tym Leo odzyskał szybkość i dynamikę, co oznacza tylko jedno: koszmar dla naszych przeciwników.
Drugi gol, to chyba najprzyjemniejszy moment tego spotkania. W 24 minucie, Messiah minął dryblingiem dwóch przeciwników, podał na skrzydło do Villi, ten minął jednego obrońcę i posłał piłkę w okienko bramki Sevilli. Widać było jak bardzo potrzebował tego nasz napastnik, cały stres i presja wylądowały razem z piłką w bramce przeciwnika, a David odetchną z ulgą. Piękny gol, który pokazał, że Barca ten mecz wygra. W pierwszej połowie więcej goli nie padło, choć parę okazji było, ale brakowało wykończenia. Barca naciskała, grała kombinacyjnie i szybko z czego wynikały faule. W 45 minucie za drugą żółtą kartkę boisko opuścił Konko i było po meczu, bo nikt nie wierzył (łącznie z graczami Sevilli), że Andaluzyjczycy mogą bardziej zagrozić Barcelonie w dziesiątkę niż w jedenastkę.
Fakt, że trener Manzano nie mógł wystawić trzech podstawowych zawodników, nie tłumaczy słabej postawy Sevilli. Nie widać było pomysłu na grę w poczynaniach naszych rywali, nie wychodził im ani atak pozycyjny, ani kontry. Czasami aż przykro było patrzeć, jak bezradni są gracze Sevilli. Cóż, chyba czas się żegnać ze starą Sevillą, która zdobywała Pucha UEFA, bez kompleksów walczyła jak równy z Realem czy Barcą. Szkoda.
W drugiej połowie obserwowaliśmy tylko jedną drużynę. Gdy Daniel podwyższył wynik na trzy do zera, Guardiola mógł przeprowadzić zmiany i tak na boisku pojawili się: Bojan i Mascherano za Pedro i Xaviego. Xavi zagrał dobre spotkanie, ale ciągle jest pod obserwacją lekarzy i dlatego będzie odpoczywał jak tylko będzie mógł. Więc Pep zdjął go już po godzinie gry i słusznie. Nie ma co nadwyrężać zdrowia Xaviego, najlepiej by było gdyby odpoczął tyle ile musi, ale najwidoczniej przerwa musiałby być zbyt długa. W relacji Guardiana dziennikarza piszę, że Xavi teraz to taki Ledley King - ciekawe spostrzeżenie, ale chyba przesadzone.
Czwartego i piątego gola zdobyliśmy w bardzo podobny sposób: zejście zawodnika do środka i strzał po długi rogu zza pola karnego. Messi i Villa - zdobywcy tych goli, coraz lepiej ze sobą współpracują. Nie mówię, że jest to współpraca idealna, ale jest naprawdę coraz lepsza. Co jest bardzo dobrą wiadomością dla całego zespołu. Wszyscy na tym korzystają - klub, bo wygrywa, - Villa, bo strzela gole, - Messi, bo strzela gole i asystuje (lub zacznie asystować).
Trener Manzano po meczu powiedział, że Barcelona gra futbol z innej bajki i faktycznie tak było. Miło jest wreszcie zobaczyć cały zespół w dobrej formie. Nawet Bojan wyglądał dobrze, o Mascherano nie wspominam, bo kto czyta tego bloga ten wie, że dla mnie to zawodnik na pierwszy skład. W 66 minucie za Puyola na boisku pojawił się były gracz Sevilli, Adriano i spisał się całkiem dobrze. Zagrał na lewej obronie, bo do środka przeszedł Abidal, jak dla mnie jeden z najlepszych graczy tego meczu. Francuz w obronie był nie do zdarcia, a w ataku grał niezwykle mądrze. Zawsze dziwiły mnie opinie, że Abidal to słaby obrońca. W tym sezonie udowadnia wszystkim krytykom, że byli w błędzie. Tak trzymaj Eric.
Lubię takie mecze, od pierwszej do ostatniej minuty dominacja w pięknym stylu. Guardiola był zachwycony po meczu i wynikiem i stylem (czemu się nie dziwię), mówił, że zmierzamy w dobrym kierunku. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że właśnie tak jest. To była piękna noc w Barcelonie.
Bramki:
P.S.
Do poczytania Paweł Czado.
0 komentarze:
Prześlij komentarz