środa, 13 kwietnia 2011

Tottenham vs Real Madryt: The Spurs liczą na cud? Powodzenia

Ufoludek, który wczoraj zdlądowałby na Ziemię po raz pierwszy, mógłby wziąć piłkarzy za ludzie bardzo religijnych. Zwłaszcza piłkarzy i trenera Tottenhamu, bo słowo 'cud' wybrzmiewało w ich przedmeczowych wypowiedziach regularnie niczym refren w kolędzie. Można by pomyśleć, że mamy do czynienia z drużyną zlęknioną, która wisząc nad przepaścią wygląda ratunku ze strony jakiejś bliżej nieokreślonej siły, zdając się na jej łaskę. Ale to nie ta bajka. Nie, kiedy mowa o Tottenhamie.

Patrząc na dzisiejszą piłkarską mapę Europy wydaje się, że jeśli kogoś stać na wyczyn tak nieprawdopodobny jak wybrnięcie z porażki 0-4 na wyjeździe, to jest to właśnie zespół 'Arry'ego. (foto Sean Dempsey/AP)

'Na White Heart Lane lubią swoją historię i takie nazwy jak Górnik Zabrze czy Benfica także w nadchodzących latach będą przywoływać szczególne wspomnienia', pisze The Guardian. Mowa tu o dwóch pojedynkach Pucharu Europy w sezonie 1961-62. Spursi w meczu rozgrywanym w Chorzowie przegrywali 0-4, by strzelić dwa gole, a w rewanżu zgnieść Polaków 8-1. Z Portugalczykami nie udało się ostatecznie zniwelować wyjazdowej porażki 1-3, mimo zwycięstwa u siebie, ale trzy nieuznane bramki dla Tottenhamu przyczyniły się do powstania legendy.

'Redknapp wierzy, że tak samo będzie z Young Boys, drużynami z Mediolanu. Dlaczego więc nie z Realem?' Wszystkie trzy ostatnie kluby to już obecny sezon Kogutów w Lidze Mistrzów. Ze Szwajcarami i z Interem Tottsi w swoim stylu heroicznie ścigali rywala na wyjeździe (od 0-3 do 2-3 i od 0-4 do 3-4), by rozbić go w rewanżu w Londynie.

Redknapp i jego zawodnicy nie liczą na bożą interwencję. Oni wiedzą, że tkwi w nich potencjał, by podnosić się nawet z niewiarygodnych tarapatów i wiedzą też, że na Bernabeu nie zaprezentowali nawet części swoich umiejętności. Ale mają też świadomość, że w wielu normalnych meczach nie potrafili tego potencjału zaprezentować. By wkręcić się na maksymalne obroty potrzebują bodźca szczególnej mocy. Dlatego ich przedmeczowe zapowiedzi trzeba traktować jako sięganie do swoich najgłębszych rezerw i próbę mobilizacji siebie samych, raczej niż nadprzyrodzonych sił.

Faktem jest jednak, że nad przepaścią wiszą. Sami zresztą nie mają wątpliwości, że ich szansa na dotrwanie do półfinału jest nikła i na konferencji prasowej Redknapp wybiegał też myślami do czekającej go walki o czwarte miejsce Premiership z Man City, której zwycięzca zagra w przyszłorocznych rozgrywkach LM. To właśnie z drużyną Manciniego Tottsi starliby się w bezpośrednim boju już za parę dni, gdyby nie mecz The Citizens w krajowym pucharze. 'Oni (City) są w tym roku silniejsi, więc jeśliby udało nam się znów ich wyprzedzić, byłby to większy sukces niż przed rokiem', mówił 'Arry.

Ale to wcale nie znaczy, że Tottenham wyjdzie dziś na murawę myślami nieobecny. Ich recepta w takich przypadkach jest prosta: spróbować. Spróbować strzelić jednego gola, a jak się uda to następnego i tak dalej. Tak jak wiszący nad przepaścią szuka podparcia dla jednej ręki, potem dla drugiej, by wreszcie poczuć stabilny grunt pod nogami. Spróbowali po przerwie meczu z Arsenalem, gdy było już 0-2 i krok po kroku udało się wygrać. Ostatecznie, ich kampania europejska już teraz jest sukcesem, warto powalczyć chociaż o godne z nią pożegnanie obijając giganta rozgrywek. Zamierzają więc spróbować i tym razem. 'Spróbować na poważnie', mówi Redknapp. 'Kto wie, co może się stać...'

Zza jego wypowiedzi i spoza historii przywoływanych przed media wyzierają jednak nieubłaganie twarde fakty.

Po pierwsze, nikt nigdy nie odrobił w tej fazie rozgrywek straty 0-4. Cztery bramki, owszem, odrabiano, sam Real tego dokonał w latach 80. Wielu pamięta jeszcze jak Deportivo odrobiło 1-4 z Mediolanu. Ale ono miało przynajmniej gola na wyjeździe. Teraz to Real gra na wyjeździe i nie zamierza przegapić żadnej okazji na pozbawienie gospodarzy resztek złudzeń.

'Choć bardzo szanuję rywali, nie sądzę, by pięć bramek wystarczyło im do awansu. My też jesteśmy tu, by strzelać gole', nie omieszkał przypomnieć Mourinho. Jeżeli Real trafi raz, Tottenham musi trafić razy sześć. I to nie Szwajcarom z Young Boys Berno. Powoływanie się przez Garetha Bale'a na porażkę Królweskich 0-4 z Liverpoolem przed dwoma laty to pomyłka równie duża jak wzięcie porażki 0-4 za zwycięstwo 1-0 (tyle w Madrycie wygrał wtedy LFC). Prawda natomiast jest taka, że żadna statystyka nie daje Londyńczykom szans.

Po drugie, nic nie wskazuje na to, by Real miał pęknąć tak jak pękł na przykład Inter. Co innego drużyna utuczona potrójną koroną, grająca zaledwie grupowy mecz z pewnie trochę zlekceważonym rywalem, a co innego zespół, który od ośmiu lat nie powąchał półfinału LM, który na Pucharze Mistrzów skupia się dużo bardziej niż na lidze, i który ma trenera, który właśnie te rozgrywki traktuje jako priorytet w swojej karierze. (fot.Tom Hevezi/AP)

Niezależnie od tego czy Mourinho każe pressingiem zdławić akcje Tottenhamu już w zarodku czy ustawi swoich obrońców w polu karnym gęsto jak kołki falochronu, Królewscy będą grać z pasją i absolutnym zaangażowaniem.

Tottenham nie ma co liczyć, że Real wystawi rezerwy na mecz, w którym może faktycznie przegrać sezon. Mourinho stracił de facto ligę potykając się o Sporting, czego w Madrycie nie byli (nie są?) szczególnie skłonni mu wybaczyć. Można przegrać w półfinale z drużyną uważaną za najmocniejszą na świecie, nawet jeśli to odwieczny wróg. Ale kolejnego potknięcia mógłby Mourinho zwyczajnie nie przetrwać.

Portugalczyk faktycznie docenia rywala i tak jak przed pierwszym meczem zabezpieczał się twierdząc, że bezbramkowy remis byłby dobrym wynikiem, teraz też zostawia swoim piłkarzom margines błędu i nieco psychicznego komfortu.

'Nawet jeślibyśmy przegrali 2-5 albo 1-4, wciąż osiągniemy cel, czyli półfinał. I to było by wspaniałe', mówi. Ale tak jak na Bernabeu zamiast 0-0 było 4-0, tak i teraz nie ma co liczyć na dreszczowiec w końcówce. 'My w Realu Madryt jesteśmy bardzo dumni z naszej passy bez porażki w Lidze Mistrzów i jeśli uda nam się ją utrzymać w tym sezonie, w kolejnym będzie jeszcze łatwiej, bo będziemy rozstawieni', nie pozostawia wątpliwości Mourinho. On nie zamierza pozwolić, by ten sezon wymknął mu się z rąk, a jeśli można na niego liczyć, to właśnie w takich sytuacjach.

Dlatego nawet Tottenham nie jest w stanie odrobić takiej straty. Owszem, cuda ponoć czasem się zdarzają. Uzdrowienia niepełnosprawnych, matka gołymi rękami unosząca samochód, by ratować swoje dziecko. Ponoć ludzkość zna takie przypadki. Ale osobiście nie znam nikogo, kto by czegoś takiego doświadczył, tak samo jak nie znam nikogo, kto przekonująco potrafiłby przestawić szanse Tottenhamu w dzisiejszym meczu. Czy jest szansa, że 'Arry dokona jednak cudu i natchnie swoich piłkarzy do zdemolowania Królewskich? Teoretycznie, oczywiście tak. Ale nie postawiłbym na to nawet mandarynki, która leży przede mną na stole. A co jeśli jutro spotkam Shakirę, która powie, że rzuci dla mnie Piquego, jeśli z całego świata ofiaruję jej tę właśnie konkretną mandarynkę?

Przewidywane składy:

Tottenham: Gomes - Corluka, Gallas, Dawson, Assou-Ekotto - Lennon, Sandro, Modrić, Bale - Van der Vaart - Defoe

Real Madryt: Casillas - Arbeloa, Albiol, Carvalho, Marcelo - Xabi, Khedira, Ganero - Ozil, Adebayor, CR7

4 komentarze:

Unknown pisze...

uczciwy artykuł, ale z tą mandarynką przesadziłeś. Ja postawiłem na Tottsów 18 złotych i do wygrania 529. Zobaczymy.

cichonio pisze...

to jest miara bukmacherów. ile było na awans Realu?

Unknown pisze...

jak na razie ładny meczyk.
45 minut walki , ale też trzeba zrozumieć że Real nie musi wygrać, ba! może nawet przegrać 3 bramkami. Mają trochę tego zapasu i trzymają się planu.

Tottenham bardzo ofensywnie dziś, co im innego pozostało. wszystko na jedną kartę.
Rajdy Bale'a piękne, i dośrodkowania piękne.
Szybkość Lennona, Pavluchenko miał akcje ale przestrzelił, w sumie szkoda Tottenhamu.

Unknown pisze...

no i stało się.
Gran Derbi x4 w najbliższych tygodniach.

Szacun dla Tottenhamu za walkę i doping kibiców!

Prześlij komentarz

Related Posts with Thumbnails