Carvalho powalił Atletico na murawę, a Ozil dobił. Napisałbym, że mecz był rozczarowująco nudny, ale bardziej prawdopodobne jest, że nadinterpretowałem symptomy wzrostu formy colchoneros i być może nasze łatwe zwycięstwo można było przewidzieć.
Bohaterem meczu był dla mnie Carvalho. Jego bramkowa akcja była równie niespodziewana ale i na swój sposób genialna, co ta z meczu z Osasuną. Ricardo przychwycił piłkę w środku, podał do Higuaina i biegł za akcją. Pipa wziął na siebie dwóch obrońców i oddał piłkę Di Marii, przed którym było kolejnych dwóch. Angel posłał między nich piłkę do rozpędzonego Carvalho, który sam na sam z De Geą uderzył obok słupka z zimną krwią.
Carvalho idealnie wyczuł moment podłączenia się do tego ataku, zresztą on zawsze zdaje się dobrze wiedzieć, w którym miejscu najbardziej przyda się drużynie. Do gola dołożył mnóstwo udanych interwencji w obronie, na ziemi i w powietrzu, wyłączając praktycznie z gry Forlana i asekurując Marcelo.
Drugą bramkę niedługo później dołożył Ozil, dość prostym strzałem z rzutu wolnego. De Geę trochę zmylił obrońca próbując wybić piłkę, która wpadła nisko przy długim rogu. Mesut też zagrał dobrze, miał co najmniej dwie okazje na asysty, ale koledzy nie trafiali do siatki.
W ogóle skuteczność obu drużyn nie była dziś zbyt wysoka, słupki obijali Higuain i Forlan, Ramos nie trafił głową z pięciu metrów, a swoje sytuacje mieli jeszcze Marcelo, Benzema, Khedira i z drugiej strony Aguero i Reyes. Ten ostatni zasługuje na uwagę Del Bosque, zwłaszcza pod nieobecność J. Navasa jeszcze przez jakiś czas.
Ataki Atletico szły głównie prawą stroną, gdzie Reyesa wspierał Aguero. Był to niezły pomysł Quique Floresa, bo Ronaldo w ogóle się nie wracał i parę razy Atleti przedarło się pod nasze pole karne. Ale od naszej drugiej bramki wynik był zupełnie nie zagrożony, a przyjezdni nie byli w stanie choćby przenieść ciężaru gry na naszą połowę, nie mówiąc już o dłuższym zamknięciu nas w naszej strefie obronnej. Jedyne, na co ich było stać to pojedyncze zrywy.
Szkoda, że mecz był tak mało emocjonujący, zwłaszcza, że Atletico zapowiadało walkę o zwycięstwo. Nie potwierdzili tego zupełnie na boisku. Ale nie możemy przecież narzekać, że łatwo wygraliśmy mecz, którego mogliśmy się obawiać. Ważne, że lider zostaje na Bernabeu i drużyna może spokojnie pracować dalej.
Niepokojąca była tylko kontuzja Carvalho, który z krwawiącym okiem opuścił boisko. Mam nadzieję, że to nic poważnego, bo wyglądało dość makabrycznie. Zaglądam teraz na oficjalną stronę, ale wciąż nie ma żadnych wieści. Oby to był dobry znak.
5 komentarze:
chyba oglądałeś inny mecz. Przecież Atletico po stracie drugiego gola, zyskało znaczną przewagę. A strzału Reyesa, Forlana czy Aguero? Tylko szczęściu real zawdzięcza wygraną. A co do realu to przecież poza kontrami i obroną wyniku nic nie grał od 20 minuty.
@anonimowy
Real od 20 minuty zwolnił tempo wobec dwubramkowego prowadzenia, natomiast Atletico nie było w stanie zdominować gry i tylko sporadycznie zagrażało bramce Królewskich, po indywidualnych podrywach, co słusznie zauważył cichonio. Twierdzenie, iż Real zawdzięcza wygraną szczęściu, jest sporym nadużyciem - mecz był pod kontrolą merengues.
@anonim
nie twierdzę, że Real niszczył przez cały mecz, a Atleti nic nie grało. Ale ambroży dobrze pisze, że cofnęliśmy się specjalnie, żeby mieć miejsce do kontrowania. Z dobrym skutkiem zresztą, bo nawet prowadząc mieliśmy jednak więcej sytuacji niż Atletico (Ozil, Higuain, Ramos, Benzema) co pokazują statystyki strzałów: 22(13 celnych) - 18(3). Oni nie potrafili dłużej przytrzymać piłki na naszej połowie, bo z założenia grają skrzydłami. Dlatego ich ataki ograniczyły się do szybkich wypadków bokami. Potwierdza to przewaga Realu w posiadaniu piłki: 59%. Dlatego jesli twierdzisz, że Real wygrał bo mu się pofarciło, to chyba faktycznie inne mecze widzieliśmy
Wstrzeliłeś się z analizą przedmeczową jesli chodzi o Ozila
Ozil zagrał bardzo dobrze, a co ciekawe, to był jego pierwszy pełny mecz w barwach Realu. W Mediolanie mało mu brakło, ale jednak zszedł w 94. minucie.
Prześlij komentarz