sobota, 30 kwietnia 2011

O dwóch Realach, czyli Sociedad vs. Barca.


Real Sociedad vs. FC Barcelona, sobota, 30 kwietnia 2011, godzina 20, rojadirecta.es, myp2p.eu, atdhe.fm

Po trzech z serii czterech El Clasico, teraz przyszedł czas na wyjazd do San Sebastian, jednego z piękniejszych miejsc na ziemi. Ligowy mecz z tamtejszym Realem będzie okazją do odpoczynku dla podstawowych zawodników. Chociaż Guardiola na piątkowym treningu poprosił zespół o jeszcze większy wysiłek niż w środowy wieczór, to jednak możemy spodziewać się kilku zmian w składzie (o czym za chwilę). Liga jest najważniejsza i do jej zdobycia brakuje nam 7 punktów stąd dodatkowa motywacja ze strony Pepa. Czy zawodnicy wykrzeszą z siebie wystarczająco dużo energii by pokonać Basków? Przekonamy się już za kilka godzin.

Pozwolę sobie jednak wrócić na chwilę do tego co się ostatnio działo (dzieje?) po środowym meczu. Po pierwsze, czerwona kartka była jak najbardziej zasłużona i nawet obudzony w środku nocy nie miałbym wątpliwości. Po drugie, skończmy już z tymi symulacjami. Nie pochwalam zachowania Busquetsa czy Pedro, ale trzeba jednak zachować proporcję, bo jeśli się tak oburza na symulację, to jak można przejść obojętnie obok chamskich zachowań graczy z Madrytu?

Symulowanie jest naganne moralnie, ale chamstwo nie może być tym zamiatane pod dywan. Rozumiem, że dla fanów Realu celowe deptanie leżącego zawodnika Barcelony przez Arbeloę czy Marcelo, bądź brutalne wejście Pepego czy Adebayora, są akceptowalne i nie ma z nimi problemów, bo przecież Pedro i Busquets symulowali, tak? Albo wypowiedzi Mourinho po meczu, którego klub całkowicie poparł, też są akceptowalne?

Jest granica, której przekraczać nie wolno. Niestety po środowym meczu klub z Madrytu przekroczył ją z całą mocą i dlatego uważam, że Barcelona zrobiła dobrze wysyłając oficjalne zażalenie do UEFA. Niestety w tych czasach nie tylko trzeba dobrze grać w piłkę, ale i trzeba potrafić bronić się poza boiskiem. Smutne to czasy, w których musimy oglądać takie zachowania jakie prezentuje nam Real Madryt. Mam nadzieję, że ktoś tam pójdzie po rozum do głowy...

Wracając do dzisiejszego meczu - Pep nie zabrał do San Sebastian Puyola i Iniestę, dając im odpocząć przed wtorkowym półfinałem LM. Wziął natomiast kolejny wielki talent La Masia, czyli 17 - letniego Gerarda Deulofeu. Ten młody chłopak już jest porównywany do Messiego i Iniesty, a że porównania nie są na wyrost wiedzą wszyscy ci którzy śledzą poczynania młodzieżowej reprezentacji Hiszpanii, w której Gerard jest najjaśniejszą gwiazdą. Fajnie byłoby zobaczyć jak Deulofeu poradziłby sobie wśród dorosłych, może okazja nadarzy się już dziś. Gerard dostał koszulkę z numerem 41.

Nie widomo czy w bramce zagra Valdes wobec czerwonej kartki Pinto w LM. Mówi się, że Pep nie będzie chciał ryzykować Victora i da zagrać naszemu drugiemu bramkarzowi, który w tym sezonie spisuje się bardzo dobrze.

Pytania są także co do formacji ataku, bo choć Messi dobrze się czuje to wszyscy chcieliby żeby sobie odpoczął. Możliwe, że Leo zacznie mecz na ławce i wejdzie w drugiej połowie jak w meczu z Osasuną.
Moje ustawienie wyglądałoby tak: Pinto, Dani, Fontas, Milito, Montoya, Mascherano, Thiago, Afellay, Jeffren, Villa, Pedro. Ale Pep nas pewnie czymś zaskoczy więc bądźcie czujni wszyscy cules.

Sociedad ma dosyć komfortową sytuację w tabeli i ma bezpieczną przewagę w tabeli nad strefą spadkową. Widomo, że Baskowie lubią fizyczny futbol, a grając u siebie zazwyczaj preferują ofensywny styl gry. Ten mecz może być ciekawy, bo jeśli Guardiola wystawi rezerwy, to Sociedad na pewno nie zawaha się nas zaatakować, co powinno otworzyć więcej przestrzeni dla obu zespołów.

Jeśli dziś wygramy, będziemy o krok od wygrania Ligi po raz trzeci z rzędu, więc warto się postarać. Mój typ? 1-3 dla Barcelony. Jeffren jest w dobrej formie. Oby tak było.

Czytaj dalej ...

Odezwa do kibiców Realu Madryt


Madridistas, mamy wojnę! Wrogiem jest oczywiście Barcelona, ale będziemy musieli też mierzyć się z UEFA, jej sędziami, z mediami hiszpańskimi i zagranicznymi, a kto wie, czy też nie ze zdrajcami w naszych własnych szeregach. W tej wojnie walczymy o PRAWDĘ. Prawdę o Realu Madryt, największym, najbogatszym i zarazem najbardziej krzywdzonym i poniewieranym klubem przez ten ohydny piłkarski świat! I pamiętajcie, nie chodzi nam o zwycięstwa na boisku. Wiadomo, że nie możemy wygrać. Nie miejcie więc pretensji do trenera ani piłkarzy, jeśli stojąc na własnej połowie przez cały mecz przegrają go. Oni nie ponoszą ŻADNEJ odpowiedzialności za wynik. Dlatego nie tytuły, ale prawda jest naszym celem.

Don Alfredo Di Stefano jest po naszej stronie, jakby ktoś miał wątpliwości. W ostatnim tygodniu wypowiadał się bowiem o grze naszej drużyny i o metodach naszego trenera w życzliwy sposób, więc wybaczamy mu słowa po ligowym El Clasico. Zresztą, przecież on tak naprawdę tego nie napisał. A jeśli napisał, to na pewno tak nie myślał. Popatrzcie sami, co mówi w swoich ostatnich wystąpieniach medialnych. Śledźcie też gazety pod kątem jego kolejnych wypowiedzi, a nuż znów powie coś, czego naprawdę nie myśli i trzeba będzie szybko sprawę naprostować.

Jeśli chodzi o zdrajców, dwaj sami się już ujawnili. 

Pierwszym jest dobrze nam znany Ramon Calderon. Jakież to smutne, że jednostka tak zasłużona w walce o siłę instytucjonalną Realu Madryt obraca się teraz przeciw swemu klubowi. Calderon, sam swego czasu będący ofiarą zdradzieckiego spisku, nim został podstępnie odsunięty od władzy, w dwa i pół roku wywalił na zbity pysk dwóch trenerów, którzy wygrali dla nas dwa tytuły mistrzowskie. A wiadomo, że my nie możemy wygrać! Musieli to więc być zdrajcy i prezes Calderon wykazał się bohaterstwem, za które 'podziękowaniem' było odsunięcie go od władzy. W dwa lata za zbity pysk dwóch mistrzów! A dziś na usługach wroga zarzuca nam, że klubem rządzi trener, którego konferencja prasowa była 'niedorzeczna' i który szkodzi klubowi! 

A o czym trener miał mówić z dziennikarzami. O decyzjach personalnych? O nastawieniu drużyny? Były prezes zapomniał chyba, że NIE MOŻEMY WYGRAĆ, nie ma więc sensu mówić o grze na boisku. Nie znamy motywów, które skłoniły Ramona Calderona do tego pożałowania godnego wystąpienia, jeśli uda nam się coś ustalić, bezzwłocznie Was powiadomimy. Na razie jedno możemy wykluczyć ponad wszelką wątpliwość. Nie miał na celu osłabienia pozycji obecnego zarządu w celach osobistych. Na pewno nie przeszło mu przez myśl, by w przyszłości samemu ubiegać się ponownie o fotel prezesa, a nawet jeśli, to z całą pewnością nie chciał postawić w lepszym świetle siebie samego, poniżając Florentino Pereza. 

Drugi zdrajca to prezes Hiszpańskiego Komitetu Olimpijskiego, Alejandro Blanco. Jego nazwisko, dotąd równoznaczne z jego moralnie słuszną postawą, od dziś jest tylko ponurą ironią. U tego człowieka nawet białka oczu mają już granatowo-bordowy kolor, co zresztą wydaje się połączeniem estetycznie mało fortunnym. I tenże Alejandro Blanco zarzuca naszemu trenerowi, że jego konferencja prasowa i styl pracy podminowują wartości Realu Madryt! A przecież już wcześniej w tym roku Florentino Perez tłumaczył, że obecny zarząd i sztab szkoleniowy mają w sercach seniorio, etyczny kodeks Santiago Bernabeu. Prezes chyba jasno dał do zrozumienia, że postępowanie zgodne z tym kodeksem oznacza bronienie klubu przed atakami i niesprawiedliwym traktowaniem. Kto chce twierdzić, że Real Madryt ma w tradycji godnie znosić przeciwności od niego niezależne i nie skarżyć się na arbitrów (by dać przykład pierwszy lepszy z brzegu) chyba upadł na głowę na schodach Camp Nou, z którego biur wymykał się ukradkiem. Zresztą, Real Madryt nie wymawia się, tylko broni się przed potężnym spiskiem. Więc o czym my tu w ogóle mówimy!

To na razie dwóch spiskowców. Miejcie oczy i uszy otwarte, bo będzie ich więcej.

Z dobrych wiadomości, a nawet bardzo dobrych, naczelne dowodzenie w naszej walce objął sam prezes Florentino Perez. Początkowo mogło wydawać się, że trener Mourinho w pojedynkę porwał się na bestię spisku. Istniało ryzyko, że zarząd, choć nie odetnie się całkowicie od słów szkoleniowca, okaże pewien dystans wobec jego interpretacji ostatnich wydarzeń. Pozwoliło by to niektórym kibicom, nie dość zaangażowanym we wspieranie klubu tchórzliwym pijawkom, nieskorym do poświęceń, nadal utożsamiać się z polityką Realu Madryt. Ten marny sort 'kibiców' cechowała dotąd pewna ironia wobec bohaterskiej postawy naszego trenera, ironia charakterystyczna dla jednostek z zaburzeniami postrzegania rzeczywistości, nie potrafiących dostrzec knowań sił rządzących światowym futbolem. Na szczęście jednak, nasz kochany zarząd i nasz drogi trener mówią jednym, donośnym głosem o aksamitnej barwie i portugalskim akcencie.

Nasz prezes pozyskał więc na sprzymierzeńców madryckie media, w których na szczęście znalazło się całkiem sporo szlachetnych i odważnych dziennikarzy, mających trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Walczą oni dzielnie z podłymi manipulacjami gazet wrogiego obozu, które bezwstydnie dodają klatki do materiału filmowego, byle tylko wykazać, że Pepe 'faulował' Daniego Alvesa! Tymczasem Pepe nawet nie dotknął nogi Brazylijczyka, a nawet gdyby dotknął, na pewno nie spowodowałby groźnej kontuzji. Co najwyżej rozcięcie skóry. Parę szwów i by się zagoiło. A skoro już mówimy o prawdzie, drodzy Madridistas, wiedzcie, że to Alves faulował Pepego, nie odwrotnie, czego dowodem jest zdjęcie z naszej powitalnej strony naszego portalu internetowego. A jak wiadomo, zdjęcia mówią wszystko. A gdyby jednak komuś nie mówiły, dodaliśmy tam napis 'dlaczego Pepe został wyrzucony?' Albowiem to on był faulowany!

Podczas gdy w sprzymierzonych z nami redakcjach oprogramowanie do edycji materiału wideo i zdjęć rozgrzane jest do czerwoności, nasi prawnicy musieli zmierzyć się z kontratakiem katalońskim. Wróg postanowił pozyskać dla swojej sprawy neutralne(?) dotąd siły federacji europejskiej UEFA i tendencyjnie przedstawił przebieg wydarzeń na Santiago Bernabeu w ostatnią środę. Nie prawdą jest bowiem, że nasz trener wystawił na szwank reputację i honor FC Barcelona. Nieprawda i już! I niech lepiej zamkną te swoje barcelońskie gęby, bo wycelujemy w nie lasery! 

Tendencyjność władz europejskich widać jak na dłoni. W końcu otworzyły one śledztwo przeciw naszemu trenerowi oraz Pepemu nawet zanim Barcelona złożyła doniesienie. Podejrzewamy, że argumentem, który ostatecznie przekabacił UEFA na stronę wroga była deklaracja, że trener Guardiola nigdy by nie wypowiedział się tak brzydko jak trener Mourinho, bo trener Guardiola generalnie jest znany jako człowiek opanowany, serdeczny, nad awanturnictwo przedkładający grę w warcaby w parku wraz ze swoimi piłkarzami. Plotka niesie, że Xavi Hernandez nigdy z nim nie wygrywa, bo nieustannie 'jako jedyny próbuje grać w futbol'. Cóż, tutaj musimy przyznać się do porażki, bo nasi retorzy nie wpadli na tak nieodparty argument.

Ze wstydem przyznajemy się także do porażki na innym polu, niestety na polu leżącym u samego jądra sportu zwanego piłką nożną. Mowa oczywiście o symulowaniu fauli. Katalończycy zapowiadali przed meczem, że swoją wyższość pokażą na boisku i - bolesne to - słowa dotrzymali. Sztuczki Busqetsa i kreatywność Pedro zupełnie zaskoczyły naszych piłkarzy, którzy uświadomili sobie, jak ograniczonym repertuarem zagrań dotąd dysponowali. Samo upadanie bez pomocy rywala, z krzykiem rozdzierającym nawet harmider kompletu publiczności madryckiego osiemdziesięciotysięcznika już na nikim nie robi wrażenia. Dziś, jeśli nie łapiesz się dramatycznie za twarz, nic w futbolu nie ugrasz. Jedynie Di Maria był w stanie jako tako dotrzymać kroku rywalom, wyłudzając jedną żółtą kartkę dla obrońcy. Ale po meczu sam Adebayor przyznał z podziwem, że zawodnicy Guardioli 'padali na murawę i płakali jak dzieci'. Nie często się zdarza, by największy rywal w tak bezpośrednich słowach docenił swojego pogromcę. Zupełne mistrzostwo natomiast zademonstrował Dani Alves, który odegrał postać z filmów Van Damme'a. W pierwszej scenie ciężko obity, z bólu skulony na murawie, po chwili, dzięki dalekowschodnim technikom regeneracji, uporał się z urazem, po którym nie został nawet ślad i wrócił do walki. Publiczność była pod tak dużym wrażeniem jego występu, że aż gwizdnęła z zachwytu. Cóż możemy powiedzieć... Pozostaje jeszcze rewanż na Camp Nou i miejmy nadzieję, że udowodnimy Katalończykom, że też znamy się na futbolu.

Na szczęście, drodzy Madridistas, jak dotąd prezentujecie podziwu godną jedność. Wasza nienawiść do Barcelony i odporność na wredne manipulacje jej obozu jest co najmniej budująca! Po latach gwizdania na swoją drużynę widzicie teraz chyba, że przyjemniej jest nienawidzić obcych, nie swoich. Folgujcie sobie więc! 

Pamiętajcie, że oni NIGDY i W NICZYM nie mają racji! Otwierają buzie tylko po to, by kłamać albo by udawać ból po faulu. Nasza propaganda (która oczywiście nie jest nawet propagandą, tylko kurierem PRAWDY) będzie stawiać zaciekły opór wszelkim wrogim manipulacjom. Zrobimy wszystko, żeby z całą obiektywnością przedstawiać Wam prawdziwy obraz rzeczywistości i postaramy się, by nie przyszło Wam do głowy zadawać pytania merytoryczne na temat rozgrywanych przez nas meczów i postawy drużyny w tychże. Spójrzcie na dziennikarzy, także zagranicznych. Oni o to nie pytają - przynajmniej na razie, w końcu wiadomo, że to wrogowie. Dlaczego więc Wy mielibyście pytać? 

Pamiętajcie też, że wśród naszych sprzymierzeńców mamy całe zastępy zasłużonych dla Realu Madryt, od obecnych w zarządzie członków 'piątki sępa' po goszczący w naszych lożach sztab szkoleniowy reprezentacji Hiszpanii. No i oczywiście pamiętajcie o Don Alfredo, z nami przynajmniej od tygodnia. Słuchajcie go, ale baczcie, czy przypadkiem nie zaczyna mówić od rzeczy. Wtedy go nie słuchajcie.

Tak oto przedstawiają się sprawy. W tej chwili linia frontu rysuje się wyraźnie i przecina futbolowy świat na dwoje BEZ RESZTY. Każdy kto nie jest z nami jest przeciwko nam. Każdy, kto nie głosi światowego spisku jest albo jego pachołkiem albo grzeszy zaniechaniem, o czym uczy nas trener Mourinho. To jest stan wojny, a wojna nie jest dla mięczaków, dla mędrków i dla dzielących włos na czworo. Wojna jest dla żołnierzy, a żołnierz nie ma myśleć, tylko słuchać. Madridismo potrzebuje żołnierzy!

Czytaj dalej ...

czwartek, 28 kwietnia 2011

RM vs. Barca 0-2, czyli wygrał futbol!

To nie był piękny mecz, ale tego mogliśmy się spodziewać. Za dużo było fauli, gry aktorskiej, udawania niestety po obu stronach. Ale na końcu okazało się, że  wygrał futbol. Wygrała drużyna, która grała w piłkę i która piłkę kocha. In Pep we trust! – napisałem w zapowiedzi przedmeczowej i Guardiola nas nie zawiódł, tak jak nie zawiodła nas cała drużyna. Dziękuję.

Barcelona udowodniła, że jest najlepszą drużyną na świecie, że nawet mimo osłabień potrafi wygrać z drużyną, która muruje dostęp do bramki przez 90 minut. Graliśmy bez Iniesty, bez Abidala, bez Adriano (i Maxwella), a mimo to, gospodarze nie odważyli się nas w jakikolwiek sposób zaatakować. Grając na własnym stadionie! Ponoć wielki taktyk Mourinho miał plan, tylko że taki plan to ja mam zawsze. Przez całe 45 minut pierwszej połowy Real nie istniał. Barcelona bawiła się na boisku, kontrolując mecz od pierwszej minuty. A to ponoć Real miał być w lepszej sytuacji przed tym meczem. Cichonio tyle mówił i pisał o przewadze psychologicznej Realu, o tym jak to Barcelona jest w dołku psychicznym, bo przegraliśmy CdR po dogrywce 0-1.

Jednak już od pierwszej minuty było widać, kto ma przewagę w tym meczu. Kto chce ten mecz wgrać. Była to Barcelona. Niestety poprzednie dwa mecze pokazały, że Real jest bardzo dobry w prowokacji i faulowaniu, więc tym meczu Barca postanowiła, że nie będzie odstawiała nogi. Były momenty kiedy Busi i Pedro chcieli wymusić na arbitrze faul, na szczęście Stark nie dał się nabrać na te tani sztuczki. Niestety Busquets przesadza w swoim aktorstwie, czym bardziej pasuje do Realu niż do Barcelony. Ja takiego zachowania nie akceptuje i uważam, że Sergio jak najszybciej powinien się oduczyć tych zachowań.

W poprzednich dwóch meczach Barca nie miała ochrony u sędziego, który pozwalał graczom Realu na chamskie zagrania. Dlatego wczoraj wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Mascherano pokazał, że z nim lepiej nie zadzierać, Keita był murem w środku pola, a Puyol nie odstawiał nogi w żadnym starciu. Barcelona potrafi walczyć.

W meczu działo się nie za wiele. Mecz odmieniła czerwona kartka dla Pepe. Przed pierwszym Gran Derbi mówiłem, że Pepe grający jako defensywny pomocnik będzie większym zagrożeniem dla Realu niż dla Barcelony. Nie pomyliłem się za bardzo, fakt, że Pepe był najlepszym zawodnikiem Realu w poprzednich dwóch meczach, ale gdyby sędziowie byli bardziej skrupulatni, to Portugalczyk mógłby dostać czerwoną kartkę we wszystkich Gran Derbi. Dostał dopiero wczoraj. Kartka jak najbardziej zasłużona, bo boiskowych idiotów trzeba karać, za idiotyczne zagrania. Oczywiście Alves przesadził z reakcją na wejście Portugalczyka, ale to nie zmienia faktu bardzo niebezpiecznego zagrania. Gdyby Dani nie odstawił nogi, mógłby już tej nogi nie zobaczyć.

Po tym zdarzeniu sędzia jeszcze wyrzucił Mourinho na trybuny, co w gruncie rzeczy oznaczało, że Real ten mecz przegrał. Pep dokonał kluczowej zmiany wprowadzając Afellaya za Pedro. Holender dostał piłkę na skrzydło od Xaviego, bez problemów minął zmęczonego Marcelo i posłał idealną piłkę w pole karne, do której dopadł Messi strzelając swojego 51 gola w tym sezonie! Co za akcja! Afellay aka.3 mln, wszedł na boisko i jednym zagraniem odmienił losy tego dwumeczu. Wielki talent.

Po stracie gola gospodarze opadli z sił, nie bronili już tak dokładnie, nie mieli woli walki, nie widzieli nadziei, a ich trener siedział spokojnie na trybunach jakby czekając na cud. I CUDownego gola się doczekał. Messi podał piłkę do Busiego na 40 metrze boiska, ten ją tylko dotknął, robiąc miejsce najlepszemu piłkarzowi na świecie. Leo zabrał się z piłką i pobiegł w stronę bramki Casillasa. Minął po drodze 5 (pięciu!) zawodników gospodarzy, po czym strzelił tuż obok bramkarza, a piłka potoczyła się spokojnie do bramki. 0-2 koniec meczu. Messi zdobył jednego z najpiękniejszych goli w Lidze Mistrzów jakie widziałem w życiu. To była magia. To był cud. To był 52 gol Leo w tym sezonie, czy trzeba jeszcze coś dodawać?

Gospodarze nie mieli pomysłu na Barcelonę. Mourinho tak uwierzył w swoją taktykę, że nawet nie próbował nic zmienić. Broniąc się całym zespołem na własnej połowie możesz wygrać jeden mecz z Barceloną, ale nie więcej. Rok temu Inter w czterech pojedynkach także wygrał tylko raz z nami, w tym roku jest tak samo. Warto było wydać kupę pieniędzy na zawodników, którzy siedzą na ławce, bądź notorycznie w najważniejszych meczach zawodzą? Warto było wydać fortunę, by sprowadzić trenera, którego jedynym pomysłem by pokonać Barcelonę jest agresywna, a często chamska obrona własnej bramki? Kieruje te pytania do kibiców Realu, choć wiem, że na nie nie odpowiedzą. Oni już zadowolili się remisem u siebie w lidze i zwycięstwem w trzeciorzędnym pucharze.

Cristiano Ronaldo po meczu powiedział, że nie lubi grać w taki sposób,ale robi to,co karze mu trener. Widać nie wszystkim w klubie odpowiada to co robi Mourinho. Mając Kakę, Higuaina, Benzemę na ławce trener woli grać defensywnie na własnym stadionie, co wywołuje frustrację  u CR7:

Po raz kolejny okazało się także, że Mourinho nie potrafi przegrywać z honorem. Oskarżać przeciwnika o spisek z UEFĄ? Tym powinni zająć się lekarze, bo naprawdę, żadne zawieszenie w tym przypadku nie pomorze. I tak bardzo jak nie lubię aktorstwa na boisku, tak bardzo nie lubię osób, które nie potrafią przegrać widzą błędy wszędzie, ale nie u siebie. Mam nadzieję, że już niedługo ten pan będzie obecny w lidze hiszpańskiej, niech zabawia swoją obecnością w jakiejś innej lidze.

Reasumując: wygrał futbol. Pokazaliśmy, że gdy grasz zgonie z własnym sumieniem i stylem, to zawsze jesteś zwycięzcą. To dobra nauczka dla gospodarzy i dla całego piłkarskiego świata.

Czytaj dalej ...

Mourinho z planem, ale bez zwycięstwa. Real 0-2 Barcelona

'Plan był taki, by utrzymać 0-0, wprowadzić napastnika, a potem rozgrywającego', zdradził Mou po meczu. Więc chętni mogą sobie tę strategię sprawdzić na Playstation albo w FM-ie, może jest skuteczna. Na Bernabeu nie mieliśmy okazji jej podziwiać. Pepe wyleciał za czerwoną kartkę po godzinie gry i Real przegrał pierwszy mecz półfinału Ligi Mistrzów z Barceloną 0-2. Szanse na finał mamy takie jak na mistrzostwo ligi, czyli matematyczne.

Tę kartkę Pepego można było w zasadzie wliczyć w koszty, bo wynikła ona z naszego agresywnego stylu gry od początku kwietniowego maratonu. Szkoda tylko, że zwieńczyła okres tak beznamiętnej gry z naszej strony. Przez całą pierwszą godzinę w niczym nie przypominaliśmy drużyny, która zdominowała Barcelonę w pierwszej połowie finału o Puchar Króla. FCB też sytuacje miała nieliczne, ale wydawało się, że wobec jej osłabień trafiła nam się świetna okazja, być spróbować wywalczyć zaliczkę przed rewanżem. Cóż, odkładanie ataku na ostatnie dwadzieścia minut jest ryzykowne i za którymś razem może nie przynieść skutku. Tym razem zapłaciliśmy za to ryzyko.

Smutne jest to, że kiedy sędzia jednym ruchem ręki wymazał misterny plan Mouriho, sprawialiśmy wrażenie, że mecz się dla nas skończył, choć na pół godziny przed końcem wciąż zachowywaliśmy czyste konto. Parę minut wcześniej, na rewanż straciliśmy też Ramosa, który dostał żółtą kartkę, nasze widoki na szczelną obronę na Camp Nou czerniały więc w oczach. Dlaczego więc nie zaryzykowaliśmy i nie powalczyliśmy o zwycięską bramkę póki gra toczyła się na naszym terenie? Dlaczego nie zrobiliśmy tego po stracie gola, kiedy naprawdę nie było już czego bronić? Po co nam byli na ławce Kaka, Benzema i Higuain? Wreszcie, dlaczego skoro trzy ostatnie GD kończyliśmy w dziesiątkę, Mou tym razem nie miał planu B? Być może JM tak bardzo zakochał się w swoim planie, że nie chciał przyjąć do wiadomości, że rzeczywistość się do niego nie zastosowała.

Nad sprawami personalnymi nie ma co dłużej się rozwodzić. Powiem tylko krótko, że po raz kolejny Ozil w pierwszym składzie okazał się złym pomysłem, a Adebayor niewiele wniósł do naszej gry. Wciąż utrzymuję, że Benzema od początku byłby najlepszym rozwiązaniem, jako napastnik dobrze czujący się w bezpośredniej, indywidualnej grze. Szkoda też, że wszechstronność Higuaina nie została w żaden sposób wykorzystana.

Nie chciałbym tym postem zostawić wrażenia, że wieszam psy na Mourinho. Ogólnie biorąc, występy Realu przeciw Barcelonie były w tym serialu imponujące. Tym razem akurat The Special One nie pomógł drużynie tak jak wcześniej, a jako skrajny pragmatyk, podlega ocenie według pragmatycznych kryteriów: dziś jego zespół skuteczny nie był. Poza tym, mam wrażenie, że nasi piłkarze sami nie do końca rozumieli, dlaczego mają aż tak ostrożnie grać przeciw drużynie, która wcale nie była tak wiele silniejsza od nich. To frustrujące i o to mam do Mou pretensje.

A co do kwestii przyszłości Mourinho w Madrycie, trochę za wcześnie na końcowe wnioski z tego sezonu, ale pytał o to każdy, z kim rozmawiałem po tym meczu. Nie wyobrażam sobie, żeby ta porażka przekreśliła jego karierę w Realu. Po pierwsze, niezależnie od stylu w meczach z FCB, postęp drużyny jest w tym roku zbyt wyraźny, by nie docenić pracy Mou. Po drugie, jego porażka będzie porażką Floro Pereza, który postawił na szali prestiż klubu (a więc i swój) i postanowił dostosować się do awanturniczej polityki Mourinho. Nie tylko więc prezes nie ma dla Mou alternatywy (kolejny trener-marionetka?), ale możliwe, że sam pójdzie na dno jeśli projekt The Special One zostanie zatopiony.

Ale wypowiedziami takimi jak te po meczu, JM nie umocni swojej pozycji w klubie. Obawiam się też trochę, żeby sam za bardzo nie uwierzył w to, co mówi. Będziemy potrzebować zdrowego na umyśle trenera, żeby drużyna w nowym sezonie była jeszcze silniejsza i powalczyła o jeszcze ważniejsze trofea. Nie podobało mi się, też że Mou nie zszedł podziękować za mecz Guardioli. Takiego zachowania nie da się niczym uzasadnić i usprawiedliwić.

Podsumowując, nie był to najbardziej udany wieczór dla Madridistas. Oby jak najmniej takich. Przed nami jeszcze rewanż w LM i parę meczów ligowych. Mam nadzieję, że w tym epilogu sezonu nasza drużyna zostawi po sobie pozytywne wrażenie. W końcu teoretycznie szanse mamy jeszcze w każdych rozgrywkach, a do stracenia już bardzo niewiele.




Czytaj dalej ...

środa, 27 kwietnia 2011

RM vs. Barca, czyli in Pep we trust!

In Pep we trust!

Real Madryt vs. FC Barcelona, Środa, 27 kwietnia 2011, godzina 20.45, Polsat, NSport

Święta jeszcze nie minęły, przynajmniej jeśli chodzi o kibiców piłki nożnej. Dziś po raz czwarty w tym sezonie i po raz trzeci w ciągu 11 dni, spotkają się ze sobą dwa największe kluby: Inter Mediolan Real Madryt i FC Barcelona. Tym razem w półfinale Ligi Mistrzów. Stawka jest wysoka więc nie ma co się dziwić emocjom, ale z drugiej strony to, co wyprawiają niektórzy dziennikarze, czy bloggerzy przechodzi ludzkie pojęcie. Ale o tym później. Teraz czas skupić się na dzisiejszym meczu.

Los nas nie oszczędza ostatnimi czasy, bo nie dość, że żaden nominalny lewy obrońca nie jest zdrowy, to wczoraj okazało się, że Iniesta również jest kontuzjowany i w dzisiejszym meczu go nie zobaczymy. Ale nikt tu się nie będzie użalał o 20.45 na boisko wyjdzie grupa 11 zawodników gotowych do walki i z myślą o ataku (gospodarze o ataku myślą, ale bardziej na nasz nogi niż naszą bramkę). Na wczorajszej konferencji Mascherano powiedział, że przed półfinałem Ligi Mistrzów nie ma mowy o zmęczeniu, czy kontuzjach, bo każdy czuje to samo i trudno się z nim nie zgodzić.

Pytania są w zasadzie dwa: kto zagra na lewej obronie i kto zastąpi Iniestę? Na lewej stronie widzę dwie możliwości: Puyol i Mascherano. Sądzę, że Pep zdecyduje się jednak na Mascherano, który już w meczu z Osasuną musiał w ostatnich minutach grać na tej pozycji. Nie ma wątpliwości, że El Jefe  poradzi sobie bez problemów. Puyol w takim wypadku zagrałby na swojej nominalnej pozycji, czyli na środku obrony gdzie stworzyłby parę razem z Pique, który jest w bardzo dobrej formie. Gdy Puyol i Pique grali razem w tym sezonie, to Barca nie przegrywała. Poza tym obrona nie jest naszym zmartwieniem odkąd gospodarze zamienili się w Inter Mediolan sprzed roku i o akcjach ofensywnych praktycznie nie myślą (Sergio Ramos przed meczem powiedział, że to kibice powinni strzelić pierwszego gola…). Naszym problemem może być środek pola.

Tu dochodzimy do braku Iniesty. Kto może go zastąpić? Są trzy kandydatury: Keita, Thiago, Afellay. Pierwszy wydaje się być naturalnym wyborem, ale gra piłką pod ostrym pressingiem, to nie jest jego najlepsza strona. Malijczyk jest silny, wysoki i na pewno nie zlęknie się ostrej gry przeciwnika co może być równie ważne jak gra pod pressingiem. Thiago to młody i jeszcze niedoświadczony zawodnik o nieprzeciętnych umiejętnościach, podobnych do Iniesty. Czy jest gotowy na tak duże wyzwanie? Myślę, że dałby radę. Połączeniem Keity i Thiago jest Afellay, który z reguły gra na skrzydle, ale kibice PSV pamiętają go z występów w środku drugiej linii. To podstawowy zawodnik reprezentacji Holandii i na pewno nie ugięły by mu się nogi w takim meczu, dlatego postawiłbym na niego. Co zrobi Pep? Najprawdopodobniejszym scenariuszem jest występ Keity od pierwszych minut, ale niech nikt się nie zdziwi jeśli w pierwszym składzie zobaczymy Thiago.

Z przodu nie powinno być zaskoczeń: zagrają Messi, Pedro i Villa. Kluczem do sukcesu będzie nasza dobra gra, a poza tym rozciągnięcie gry. Jeśli Pedro zagra tak jak w drugiej połowie finału CdR, to nie powinniśmy mieć problemów z osiągnięciem korzystnego rezultatu w tym meczu. Villa w końcu się przełamał i wepchnął piłkę do bramki w ostatnią sobotę, czy to może oznaczać powrót do dobrej formy? Miejmy nadzieję, że są to pierwsze objawy, bo to będzie już coś. Messi bije wszelkie możliwe rekordy w tym sezonie więc dlaczego by nie miał strzelić gola i dzisiaj?

Mój skład: Valdes, Dani, Piquenbauer, Puyol, sMasche, Busquets, Xavi, Afellay, Pedro, Villa, Messi.

Na koniec odniosę się jeszcze do wczorajszej konferencji prasowej Guardoli, która jest tak szeroko opisywana w mediach. Po pierwsze pisanie, że Guardioli puściły nerwy jest trochę nie na miejscu. Ten człowiek nie ma nerwów, on jest ze stali, co udowodnił nie raz. Jego wypowiedzi były spokojne i widać, że dokładnie ważył każde słowo. Nie powiedział nic co nie byłoby prawdą. Odniósł się do Mourinho ponieważ ten po raz pierwszy w tym sezonie odniósł się do Guardioli osobiście, wymieniając jego imię. 

Mourinho raczej nigdy nie odnosi się personalnie do swojego przeciwnika, on wie, że więcej zyska prowokując, ale nie bezpośrednio. Wczoraj jednak Portugalczyk poszedł na otwartą bitwę, twierdząc, że Pep krytykuje sędziów za dobre decyzje, co czyni go ewenementem w skali światowej. Oto odpowiedź Pepa:

Pracowaliśmy [Pep i Mourinho przyp. johnny) razem przez cztery lata. On mnie zna i ja go znam i to tyle. Jeśli [Mourinho] chce opierać się na tym co napisali jego przyjaciele z gazet po finale CdR, bądź na tym co powiedział mu Florentino Perez i jego otoczenie, to w porządku.  Jeśli to jest ważniejsze niż nasza relacja, to jego wybór. Nie zamierzam uzasadniać moich słów.  Jeśli ktoś kogo znasz zachowuje się w ten sposób, to pozostawia nieprzyjemny zapach w ustach. Zawsze myślałem, że jeśli ludzie mnie nie rozumieli, to była to moja wina ponieważ oznaczało to, że nie potrafiłem dobrze czegoś wyjaśnić, ale ty razem tak nie jest. Powiedziałem, że sędzia [w finale CdR] był mocny i bardzo uważny. Powiedziałem, że miał rację. Zauważyłem jedynie, że rezultat meczu może sprawdzać się do bardzo małych rzeczy, tylko tyle. To nie było narzekanie, skarga. Po porażce pogratulowałem Realowi, bo tak zachowuje się FC Barcelona. Pogratulowaliśmy RM wygrania pucharu na boisku przeciw drużynie którą ja  dumnie reprezentuję.

Po powrocie z konferencji do hotelu Pep otrzymał owację od całej drużyny, ponieważ bronił jej dobrego imienia. Pep ma rację, że Mourinho jest królem konferencji prasowych i prowokacji, ale właśnie tym się od niego różnimy, że my zawsze gramy uczciwie, czy to na boisku, czy poza nim.

Mascherano powiedział, że jeśli mamy umrzeć, to grając w swoim stylu i reprezentując wartości, które są dla nas ważne. Dzisiaj nikt nie będzie umierał, ale zawsze warto przytoczyć takie słowa, bo one pokazują, że nasza drużyna jest wyjątkowa.

Dziś stawiam na 0-2 dla Barcelony, bo dlaczego nie?

Dla wszystkich zainteresowanych konferencją Guardioli, tu do obejrzenia w całości:

Czytaj dalej ...

Real Madryt vs. Barcelona. Ostateczne starcie, część pierwsza.


Trochę niespodziewanie na konferencji przed pierwszym półfinałem Realu z Barceloną stoicki zazwyczaj Pep Guardiola stracił nerwy i pozwolił sobie na emocjonalną tyradę pod adresem Jose Mourinho. Guardiola nazwał Portugalczyka 'pierdolonym szefem' (el puto jefe) konferencji prasowych i pozaboiskowych chwytów, robił aluzje m.in. W do listy błędów sędziego, którą JM swego czasu zaprezentował oraz do ludzi przygotowujących inne jego prowokacje. Jednocześnie z rozbrajającą szczerością przyznał, że nie zamierza dać się wciągać w 'gierki' Mourinho, bo po prostu nie ma w nich żadnych szans. 'Poza boiskiem Jose już wygrał', mówił Pep, 'dziennikarze mogą mu przyznać nagrodę i mam nadzieję, że będzie się z niej cieszył'.

Tak ostrą reakcję Guardioli Mou sprowokował wymieniając trenera Barcelony z imienia, gdy mówił o nowej grupie trenerów, krytykujących arbitra jeszcze przed meczem. Grupie 'jednoosobowej', warto dodać, 'złożonej tylko z Pepa'. Chodziło o słowa sprzed paru dni, w których szkoleniowiec Blaugrana komentował kandydaturę Pedro Proency na sędziego środowego meczu. Wybór Proency, także Portugalczyka, miałby według Guardioli bardzo ucieszyć trenera Realu Madryt. 'Mniejszość trenerów w ogóle nie komentuje pracy arbitrów. Ja, podobnie jak wielu innych, krytykuję grubsze błędy, ale też chwalę ich dobre występy. Ale z zastrzeżeniami do samego wyboru sędziego jeszcze się nie spotkałem', dziwił się Mou.

Ale od tego, co 'Jose' powiedział o 'Pepie', a 'Pep' o 'Jose', ważniejsze są dwie wiadomości przed dzisiejszym meczem.

Po pierwsze, nie Portugalczyk Proenca, ale Niemiec Wolfgang Stark będzie prowadził dzisiejsze zawody. Pana Starka możecie znać m.in. z naszego wyjazdowego meczu z Lyonem (1-1) w lutym tego roku, a także z Mundialowego meczu Argentyny z Nigerią ostatniego lata. Pod wrażeniem gry Messiego, Niemiec przyznał, że chętnie zamieniłby się z Leo koszulkami, ale tylko w szatni, bo inaczej musiałby dać piłkarzowi upomnienie. Przywołuję tę anegdotę bez nieczystych intencji. Przeciwnie, pan Stark tym żartem pokazał, że nie brak mu dystansu i poczucia humoru, moim zdaniem niezbędnych każdemu dobremu sędziemu. Zupełnie nie ufałbym arbitrowi, który przeczyłby, że poza swoją pracą też bywa kibicem. Ale dla paranoików na wszelki wypadek także argument na korzyść Madrytu. Korespondent SkySports Graham Hunter twierdzi, że niemiecki sędzia jest dużo mniej drobiazgowy niż większość arbitrów w Hiszpanii, co ma ułatwić agresywnie grającemu Realowi narzucenie swojego stylu gry. Najważniejsze jednak, by był konsekwentny.

Po drugie, na Bernabeu nie zagra Andres Iniesta. Ta wiadomość bije na głowę wszystkie newsy o utarczkach słownych, sędziach czy wysokości murawy. Okaleczona już w tyłach Barcelona tym razem traci jedną ze swych największych armat. Gole Iniesty nieraz rozstrzygały w końcu najważniejsze mecze, takie jak finał ostatniego Mundialu albo dwumecz z Chelsea w 2009 roku, w... półfinale LM. Z kolei w Mediolanie, gdy FCB przegrywała de facto finał LM 2010, jego zabrakło. Blady Katalończyk był też bodaj najgroźniejszym z napastników Barcelony w finale Copa del Rey. Wziąwszy pod uwagę, że Guardiola w tym meczu pierwszą zmianę zrobił w 106. minucie gry, ponad pół godziny po pierwszej zmianie Mou i dwie minuty po drugiej, widać, że pełnowartościowych zmienników na ławce Blaugrana próżno szukać. Chyba że ktoś chciałby się upierać, że Guardiola czekał na karne i dopiero gol Ronaldo pokrzyżował mu szyki.

Niestety, po raz kolejny z powodu medialnej szopki, trudno znaleźć w gazetach informacje, jak Barcelona zamierza uzupełnić istotne braki. Albo jak Mourinho poradzi sobie pod nieobecność nie tylko kontuzjowanego Khediry, ale też zawieszonego Carvalho.

Barcelona

Jeśli któryś z rezerwowych FCB cieszył się w tym sezonie zaufaniem trenera to był to Keita. Malijczyk pojawił się w niemal wszystkich meczach ligowych (31), nawet jeśli częściej wchodził z ławki (19). Do tego dysponuje dużo lepszymi warunkami fizycznymi niż Iniesta, a także reszta kolegów z pomocy i ataku Barcelony. Do ostrej walki w środku pola z Lassem i Pepe powinien więc nadawać się jak mało kto w drużynie. O ile, wobec braku swojego ulubieńca, jest to jakieś pocieszenie dla cules...

Drugi znak zapytania co do koncepcji Pepa to obsada lewej obrony. Kontuzjowani są Abidal, Adriano i Maxwell (ten ostatni być może jednak wystąpi) więc możliwe, że na pomoc wezwany będzie dżoker w talii Guardioli (albo, jak by powiedział Cezary Kucharski - zapchajdziura), Mascherano. Ten defensywny pomocnik poradził już sobie na środku obrony, czemu więc miałby mieć problemy na lewej stronie? Wtedy grał przeciw Ronaldo i tym razem pewnie też tak będzie. Ale o składzie Królewskich za moment.

Przewidywany skład Barcelony: Valdes - D. Alves, Puyol, Pique, Mascherano - Busquets, Xavi, Keita - Villa, Pedro, Messi

Przyznaję, że w takim zestawieniu obrona FCB wygląda całkiem solidnie. Nawet bez Puyola, Blaugrana nieźle radziła sobie z naszymi atakami w Copa del Rey, a z nim będzie jeszcze pewniejsza. Owszem, to Real miał w tamtym meczu więcej czystych sytuacji, ale podczas gdy w naszej obronie pracowało stale przynajmniej sześciu-siedmiu asekurujących się piłkarzy, FCB przeciw Di Marii, Ozilowi i Ronaldo broniła się często jeden na jednego. Jeśli dziś zagra więc bardziej asekuracyjnie, naprawdę trudno będzie nam zdobyć zaliczkę przed rewanżem.

Z drugiej strony pamiętajmy, że Puyol jedyny mecz po trzymiesięcznej kontuzji zagrał przed nieco ponad tygodniem w Madrycie właśnie i nie dotrwał do końca meczu. Choć uraz okazał się niegroźny, dopiero w ostatnich dniach Cpt. Caveman wrócił do zajęć z drużyną. Bez wątpienia wystawienie go od pierwszej minuty będzie więc sporym ryzykiem nie tylko ze względu na delikatny stan fizyczny (kolejnych kłopotów oczywiście nie życzę), ale też na brak ogrania przez dużą cześć sezonu.

Real Madryt

My swoje ubytki też mamy, ale wydaje się, że trochę łatwiej będzie nam je wypełnić. Przede wszystkim mam na myśli Lassa, który zagra w miejsce Khediry. Lass nie powinien mieć żadnych problemów z dorównaniem Samiemu pod względem energii, pracowitości, nieustępliwości i twardej gry. Trochę obawiam się jednak jego łatwości łapania kartek (żółtą mógłby właściwie dostać na 'dzieńdobry') i chęci bycia w zbyt wielu miejscach naraz, więc opuszczanie swojej pozycji.

Z kartkami mamy zresztą taki problem, że aż czterech piłkarzy, a trzech kluczowych, zagrożonych jest zawieszeniem przed rewanżem. Ronaldo, Di Maria, Ramos i Albiol w przypadku otrzymania formalnego upomnienia, na Camp Nou nie zagrają. A przypominam, że trzej ostatni dostali po czerwonej kartce w ostatnich trzech GD! Oby więc zapowiedzi odnośnie pobłażliwości pana Starka się spełniły.

Obok małego Diarry spodziewam się Pepego. Po pierwsze, dlatego, że w ostatnich meczach był po prostu zbyt dobry (także pod bramką rywala), by cofać go na obronę i ograniczać pole działania. A po drugie dlatego, że Mou nie ma poza Lassem jeszcze jednego defensywnego pomocnika na ławce. Granero potrafi się bardzo przydać, ale do utrzymania się przy piłce i nieśpiesznego rozgrywania piłki, czego możemy z naszej strony nie widzieć w dużych ilościach. A na pewno nie jest El Pirata szczególnie skuteczny w odbiorze.

Zatem Lass i Pepe to będą nasze 'bullteriery', które mają uniemożliwić rozgrywanie Xaviemu i Busquetsowi, zmuszając FCB do gry na własnej połowie bądź górnymi piłkami, jak w finale przed tygodniem. Za nimi grać powinien Xabi Alonso, cofnięty w stosunku do swojej pozycji w ligowych GD, żeby miał więcej miejsca na rozegranie i więcej partnerów przed sobą, niż za plecami - znów - mając więcej opcji w rozegraniu.

W obronie w miejsce nieobecnego Carvalho spodziewam się, niestety, Albiola. Nie przychodzą mi po prostu do głowy inne pomysły, lepszych obrońców - mimo wszystko - nie mamy. Pozostaje mieć nadzieję, że nasza pomoc odetnie Villę od wrzutek za plecy obrońców - a raczej TEGO obrońcy - minimalizując ryzyko powtórzenia przez nich - a raczej przez NIEGO - starych błędów. Hala Raul :D

Przewidywany skład Realu: Iker - Arbeloa, Ramos, Albiol, Marcelo - Xabi, Lass, Pepe - CR7, Di Maria, Benzema

Wreszcie, pozostaje sprawa ataku. Widzieliśmy już, że Ronaldo na pozycji napastnika się marnuje i powinien grać na prawym skrzydle. Na prawym, bo nie tam nie musi biegać za Alvesem i może skupić się na wyprowadzaniu kontr. Żadne z dotychczasowych GD nie były dla niego aż tak udane jak byśmy sobie życzyli, ale to on w końcu 'zajeździł' Adriano, którego organizm nie wytrzymał kolejnej pogoni. Tym razem będzie się pewnie mierzył z bardziej wytrzymałym Mascherano, który jednak wystąpi na nowej dla siebie pozycji. Szykuje się więc ciekawy pojedynek, w którym Cris największe szanse ma chyba w walce w powietrzu.

Obecność Di Marii jest niekwestionowana. Jego praca w obronie oraz przydatność w kontrataku czyni go niezbędnym. Lewe skrzydło uważam właśnie za naszą najsilniejszą broń, bo to tam nasze natarcia wspiera Marcelo, niezwykle ważny dla naszej ofensywy piłkarz. Ciekawe, że najlepsze sytuacje przeciw Barcelonie mieliśmy dotąd po dwójkowej wymianie piłki na skrzydle i wrzutce w pole karne (akcja CR7-Ozil-wrzutka-Pepe w słupek i Marcelo-DiM-wrzutka-CR7 i gol). Warto kontynuować skuteczne rozwiązania.

Kto więc zagra w ataku? Mou chyba najbardziej przekonany jest do Adebayora, którego oszczędzał w meczu z Valencią. Ja bym jednak wolał zamiast niego zobaczyć Benzemę, który jest lepszy technicznie i groźniejszy po indywidualnych rajdach. Najlepiej więc nadaje się do bardzo bezpośredniej taktyki, jaką pewnie będziemy preferować. Myślę, że wielu kibiców, tak jak i ja, chętnie zobaczyło by też Higuaina. Nawet jeśli nie jest jeszcze w optymalnej formie fizycznej, w ostatnią sobotę w Walencji pokazał, że dzięki wizji i precyzyjnym kończącym podaniom jest w stanie dodać naszemu atakowi nową jakość. Z trójki indywidualistów stworzyć jedną potrójną formację. Biorąc po uwagę szerokie pole manewru Mourinho, a także potrzebę elementu zaskoczenia w kolejnym meczu z tym samym rywalem, możemy się doczekać niespodzianki w naszej ofensywie.

Szanse

Mimo wrogich wypowiedzi, obaj trenerzy przed dzisiejszym meczem zgodzą się chyba, że faworyta nie ma. Niektórzy kibice i dziennikarze, pod wrażeniem dotychczasowych dwóch GD spodziewają się kolejnych zwycięstw Realu, ale naiwnością jest sądzić, że potęga Barcelony budowana przez trzy lata i ufundowana na systemie gry doprowadzonym do perfekcji, upadnie nagle po jednej porażce (przyjmijmy, że remis jednak był dla niej wynikiem korzystnym). Pamiętajmy, że losy Pucharu, tak jak trzech punktów w lidze, ważyły się do 90. minuty albo i dłużej i że o sukcesie także w trzecim El Clasico decydować będą niuanse.

Centymetrów zabrakło nam do prowadzenia w pierwszej połowie finału, ale centymetry też uratowały nas od straty bramki, gdy na spalonym okazał się być Pedro. W drugim meczu udało nam się dotrwać w komplecie do niemal samego końca, mimo że Pepe dostał 'żółtko' bardzo wcześnie. Ale w pierwszych GD straciliśmy Albiola po niecałej godzinie gry i z remisu mogliśmy się cieszyć.

Wydaje się, że Mou zagra tak, by 'przede wszystkim nie przegrać' i nie stracić gola, choć może spróbować wysokiego pressingu tak jak w drugim meczu. Warto przynajmniej spróbować przycisnąć FCB i powalczyć o chociaż jednobramkową zaliczkę. Podobnie jak przez finałem CdR jestem przekonany, że swoje sytuacje będziemy mieć. Ważne, żeby umieć je wykorzystać.

Barcelona może zagrać nieco asekuracyjnie w tyłach i spróbować zaatakować nas piątką-szóstką zawodników, nie angażując całej drużyny i nie zostawiając nam miejsca na kontry. W takim wypadku czeka nas raczej mało porywający mecz, który może nie przynieść nam wyraźnego rozstrzygnięcia. Ale też nie da się wykluczyć, że Guardiola pójdzie na całość i nakaże podopiecznym zdominować Real i rozbić zarówno jego obronę jak i pewność siebie. FCB na pewno jest mocno podrażniona ostatnią porażką, a także pierwszym remisem, który w jej świetle wygląda gorzej niż początkowo mogło się wydawać. Zbliża się więc ostateczna odpowiedź na pytanie o prawdziwą wartość katalońskiej drużyny na tym etapie sezonu.

Niecodzienne zachowanie Guardioli na konferencji może wskazywać na uszczerbek na pewności siebie i próbę odparcia ataków Mourinho na polu, na które dotąd Barcelona odmawiała wstępu. Być może jej drużyna ma wrażenie, że znalazła się w defensywie w tym maratonie Gran Derbi i poprzez media próbuje zmobilizować wszystkie siły na decydujące starcie. Mnie przychodzi też do głowy wyjaśnienie, że w klubie były naciski na Guardiolę, by uaktywnił się bardziej na polu kontaktów medialnych, żeby pomóc drużynie. Naciski, które odrzucił przyznając się do niemocy w pozaboiskowych sztuczkach.

W każdym razie, FCB zdaje sobie sprawę, z siły rywala, z którym przychodzi jej się mierzyć, a najsilniejszy rywal to najsilniejsza motywacje. To oznacza, że piłkarze Guardioli zrobią wszystko, by na ataki z różnych stron odpowiedzieć w najlepiej znany sobie sposób. Na boisku zobaczymy więc dziś najlepszą z obecnie możliwych wersji Barcelony.

Ale tak samo jak Barcelona nie rozpadnie się po dwóch meczach w ciągu tygodnia, tak Real nie spocznie na laurach, na jednym - najmniej ważnym - trofeum. Mourinho na pewno pójdzie za ciosem i przekona zawodników, że są w stanie wygrać Ligę Mistrzów już teraz, ale jednocześnie tonuje nastroje przypominając, że jest tym samym trenerem, który jesienią przegrał z FCB 0-5. Że nie dysponuje magiczną formułą, która niczym zaklęcie zapewni kolejne zwycięstwa. Że te zwycięstwa zależeć będą od mnóstwa czynników, także zewnętrznych wobec drużyny.

W trzeciej odsłonie wiosennej serii starć hiszpańskich gigantów dowiemy się, który z trenerów lepiej zaplanował i przeprowadził przygotowania do decydujących potyczek. Na razie górą są Królewscy, po których stronie stoi przewaga psychologiczna, większy głód sukcesu oraz pokaźniejszy zapas sił w nogach rezerwowych wyższej klasy niż ci siedzący na ławce FCB. Mourinho zadbał też od zminimalizowanie presji ciążącej zawodnikom, a przy okazji podrażnił przeciwnika. Barcelona tymczasem pretekstów do narzekań z każdym dniem ma więcej. Sędziowie, kontuzje, złośliwy Mou... Ale z każdą porażką coraz trudniej jej będzie przekonać publiczność do swoich racji. W końcu, jeżeli nie wygrałeś, to z jednego prostego powodu: nie byłeś wystarczająco dobry.

Czytaj dalej ...

niedziela, 24 kwietnia 2011

Powrót Higuaina i Lassa. Valencia 3-6 Real Madryt

Od 23 lat Real nie strzelił w wyjazdowym ligowym meczu sześciu goli. W Walencji ten rekordowy wynik zapewniło nam trio... rezerwowych: Higuain, Kaka, Benzema.

Nie ma co się rozwodzić nad tym meczem. Jak mało on znaczył dla naszego klubu wobec maratonu el clasicos widać po tym, że w pewnym momencie na boisku pojawił się nawet Pedro Leon, zwykle pomijany przez Mourinho nie tylko przy ustalaniu pierwszego składu, ale nawet podczas powołań składu 19-20 zawodników. Trener postawił też od początku na Nacho Fernandeza, piłkarza Castilli, byle tylko dać odpocząć Marcelo, Ramosowi i Arbeloi. Wcześniej jeśli nasi młodzieżowcy w ogóle pojawiali się na boisku, to - poza Adanem w bramce - były to występy symboliczne. Piłkarze z pola uzbierali w sumie w tym sezonie ligowym dotąd 14 minut, a Nacho nawet nie był wśród nich.

Ciekawe, że w lidze gra nam się tym łatwiej, im mniej szans mamy na mistrzostwo. Widać, jak bardzo brak presji pomaga naszym zawodnikom, ale też rozluźnia rywali. Przed dwoma tygodniami gładko wygraliśmy w Bilbao, także rezerwowym składem. Teraz Valencia, która niedawno rozjechała Villarreal 5-0, zapomniała jak groźny jest Real w kontratakach i najwyraźniej przeoczyła, że w naszym napadzie grają zawodnicy co prawda rezerwowi, ale i tak lepsi od Soldado czy Aduriza.

Najwięcej znów mówi się o Kace, ale to Pipita był bohaterem. Gol Benzemy na otwarcie wyniku padł po popisowym podani Gonzalo, idealnie wymierzonym między bramkarzem a obroną. Benzowi wystarczyło dostawić nogę. Druga bramka to już zasługa tylko Pipity, który wyprzedzony przez Mathieu przyczaił się i gdy Francuz chciał zejść z piłką do linii, Higuain wyskoczył zza jego pleców i wpakował piłkę do siatki. Potem Pipa asystował jeszcze Kace, który potem dwukrotnie mu się asystami odwdzięczył. Emery powiedział o swojej drużynie, że zagrała jakby była piętnasta w tabeli. I to prawda, od meczu przeciw Racignowi (6-1) na Bernabeu, strzelanie bramek nie przychodziło nam z taką łatwością.

Higuain, Benzema, Kaka, wszyscy oni mogą być bardzo przydatni w nadchodzących półfinałach Ligi Mistrzów, ale wieści o ich dobrej formie przebija ta o występie Lassa. Mały Diarra wraca po kontuzji w idealnym momencie, bo uraz Samiego Khediry eliminuje Niemca z gry przynajmniej do rewanżu na Camp Nou, a kto wie, czy nie dłużej. Lass przeciw Valencii wyglądał świetnie i widać, że utrzymał wysoką formę mimo krótkiej przerwy w grze. Dla naszego awansu do finału LM będzie absolutnie kluczowy.

A tu filmik ze szpaleru, który Los Che przygotowali nam na początku spotkania. Zasłużyliśmy :)


Czytaj dalej ...

czwartek, 21 kwietnia 2011

Podcast vol. 25, czyli Copa del Rey dla Realu

W dzisiejszym podcascie omawiamy wczorajsze zwycięstwo Realu w finale Pucharu Króla. Jakie są nasze wrażenia? Co nam się podobało, a co nie? I dlaczego Ramos nie wie jak trzymać Puchar. Wszystko to znajdziecie w tym podcascie!

Czytaj dalej ...

Barca vs RM, czyli prosto z serca.

Po pierwsze gratulacje dla Realu Madryt i kibiców za zwycięstwo Pucharu Króla. Nie był to piękny i dobry mecz, ale obie drużyny zostawiły wszystko co miały na boisku. Gratulacje.

Nie ma powodu dla cules do bycia przygnębionym czy załamanym po tym meczu.  Porażka jest częścią tej gry i nawet jeśli czujemy inaczej, tak właśnie jest. Oczywiście nie jestem zadowolony z wyniku, ale jestem ogromnie dumny z tego w jaki sposób nasza drużyna się zaprezentowała. Po słabej pierwszej połowie, całkowicie zdominowaliśmy resztę meczu. Pokazaliśmy, że nawet jeśli przeciwnik broni się w jedenastu na własnym polu karnym, to i tak potrafimy grać swoje i stwarzać sobie okazje. Dlatego jeśli ktoś po tym meczu jest pesymistą, to mówię żeby przestał, bo nie ma ku temu powodów!

Chwała i zwycięstwo są jak fale. Jeśli ktoś obserwował jak zachowuje się fala, to wie, że najpierw się zbiera, pęcznieje, potem rozwala się o brzeg, aż w końcu odpływa, by zaraz znowu wrócić. Jeśli jesteś surferem czy cieszysz się z tej fali i czekasz na następną, czy płaczesz, że jej już nie ma?

Nasz drużyna dała nam tyle radości i dumny z tego w jaki sposób gra sezon w sezon. Po każdym naszym meczu zawsze ktoś zachwycał się naszą grą (i w w tym wypadku nie było inaczej), co sprawia mi wiele radości.

Druga połowa wczorajszego meczu sprawiła, że poczułem się dumny, że jestem kibicem najlepszej drużyny na świecie, która nie sprzeda swojego stylu za żadne skarby. Czy to kosztowało nas zwycięstwo? Nie wiem. Wiem, że są w życiu ważniejsze sprawy niż wygrana i przegrana. Nasz drużyna pokazała, że potrafi przegrać i wygrywać z honorem, (a jak widzieliśmy wczoraj, nie wszyscy tak potrafią).

Pierwsza połowa była okropna w wykonaniu obu drużyn, ale to w jaki sposób  Barcelona potrafiła narzucić swój styl gry w drugiej  połowie wymaga pochwały. Pep powiedział drużynie w przerwie żeby zagrała prosto z serca i to było widać. Graliśmy tak jak potrafimy, nas interesuje piłka nożna nie kopanie rywala, ciągłe prowokacje i chamskie zachowanie. Cieszę się, że Barcelona pokazała, że jest ponad to, że to co masz w sercu jest ważniejsze od rządzy zwycięstwa.

Przegraliśmy. W finale, który najmniej mnie interesował i który dla mnie jest najmniej ważny ze wszystkich i nigdy dla mnie ważny nie będzie, tak jak nigdy nie zwątpię w swoją drużynę. Nie możesz przegrać meczu, czy dwu-meczu jeśli jeszcze go nie zagrałeś.

Dopingujcie ten klub i kochajcie. Zapewne doznamy jeszcze wielu nieszczęść, ponieważ tak działa fala. Ważne żeby drużyna grała jak najlepiej potrafi, a potem trzeba zaakceptować rezultat.

Teraz czekają nas dwa mecze w Lidze Mistrzów. Głowa do góry, Guardiola wie co robi.

Czytaj dalej ...

Comic relief: I nie ma pucharu albo nadciąga totalny kataklizm [WIDEO]

Sergio Ramos upuścił puchar pod autobus...


Czytaj dalej ...

El Madrid! El Rey!!! Barcelona 0-1 Real Madryt w finale Pucharu Króla

(fot. MARCA)

Nie mam pojęcia jak Real to przetrwał. Przez większość drugiej połowy Królewscy wyglądali jakby mieli zacząć seryjnie padać na murawę ze zmęczenia. A jednak dociągnęli do dogrywki i to oni zadali decydujący cios, głową Ronaldo!

Na analizę pewnie jeszcze przyjdzie czas, ale teraz przede wszystkim się cieszę. Cieszę się, bo to nasze pierwsze trofeum od 2008 roku. Puchar Króla zaś, pierwszy od 1993. To też oczywiście pierwszy CdR Ikera, który tym samym wygrał już wszystko, co mógł: Puchar Europy, Mistrzostwo Hiszpanii, Puchar Króla, Mistrzostwo Europy i Świata. We wszystkich tych rozgrywkach rozegrał pięć finałów i w żadnym nie dał się pokonać (przeciw Bayerowi gola puścił Cesar, którego Iker zastąpił). Dziś Jego Świętość uratował nas od porażki w drugiej połowie, kiedy m.in. bronił strzały Pedro i Iniesty. Bohater tego meczu. Ale najbardziej się cieszę z tego, jak wielki postęp zdołała nasza drużyna zrobić w ciągu tego roku. Od 0-5 na Camp Nou, przez remis w ostatnią sobotę, po zwycięstwo 1-0 nad Barceloną, której w tym sezonie tak naprawdę nikt nie potrafił zagrozić. Wrażenia z meczu na Bernabeu, potwierdziły się. Real znalazł sposób, by Barcelonę zatrzymać.

Warto w tej chwili pamiętać o El Siete i Gutim, którzy spędzili w Madrycie wiele lat, udanych bądź mniej udanych, ale nigdy nie zdołali Copa del Rey zdobyć. Na twitterze gratulacje dla madridistas przesłał też Miguel Torres, nasz wychowanek, obecnie grający w Getafe.

Fantastycznie, że swoją rolę w tym zwycięstwie odegrał Granero, po Ikerze i Arbeloi nasz trzeci wychowanek na boisku. El Pirata ciężko pracował od samego powrotu z Getafe, żeby móc przydać się drużynie. Dziś zastąpił Khedirę na czas dogrywki.

Dobrze, że zwycięską bramkę zdobył Cristiano, bo on jej najbardziej pragnął, a wcześniej w tym meczu nie szło mu specjalnie dobrze. Nasza druga linia była wyraźnie zmordowana pojedynkiem z soboty i ani Pepe, ani Khedira, ani Xabi nie mieli sił, by przez dziewięćdziesiąt minut biegać za Xavim, Iniestą i Messim. Ale na wysokości zadania stanęła nasza obrona. Od Marcelo, przez Carvalho, Ramosa po Arbeloę, wszyscy byli niewiarygodni. No na posterunku zawsze był Iker, nasz mąż opatrznościowy!

Oczywiście nie dotrwaliśmy do końca w komplecie! Mou będzie mógł swoją śpiewkę ciągnąć. Ale druga żółta kartka dla Di Marii to w tym kontekście akcent tylko humorystyczny. Parę sekund po zejściu Angela sędzia skończył mecz. A był Klusek kolejnym z naszych bohaterów i zaliczył asystę. Ileż może być warte jedno celne podanie!

A teraz Mourinho! Kochany Mou!



Gdyby nie on, tego sukcesu oczywiście by nie było. Biorąc pod uwagę jak okaleczoną psychicznie miał drużynę jesienią, to co udało mu się osiągnąć już po roku pracy jest imponujące! Zdetronizował -- mowa na razie o jednym skromnym tronie -- Barcelonę, co wydawało się przecież nierealne w tak krótkim czasie.

Jeszcze słówko o pokonanych. Spodziewałem się po Blaugrana więcej, mimo wszystko. W drugiej połowie, w dwóch, trzech sytuacjach, mieli nas na widelcu, ale nie przebili się przez ostatnią barierę, Casillasa. Ale wyraźnie brakowało im motywacji, ruchu, szybkości. Lepiej grali w sobotę. Być może to zmęczenie materiału ludzkiego. Piłkarze Realu grali jednak trochę mniej latem, choć dużo więcej odpoczynku też nie mieli. Ale pamiętajmy, że jesteśmy dopiero w połowie maratonu i jeszcze wiele się może zdarzyć. Choć po dzisiejszym wieczorze, na półfinały możemy czekać z dużym spokojem. Już teraz wiadomo, że tanio skóry nie sprzedamy.

Chłopaki się cieszą


A zaraz ruszają na CIBELES!!!

Czytaj dalej ...

środa, 20 kwietnia 2011

Barca vs RM, czyli zagrać zgodnie z własnym stylem.

FC Barcelona vs. Real Madryt, Środa, 20 kwietnia 2011, godzina 21.30, TVP

Tak, Puchar Króla to trofeum trzeciej kategorii. Tak, Liga i Liga Mistrzów są o wiele ważniejsze. Tak, ten mecz jest ważniejszy dla zdesperowanego Realu. Tak, gdybyśmy nie grali z IZ to nie przykładałbym do tego meczu wielkiej wagi, ale… Ale pech chciał, że gramy z naszym największym rywalem i oprawcą i wszystkie “tak” trzeba odłożyć na bok. Gran Derbi zawsze równa się bardzo ważny mecz.

Na szczęście dla nas, kibiców Barcelony, zawodnicy i trenerzy mają tego świadomość, co oznacza pełną mobilizację i walkę do ostatniej kropli krwi. Że krew się poleje  jestem prawie pewien znając łatwość z jaką piłkarze Mou tracą panowanie nad sobą i to z jaką lubością kopią zawodników Barcelony gdzie popadnie. Cóż, każdy zespół radzi sobie jak umie, są zespoły które lubią grać w piłkę, ale są też takie, które wolą skupić się na negatywnej stronie futbolu i trzeba to uszanować (nawet jeśli nam się to nie podoba).

Wracając do Barcelony: Pep zabrał do Walencji taki skład: Valdés, Pinto, Alves, Mascherano, Piqué, Puyol, Xavi, Villa, Iniesta, Messi, Jeffren, Keita, Sergio, Pedro, Milito, Maxwell, Afellay, Adriano, Fontàs i Thiago. Do tego z drużyną pojechali kontuzjowani Abidal i Bojan, a także zawodnicy z Barca B, którzy wystąpili w tym sezonie w Copa del Rey, czyli Nolito, Montoya, Miño i Jonathan dos Santos (Sergi Roberto i Marc Bartra są na zgrupowaniu reprezentacji Hiszpanii U20, dlatego nie mogli pojechać do Walencji). To pokazuje, że nasz zespół jest jednością i niezależnie od wyniku wszyscy będą razem.

Co do składu w jakim Barca wyjdzie na boisko to spodziewam się, że zestawienie będzie podobne do tego z soboty, a wyjątkiem będzie Pinto, który do tej pory zagrał we wszystkich 8 spotkaniach CdR. Tak więc XI: Pinto, Adriano, Alves, Pique, Puyol, Busquets, Xavi, Keita, Iniesta, Villa, Messi. Pedro zacznie mecz na ławce, dzięki temu Keita doda nam więcej siły w środku pola i wzrost przy bronieniu stałych fragmentów gry. Gdy rywal będzie już zmęczony w drugiej połowie, to wtedy na boisko wejdzie Pedrito żeby dobić rywala. Z ostatnich doniesień wiemy, że opaska kapitana leży w szatni przy koszulce Puyola, co by oznaczało, że wystąpi w pierwszym skaldzie, ale jak będzie przekonamy się dopiero o 21.30.

Po sobotnim spotkaniu Pep mówił, że zagraliśmy przeciętny mecz i zrobi wszystko by to się nie powtórzyło. Do tej pory Guardiola potrafił zmobilizować swoich zawodników na najważniejsze spotkania, za jego kadencji Barca w finale (piszę tu o wszystkich finałach w jakich grała, było ich 6)  jeszcze nie przegrała. Dlatego o takie sprawy jak motywacja, zaangażowanie, czy koncentracja się nie martwię. Ważne żeby Barcelona zagrała swoje i będzie dobrze. To samo zresztą powiedział Guardiola.

Myślę, że to będzie dobry mecz, który Barcelona wygra 3-0. I niech tak się stanie.

Czytaj dalej ...

Nie będzie remisu. Nie będzie wymówek. FC Barcelona vs Real Madryt w finale Pucharu Króla

'Naprawdę zaatakujemy Barcelonę' zapewnia Jose Mourinho przed finałem i zapowiada, że wbrew przewidywaniom prasy wystawi środkowego napastnika. Mecz o Copa del Rey to druga odsłona maratonu Gran Derbi i wszystko wskazuje na to, że będzie ciekawsza i bardziej intensywna niż sobotnie mecz ligowy. Tym razem na remisie się nie skończy.

Poprzedni mecz pozostawił po sobie dziwne wrażenie. Każda ze stron uważała się za zwycięzcę, nawet jeśli tylko moralnego. Każda ze stron miała też poczucie, że stać ją na więcej. Barcelona ustami Xaviego twierdziła, że była lepsza przez cały czas, a Real w ogóle nie chciał grać w piłkę. Królewscy byli dumni z wyrównania podczas gry w osłabieniu, ale żałowali, że nie mogli dokończyć spotkania w komplecie. A jednak odczuli chyba też wyraźną ulgę, że można z mistrzem nawiązać wyrównaną walkę i w kolejnych el clasicos nie stoją wcale na straconej pozycji. Bardziej sfrustrowana była jednak Barcelona z wściekłym Messim nabijającym piłką kibiców.

Blaugrana wyjdzie więc na boisko szczególnie zmotywowana. Xavi słowa o dominacji swojej drużyny wypowiedział też po pierwszym, przegranym meczu z Arsenalem i pamiętamy, że FCB w rewanżu zagrała faktycznie o wiele lepiej. Murawa na Mestalla NIE* będzie zroszona, ale za to krótsza niż na Bernabeu, co ułatwi Katalończykom prowadzenie własnej gry. Ale by faktycznie myśleć o zaaplikowaniu Realowi paru bramek, będą musieli też bardziej zaryzykować. W sobotę Adriano nie przekraczał właściwie linii środkowej, a kiedy do ataków podłączał się Alves, środkowi pomocnicy ubezpieczali jego tyły. Tym razem drużyna Guardioli będzie musiała rzucić do przodu więcej zawodników naraz, co bardziej obnaży defensywę i narazi ją na kontry Madrytu.

Piłkarze Mourinho też będą musieli więc zagrać jeszcze lepiej niż w pierwszym meczu, jeśli faktycznie tak jak mówi Casillas, 'Real Madryt nie może sobie pozwolić na siedemnaście lat bez Pucharu Króla. To zbyt ważne trofeum'. W środku pola patent z Pepem został już przetestowany z pozytywnym rezultatem, ale tym razem linia obrony Madrytu będzie pewnie mieć więcej roboty, zwłaszcza na skrzydłach. Kluczowa też będzie skuteczność pod bramką rywala, żeby wywołać w nim poczucie ciągłego zagrożenia ze strony naszych napastników. A przede wszystkim utrzymać kontakt. Strata dwubramkowa mogła by odebrać nadzieje piłkarzom. A znaczenie tego pojedynku dla ich psychiki jest nie do przecenienia. Jeśli remis w lidze pozwolił odegnać demony manity i nawiązać walkę z Blaugrana, wysoka porażka mogłaby zniweczyć efekty tamtego meczu i pozbawić Królewskich nadziei na sukces w półfinałach Ligi Mistrzów.

Pytanie brzmi, o ile lepiej może zagrać każda z drużyn? Barcelona może grać szybciej, bardziej kombinacyjnie i odważnie do przodu, ale wcale nie jest pewne, że przyniesie jej to oczekiwany skutek. Jej napastnicy prezentują się ostatnio słabo. Pedro od powrotu po kontuzji nie zagrał jeszcze chyba dobrego meczu, w sobotę był zupełnie niewidoczny. Villa od dziesięciu meczów nie trafił do siatki, a na Bernabeu jego wykończenie to była katastrofa. Messi też grał już w tym sezonie dużo, dużo lepiej. A zmienników brak. Problemy Barcelony w obronie też są dobrze znane, choć po powrocie Puyola i Mascherano do składu, sprawa wygląda dla Pepa trochę lepiej. Ale najbardziej symptomatyczne są chyba problemy z koncentracją i motywacją w obozie katalońskim.

Rewanż z Arsenalem uważa się za najlepszy z ważnych meczów FCB w tej rundzie. Ale nawet w tym meczu, mimo przygniatającej przewagi, Barcelona zdołała sama narobić sobie problemów, strzelając samobója, który o mało nie doprowadził do dogrywki. W ostatnich Gran Derbi, także zdarzyło się Katalończykom przysnąć i oddać inicjatywę osłabionemu Realowi. Być może Xavi i spółka grają ostatnio bliżej granicy swoich możliwości niż im się wydaje. Arsenal nie oddał na Camp Nou żadnego strzału, a wyrównanie zdobył. Real w Walencji na pewno swoje szanse będzie miał.

Madryt, by móc powstrzymać lepiej grającą Barcelonę musiałby stosować bardziej zorganizowany pressing całą drużyną, tak jak Inter Mourinho dokładnie rok temu, gdy wygrał 3-1 w półfinale LM. Im wcześniej będziemy przerywać akcje Katalończyków, tym mniej zagrożenia będą z sobą nieść. Im bliżej ich bramki odzyskamy piłkę, tym łatwiej będzie nam groźnie kontratakować. Brzmi nieźle, ale pamiętajmy, że na sukces z Interem Mou potrzebował dwóch lat i Realowi ciężko będzie już teraz wznieść się na taki poziom gry zespołowej. A jednak The Special One przed meczem twierdzi, że tak jak dotąd Real bronił przeciw Barcelonie w siedmiu-ośmiu, tak teraz opór stawiać będzie jedenastka piłkarzy. Co to w praktyce będzie oznaczać, zobaczymy. Faktem jest, że Mou wygląda na pewnego siebie.

Kluczowym czynnikiem dla losów Pucharu może być brak Valdesa w bramce katalońskiej. Guardiola od początku kampanii w Copa del Rey wystawiał zamiast niego Pinto i tak samo uczyni dziś. O ile Pepowi za lojalność i szacunek dla swojego rezerwowego należą się brawa, faktem pozostaje, że tą decyzją osłabia drużynę. Nie tylko dlatego, że Pinto gorzej broni sam-na-sam i nie jest tak błyskawiczny broniąc strzały. Ustępuje młodszemu koledze także gdy trzeba rozprowadzić piłkę, a więc w elemencie kluczowym dla tiki-taka Barcelony i jej utrzymaniu się przy piłce pod wysokim pressingiem.

Przewidywany skład Barcelony: Pinto - Alves, Busquets, Pique, Adriano - Mascherano, Xavi, Iniesta - Villa, Messi, Pedro

Teraz zastanówmy się więc kogo ekscentryczny Pinto będzie musiał powstrzymać. W zgodnej opinii komentatorów, Benzema nie sprawdził się w pierwszym meczu i dziś nie wybiegnie od pierwszej minuty. Z pozostałych napastników to Adebayor wydaje się w tej chwili cieszyć większym zaufaniem trenera. Obecność Adego ułatwiłaby nam grę długimi podaniami, a jego umiejętność przetrzymania piłki pozwoliłaby nam przesunąć pod bramkę większą ilość napastników. Oczywiście obecność Ronaldo jest więcej niż pewna i może on nawet zostać użyty jako środkowy pomocnik zamiast Adebayora z Ozilem i Di Marią za jego plecami.

W meczu sprzed czterech dni, Mourinho początkowo ustawił drużynę na odbiór piłki i błyskawiczny kontratak. Dopiero w końcówce, gdy trzeba było gonić wynik, wejście Ozila pozwoliło nam nacierać bardziej pozycyjnie na nieco cofniętą Barcelonę. Tym razem kolejność może być odwrotna. Jeżeli udało by nam się wyjść na prowadzenie, w końcówce moglibyśmy zamurować bramkę i liczyć na szybkich Di Marię i Benzemę. Jednak niezależnie od nastawienia drużyny, jedno jest pewne. Do ataku się nie rzucimy.

Przewidywany skład Realu: Iker - Arbeloa, Ramos, Carvalho, Marcelo - Pepe, Xabi, Khedira - Di Maria, CR7, Adebayor

To piąte spotkanie obu drużyn w finale Pucharu Króla. Jak dotąd, lepszy bilans ma FCB, która wygrała trzy razy, ostatni raz w 1990 roku, także na Mestalla. Na stadionie Valencii Barcelona zdobyła też swój ostatni puchar, dwa lata temu. Teraz Real Madryt ma szanse wyrównać stan pojedynku.

Ten mecz spośród pozostałych tegorocznych Gran Derbi wyróżniać będzie kontekst polityczny. Madridistas przygotowali specjalne koszulki w połowie w barwach klubowych, w połowie narodowych. Nie powinno też zabraknąć flag Hiszpanii w sektorach madryckich. W 2009, kiedy Barcelona mierzyła się - także na Mestalla - z Athletikiem, hymn państwowy został wygwizdany przez zwolenników niepodległości Baskonii i Katalonii. Stąd mobilizacja sympatyków władzy centralnej. W końcu Puchar Króla to trofeum bardzo 'hiszpańskie'.

Najważniejsze jednak będzie to, co zdarzy się na boisku. Przegrany nie będzie miał tym razem wymówek, nie będzie oszczędzania sił, bo nie będzie też okazji do rewanżu. Mourinho powiedział, że finały to zawsze wyrównane pojedynki, nawet jeśli między walczącymi jest różnica klas. Tym bardziej więc, kiedy spotykają się dwa potężne zespoły. Kto wie, może nawet doczekamy się rzutów karnych. To by dopiero było. Całe napięcie Gran Derbi skondensowane nie tylko w pojedynczym meczu, ale w raptem dziesięciu pojedynczych kopnięciach...

*EDIT z godz. 17.19

Czytaj dalej ...

wtorek, 19 kwietnia 2011

Full-contact: Kto królem? FC Barcelona czy Real Madryt?






Miejsce: Valencia, Estadio Mestalla

Czas: Środa, 20. kwietnia, godz. 21.30

Transmisja: TVP, wiele innych TV z całego globu; Streamy: MyP2P.eu, Rojadirecta.es

Zasady: Takie jak zwykle. Po trzy pytania i trzy odpowiedzi każdej ze stron. Swojego faworyta wskazać może każdy, ale wszystko rozstrzygnie się w środę przed północą

FIGHT!!!
 
Runda I: Uderza Johnny, odpowiada Cichonio
 
1. Obrona Realu – Znowu to jest mój cios, bo za czerwoną kartkę musi pauzować Albiol, co zmusi Mourinho do przesunięcia Ramosa na środek, a na prawej stronie zagra najpewniej Arbeloa, który szybkością i zwrotnością nie grzeszy. Dzięki temu Pedro, Villa czy Messi będą mogli sobie biegać tam dowoli, to samo tyczy się Adriano, który coraz odważniej poczyna sobie pod bramką rywali. Ramos z kolei na środku będzie tak samo nieprzewidywalny co Albiol i każde głupie zagranie w jego wykonaniu jest możliwe. Czy nie obawiasz się, że i tym razem defensywa was zawiedzie?
 
Jeśli nasza obrona będzie wyglądać właśnie tak, jak sugerujesz, bardzo będę szczęśliwy. Bo jeśli Pepe ma zostać w pomocy, to to jest nasze najmocniejsze zestawienie. Jeśli Arbeloa będzie miał za rywala Villę takiego jak w sobotę, da sobie radę z łatwością, a Adriano, choć dobry w defensywie, w sobotę gdy tylko wybrał się na naszą połowę, potknął się o piłkę i przewrócił. Zatem nie, Adriano się nie boję. Ramos na boku i Ramos na środku obrony to dwaj różni Ramosowie. Dlatego jeśli liczysz na powtórkę zagrania Albiola to oszczędzę Ci rozczarowania -- to się nie stanie. Do tego dochodzi słaba forma napastników Barcelony, z których tylko Messi zdaje się w miarę tchnąć energią. Uważam, że obrona może być w tym meczu naszą najmocniejszą formacją.
 
2. Kolejne pytanie dotyczy stylu w jakim Real zagrał w sobotę i w jakim zamierza zagrać jutro, czyli catenaccio po madrycku. Raz się udało, ale i to nie do końca, czy drugi raz może być lepiej? Real już nie zaskoczy, bo nie ma czym, jeśli zagra tak samo jak w sobotę, to może okazać się znów za mało na Barcelonę, która będzie zmotywowana i gotowa na wszystko. Guardiola wie, że jego zawodnicy mogą grać o wiele lepiej i że w finale Copa del Rey zaangażowanie i chęć zwycięstwa będą na najwyższym poziomie. A jak to się wtedy kończy wszyscy dobrze wiemy. Przypomnijmy, że to Barcelona przez cały mecz kontrolowała sobotni mecz bezapelacyjnie i dopiero błąd sędziego pozwolił Realowi na wyrównanie.
 
Wątpię, by ustawienie Realu szczególnie zaskoczyło Barceloną ostatnim razem. To szczelność naszej obrony i agresja w środku pola sprawiły, że Blaugrana nie mieli zbyt wielu sytuacji. Jeśli więc Real znów zagra podobnie, podobny może być także efekt. Tym bardziej, że Królewscy teoretycznie nie muszą nawet strzelać gola, by sięgnąć po Puchar. Wcale nie muszą więc ryzykować bardziej. Jeśli dla FCB 'bezapelacyjna' kontrola oznacza tracenie goli grając w przewadze i nieumiejętność rozstrzygnięcia 'kontrolowanego' meczu, to ja sobie życzę takiej kontroli częściej. Gran Derbi z listopada możecie przypominać do woli. Zbliża się chwila, gdy nie tylko manita, ale i trofea staną się dla cules tylko wspomnieniem.
 
3. W Barcelonie większość zawodników grała już w wielu finałach, czy to były Mistrzostwa Świata, czy Europy, Liga Mistrzów, czy Puchar Króla. Z kolei piłkarzy Realu z takim doświadczeniem można policzyć na palcach jednej ręki. Brak doświadczenie najbardziej wychodzi właśnie w takich meczach kiedy nie ma odwrotu i kiedy trzeba pokazać wszystko co najlepsze. Jak w takim razie młody skąd Realu z tą presją sobie poradzi? I nie przypominaj tu meczów z Milanem, Tottenhamem i Ajaxem, które nie miały takiego ciężaru gatunkowego jak ten jutrzejszy mecz. Pod presją piłkarze Realu grali do tej pory dwa razy w tym sezonie: raz przegrali 5-0, raz zremisowali w słabym stylu 1-1.
 
Na palcach jednej ręki można naliczyć połowę drużyny. Powinieneś to już wiedzieć, bo o manitach wspominasz bez przerwy. Casillas, Ramos, Alonso, Ronaldo, Carvalho, oni wszyscy podnosili najważniejsze puchary piłki klubowej lub międzynarodowej. Reszta wnosi do drużyny głód sukcesu czyli coś, czego w Barcelonie pod dostatkiem akurat nie mają. Problemem może być doświadczenie drużyny jako kolektywu. Ale choć monolitem bez skazy Real nie jest, nie jest też grupką piłkarzy, których łączy tylko podobieństwo stroju, jak w listopadzie. Stąd też postęp w kolejnych Gran Derbi aż o pięć goli. Dotychczasowe mecze LM faktycznie nie były tak trudne jak te z FCB, ale były przed nimi dobrym przetarciem. Teraz nadchodzi czas zrobić kolejny krok. Była porażka, był remis, a więc...


Runda II: Uderza Cichonio, odpowiada Johnny
 
1. W Barcelonie zabraknie przede wszystkich Valdesa, który w maszynie Guardioli jest bardzo istotnym trybikiem. Jego brak może więc popsuć funkcjonowanie całości. Pinto nie wykopuje tak celnie, nie jest równie błyskawiczny na linii, nie powstrzymuje równie skutecznie napastników w sytuacjach sam-na-sam. Do tego najtrudniejsze mecze, jakie przyszło mu dotąd grać to półfinał Copa del Rey z rywalami z krajowego podwórka i mało znaczące pojedynki w grupie Ligi Mistrzów, w których 'popisał się' cwaniactwem na poziomie dziesięciolatków z podwórka. Teraz będzie wrzucony w prawdziwy cyklon presji, emocji, z zadaniem zatrzymania rywala, z jakim dotąd się nie mierzył. Guardiola powiedział, że wystawia Pinto z szacunku. Czy lojalność przedkładana ponad jakość nie pozbawi jego zespołu trofeum?
 
To się okaże jutro, ale za to kibice kochają i szanują Guardiolę, że potrafi podejmować mądre i zgodne z naszą filozofią decyzje. Pinto zasłużył na występ w finale i to nie ulega wątpliwości: zagrał we wszystkich meczach i także dzięki niemu jesteśmy w finale. Nie mam z tym żadnego problemu. Doceniam gest Pepa i nawet jeśli przez to mielibyśmy stracić trofeum, to ten gest jest warty tego w stu procentach. Poza tym mimo, iż Pinto jest zdecydowanie gorszym bramkarzem niż Valdes, to doświadczenia i opanowania mu nie brakuje, a i sprytem potrafi się wykazać więc nie martwiłbym się o jego postawę. Jeśli Barcelona zagra dobrze, to Pinto nie zagra gorzej.
 
2. Wspominałeś przy wielu okazjach, że Barcelona grała w sobotę 'na drugim biegu'. Jej względnie leniwą i przewidywalną grę obserwujemy jednak już od jakiegoś czasu, połączoną zresztą z łatwością tracenia bramek po okresach -- wydawało by się -- całkowitej dominacji (Real, Almeria, Sevilla). Nawet w rewanżu z Arsenalem, jej bodaj najlepszym spotkaniu w mniej więcej ostatnich dwóch miesiącach, Kanonierzy nie potrzebowali choć jednego celnego strzału, by zdobyć gola. Skąd więc u Ciebie wiara, że Barcelonę faktycznie stać na grę znacząco lepszą od tej z Bernabeu?
 
Moja wiara bierze się z meczów o jakąś stawkę, kiedy przeciwnik był naprawdę groźny, czyli Arsenal, Villarreal, Szachtar. Właśnie wtedy Barcelona pokazuje swoją moc, siłę i potęgę. Dlatego myślę, że bez problemu Barcelonę stać na zdecydowanie lepszą grę niż to co widzieliśmy w sobotę.
 
3. Poza Messim, który w ostatnich Gran Derbi miał dwie dobre sytuacje bramkowe, a jednak by trafić, potrzebował karnego, atak FCB praktycznie nie działa. Nie przypominam sobie nawet jednej dobrej akcji Pedro z tego meczu, Affellay w dwadzieścia minut zdziałał więcej, choć przecież też raczej niewiele. Villa potrafił wywalczyć karnego i to jego jedyny wkład w sobotni remis. Nie wykonał żadnego dryblingu do przodu, gdy miał piłkę, głównie ją wycofywał. W drugiej połowie, gdy dostał parę dobrych podań, nie potrafił przyjąć piłki. Kiedy mu się udało, bał się strzelać. Kiedy wreszcie się zdecydował, uderzał anemicznie albo w górne piętra trybun. Pytanie zatem brzmi: kto w Barcelonie trafi do siatki, skoro nie będzie Albiola, który podarowałby jej karnego?
 
Nie będzie Albiola, ale będzie Pepe, Ramos, czy Arbeloa, to w zupełności wystarczy by Villa wywalczył karnego. Poza tym Messi, Pedro i Villa to trio na które zawsze trzeba uważać i być czujnym, bo zlekceważenie takich zawodników byłoby samobójstwem. O ile w ostatnim meczu remis nas zadowalał, o tyle jutro remisu nie będzie i Barcelona będzie grała bardziej ofensywnie, co oznacza, że Pedro i Villa będą mieli więcej okazji na pokazanie swoich umiejętności. Zwłaszcza Pedro, który ostatnio miał więcej defensywnych zadań i być może dlatego Twoje białe oko jego nie dostrzegło, będzie jutro bardziej wykorzystywany w ataku. Messi jest najlepszym piłkarzem na świecie i nawet jeśli gra poniżej swojego normalnego poziomu, to jest jeszcze poziom wyżej nad wszystkimi. Więc o niego się nie martwię.

 
Która drużyna dysponuje mocniejszym uderzeniem? Która jest na ciosy bardziej wytrzymała? Kto będzie Muhammadem Ali, a kto Sonnym Listonem? Zapraszamy do dyskusji!

Czytaj dalej ...

Podcast vol. 24, czyli między 1 a 2 Gran Derbi

Witajcie! Dziś oddajemy w Wasze ręce kolejny podcast, w którym mówimy o:

  • sobotnim El Clasico
  • odczuciach i reakcjach na to co się wydarzyło
  • czy jesteśmy zadowoleni z gry naszych zespołów
  • czy Real poddał ligę na własnym stadionie i czy to przystoi?
  • co na ten temat sądzi Cichonio?
  • jutrzejszym finale Pucharu Króla
  • jakie będą ustawienia, taktyki, składy Barcelony i Realu
  • czy możemy spodziewać się wielu zmian w porównaniu do sobotniego meczu?
  • na koniec typujemy wyniki

Zapraszamy do słuchania i komentowania!

mail: johnnycichonio@gmail.com

Czytaj dalej ...

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Comic relief: Mourinho znów w dobrej formie

Gdy dowiedziałem się o przebiegu konferencji Mou przed meczem, pomyślałem, że dziennikarze słusznie zrobili wychodząc. Niezależnie od tego, gdy zobaczyłem klip z Karanką i Mou siedzących razem i tym drugim milczącym z poważną miną, mimo że właśnie wyciął jeden ze swoich numerów w kontaktach z mediami, nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.



Podobnie było dziś, gdy poznałem przebieg konferencji prasowej po meczu (tłumaczenia z bloga unamadridisty).

Dziennikarz 1: Jestem z Asa. Co Pan sądzi o pracy sędziego w dzisiejszym meczu?

Mou: Czy jest Pan dyrektorem Asa?

Dziennikarz 1: Nie.

Mou: A więc nie muszę odpowiadać. Według Waszej filozofii, jeśli nie chcecie rozmawiać z moim asystentem, ja powinienem mówić tylko z Waszym dyrektorem*.

Dziennikarz 2: Jestem Nacho Pena z Punto Pelota. Czy myśli Pan, że mógł wpłynąć na sędziego i jakie są pana odczucia na temat uwagi, że zawsze przeciw Barcelonie gra Pan w 10.

Mou: Odpowiadam, ponieważ Punto Pelota okazała wczoraj szacunek komuś, kto na niego zasługuje. Komuś, kto wygrał z tym klubem trzy Puchary Mistrzów, kto jest absolutnie godny reprezentować mnie i Real Madryt na konferencjach. Dlatego odpowiadam, choć nie jest Pan dyrektorem, ponieważ jest Pan profesjonalistą, tak jak Karanka. I tak jak wszyscy, którzy wykonują swoją pracę ze szczery oddaniem. Wszyscy oni zasługują na szacunek, którego niektórzy wczoraj nie okazali człowiekowi zwanemu Aitorem Karanką. Ponieważ Punto Pelota uszanowało mojego asystenta, tak samo potraktuję Pana jakbym potraktował dyrektora. Odpowiadam zatem... [tu dopiero(!) zaczyna się właściwa odpowiedź].

[inne pytania]

Dziennikarz 3: Jestem z Marki. Chciałbym zapytać o Pepego, ale skoro gniewa się Pan o wczoraj...

Mou: Będę gadał tylko z Indą [redaktorem naczelnym].

Dziennikarz 3: Cóż, nie jestem Indą, ale czy nie sądzi Pan, że to, co stało się wczoraj było protestem przeciw Panu, nie brakiem szacunku dla Karanki?

Mou: ...Tylko z Indą...

Dziennikarz 4: Dobry wieczór. Jestem z Cadena SER. Czy mógłby mister powiedzieć, czemu nie rozmawiał z dziennikarzami wczoraj, a dziś rozmawia?

Mou: Odpowiem Pańskiemu dyrektorowi.

*As akurat nie opuścił konferencji. Mou musiał coś pokiełbasić


Czytaj dalej ...