FC Barcelona podpisała umowę sponsorską z “Qatar Fundation” na mocy której logo tej fundacji będzie widniało na naszych koszulkach. Umowa będzie obowiązywała od przyszłego sezonu, potrwa 5 lat i dostaniemy za nią jakieś 30 mln euro rocznie (plus bonusy za trofea), do tego każdego roku będziemy musieli rozgrywać jeden sparing w Katarze lub w Europie (zapewne z reprezentacją Kataru).
To nie jest dobry dzień. Brzydka pogoda, zimno, pada śnieg, wieje wiatr, a nasz prezydent postanowił sprzedać nasz koszulki. Zrobiło się bardzo zimno.
Rozumiem, że niektórzy kibice nie mają z tym problemu. Rozumiem, że dla niektórych kibiców jest to po prostu logiczne, bo dlaczego niby największy klub na świecie ma pozbawiać siebie dobrych 30 mln euro rocznie? Przecież żyjemy w świecie, w którym wszystko jest na sprzedaż a już na pewno jakieś głupie koszulki. Barcelona ma kłopoty finansowe (jak ktoś jest zainteresowany, to polecam niezawodny Swiss Ramble), oczywiście nie ma większych kłopotów niż inne wielkie kluby, po prostu ciężko jest utrzymać tak wielką firmę ze sprzedaży biletów, praw telewizyjnych, koszulek itp.
Dlatego ogromna większość klubów sprzedaje ile może by tylko poprawić swoją sytuację finansową. Największe przychody brutto notuje Real Madryt, a największe przychody z działalności reklamowej notuje Bayern Monachium. Barca jest pomiędzy tymi klubami (tabelka oczywiście za Swiss Ramble):
Jak widzicie z tabelki Real notuje o 35 mln więcej przychodu niż Barca (dane za sezon 08/09 są najbardziej sprawdzone), ale w większości kategorii Barca notuje bardzo podobny przychód co Real prócz jednej: reklamy.Tu różnica jest ogromna, bo aż 27 mln. Skąd te 27 mln? Głównie z reklamy na koszulkach, bo aż 14-15 mln (w międzyczasie Real podpisał nową umowę, na mocy której będzie zarabiał 20-23 mln za sezon od 2013 roku).
Gdy porównujemy Barcę z Bayernem to widzimy, że Blaugrana ma przychód większy o 76 mln – 88 mnl więcej dostajemy z TV a 40 mln więcej zarabiamy w dniu meczu. Jednak gdy spojrzymy na przychody z reklam to Bayern wyprzedza Barcę o 46 mln! Głównie z reklam na koszulkach. Widać z tego, że reklamy na koszulkach bardzo się opłacają. Dlaczego więc nie jestem fanem sprzedaży naszych koszulek?
Ponieważ piszę tu o Barcelonie. O Barcelonie, która jest czymś więcej niż tylko klubem. Jest filozofią. Historią. Symbolem. Tradycją. Tożsamością. A ja jestem kibicem tradycjonalistą i dla mnie koszulka bez reklam to była naprawdę ważna rzecz. I żeby rozwiać wątpliwości: nie byłem także fanem umieszczenia emblematu UNICEF-u na naszych koszulkach. Chociaż zaakceptowałem jego obecność, bo:
1) UNICEF nie jest naszym sponsorem. To my płacimy UNICEF-owi co jest godne podziwu, a także jest to zgodne z naszą filozofią: Mes que un club.
2) FCB słynie z działalności charytatywnej więc umowa z nimi była naturalną koleją rzeczy.
3) UNICEF to naprawdę porządna organizacja, z jej działalności korzysta setki miliony ludzi z całego świata. Dlatego jestem dumny, że nasz klub rozpoczął współpracę z tą organizacją na większą skalę.
Teraz ktoś mógłby powiedzieć: “zaraz, zaraz, ale przecież QF także jest organizacją non-profit, która ma na celu pomaganie innym”. Tak, z tego co wiem QT jest taką organizacją (chociaż mogę się mylić), ale szkopuł w tym, że to ta fundacja chce zostać naszym sponsorem. To chyba pierwszy przypadek, że jakaś fundacja, która ma na celu pomoc innym decyduje się na wyłożenie grubych milionów żeby zareklamować się na czyiś koszulkach. Obłęd.
Prezydent Rosell jest bardzo sprytnym człowiekiem, który od początku swojej prezydentury miał w planach taką umowę. Chociaż oczywiście w kampanii o tym nie wspominał, a jeżeli już to mówił o “ostateczności”:
Could a commercial sponsor be included, together with Unicef? That depends on the club’s finances. First you have to see what the real economic situation of the club is and then you can make decisions that are more or less altruistic. If you don’t know the numbers, you can not give a well-founded opinion.
- Sandro Rosell
Teraz, gdy po zewnętrznym audycie okazało się, że długi są i że nie jest tak różowo jak mówił Laporta, Rosell ma wspaniałą wymówkę do podpisania tej umowy. A że nie jest głupi, to wie, że łatwiej będzie kibicom przyjąć reklamę jakiejś charytatywnej fundacji niżli zwykłej firmy. Dobrze ktoś nazwał Rosella na jednej ze stron: RoSell.
Żal – to jedyne słowo jakie może oddać mój stan ducha teraz. Barcelona jest drużyną z duszą, niewiele jest takich na świecie i szkoda, że nasz prezydent tę duszę sprzedaje kawałek po kawałku. Nie obchodzą mnie tłumaczenia o konieczności podpisania takiej umowy z powodu naszych długów, bo tym którzy mają krótką pamięć przypomnę, że w 2003 roku byliśmy w o wiele gorszej sytuacji finansowej (nie mówić o pozycji medialnej i wizerunkowej) a jednak nasz zarząd nie podpisał umowy z firmą bukmacherską. Bo w życiu czasem liczy się coś więcej niż pieniądze.
Kadeem wczoraj napisał coś takiego:
Ciekawą sprawą jest fakt, że nasze koszulkowe dziewictwo reklamowe jest w rzeczywistości mitem, który powinien wylądować na półce z bajkami już wiele lat temu. Wszystkim oburzonym chciałbym przypomnieć, że FC Barcelona jest klubem wielosekcyjnym i choć poszczególne dyscypliny cieszą się sporą autonomią, to organizacyjnie stanowią jednak całość. Tak więc jako organizacja sprzedaliśmy się już dawno, bo logo sponsora znajduje się zarówno na trykotach koszykarzy, piłkarzy ręcznych jak i przedstawicieli pozostałych dyscyplin. Możecie sprawdzić na oficjalnej stronie klubu.
Oczywiście, że FC Barcelona jest organizacją wielosekcyjną, ale chciałbym przypomnieć, że to sekcja piłki nożnej był pierwsza. I jeśli ktoś mówi o FC Barcelonie, to najpewniej mówi o piłce nożnej. Joan Gamper nie zakładał klubu z myślą o koszykówce czy innych dyscyplinach, tylko z myślą o futbolu. Cała tradycja, legenda i filozofia o której tu piszę tyczy się jednej nazwy: FC Barcelona, czyli Futbol Club Barcelona. To, że inne sekcje powstały i że musiały się utrzymać przy pomocy takich czy innych środków mnie nie obchodzi. Obchodzi mnie Futbol Club, obchodzi mnie dziedzictwo tych ponad stu lat, obchodzi mnie to, że prezydent naszego klubu sprzedał miejsce na naszych koszulkach.
Możecie nazywać mnie hipokrytą, idealistą, czy osobą nieprzystosowaną do naszych czasów, ale kocham ten klub i w taki dzień jak dzisiaj jest mi po prostu żal, nas kibiców, którzy muszą na to patrzeć.
Rosell zrobił jedną rzecz dobrą dla mnie, nie będę musiał wydawać pieniędzy na nową koszulkę co sezon, bo będę wolał poszukać sobie starej, takiej jaką mam właśnie na sobie:
6 komentarze:
Nie jestem fanem Barcelony, ale pamiętam taką dość szeroką dyskusję nt. wprowadzenia logo Unicefu na koszulkach Blaugrany i pojawił się tam argument, że ma to na celu tylko przyzwyczajenie kibiców Dumy Katalonii do obecności loga na koszulkach, a 1,5M euro na rzecz Unicefu to przecież nic. I że (jak teraz widać) sponsorzy chętni do wykupienia miejsca się znajdą i wyłożą tyle pieniędzy, że finansowanie Unicefu zwróci się po stokroć, a kibice, przyzwyczajeni do loga na koszulce, nie będą protestować.
Mam nadzieję, że ostatnia część zdania się nie sprawdzi, bo jak na razie to przepowiednia się spełnia w całości.
Magia skończyła się z pojawieniem się UNICEFu. Dla mnie to było zniszczenie koszulki, i zdrada ideału,a skoro to już nastąpiło, to przynajmniej wolę żeby klub miał z tego zysk.
Nigdy nie byłem zwolennikiem "Mes que un club". To wykreowane sztucznie hasło Laporty, którego nigdy nie lubiłem, a nie 111 letnia tradycja.
Samo Qatar Foundation to zupełnie inna para kaloszy...
To smutne, że jeden człowiek może zniszczyć 111 lat tradycji klubu, który de facto należy do kibiców, nie pytając o ich zgodę. Barcelona niejednokrotnie była w gorszej sytuacji i zawsze wychodziła z tego cało. Tym razem za sterami klubu znalazł się człowiek, który nie ma na celu dobra klubu a pieniądze i chce zniszczyć to, w co wierzą miliony ludzi w jak najkrótszym czasie.
Ja w ogóle myślałem, że 'mes que un club' to Wasze hasło od wielu lat:)
To się nie myliłeś, bo hasło to padło już w latach 60. by podkreślić różnicę między Barcą a Realem. Fundacja powstała później, ale samo hasło jest od dawna, bo FC Barcelona to coś więcej niż klub.
Padło zdanie z takim zlepkiem, który potem ekipa Laporty uczyniła hasłem marketingowym. To był więcej niż klub, do czasu aż zapanowała w nim wszechobecna polityczna poprawność. Potem to tylko piękne słówka i rekini uśmiech Joana.
Prześlij komentarz